=3=[2]

Siedziała przed tym telewizorem i zastanawiała się, czy aby na pewno to prawda.

Luka- chłopak z którym przyjaźniła się za dziecka -mimo różnicy dwóch lat pomiędzy nimi-, który był bardzo nieśmiały i tajemniczy, a przez większość osób uważany po prostu za brzydkiego, siedzi na kanapie w studiu telewizyjnym, a na dodatek jest popularnym modelem! Zupełnie jak on... - w myśli Marinette dostał się obraz zielonookiego blondyna na starych okładkach gazet, kiedy to za młodu miała miliony takich czasopism. twarz ukochanego wprawiła ją w smutek, którego tak bardzo chciała uniknąć. No bo kto mówi, że kocha, a potem znika, jak kamień w wodę? - zadała pytanie w myślach. Jeśli chodzi o tamten wieczór, nie wiele pamięta. Była roztrzęsiona i działała pod wpływem emocji, które tak jakby wymazały obrazy z przed pięciu lat. Od natłoku myśli - z którym ciemnowłosa czasem sobie nie radzi - wyrwał ją dźwięczny głos chłopaka.

- Tak, to prawda. Gabriel Agreste skontaktował się ze mną w sprawie propozycji pracy z projektantką Marinette Dupain-Cheng. Przystałem na pomysł.

- Czy wiesz wstępnie nad czym będziecie pracować? - zadała pytanie Alya.

- Dostałem kilka informacji, których niestety nie mogę wyjawić. - odparł. Chwila - zastanowiła się Dupain-Cheng. Mam z nim pracować, a nawet nie wiem nad czym Na dodatek on wie! - zerwała się z miejsca i pobiegła do swojego domowego 'biura'.

Wpadła do pokoju i włączyła szybko laptopa.

- No zabije go. Zabije. - mamrotała pod nosem. Wściekła się bardziej, gdy okazało się, że urządzenie musi przejść przez jakąś głupią aktualizację.

Przez zdenerwowanie miała ochotę wyrzucić laptopa za okno. Na ekranie wyświetlił się komunikat informujący o tym, że za niedługo będzie można korzystać z urządzenia.

   Wpisała hasło i w mgnieniu oka włączyła pocztę. Wpisała e-mail Gabriela i napisała wiadomość do Agreste'a o tym, dlaczego nie poinformował jej o wstępnych informacjach nowej pracy. Projektant odpisał szybciej niż sądziła. Pisząc przy tym jedno zdanie.

'Adeline mi nie pozwoliła'

Podniosła jedną brew w geście rozbawienia, jak i zdziwienia.

'Ale dlaczego?' - napisała.

'Stwierdziła, że dzięki temu modelowi zapomnisz o Adrienie i ułożysz sobie życie'

///

Obudził się totalnie zkacowany około południa. W ustach miał Saharę, a głowa bolała, tak, jakby ktoś próbował od środka czaszki wbić gwoździe. Przekręcił się na drugą stronę obskurnego łóżka, w obskurnym pokoju i obskurnym motelu. Oczywiście było go stać na coś lepszego, ale uparcie twierdził, że zasługuje na życie w biedzie i nędzy. Przetarł leniwie oczy i ziewnął. Chwycił wodę - zawsze stojącą przy łóżku - i upił łyka napoju, co go trochę orzeźwiło.

Wstał. Na chwiejących się nogach ruszył do łazienki. Odkręcił wodę (niestety była tylko zimna) i rozpoczął kąpiel. Spojrzał na swoje dłonie na których widoczne były siniaki i wiele ran. Dużych i małych. Wszystkie sprzeczki, które stoczył z desperacji i oczywiście pod wpływem alkoholu, odznaczyły piętno na jego ciele w postaci blizn. Zakręcił wodę, a na jego skórze pojawiła się gęsia skórka. Spojrzał w brudne lustro, wiszące nad brudną umywalką. Dwutygodniowy zarost zdobił jego twarz, zmęczone oczy całkiem wyprute z uczuć wpatrywały się w swoje odbicie. Jego wyblakłe, zielone tęczówki zapłonęły żywym ogniem wściekłości. Wbił swoją prawą pięść w brudne szkoło lustra, rozbijając je na drobny mak. Nie zważał na ból i szczypanie dłoni, ani krew brudzącą jego blady nadgarstek, jak i podłogę. Przeklnął w myślach i skierował się do pokoju w którym spał. Oderwał z prześcieradła długi pasek materiału i owinął nim świeżą ranę. Wyciągnął z szuflady fotografię. Uśmiechnął się lekko i pogładził kciukiem wierzch zdjęcia.

- Moja kochana. - wyszeptał, chrypliwym głosem. - Kiedyś się jeszcze spotkamy skarbie. - słona łza spłynęła na fotografię. Woda znaczyła drogi na jego polikach. Złożył pocałunek na fotografii przedstawiającej Marinette. Adrien Agreste zmienił się, ale czy na lepsze?

///

Przekroczyła drzwi biurowca dokładnie o godzinie 8.00. Spała mało. Może 3 lub 4 godziny? Głowa bolała ją, a żeby coś zrozumieć potrzebowała dłuższej chwili. Przywitała się z sekretarką - jak to miała zresztą w zwyczaju. Windą pojechała na ostatnie piętro do swojego biura. Otworzyła drzwi i zamknęła na klucz. Nie chciała nieproszonych gości. Miała dość kontaktów z ludźmi. Jakkolwiek to brzmi.

- No, no. Zmieniłaś się, mały Hefalumpie. - zamarła na chwilę i powoli odwróciła się w stronę swojego biurka, gdzie na fotelu siedział brunet.

- To było przezwisko, jak byliśmy mali. Kubusiu Puchatku - zaśmiała się. Niebieskooki wstał i podszedł do dziewczyny, widocznie od niego niższej.

- Miło Ciebie widzieć, Marinette.

- Ciebie też, Luka. - uśmiechnęli się szeroko i przytulili.

*


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top