=21=[2]

Nie mogła opanować zdenerwowania. Nawet najmniejsza rzecz wywoływała ciskanie gromami i siarczyste przekleństwa. Zaparkowała samochod przed domem i trzasnęła drzwiami. Przy drodze powrotnej do miejsca zamieszkania nie obyło się bez rzucania wyzwiskami w innych kierowców, choć to oni mieli pierwszeństwo lub jechali zgodnie z przepisami. Ona jednak była rozzłoszczona. Otworzyła drzwi od budynku i nimi również trzasnęła. Zdjęła buty,a płaszcz zarzuciła na wieszak, z którego i tak spadł. Weszła do kuchni, gdzie przy stole siedział blondyn i przeglądał laptopa. Podniósł wzrok na ukochaną i uśmiechnął się, ale uśmiech zszedł mu z twarzy, gdy zobaczył w jakim stanie jest Marinette.

- Kochanie, co się stało? - wstał i chciał przybliżyć się do dziewczyny, ale ta cofnęła się.

- Co się stało?! - krzyknęła. - Nie wiedziałam, że taki jesteś! - wyrzuciła, a Adrien patrzył na nią zdekoncentrowany.

- Ale o co chodzi? - zapytał spokojnie.

- O co chodzi? - zapytała i wyrzuciła ręce w górę. - Nie wiedziałam, że byłeś w stanie napaść na Lukę! - oczy Adrien'a rozszerzyły się do granic możliwości.

Nie dowierzał, że brunet był wstanie powiedzieć o tym Marinette, a do tego zrzucić winę na niego. Jakby to on zawinił, co było kompletną bzdurą. Na dodatek dochodziły myśli takie jak: 'Dlaczego on w ogóle rozmawiał z Marinette?', 'Co on tam robił?'.

- Marinette, posłuchaj... - zaczął, ale dziewczyna mu przerwała.

- Nie, to ty mnie słuchaj. Nie rozumiem dlaczego to zrobiłeś, ale ja nie toleruje takiego zachowania! - wykrzyczała. - W ogóle po c..? - nie dokończyła, bo Adrien zakrył jej usta swoją dłonią.

Ciemnowłosa chciała się wyrwać, ale chłopak był silniejszy. Po kilki chwilach przestała walczyć. Adrien zawzięcie próbował złapać z nią kontakt wzrokowy, ale ona unikała jego przeszywające spojrzenie.

- Spójrz na mnie. - rozkazał, co Marinette z niechęcią wykonała. - A teraz słuchaj. Po pierwsze nawet nie mam kontaktu z Luką, po drugie po co miałbym go bić, po trzecie dlaczego wierzysz mu, a nie mi? - zapytał.

Marinette znowu zerwała z nim kontakt wzrokowy. Spuszczając spojrzenia na jego brodę.

- Patrz na mnie. - rozkazał. - W tedy wracałem z domu rodziców do ciebie. Przechodziłem przez zaułek, a tam on mnie napadł. Rozumiesz? On nie ja. - ciemnowłosa pokiwała głową zawstydzona. - Zaczął mnie bić i krzyczeć, że jesteś jego, że cię nigdy nie odda. Nie chciałem mu robić krzywdy, ale nie mogłem inaczej się bronić. Okey? - fiołkowooka zawstydzona patrzyła w bok.

Blondyn zdjął dłoń z jej ust, a ta wtuliła się w niego. Objął ją.

- Przepraszam. - wyszeptała.

- Nie musisz. Też na początku samego siebie bym oskarżył. - powiedział, a Marinette uśmiechnęła się na te słowa. 

- Tylko dlaczego ciebie wrobił? - odsunęła się od niego i spojrzała w jego oczy.

- Nie mam pojęcia. - pokręcił głową. - Może, żebyś była jego? Żebyś mnie zostawiła? - zapytał sam siebie.

Na ostatnie słowa dziewczyna chwyciła jego podbródek i skierowała w swoją stronę.

- Nigdy. - zapewniła i pocałowała go krótko w jego rozchylone wargi.

W tych słowach dało wyczuć się miłość i swego rodzaju obietnicę. Obietnicę o lepsze i piękniejsze jutro. Obietnice o to, że ich miłość będzie trwać wiecznie. 

- Nigdy. - odparł i uśmiechnął się słodko. - No i jest taka jedna sprawa. - oznajmił i podrapał się w kark zakłopotany.

- Tak?

- Moja mama wybrała nam już datę ślubu. - powiedział, a oczy Marinette rozszerzyły się.

- Co? - pisnęła. - Kiedy? - zapytała. - Dlaczego ona?

- Z moją mamą nie ma żartów. - rzekł. - Szesnasty maja. - powiedział.

A Marinette, aż otworzyła usta.

-To za dwa miesiące! - blondyn popatrzył na nią i pokiwał zamyślony głową.

*


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top