Rozdział 79
Hiron zerwał się po krótkim śnie. Nie spał dobrze, bo cały czas wpatrywał się w okno i w Ellen. Nasłuchiwał również każdego kroku na schodach w obawie przed atakiem pasożytów. Pomimo tego jednak udało mu się zregenerować większość magii. Ellen błyszczała leciutko srebrem i leczyła własne obrażenia. Musiał jednak pomóc jej z szyją, bo blizna była koszmarna.
Przesunął palcami i powoli czerwona szarpana pręga znikała i zamiast niej pojawiła się gładka skóra. Ellen jęknęła cicho przez sen. Nachylił się ku niej i delikatnie pocałował w usta. Pierwsze, co pojawiło się na jej twarzy, to blady uśmiech. Przeciągnęła się i przytuliła do jego piersi, szeroko ziewając.
Zostawił ją w tym stanie, bo widocznie potrzebowała jeszcze trochę snu. W tym czasie ubrał się w zakupione ubrania i zszedł na dół po śniadanie. Kiedy wrócił, Ellen już na niego czekała. Zjedli wspólnie posiłek i ustalili dalszy plan działania.
Dom najprawdopodobniej został doszczętnie spalony przez białą magię. Nie wiadomo, czy udało się przeżyć Sharon, Peterowi i Kolmowi. Reszta bellator zapewne już dawno udała się w kierunku domów, w których mieszkali. Najważniejsze było odnalezienie Iris, Nicholasa i Gabriela. Zdecydowali, że najpierw odwiedzą dom przy Cotton Street i tam poszukają śladów, które mogły podpowiedzieć im, gdzie ewentualnie mogli się schronić.
- Wiesz, że to chyba jedyny przypadek, w którym żałuję, że wciąż nie są twoimi calanhe. Szłabyś za nimi jak po sznurku. – Skrzywił się.
Poruszali się wąskimi, rzadko uczęszczanymi uliczkami. Nie mieli pojęcia jak wygląda sytuacja w obozach. Nie wiedzieli, czy pasożyty wciąż ich ścigają, więc wszelka ostrożność była jak najbardziej wskazana. Trzymali się za dłonie nieśmiało szczęśliwi, że udało im się siebie odnaleźć i że znowu przeżyli, pomimo tego, że śmierć była naprawdę blisko.
Ellen jednak była dziwnie milcząca. Rozważała jego propozycję co do posiadania dziecka. Co jakiś czas zerkała na niego i nie mogła uwierzyć, że sytuacja potoczyła się w ten sposób. Postanowiła jednak zbytnio się na tym nie skupiać.
Hiron był magicae i sam wielokrotnie podkreślał, że jest zmienny i humorzasty jak letni wietrzyk. Nie mogła brać całkowicie na poważnie wszystkiego, co mówił, a już zwłaszcza po tym, jak niemal oboje zginęli.
Kiedy znaleźli się u szczyty Cotton Street zapach spalenizny i unoszący się dym potwierdziły to, co widziała Ellen. Dom spłonął doszczętnie. Ukochany budynek zdawał się skarlały i pomarszczony. Rusztowania zawaliły się i cała fasada zapadła się w sobie tworząc plątaninę poczerniałych desek, osmolonych cegieł i resztek mebli.
Wszędzie unosił się ciężki dym i proch. Ellen kaszlała w dłoń i czuła palące łzy cieknące z oczu. Gdzieś dostrzegła połamany i sczerniały fortepian. Obok niego leniwie poruszały się na wpół zwęglone arkusze nutowe jak macki czarnego wiatru.
- Nie ma ciał. Czy w takim razie to możliwe, że nikt nie zginął? – zapytała drżącym głosem, podchodząc bliżej osmolonej bramy.
Hiron uparcie milczał i podążył za nią. Mogła przysiąc, że czuje uspokajający wpływ jego magii. Spojrzała przez ramię i raz jeszcze powtórzyła, że na pewno nikt nie zginął. Mag zacisnął usta w wąską kreskę.
- Prawda? Powiedz, że nikomu nic się nie stało. – Była coraz bardziej niespokojna. Potknęła się o fragment jakiegoś sprzętu kuchennego i spojrzała na twarz Hirona. Niezauważalnie pokręcił głową.
- Ellen, ciała są zmienione w pył. Przecież to magia – powiedział rzeczowo, nie chcąc trzymać jej dłużej w błędnym przekonaniu.
- Dobrze, ale nie możesz mieć pewności, że nikomu nic się nie stało. Nie masz żadnego dowodu, który dawałby ci stuprocentowe przekonanie. Nie zaprzeczysz temu – upierała się ze złością.
Hiron uniósł dłoń, próbując ułożyć ją na jej ramieniu, ale cofnęła się i zbliżyła do budynku, który wciąż jeszcze trzeszczał i drżał, grożąc dalszym zawaleniem. Naokoło posesji dostrzegła wiele zaciekawionych i zmęczonych twarzy pasożytów bez magii. Przemykali szybko, choć najwyraźniej byli zaciekawieni nocnym pożarem. Ellen jednak nie interesowało już, że ktoś mógł donieść parasitus o ich obecności. I tak pewnie byli przekonani, że tu trafią.
- Jestem pewien, że wszyscy, którzy znajdowali się w budynku stracili życie. Czuję ten zapach. Magia pali wszystko. Przecież wiesz do czego jest zdolna, jeśli chodzi o ogień.
Nie chciał być bezduszny, ale nie miał innego wyjścia, wspominając o zniszczeniu burdelu. Dał jej trochę czasu i patrzył jak jej drobne ramiona drżą od płaczu. Cała sylwetka opadła w dół. Ellen zgarbiła się i wyglądała teraz jak małe suche drzewo, zniszczone przez wichurę.
Podeszła jeszcze bliżej zwalonego budynku, a magia Hirona opatuliła ją czerwoną mgiełką, by żadna zagubiona cegła, czy kawałek drewna nie mogło jej skrzywdzić. Zbliżyła się do fortepianu i ujęła w dłonie nadpalony arkusz z nutami. Dmuchnęła na poczerniałe kartki, by pozbyć się opadłego pyłu i ostrożnie złożyła go na kilka części wsuwając w kieszeń sukni.
- Oddam arkusz Gabrielowi. Jako pamiątkę dawnego życia i dowód, że musimy walczyć.
Zaczerpnęła powietrza w usta, wyprostowała ramiona i otarła twarz. Odwróciła się w stronę Hirona i ruszyła w jego kierunku.
Na twarzy miała rozmazane smugi popiołu, więc mag delikatnie otarł palcami jej policzki. Przytuliła się do jego ciała i zbierała siły przez kilka minut.
- Musimy wziąć się w garść. – Hiron wiedział, że wypowiedziała te słowa do siebie. – Odszukajmy resztę.
- Chcesz udać się najpierw nad rzekę Bear, czy rozejrzeć się po innych domach? – Pozostawił jej wybór, ostrożnie kierując się w stronę oszczędzonej bramy. Zanim odpowiedziała, byli już na chodniku.
- Rozejrzyjmy się po innych kryjówkach. Może ktoś zdążył, Hironie...
Magicae milczał i prowadził ją we właściwym kierunku. Znowu skorzystali z zacienionych uliczek i szemranych budynków. Przechodzili pod arkadami i schylali głowy pod niskim balkonami. W końcu dotarli do zaniedbanej kamienicy.
Ellen zastanawiała się jak wyglądają inne kryjówki. Dotychczas sądziła, że musi być to coś tak okazałego jak dom przy Cotton Street, ale kiedy wchodzili po skrzypiących wąskich schodach, całkowicie zrewidowała swoje przypuszczenia. Mieszkanie było duże. Zajmowało całe piętro, ale nie było możliwości, żeby porównywać je do ich dotychczasowego domu.
Hiron prowadził ją do przodu, trzymając za rękę. Wydawał się dziwnie poruszony, ale próbował ukryć przed nią emocje.
Od razu zerwał magiczną blokadę i Ellen wpadła do środka. Zatrzymała się jednak w miejscu, wyczuwając ciężką atmosferę. Słyszeli przytłumione głosy. W pomieszczeniu było ciemno. Mrok zamkniętych i zaryglowanych okien rozświetlały tylko świece.
- Coś jest nie tak – szepnęła, ale w końcu zrobiła kilka kroków do przodu i stanęła. W małej ciasnej kuchni przy stole siedziała wyraźnie poruszona Iris, Nicholas oraz kilku bellator, których ledwo kojarzyła.
Iris pospiesznie wstała z krzesła i ruszyła w jej stronę. Wzięła ją w ramiona i ucałowała w czubek głowy. Nicholas założył ramiona na piersi, a jego twarz była bladą maską cierpienia.
- Niebiosom niech będą dzięki, że nic wam się nie stało! – zawołała, przenosząc wzrok na Hirona, który nieznacznie pokręcił głową, patrząc na Nicholasa.
Ellen wyrwała się z uścisku Iris i wpadła w ramiona Nicholasa.
- Powiedz, że to nieprawda – Zajrzała mu w oczy. Jej były szeroko rozwarte i patrzyły z mieszaną nadziei i paniki, czując, że w żołądku przewraca jej się od mdłości.
- Och, Ellen – jęknęła Iris, a Nicholas przytrzymał ją mocno, chociaż zaczęła się od niego gorączkowo odsuwać.
- To niemożliwe – powiedziała hardo. – Zaprowadź mnie do niego. Chcę z nim porozmawiać.
Reszta bellator uciekła wzrokiem w bok. Hiron zbliżył się do Ellen, ale go odepchnęła.
- Gdzie on jest? – Nicholas próbował utrzymać ją w ramionach, ale poraziła go magią i odsunął się ze zbolałą miną. Mag podszedł do niej, ale również zaatakowała go srebrną wiązka i wyszła z kuchni, zmierzając w stronę jaśniejszej części mieszkania.
Szła przed siebie jak wiedziona nicią. Mijała poszczególne pokoje nawet nie próbując schwycić za klamkę. Hiron ruszył za nią w milczeniu, trzymając się na dystans. W końcu stanęła przed lekko uchylonymi drzwiami i wsunęła się do środka.
Gabriel leżał na szerokim łóżku. Miał na sobie czystą białą koszulę i jasne spodnie. Kasztanowe loki zostały umyte i wilgotne przyklejały się do gładkiego czoła. Na twarzy dostrzegła wiele cienkich zadrapań. W kącika ust wiąż widniała maleńka smużka krwi - ktoś jej nie domył. Powieki lekko się rozchylały. Jego wargi były blade, ale wciąż pełne. Ręce miał ułożone wzdłuż ciała. Był spokojny.
Ellen stała w progu i wpatrywała się w niego z uczuciem rozdzierającego bólu w sercu. Hiron delikatnie ułożył dłoń na jej ramieniu. Czuła za plecami, że szuka odpowiednich słów, by ją pocieszyć, ale szarpnęła się ze złością i trzasnęła mu drzwiami przed nosem, idąc do przodu na drżących nogach.
Zagryzła wargi i delikatnie dotknęła jego smukłych palców. Były już zimne. Skupiła wzrok na maleńkich fioletowych żyłkach na jego wpółprzymkniętych powiekach. Pogładziła czoło, odrywając od niego wilgotne włosy.
Zanurzyła twarz w tym jedwabiu w poszukiwaniu zapachu. Był tam. Ledwie wyczuwalny, ale tak samo słodki i znajomy. Obserwowała jego rysy. Delikatny łuk brwiowy był doskonale zarysowany, kiedy pojedynczy promień słońca padł na jego profil, kładąc na nim głębokie cienie.
Przymknęła oczy i wywołała we wspomnieniach jego krzywy uśmiech. Rozpamiętywała szmaragd spojrzenia, kiedy przypatrywał się czemuś w skupieniu. Albo jak zagryzał wargę, kiedy był nieśmiały. Przypomniała sobie małego dokazującego chłopca, który ściskał jej palce swoją maleńką dłonią.
Ujrzała go siedzącego przed fortepianem. Miał zamknięte oczy, a jego palce sunęły łagodnie po klawiszach, czyniąc cuda. Dotknęła swoich warg, wspominając jego czułość, gdy kładł na nich pocałunki.
Otworzyła oczy i nachyliła się nad jego twarzą, wodząc palcami po wszystkich krzywiznach. Musnęła wargami czoło, powieki, policzki i usta.
Ellen zamknęła oczy i zanurzyła się w sobie. Oczyma wyobraźni widziała jak otwiera małą szufladkę w sercu, upychając w niej wszystkie wspomnienia związane z Gabrielem, począwszy od jego dobroci, czułości, poprzez upór i zdecydowanie, kończąc na ukochanej twarzy i krzywym uśmiechu, który był dla niej definicją jego łobuzerskości.
Upchnęła wszystko dokładnie i ostrożnie, a potem zamknęła szufladę, pieczętując ją łzami i uczuciem jaki wywoływał dotyk jego chłodnych smukłych palców, które owinęła własną dłonią. Ścisnęła je mocno, zapamiętując ich fakturę i miękkość, obrazując je sunące po jej wargach.
Raz jeszcze powróciła do jego uśmiechu i odtwarzała go tak długo aż wyrysował się pod jej powiekami już na zawsze. I w końcu mogła już wyrzucić klucz. Westchnęła, nachyliła się ku jego ustom i przyjmując ich ostatni dotyk.
Coś w niej umarło wraz z nim. Ale nie było bezużyteczne. Było jej motywacją i siłą przeciwko niemu. Przeciwko temu, przez którego to wszystko się stało. Tak, Ellen była silniejsza i wiedziała, że jego to przerazi. Zniszczy go.
Odsunęła się i sięgnęła dłonią do kieszeni, wyciągając z niej arkusz z nutami. Wiedziona jakimś przeczuciem zabrała utwór, który napisał dla niej, a potem ścisnęła poczerniałe kartki w palcach, a pył opadł na podłogę.
***
Zegar wybił pełną godzinę, kiedy stanęła na progu kuchni. Nicholas i Hiron poderwali się równocześnie na równe nogi, ale machnęła ręką, każąc im pozostać na miejscach. Usiadła obok Hirona i odrzuciła jego dłoń, kiedy próbował jej dotknąć.
Wszyscy obecni przypatrywali jej się badawczo, ale całkowicie ignorowała ich spojrzenia. Iris wydawał się najbardziej poruszona, ale milczała.
- Najpierw porozmawiajmy o tym, co powinniśmy zrobić. Pogrzebem zajmiemy się później – powiedziała beznamiętnie Ellen.
Wszyscy milczeli. Wiedziała, że jej powrót był dla nich niezręczny i obawiali się jej reakcji, ale nie mogła pozwolić sobie na słabość. Na to nie mieli czasu, ani możliwości. Na żałobę pora nadejdzie później. Teraz należało wykorzystać wściekłość, która zawsze ją napędzała.
- Zaraz będziemy zmuszeni walczyć i co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Na szczęście nie wszyscy bellator stracili życie. W dodatku uchował się Calon, a to stanowi dla nas ogromne pocieszenie – odparł Nicholas.
- Słyszałem – zamyślił się Hiron – o magu i sanguis w innej krainie. Warto byłoby sprawdzić, czy to prawda.
- Słyszałeś? – prychnął Nicholas. – Słyszałeś i chcesz nas opuścić, by zweryfikować coś, o czym po prostu słyszałeś?
- Zamknij się, dziecko – warknął mag. – Zostali ostatni w swoim gatunku. Muszę ich odnaleźć. Jeśli magia magicae będzie do mnie śpiewać, nie powinno mi to zająć dużo czasu. Oczywiście, jeśli to silny mag i wie o swoich umiejętnościach i z nich korzysta.
- Dobrze, załóżmy, że można byłoby go wykorzystać – zgodził się Nicholas. – Jak chcesz go przekonać, by wziął udział w naszej walce?
- To nie jest tylko nasza walka, bellator. Nie muszę więc przekonywać go, by wziął udział w naszej walce, tylko w jego. A to zdecydowanie zmienia postać rzeczy.
- A co z sanguis? – zapytała Ellen. – Magia tej rasy nie będzie tak po prostu do ciebie śpiewać. Wiesz, że nam zajęło to dużo czasu i wymagało pewnego zaangażowania. – Zaczerwieniła się, a Hiron uśmiechnął się zwycięsko, próbując doprowadzić do szału Nicka, który ponuro wpatrywał się w milczącą Iris.
- Nie mam pojęcia.
- Nie masz pojęcia. – Roześmiał się Nicholas. – Co za niemożliwość.
- Zamknij pysk, bo zaraz samego cię przerzucę, żebyś udał się na poszukiwania.
- Hironie – upomniała go Ellen.
- To on zaczął. Nie będę słuchał tych idiotyzmów, więc jeśli nie ma nic ciekawego do powiedzenia, to niech się zamknie.
- A jeśli ja mogłabym... - zaczęła Ellen, ale Hiron trzasnął dłonią w stół na co wszyscy drgnęli.
- Nie! – warknął, a potem zacisnął zęby. – Zostajesz tu w otoczeniu bellator i Calona.
- Ale dlaczego, skoro to przy tobie jestem bezpieczna?
Hiron westchnął i spojrzał na nią poważnie. Rzadko kiedy patrzył na nią w ten sposób, więc czuła, że to, co powie na pewno jej się nie spodoba.
- To mag – spauzował. – Znam magów. Każdy z nas jest taki sam. Wiecznie znudzony, beznamiętny, pozbawiony zasad, rozpustny i wielbiący wszelkie cielesny uciechy. A w dodatku jest mężczyzną. Jak myślisz, gdzie będę musiał się udawać, by go odnaleźć?
Ellen skrzywiła się, a w jej oczach zabłyszczała jego czerwona magia, jako niechybny znak wzburzenia i wściekłości.
- Będziesz się włóczył po burdelach?! – wrzasnęła. – A może i korzystał z ich ofert? No powiedz, co sobie zaplanowałeś, ty okrutniku?
Nicholas zaśmiał się pod nosem, widząc udrękę na twarzy maga.
- Nie będę brał żadnej kobiety, ani mężczyzny. Jak mogłaś w ogóle tak pomyśleć? Jesteś bardzo niesprawiedliwa. Nie ukrywam, że będę zmuszony włóczyć się po burdelach, jak to poetycko ujęłaś, ale na niebiosa! Nie mam najmniejszej ochoty cię zdradzać.
- Nigdzie nie pójdziesz – wycedziła.
Hiron omdlałym ruchomym opadł na stół i ukrył głowę w ramionach, jęcząc coś bezgłośnie.
- Nie możemy stracić takiej szansy, tylko dlatego, że jesteś zazdrosna.
Ellen parsknęła śmiechem.
- Wybacz, że mam wątpliwości co do twojej wierności, biorąc pod uwagę twoją reputację i dawne zwyczaje. Sam zawsze mówiłeś, że łatwo się nudzisz. A jesteś z jedną kobietą od kilku miesięcy, a tam zobaczysz nowe i zapomnisz o mnie.
- Zwariowałaś! – ryknął. – Jak możesz mówić to wszystko po tym, co razem przeszliśmy, po tym, co powiedziałem? – dodał ciszej.
Nawet nie zauważyli, że Iris i Nicholas wyszli, nie chcąc słuchać ich prywatnej kłótni.
Hiron podniósł się gwałtownie i złapał jej twarz w dłonie. Patrzyły na niego czerwone oczy. Była wściekła, ale jego ruch nieco nią wstrząsnął, bo zrobił jej krzywdę. Czuła, że być może przesadziła, ale on także był wściekły.
- Jeśli jeszcze raz usłyszę, że wątpisz w moje uczucia, to niebiosa mi świadkiem, że zniszczę wszystko, co sobie zbudujesz, kiedy mnie zostawisz. Jeśli znajdziesz innego, to go zamorduję. Przyrzekam ci to na własne życie. Takie jest moje uczucie do ciebie.
Nachylił się nad nią i mocno ją pocałował, przelewając w pocałunek wszystko to, czym ją obdarzył. Użył magii, by zademonstrować jej siłę własnego uczucia, aż nie mogła dłużej znieść tego, jak silne targają nim emocje i jak mocno ugryzł ją, by wymieszać ze sobą ich krew. Ogrom i intensywność jego uczuć wstrząsnęła nią tak, że kiedy wreszcie się od niej odsunął, ledwo usiedziała. On sam dyszał głośno i urywanie, ledwo łapiąc oddech.
- Mam przedłożyć puste harce z dziewkami nad to, co ci pokazałem? – zapytał ze złością. – Obraziłaś mnie, Ellen. Nie mam ochoty cię teraz oglądać. W tej chwili twoja obecność jest mi wstrętna – powiedział beznamiętnym głosem.
I wyszedł, zostawiając ją samą. Nigdy wcześniej nie odczuwała takiego wstydu. Rozpłakała się, czując się jak najgorsza kobieta wszystkich światów. Niewdzięczna, płytka i żałośnie zazdrosna.
***
Ellen ledwo radziła sobie ze stratą Gabriela. Myślała, że znacznie lepiej znosiłaby smutek, gdyby tak paskudnie nie pokłóciła się z Hironem. A raczej powinna powiedzieć, gdyby nie tak paskudnie go obraziła, wątpiąc w szczerość jego uczuć i ich stałość.
Gdyby nie wiedziała, że jej krzywda by go zabiła, to z największą ochotą palnęłaby sobie w łeb i zniknęła z tego padołu. Dobrze, że Nicholas i Iris nie odnosili się do tej okrutnej w skutkach rozmowy.
Hiron spędzał całe dnie w innej krainie. Udało mu się zlokalizować, gdzie mniej więcej znajduje się mag. Było to jakieś obcobrzmiące słowo: Anglia.
Wpadał co jakiś czas, całował ją w usta, spał z nią, czasami się kochali, ale zawsze kiedy otwierała oczy, jego już nie było. Ich relacje stały się dziwaczne i marzyła, by wróciły do normalności, ale Hiron uparcie tkwił w tym zawieszeniu.
Przeprosiła go tysiące razy i za każdym razem mówił, że jej wybaczył. Po takich wyznaniach zwykle kochali się gorączkowo, ale zawsze zdawał się jej odległy, a ich zbliżenia trwały krócej, niż kiedykolwiek wcześniej, choć był tak samo czuły, skupiony na jej przyjemności i namiętny. Wiedziała jednak, że to nie to samo.
W dniu, w którym jeszcze bardziej zacieśnił krąg poszukiwań, był tym tak rozemocjonowany, że teleportował się od razu do jej pokoju, zrywając z siebie ubrania i rzucając ją na łóżko i podarowując spontaniczne zbliżenie, wypełnione magią.
Podzielili się krwią i było jak wcześniej. No prawie, ale był to ogromny postęp. Śmiał się i dokładnie opowiedział każdy szczegół tej wyprawy. Żartował, a potem naśmiewał się z niej przez część nocy, pieszcząc pocałunkami i dotykiem palców.
A wtedy, kiedy spotkał się wreszcie z magiem, aż nie mógł skryć emocji. Opowiadał wszystkim, że tak jak udało mu się ustalić, mag był wraz z sanguis i dzięki temu upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Z zadowoleniem odnotował, że był to ktoś z gałęzi jego rodu. Dlatego też ich magia głośno do siebie śpiewała.
Z zadufaniem poinformował, że to niezwykle silny magicae, który nie osiągnął jeszcze szczytu umiejętności. Tym było nieco rozczarowany, bo Hiron sam miał wtedy siedemnaście lat, a ten obcy mag skończył już prawie trzydzieści, co wprawiało go w lekki niesmak, ale nie mógł też w końcu narzekać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top