Rozdział 24




Gabriel ruszył biegiem w do pokoju Nicholasa. Uchylił nieznacznie drzwi, sprawdzając, czy jego frater śpi. Nick półleżał oparty na poduszkach i czytał książkę. Jego bladą twarz przeciął dziwny grymas, kiedy spojrzał w stronę Gabriela.

- Ty i książka? – Gabriel kpiąco uniósł brwi. Umościł się w nogach łóżka, siadając po turecku.

- Nie nadaję się na rekonwalescenta i doskonale o tym wiesz. – Posłał mu nieznaczny uśmiech .– Jak narada?

Gabriel wzruszył ramionami.

- Jutro spotykamy się, żeby ustalić szczegóły.

- To dobrze, bo chciałbym brać w tym udział.

- Nie jest to dobry pomysł.

- I kto to mówi? Mój Gabriel, który z raną nogi dziwnego pochodzenia biegnie ratować Ellen, ryzykując własnym życiem?

Nicholas skrzywił się wymawiając jej imię i Gabriel to zauważył.

- Wciąż za nią nie przepadasz? – zapytał cicho.

Nicholas chciał zapaść się pod ziemię. Chciał zginąć i żałował w tej chwili, że Ellen mu na to nie pozwoliła.

- Nie chodzi o to, że za nią nie przepadam – kłamał. – Tylko o to, że naprawdę sporo dla niej ryzykowałeś. Wiesz, wtedy.

Gabriel posłał mu nieodgadnione spojrzenie, a Nick pod nim zadrżał.

- Wciąż unikacie się nawzajem, a może właśnie powinniście porozmawiać. Przecież kiedyś byliście przyjaciółmi.

Nicholas spanikował.

- Nie potrzebujemy wspólnego spędzania czasu. – Jego głos był ochrypły. Wiedział, że zaprzeczył zbyt szybko, by jego gwałtowna reakcja uszła uwadze Gabriela.

- Czegoś mi nie mówisz. – Między jego brwiami pojawiła się zmarszczka.

Nicholas uciekł wzrokiem i zapatrzył się na okno. Och, gdyby tylko wiedział...

- Chodzi o to – zaczął niezdarnie – że po prostu dziwnie mi z nią. – Zaryzykował i postawił wszystko na jedną kartę, racząc go marną półprawdą. – Kiedyś byłem w niej zadurzony.

Gabriel posłał mu krótkie spojrzenie. Dostrzegł w nim zaskoczenie, smutek, współczucie i ból. Może nawet trochę urazy i złości. Nicholas nie chciał już więcej na niego patrzeć.

- Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? – zapytał go cicho.

Nick wzruszył ramionami.

- A co by to dało? – warknął.

Gabriel milczał.

- Zresztą, nieważne. To było dawno temu i to tuż przed tym jak odkryliście calanhe, więc nie miało to żadnego znaczenia. Byliśmy chłopcami, a ona dziewczyną, z którą spędzaliśmy każdą wolną chwilę. Nie znam nikogo, kto by się nią nie zauroczył.

Gabriel zacisnął pięści na prześcieradle. Kiedy Nicholas to zauważył, szybko je rozluźnił.

- Ona też zawsze bardzo cię lubiła, Nicholasie. I pewnie gdybym jej nie zhańbił, wziął ślub z Violet jak to było zaplanowane, to bylibyście razem. Bo tak to miało wyglądać. – Nick nie potrafił wyczytać niczego z zaciętej twarzy swojego frater.

- Ona nigdy... - powiedział ze złością. – Nigdy by mnie nie zechciała.

- Skąd możesz to wiedzieć? – Gabriel wydawał się poruszony. Nicholas milczał. Na jego twarzy rozlał się rumieniec. – Rozmawialiście o tym?

Nick spojrzał mu w oczy. Wpatrywali się w siebie bez słowa.

- Na niebiosa, Gabrielu. Nie każ mi o tym mówić. Nie widzisz, że mnie dręczysz?

- Czy prawda jest dla ciebie męczarnią? Po prostu chciałbym wiedzieć. Chyba należą mi się wyjaśnienia.

- Nic ci się nie należy – warknął. – Nic. Masz już wystarczająco dużo, by należało ci się jeszcze więcej.

Nicholas czuł jak z jego płuc ucieka powietrze. Zalała go fala gorąca i poczuł jak magia zbiera w jego dłoniach, więc szybko schował je pod pościel.

- Nie sądziłem, że jesteś w niej zakochany. To zmienia postać rzeczy.

- Nie jestem w niej zakochany! – krzyknął. – Słyszałeś cokolwiek z tego, co powiedziałem? Byłem w niej zadurzony. Trzysta lat temu.

Gabriel posłał mu mordercze spojrzenie. Nicholas ze wstydem przypomniał sobie, jak próbował przekonać Ellen, że Gabriel by im pozwolił.

- Mogłeś mi powiedzieć. O to mi chodzi. Nie zaufałeś mi. Nie mam do ciebie pretensji za uczucia. Serce nie jest na nasze rozkazy. I nie mam najmniejszego prawa, by w jakikolwiek sposób przestać cię kochać za to. Myślałem, że powiedziałbyś mi. Tylko tyle.

Nicholas wyciągnął w jego stronę rękę. Schwycili się za palce.

- To było trzysta lat temu. Zapomnijmy o tym – poprosił go cicho.

Gabriel pokiwał głową i puścił go. Podniósł się z łóżka i stanął przed oknem plecami do niego.

- Idę dzisiaj na zwiad.

- Nie, nie idziesz. Nie beze mnie.

Gabriel westchnął zrezygnowany.

- To postanowione. Mam pewne podejrzenia i chcę coś sprawdzić.

- Weź kogoś ze sobą.

- Niby kogo? Kogo mam zabrać, Nicholasie? Nikomu nie ufam.

- Może Silor... Sprawdził się w walce.

Gabriel spojrzał na niego z niedowierzaniem.

- Chyba żartujesz! Jest koszmarny i nie znoszę go.

Nicholas roześmiał się wbrew woli.

- Patrząc na to obiektywnie, to doskonale zdajesz sobie sprawę, że jest najlepszym wojownikiem zaraz po nas.

- Obiektywnie również go nienawidzę – żachnął się Gabriel. – Jest palantem.

Nicholas podniósł się z łóżka i skrzywił się, czując pulsowanie w klatce piersiowej.

- Nie mogę go znieść, zwłaszcza kiedy patrzy w ten sposób na Ellen – kontynuował.

Nicholas skrzywił się jeszcze bardziej.

- Jakby wiedział, co ma pod spodem. I jakby wiedział, co ma w sercu, co jest jeszcze gorsze.

Nick niepewnie położył mu rękę na ramieniu. I ponownie poczuł się jak najgorszy śmieć. On sam kochał Ellen i robił z nią rzeczy, których nie powinien i za które nienawidził sam siebie. Wiedział już, że nie byłby w stanie powiedzieć mu o tym. Gabriel zacisnął pięści i odwrócił się w jego stronę. Nieporadnie wpadli na siebie i niewiele się namyślając objęli się ramionami.

Nicholas przypomniał sobie te wszystkie chwile, kiedy wspierali się w cierpieniu. Przypomniał sobie jak pocieszał Gabriela, kiedy zginęli jego rodzice. Kiedy tęsknił za Ellen. A Gabriel zawsze był przy nim, kiedy wrzeszczał w nocy po śmierci swojego ojca. W każdą noc po walce opatrywali się wzajemnie, czując wzajemny ból. W Nicholasa naraz uderzyła myśl o tym, że tak bardzo go zdradził. Zacisnął powieki, ale nie był już w stanie powstrzymać łez. Ścisnął go za koszulę i przyciągnął jeszcze bliżej. Szloch wstrząsnął jego ciałem. Gabriel zapewne był zdziwiony jego gwałtowną reakcją, ale nie odezwał się ani słowem, tylko przycisnął go jeszcze bliżej siebie, próbując ukoić płacz. Nicholas czuł jego mocno bijące serce. Czuł też zapach włosów. Tak znajomy od samego dzieciństwa. Wczepił się w niego i choć Gabriel zawsze był drobniejszy od niego, to i tak nie zachwiał się pod jego ciężarem.

W końcu odsunął się delikatnie i jego zielone oczy zaszły mgłą. Nick widział, że się o niego martwi. I poczuł w sercu ogromną miłość do niego, która wzrastała w jego sercu od ponad trzystu lat. Był jego bratem, jego przyjacielem, jego frater. Niewiele, a właściwie w ogóle nie myśląc położył usta na jego wargach i kiedy poczuł ich gładkość zapłakał bezgłośnie przyciągając rozpaczliwie jego głowę do siebie.

Gabriel zesztywniał, a jego oddech stał się nierówny. Nie oddał mu pocałunku. Nie w taki sposób. Zabrał twarz i złożył usta na jego policzku w żaden sposób nie komentując tego, co przed chwilą między nimi zaszło. Jego twarz była blada, a oczy błyszczące. Przełknął ślinę i odszedł od okna, stając przy fortepianie.

Nicholas wstydził się odwrócić. Nie wiedział, co w niego wstąpiło i co przed chwilą zrobił. To było zaćmienie, które całkowicie pochłonęło jego zdrowy rozsądek. Przypomniał sobie jednak chwile w dzieciństwie, kiedy Gabriel czytał swoje głupie książki, kiedy zajmował się kwiatami w altanie, kiedy ćwiczył, a pot zlewał jego ciało, a Nicholas pragnął wyglądać i zachowywać się jak on i czasami czuł, że miłość do niego go obezwładnia. Że oddałby za niego życie, byle tylko był bezpieczny.

- Połóż się proszę do łóżka i jeszcze trochę odpocznij. – Dobiegł go cichy głos Gabriela.

Nie śmiał spojrzeć na niego, więc wsunął się tylko pod prześcieradło i zapatrzył na swoje ręce. Poczuł strach, kiedy Gabriel podszedł do niego. Odważył się zerknąć i dostrzegł, że jego frater wygląda całkiem normalnie. Może tylko mu się to przyśniło.

- Kiedy wrócę ze zwiadu, to wpadnę do ciebie i porozmawiamy o tym, co odkryję – zamyślił się. – Oczywiście zakładając, że uda mi się coś odnaleźć.

Mówił normalnym głosem. Nicholas dosłyszał w nim również łagodne nuty i pozwolił sobie nieco się odprężyć.

- Dobrze, będę czekał. Nie martw się tym, że możesz mnie obudzić.

Gabriel skinął głową i zatrzymał się jeszcze przy drzwiach.

- Wszystko rozumiem, Nicholasie. Nic się nie stało – powiedział cicho i bezgłośnie wyszedł z jego sypialni.

Gabriel zatrzymał się pod drzwiami. Oparł głowę o ścianę i przyłożył palec do swoich warg, czując jeszcze ślad pocałunku Nicholasa. Wstrząsnął nim dreszcz niedowierzania i strachu. Nicholas nigdy nie zachowywał się w taki sposób.

Gabriel był przekonany co do tego, że był to pocałunek rozpaczy i domyślał się, że Nick chce go w ten sposób za coś przeprosić. Czuł jego emocje we własnym sercu. Był przerażony, zagubiony i winny. Zawahał się, ale wszedł gwałtownie z powrotem do jego sypialni.

Nicholas obrzucił go zdziwionym spojrzeniem.

- Wybaczam ci cokolwiek zrobiłeś – powiedział Gabriel. – Nie musisz się już smucić i cierpieć. Nie obchodzi mnie nic. Nawet największe zło, jakie mógłbyś wyrządzić. Bo znam twoje serce i wiem, że jest dobre. A ja wybaczyłbym ci wszystko. Chciałbym, żebyś o tym pamiętał, Nicholasie.

Nick otworzył usta, ale nie zdążył niczego powiedzieć, bo Gabriel zatrzasnął za sobą drzwi. Gabriel nie zniósłby gdyby jego frater cierpiał z powodu czegoś, co dotyczyło ich obu, a wiedział, że coś go męczyło. Miał jakieś niejasne podejrzenia... Coś w jego wnętrzu naprowadzało go na powód. Nie sądził jednak, by Nicholas miał wyrzuty sumienia wobec uczuć jakie żywił kiedyś do Ellen. To musiało być cos innego, ale nie chciał drążyć. Chciał tylko dać spokój swojemu bratu.

Zszedł w dół po schodach kierując się do sali treningowej. Dom powoli pustoszał. Bellator podleczeni i wypoczęci wracali do siebie. Gdzieniegdzie słyszał jedynie pojedyncze jęki i uspokajające szepty. Na okrągłych schodach poczuł się już nieco lepiej. Było tu znacznie chłodniej. W środku sali nikogo nie zastał, więc zaczął uważnie przeglądać noże, miecze i łuki, szukając ulubionych.

Starał się nie myśleć zbyt wiele, poświęcając całą uwagę szykowaniem ekwipunku. Nie było to jednak łatwe. W głowie ciągle kotłowały mu się myśli o Ellen, Silorze, Violet i Nicholasie. Rozmyślał również o ataku i o tym jak niewiele brakowało, by pasożyty wymordowały wszystkich bellator.

Gdyby nie Ellen... Gdyby nie ona, Nicholas byłby martwy. Zastanawiał się jaką właściwie mocą dysponuje i co byłaby w stanie osiągnąć, poznając ją całkowicie. Zastanawiał się również, dlaczego sam nie wyczuł w niej tej wyjątkowości. Owszem, zawsze traktował ją jak zjawisko nie z tego świata, ale miało to źródło w tym jak bardzo ją kochał i pożądał. Ona sama właściwie nigdy nie była świadoma tego, kim jest. Nie było również okazji, by mogła użyć magii w tak wyjątkowo stresującej sytuacji. Zdarzało się, że niegdyś wyruszali na wspólne patrole, ale były to raczej nieszkodliwe wypady, gdzie z Nicholasem cały czas mieli na nią oko. Teraz wszystko wyglądało inaczej.

Gabriel wybrał sześć sztyletów i miecz o krótkiej klindze. Lubił walkę blisko przeciwnika, więc unikał broni na dystans. Jedyną różnicą były noże, bez których żaden bellator nie wychodził nawet z łóżka. Wpiął je w pas i poprawił te, które miał już pod nogawkami spodni. Musiał poczekać na głęboką noc, by wyruszyć na swoje polowanie. Podekscytowanie szalało w jego żyłach. Jego dusza płonęła gotowa do walki. O tak, Gabriel był gotowy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top