Rozdział 8


Ellen w ciągu ostatniego tygodnia rzadko wychodziła z pokoju. Nie wstydziła się jednak tego. Nie bała się również przyznać sama przed sobą, że była tchórzem. Każda dziewczyna czułaby się niezręcznie po takiej rozmowie z mężczyzną. Ellen musiała dojść do siebie i znalazła idealną wymówkę. Carla miała rację, bo po spacerze rzeczywiście dopadło ją przeziębienie. Przyznała sama przed sobą, że było to bardzo pomocne zrządzenie losu i wygodne rozwiązanie, ponieważ dzięki temu miała wymówkę, by unikać Nicholasa.

Przez kilka dni nie widywała się z nikim oprócz Carli. Raz tylko wpadła do niej Iris, ale zauważyła, że dziewczyna nie życzy sobie gości i dała jej spokój. Nie widziała się również od pamiętnego napadu z Gabrielem. O Nicholasie wolała nawet nie myśleć.

W związku z wizją, którą miała przy Nicholasie odkryła, że nawet wtedy była obecna Carla. Nie dawało jej to spokoju, ponieważ logicznym było, że dziewczyna również jest nieśmiertelna. Ale jeśli była bellator, to dlaczego nie walczyła, tylko u nich pracowała?

Carla niechętnie przyznała się do tego, że wszakże pochodzi z rasy magicae, to nie jest jednak obdarzona mocami i jej obecność wśród magów jest mniej, niż wskazana. Była magicae bez magii i była wyrzutkiem. W pewnym momencie życia Iris odnalazła ją w miejscu, o którym nie chciała mówić. Zabrała ją ze sobą, zaopiekowała się i zaprzyjaźniła. Carla przybyła z Iris, jako jej pokojówka i tak już została w domu przy Cotton Street, czując się jak pełnoprawny członek rodziny. Zarabiała na życie, ponieważ nie chciała być zależna od kogoś, nawet jeśli była to Iris.

Ellen zauważyła, że Carla lubi plotkować, jeśli umie się ją pociągnąć za język, więc zaczęła wypytywać ją o ojca Nicholasa, ponieważ w swoim wspomnieniu on i Iris byli małżeństwem. Dowiedziała się jednak, że pan John Maiden zginął podczas jednego ze szturmów i osierocił Nicholasa. Oczywiście Iris zajęła się nim jak swoim dzieckiem. Gabriel zresztą również był sierotą i tak Iris stała się matką dla dwójki niesfornych chłopców.

W tamtych czasach Iris była bardzo samotna i często snuła się bez celu po korytarzach, ale kiedy w ubiegłym stuleciu George Wise poprosił ich o schronienie podczas ucieczki przed pasożytami, odnalazła miłość. Zakochali się w sobie i postanowili pobrać. Carla rozmarzona wzdychała, że prawdopodobnie są swoimi calanhe i nie mogła doczekać się do ślubu, który wreszcie po tylu latach niedługo miał się odbyć i potwierdzić tą teorię.

Ellen zawsze wydawało się, że Iris i chłopcy są równolatkami, jednak po wizji, kiedy ich poznała uzmysłowiła sobie, że w rzeczywistości musi być od nich znacznie starsza i dlatego też ma wśród nich posłuch. George zresztą w jakimś stopniu także próbował zapanować nad Nicholasem i zwykle udawało mu się wygrać te pojedynki. Teraz to wszystko nabrało sensu.

Ellen uzmysłowiła sobie kilka rzeczy i podczas rekonwalescencji udało jej się uporządkować burzę w głowie, wyciszyć się i zaakceptować, że przeszłość to przeszłość. Postanowiła, że teraz będzie inną osobą i zacznie nie tylko nowy rozdział życia, ale całkowicie nowe życie, nową książkę. Postara się nie skazić tego doświadczeniami przeszłości.

Wiedziała już jednak, że poznała Iris i chłopców, kiedy miała siedem lat. Jakieś wydarzenie, którego jeszcze nie znała, sprawiło, że kiedy była dwunastolatką jej rodzice najprawdopodobniej zginęli i dlatego Iris przyjęła ją pod swój dach, zapewniając opiekę i dom. Była po prostu kolejną sierotą, którą trzeba było się zająć.

Wiedziała również, że była bardzo zaprzyjaźniona z Gabrielem i Nicholasem. Z tego, co wywnioskowała musieli spędzać ze sobą każdą wolną chwilę. Gabriel miał ożenić się z Violet, ale z jakiegoś powodu jednak nie doszło to skutku. Ellen pomyślała, że może dlatego Violet tak jej nie znosi. Pewnie miała zranione serce i była zazdrosna o Gabriela. Ellen martwiła się, czy to przypadkiem przez nią nie doszło do ślubu Gabriela z Violet, ale odepchnęła tą absurdalną myśl.

Ellen wciąż rumieniła się, gdy tylko pomyślała o pospiesznych i niezręcznych oświadczynach Nicholasa. W podbrzuszu ciągle czuła ciężki kamień, który ciągnął ją w dół. Wizyta u Nicka niczego nie wyjaśniła i nie zamknęła tej części historii. Pogorszyła nawet relacje między nimi. I oczywiście Gabriel...

We wspomnieniu bardzo go kochała. Kochała go tak mocno, że zapierało jej dech w piersi. Kochała go silną, bezinteresowną, naiwną miłością nastolatki, która oddała swe serce pierwszy raz. Nawet teraz, kiedy zamykała oczy mogła poczuć echo, słabe odbicie tego uczucia, jakby wpatrywała się w wodę w głębokiej studni i widziała niewyraźny zarys swojej twarzy. Miała nadzieję, że Gabriel się o tym nie dowiedział, bo spaliłaby się ze wstydu gdyby tak było. Uważała jednak, że są na to małe szanse, biorąc pod uwagę fakt, że Gabriel zawsze był wobec niej miły, grzeczny i kulturalny. Nigdy nie dał jej odczuć, że traktuje ją inaczej, niż znajomą.

Zastanawiała się jak oni wszyscy radzili sobie z tym, że kompletnie ich nie pamiętała. Wiedziała, że mieli dość duże doświadczenie w tej kwestii, ale sytuacja naprawdę była dziwaczna. A jeszcze bardziej dziwaczne było to, że nikt nie wiedział dlaczego tak ważne jest wymazywanie jej pamięci.

Przerażała ją świadomość tego, że wkrótce będzie musiała oddać im swoją magię, a nic na ten temat nie wiedziała. Nie mieli również żadnego magicae, który wziąłby udział w ceremonii. Zastanawiała się, co by się stało z mieszkańcami domu przy Cotton Street, gdyby nie udało im się na czas znaleźć nikogo, kto mógłby przeprowadzić rytuał.

I przede wszystkim zastanawiała się kim właściwie jest Ellen Rose. Miała nadzieję, że kiedyś się tego dowie. Ale czy właściwie chciała poznać tą osobę?

Carla pomogła jej ubrać się w czerwoną sukienkę z miękkiego materiału. Przy kołnierzu miała prześliczne białe guziki w kształcie róż. Pokojówka spięła jej włosy szeroką czerwoną wstążką tak, że jej twarz nabrała wyraźniejszych kolorów i wreszcie mogła bez wstydu pokazać się rodzinie po rekonwalescencji.

Kiedy zdecydowała się wyjść z pokoju, było już po obiedzie, ale Carla poinformowała ją, że wszyscy są w salonie i odpoczywają. Ellen stwierdziła, że nie powinna już tak długo unikać domowników, bo było to co najmniej niegrzeczne. Wyszła więc z sypialni ze ściśniętym sercem. Kiedy dotarła do salonu wszyscy byli pogrążeni w rozmowie. Ellen stała chwilę pod drzwiami i zbierała siły, żeby wejść do środka.

- Musimy zmienić sposób rozpoznania – stwierdził George. – Nie możemy już ufać naszym informatorom. Zresztą i tak nigdzie nie mogę namierzyć Glisty. Zaszył się gdzieś w swoich brudnych okolicach i słuch o nim zaginął.

- Raz jeszcze opowiedzcie proszę jak doszło do tej zasadzki – powiedział cicho Gabriel.

W pokoju naraz zrobiło się poruszenie. Ellen słyszała dźwięk przesuwanych filiżanek.

- Tak jak już mówiliśmy – Nicholas brzmiał spokojnie. – Glista powiedział, że pasożyty mają kryjówkę przy starej fabryce cygar. Poszliśmy tam z zachowaniem wszelkich środków ostrożności. Przyznaję, że mogła być to moja wina, bo z Violet na czas nie wykryliśmy zagrożenia, ale na nasze usprawiedliwienie mam to, że byli naprawdę dobrze przygotowani na nasze przybycie. Cóż, Iris szła ostatnia i jako pierwsza oberwała od pasożyta. Stwierdziliśmy, że to jakiś niedobitek, zapewne ranny, bo zginął od jednego uderzenia mieczem. Teraz wiemy, że tak właśnie to sobie zaplanowali. Żebyśmy weszli do środka z myślą, że zasadzka już miała miejsce i kolejnej nie będzie. – Jego głos nie zmieniał się. – Weszliśmy więc do holu. Pozwolili nam zapuścić się głębiej i wtedy nas otoczyli. Było ich około trzydziestu, więc naprawdę musieliśmy się nastawić na ciężką walkę. I tak było. Walczyliśmy i systematycznie ich wyżynaliśmy, a wtedy poczułem, że coś jest nie tak z tobą, Gabrielu.

Mogła niemal usłyszeć strach w jego głosie. Pomyślała, że czas na to, by wejść do środka. Wzięła głęboki oddech i stanęła w progu.

W czerwonych fotelach przy kominku siedzieli Gabriel i Violet. Chłopak posłał Ellen lekki, nieobecny uśmiech. Z jego twarzy nie była w stanie niczego wyczytać. Natomiast Violet piorunowała ją oczami. I z jej twarzy mogła już wyczytać naprawdę wiele: nienawiść, niechęć i obrzydzenie.

George i Iris siedzieli na wąskiej sofie po lewej stronie pokoju. Naprzeciwko ujrzała Nicholasa, który wyciągnął długie nogi. Spojrzał na nią. Patrzył przez kilka długich sekund, aż w końcu to ona przegrana spuściła głowę i usiadła na wolnym fotelu obok regału z książkami. Poczuła ich kojący zapach i ułożyła dłonie na podołku.

- Poczułaś się już lepiej, skarbie? – zapytała Iris ze szczerym zainteresowaniem.

Ellen skinęła głową i posłała jej blady uśmiech.

- Tak, dziękuję. Już mi lepiej. – Zerknęła na Gabriela. – I mam nadzieję, że ty również czujesz się już dobrze, Gabrielu.

- Tak, oczywiście. – Powiódł wzrokiem po pokoju. – Wszyscy się mną zajmowali.

Jego głos był smutny, ale Ellen postanowiła nie zaprzątać sobie tym głowy, ponieważ im dłużej na niego patrzyła, tym niezręczniej się czuła.

- Rozmawialiśmy właśnie o zasadzce sprzed tygodnia oraz o ataku na dom – wyjaśnił jej George. – Jeśli pamiętasz jakieś szczegóły, to będziemy zobowiązani jeśli się nimi z nami podzielisz.

Jego głos był miły, ale wyczuła w nim nacisk, jakby wymagał od niej, by powiedziała mu coś ważnego. Ellen skupiła się i zmarszczyła czoło.

- Niewiele jest do opowiadania. Byliśmy w szklarni i nagle Gabriel usłyszał napastników. Podzielili się na dwie grupy. Jedna ruszyła w górę po schodach, a druga prosto w naszą stronę. Jakby wiedzieli gdzie i kiedy będziemy. Jakby wiedzieli, że będę sama, a obecność Gabriela trochę ich zdziwiła. Wszak pierwotnie w domu miałam zostać tylko ja.

- Co okazało się ostatecznie bardzo głupie – żachnął się Nicholas. – I dobrze się stało, jak się stało, bo w innym przypadku albo byś już nie żyła, albo nigdy byśmy cię nie odnaleźli.

Ellen zdziwił fakt, że taki krytyczny osąd wygłosił akurat Nick.

- A musimy o ciebie zadbać ze względu na twoją magię. Wcześniej bezmyślnie to ignorowałem i byłem skupiony tylko na moim frater. Zapomniałem o tym, że bez ciebie tak czy inaczej wszystkich nas czeka śmierć, więc powinienem nieco zmienić priorytety – kontynuował bez cienia emocji w głosie.

- Nicholasie – zaczął Gabriel, ale Nick posłał mu uciszające spojrzenie.

- Biorąc pod uwagę nowe okoliczności i fakt, że pasożytom udało się obejść nasze zaklęcia ochronne, musimy wziąć się do roboty. Najprawdopodobniej mają maga na swoich usługach, który pomógł im w złamaniu czaru. Nie mamy czasu do stracenia i myślę, że powinniśmy dzisiaj ruszyć w miasto. Nasza magia nie jest zbyt silna, by długo się utrzymać i ochronić dom.

Iris pokręciła głową.

- Nie jestem przekonana, Nicholasie.

- Wezmę Gabriela – spauzował. – I Ellen. Sanguis potrafią wytropić magię. A gdzie magia, tam magowie. To tylko rozpoznanie, Iris. Żadnej akcji zbrojnej. Szybki wypad.

- Nie jestem pewien, czy Ellen powinna z nami iść. – Gabriel posłał jej taksujące spojrzenie. – Wolałbym nie ryzykować jej bezpieczeństwem.

Violet prychnęła.

- Doprawdy, Gabrielu. Gdybyś mógł, to zamknąłbyś ją w klatce i nie pozwalał nikomu nawet na nią spojrzeć. – Jej głos był zgryźliwy.

- Dam radę. – Ellen włączyła się, nie chcąc sprawiać wrażenia słabej. – Umiem być częścią drużyny. I jeśli uważacie, że jako sanguis potrafię wyczuwać magię, to z największą ochotą pomogę.

George pokiwał głową pokonany.

- Możecie iść, o ile będzie to tylko wyjście zwiadowcze. Macie rozejrzeć się po mieście, popytać i wracać do domu. Gdybyście natrafili na jakieś kłopoty, to natychmiast wracacie. Żadnych bohaterskich wyskoków, jasne? – George zmarszczył brwi. – Mówię głównie do ciebie, Nicholasie. Zero bezmyślnej brawury.

Nick wydawał się nieobecny. Zapewne myślami był już zupełnie gdzie indziej.

- Ellen, chciałabym, żebyś poszła ze mną do sali treningowej, dobrze? – odezwała się w końcu Iris.

- Przecież nie umiem walczyć.

- W tej chwili nie chodzi mi o walkę, ale o strój.

Ellen skinęła głowę. Iris podniosła się ciężko z fotela. Schwyciła Ellen za rękę i pociągnęła ją wzdłuż korytarza. Szły w ciszy, dopóki nie dotarły do spiralnych schodów z jej wspomnień.

Kiedy w nozdrza uderzył ją zapach smaru do broni, skórzanych pasów, materaców i nikłego potu wszystko wydało jej się znajome. Bywała w tej okrągłej sali wielokrotnie i poczuła się swojsko i bezpiecznie.

Iris podeszła do szerokiej szafy i zaczęła przeszukiwać jej wnętrze.

- O, tu jest! – ucieszyła się. – To twój strój.

Odwróciła się wraz ze skórzanym jednoczęściowym kombinezonem. Z daleka materiał wydawał się lekki i przyjemny. Był cały w czerni. Na biodrach wszyty był pas z bronią. Strój zapinał się na zamek, żeby łatwo było go zdjąć i założyć. Nie był jednak podobny do strojów innych wojowników.

- Carla zaraz go odświeży i będziesz mogła go przymierzyć.

Ellen podeszła bliżej i dotknęła materiału. Był zimny.

- Trochę różni się od strojów, które wy nosicie.

- Tak, oczywiście i musi się różnić. Popatrz tutaj.

Podeszła pod ścianę, gdzie było więcej światła. Wskazała na przód stroju. Rozpięła zamek.

- Na wysokości pierwszego żebra zbiera się twoja magia, więc musisz mieć do niej dostęp. Każdy strój w mniejszym bądź większym stopniu ją ogranicza. Mogłabyś chodzić nago, ale przecież nie o to chodzi, prawda? – Spojrzenie jej migdałowych oczu było rozbawione. – W razie konieczności możesz szybko rozpiąć strój, żeby magia nie była tak skrępowana. Po drugie, twój pas na broń jest znacznie mniejszy, bo nie jesteś przecież wojowniczką. Jesteś sanguis i znasz tylko podstawy walki wręcz i obrony. Przypomnisz sobie – dodała uspokajająco, widząc jej zagubione spojrzenie. – Potrzebujesz tylko kilku sztyletów. Sama w sobie jesteś bronią, bo władasz silną magią. Nie martw się, jeśli nie pamiętasz jak jej użyć. W momencie zagrożenia będziesz wiedziała, co robić.

- Nie byłam w stanie pomóc Gabrielowi – powiedziała cicho.

- Widocznie sytuacja nie była tak poważna na jaką wyglądała. – Iris zaśmiała się lekko, żeby dodać jej otuchy.

Podała Ellen kombinezon i klasnęła w ręce.

- Dam go Carli i jak tylko go wyczyści załóż go proszę. Dam ci również lekką sukienkę, która go ukryje. Idziecie przecież pospacerować po mieście, a nie walczyć.

Ellen była przerażona. Wszystko wydawało jej się takie dziwne. Dzisiaj ledwie odważyła się pojawić wśród domowników, a zaraz wychodzi z Nicholasem i Gabrielem poszukiwać śladów magicae i parasitus. Obawiała się, że pokładają w niej zbyt duże nadzieje i tylko ich rozczaruje. Zagryzła jednak wargę i weszła po schodach z powrotem na górę.

Carla spisała się niesamowicie. Po kilkunastu minutach strój był już odświeżony i pachnący. Dziewczyna pomogła Ellen ukryć go pod granatową luźną sukienką. Włosy spięła w ciasny kok, by nie przeszkadzały i nie krępowały ruchów. Po zakończeniu zabiegów Carli, Ellen weszła w główny hol. Czekali na nią.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top