024 Wesołych świąt.
Jestem na scenie, gdzie zaraz zacznę śpiewać. Patrząc w widownię jest pełen tłum ludzi. Zauważyłam z daleka mojego chłopaka, który właśnie skończył wcześniej prace i czeka na mnie, bo widziałam się z nim wcześniej.
Muzyka zaczęła grać, a ja zaczęłam śpiewać. Chodziłam po scenka i machając jedną ręką. Stanęłam po lewej stronie scenie i śpiewałam do tej części publiki.
Ruszyłam znowu w stronę środkowej części sceny i stanęłam. Poszłam teraz na prawą część ściany i śpiewałam teraz do publiczności z tej strony.
Śpiewałam cały czas i chodziłam po scenka. Przesyłam śpiewać i w pewnym momencie podszedł do mnie gitarzysta i grał na niej emocjalnie.
Śpiewałam jeszcze przesz chwilę i po chwili muzyka przestała grać, gdzie stanęłam i za pozowałam, a widownia zaczęła jeszcze głośniej krzyczeć.
- Dziękuje bardzo za dzisiejszy koncert! - powiedziałam przez mikrofon.
Szybko zbiegłam z sceny za zaplecze, bo właśnie miał grać już ten piosenkarz, który dopiero zaczął karierę. Nie pamietam jak już się nazwa.
- Byłaś boska. - podbiegał do mnie Caleb i przytulił mnie.
- Dzięki. - odwzajemniłam uścisk.
- To jak? Wracamy do domu.
- Tak, chodźmy.
Wyszliśmy z zaplecza i zaczęli krzyczeć moi fani, gdzie wydostawali rękami do mnie, żebym ich złapała. Więc, tak zrobiłam i pobiegłam tak, aż do końca.
Poszliśmy na parking, gdzie czekał już mój chłopak przed autokarem z walizką. Podbiegłam do niego i złapał mnie w objęcia.
- Byłaś cudowna. - nic nie powiedziałam i tylko go pocałowałam.
- Wchodźcie, bo już ruszamy. - powiedział Caleb, a my weszliśmy do środka i autokar ruszył.
- Za 15 minut powinnyśmy już być pod twoim domem Alice. Ja idę do kierowcy jak coś. - otworzył drzwi. - Ja tu was zostawiam. - powiedział, gdzie wszedł i zamknął drzwi za sobą.
- Dobra to ja się przebiorę coś wygodniejszego i cieplejszego. Dziś było trochę chłodno. - zdjęłam z siebie ciuchy i rzuciłam na kanapę.
- Tak przy mnie? - odwrócił się Max.
- Tak, a czemu nie? - wzięłam szare dresy z nike, gdzie złożyłam i do tego biały zwykły over size t-shirt.
Wzięłam telefon i rzuciłam się na łóżko. Sprawdziłam, która jest godzina, a jest 18:47.
- Idziesz tu do mnie? - zapytałam, gdy zablokowałam telefon i przesunęłam się.
Max nic nie powiedział i tylko rzucił się w moja stronę. Zawisł nade mną i zaczął całować, a ja odwzajemniłam jego pocałunki. Nagle przestał.
- Zadzwoniłem do twojej mamy i powiedziałem o tej sytuacji oraz, że dziś wracasz do domu. - powiedział, gdzie patrzył w moje oczy i miział po moim policzku.
- Skąd masz numer mojej mamy? - zaskoczył mnie.
- Odblokowałem twój telefon i zapisałem sobie. Może, kiedyś się z przyda. - zaśmiał się i pocałował mnie.
- I jak zareagowała?
- Popłakała się ze szczęścia i powiedziała, że idzie to powiedzieć reszcie. Późnej się rozłączyła. - zaśmiał się i ja tak samo.
Zaczął całował mnie po szyi, gdzie aż przeszła mnie gęsia skórka. Złapałam za jego włosy i wplątałam moje palce w jego brązowe kłaki.
Zaczął robić malinkę, gdzie aż normalnie dostałam motylki w brzuchu. Naprawdę brakowało mi go.
- Wysiadka. - powiedział głośno Caleb za nami. Szybko Max oderwał się ode mnie, a ja poprawiłam swoje właz i wstałam. - Chyba w złym momencie wszedłem. To ja idę do kierowcy. - cofnął się, a ja uśmiechnąłem się.
- Idę do rodziny! - krzyknęłam.
Drzwi były już otwarte od autokaru, więc tylko wybiegłam. Jak wybiegłam to wtedy otworzyły się drzwi, gdzie wybiegł Adam i rzucił się na mnie.
- Cholera. Brakowało mi twojego towarzystwa. - powiedział głośno. Po chwili dołączyła Amy z resztą ekipy do naszego uścisku.
- Brakowało mi ciebie Alice. - powiedziała Rose płacząc. Jestem miażdżona przez nich totalnie.
- Puście Alice, bo zmiażdżycie ją. - powiedział Max wychodząc z autokaru.
Zaraz po chwili wyszła mama z moim młodszym bratem, gdzie trzymała go na rękach, a za nią tata wybiegał jak totalna sarenka.
- Córcia! Tak nudno było mi bez ciebie. - powiedział tata tuląc mnie.
- No co? Nie widziałem Alice prawie pół roku. - powiedział prawdopodobnie do Adama i Amy.
❧
Jest wigilia i siedzę przy stole z moją rodziną i rodziną Maxa. Siedzę koło niego. Postanowiliśmy, że zrobimy wspólną wigilie i nas więcej tym bardziej weselej.
Ostatni tydzień spędziłam dużo czasu z rodziną i przyjaciółmi. Jestem przeszczęśliwa, że ich mam.
- Alice będziesz, gdzieś teraz jakość wyruszać w trasę koncertową? - zapytała moja mama, gdzie trzymała na kolanach Alvin'a.
- Raczej teraz jakoś nie. Narazie chce spędzić z wami czas. - uśmiechnęłam się do wszystkich.
- A zrobisz, ze mną jeszcze jedno zdjęcie? - zapytał Billy siedziąć koło Max'a.
- Jasne, zrobię. - uśmiechnęłam się i zaczęłam zajadać się jedzeniem.
- Billy przestań się pytać Alice o zdjęcia. - powiedział wkurzony Max.
- Max mi to nie przeszkadza. - spojrzałam na niego.
- Jasne.
Spojrzałam na wszystkich, gdzie totalnie oni są moim szczęściem. Jak pomyślałam o tym to postanowiłam, że coś powiem.
- Yghm.. mogę coś powiedzieć? - wszyscy kiwnęli głową, więc wstałam. - Jak wiecie dużo w życiu miałam, ale dałam radę dzięki wam i przyjaciołom. - spojrzałam na nich wszystko. Jesteście najważniejsi dla mnie, bo dzięki wam dałam radę przejść przez chorobę. Miałam wasze wsparcie. Dziękuje, naprawdę. - uśmiechnęłam się do wszystkich, a Max złapałam mnie za rękę i także wstał, gdzie złapał za lampkę wina. Wszyscy wstali i też wzięli.
- Za Alice i Wesołych świąt wam życzę. - powiedział Max, gdzie spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się.
- Wesołych świąt. - powiedzieliśmy wszyscy razem, gdzie stuknęliśmy lampami, a Billy i Nora cola.
Trzymaliśmy się za ręce dalej. Spojrzałam na niego i pocałowałam go w usta. Uśmiechnęłam się do niego, a on odwazjemniał uśmiech.
Dziękuje wszystkim co dotarli do końca. Smutno mi jest, że kończę książkę, bo przywiązałam się do bohaterów. Bardzo dziękuje i miło mi, że czytaliście książkę. Mimo wszystko mam nadzieję, że wam się przyjemnie czytało. Musiłam jakieś takie małe wyjaśnienie napisać. Nie umiem opuścić coś bez słowa. Zapraszam do siebie, żebyście zobaczyli inne moje książki, może coś znajdziecie dla siebie ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top