5.

Wyciągnąłem latarkę, to samo uczyniła po chwili Meksyk. Podeszliśmy do drzwi wejściowych i nasłuchiwaliśmy. W środku było słychać kłutnie.

-A TERAZ SPIEPRZAJ, I NIE POKAZUJ SIĘ WIĘCEJ!- ktoś wydarł się tak głośno, że aż moje bębenki uszne mogły ucierpieć.

Później usłyszeliśmy, jak ktoś zbieka po schodach i wybiega tylnym wyjściem -jak mniemam-

Gość w środku poprzeklinał jeszcze chwilę, poczym ucichł.

-Chyba sobie poszedł-szepnąłem do niej a ona lekko mi potakneła.

W tym samym momencie w którym złapałem za klamkę, ktoś złapał ją z drugiej strony.

Wystraszyłem się lekko,i dalej trzymałem drzwi pokazując wzrokiem żeby Meksyk wyciągneła broń lub paralizator. Wyjeła oba dając mi pistolet do dłoni.

Ktoś z drugiej strony też próbował otworzyć drzwi ale mocno je trzymałem. Odetchnąłem lekko i puściłem klamkę przybierając pozycję bojową.

Drzwi gwałtowni otworzył facet-mniej więcej czterdziestka na karku-. Patrzył się lekko poddenerwowany to na mnie, to na moją asystentkę.
Meksyk pewnym ruchem chciała wyciągnąć paralizator, ale facet był szybszy, i zdążył dość solidne przyłożyć jej w brzuch, poczym uciekł.

-Ej?! Gnoju zasrany! kobiet się nie bije!-wrzasnołem do uciekającego mężczyzny i sam zacząłem go gonić z bronią w ręku.

Nikt nie wiedział jednak, że całemu zdarzeniu przygląda się pewna para oczu.

Wbiegłem do pomieszczenia i biegłem w stronę schodów po których uciekł facet. Zamknął się szczelnie w pokoju -skubany-.

Waliłem w drzwi ale na marne, facet pewnie już się zwinął, i gdy miałem zamiar schodzić, poczułem coś zimnego z tyłu głowy.
Odwruciłem się lekko i teraz miałem lufę centralnie po środku moich oczu. Zajebiście.
Poczułem jak pot spływa mi po czole. Mężczyzna uśmiechnął się lekko i za razem przerażająco.

-No proszę ... Proszę... Kogo my tu mamy?- mówił że stoickim spokojem dalej we mnie celując.

Nie miałem zamiaru jednak się odzywać. Może to był błąd, ponieważ facet stracił cierpliwość i gdy miał pociągnąć za spust .... Zamarłem...
Facet runął na siemię, jak długi nie ruszając się.

Za nim stał chłopak- coś w moim wieku- który trzymał w ręce skradzioną księgę.

Osłupiałem -Co tu się odwala?!- moje myśli same z siebie wyrywały się i kręciły w mózgu.
-Um...Hej?-zaczął rozmowę chłopak. Miał on piękne czarne oczy- miałem na myśli zwykłe czarne oczy!- patrzyłem się w niego długo ,zamyślając się.

Chłopak dał mi pstryczka w czoło, po którym odrazu się ocknąłem.

-Jestem Niemcy- podał mi rękę , jak gdyby nigdy nic. Przyjąłem gest i gdy uścisnąłem jego rękę poczułem nieznane mi dotychczas ciepło. Nie umiem tego opisać.

Zarumieniłem się lekko, dalej trzymając mocno ściśniętą rękę.

-Mógłbyś mnie już puścić...?-zapytał nieśmiało po chwili.

-Um Tak tak- puściłem go szybko drapiąc się po karku- Detektyw Polska, miło mi- uśmiechnąłem się ciepło na co ten też się zawstydził.

-To dzięki za uratowanie życia... czy coś- niemrawo podziękowałem.

W tej chwili przypomniałem sobie o jednej osobie... Meksyk!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top