Naszyjnik,przyjaciel i łzy
#Kira
Przemieniłam się w moją drugą postać, czyli czarnego tygrysa z granatowymi pasami.
Osłabienie przez klątwę dało o sobie znać. Jakiś czas nie mogłam nad sobą panować, kierował mną zwierzęcy instynkt.
Gdy już się "obudziłam" byłam kilkadziesiąt kilometrów od mojego domu. Na szczęście to był kierunek w którym miałam się udać.
Przekroczyłam granicę Ojri, tak nazywała się moja kraina, choć teraz jest znana jako Przeklęta, Zakazana lub Granica Śmierci.
Szłam przez nową krainę, mogłoby się wydawać, że nie wiem gdzie mam się kierować, ale znałam to miejsce lepiej niż ktokolwiek inny.
Wszystko wokół przywoływało dobre wspomnienia... ale też wspomnienie najgorszego dnia jaki kiedykolwiek przeżyłam. Miałam ochotę stąd uciec i jednocześnie nigdy nie opuszczać tego miejsca.
Po jakimś czasie dotarłam do celu, czyli niedużego "domu" porośniętego bluszczem kwitnącym na granatowy kolor, taki sam jak moich kwiatów. Uśmiechnęłam się lekko widząc to.
Jednak pamięta.
-Co ty tu robisz?!- usłyszałam dobrze mi znany głos dochodzący zza moich pleców.
Odwruciłam się. Jednak przez to co zobaczyłam wcale nie chciałam się uśmiechać a płakać.
Patrzył na mnie swoimi srebrnymi oczami, w których nie było tego płomyka szczęścia mieszkającego tam kiedyś. Jego czarno-srebrne włosy opadały niedbale na ramiona.
Stał przygotowany do ataku co przy jego szerokich ramionach wyglądało naprawdę strasznie. Mimo wszystko najbardziej załamałam się nie jego nastawieniem do mnie, lecz brakiem naszyjnika, który był drugą połową mojego.
Naszyjniki każdy dostawał pierwszego dnia, gdy stawał się "pełnoprawnym" bogiem, ale nie wiedział kto ma drugą połowę. Osoby mające pasujące do siebie zawieszki zostawały na zawsze przyjaciółmi (lub kimś więcej).
-C-Claud? Dlaczego...? -tylko tyle byłam w stanie powiedzieć a głos i tak mi się załamał. Pojedyncza łza spłynęła powoli po moim policzku.
-Mówisz o tym.- wyjął z kieszeni medalion w kształcie połowy kwiatu.- Jak ci tak bardzo na nim zależy to sobie go weź. Ja już go nie chcę.- powiedział i rzucił go w moją stronę.
Złapałam go po czym z powrotem zmieniłam postać, ale to było za dużo jak na stan w jakim byłam i straciłam przytomność.
Gdzieś w podświadomości poczułam, że zostałam podniesiona.
Przez jakiś czas miałam uczucie jakby mnie ktoś niósł a później mnie kładzie.
Jednak to było inne miejsce, nie byłam na ziemi tylko na gładkich deskach, moją twarz owiewała delikatna mgiełka z wody i jej szum, ale nie taki delikatny tylko mocny i donośny. Już wiedziałam gdzie jestem, więc oddałam się błogiej nieświadomości.
#Iku
Coś mi mówiło żeby wyjrzeć na zewnątrz. Poddałam się temu i ruszyłam w tamtym kierunku. Przechodząc obok okna zauważyłam jakąś postać, dokładniej chłopaka, który trzymał Kire na rękach. Po kilku sekundach, gdy otrząsnęłam się z szoku (chociaż to raczej nie ja powinnam w nim być) ruszyłam w tamto miejsce. Ale gdy tylko zobaczyłam co się dzieje stanęłam jak wryta.
Położył ją lekko na ziemi, pochylił się i coś do niej szeptał po chwili mogłam zauważyć jak...płacze?! Do ręki włożył jej jakiś mały, błyszczący przedmiot i kartkę po czym wstał, spojrzał na nią ostatni raz i odwrócił się.
-Zajmij się nią dobrze. -usłyszałam a już po chwili go nie było.
Jak już się otrząsnęłam (znowu) pod biegłam do nieprzytomnej dziewczyny i szybko sprawdziłam w jakim jest stanie.
Zaniosłam ją do łóżka i czekałam kiedy się obudzi.
##########
No i jest następny, wiem ż miał być wcześniej, ale wena mnie omijała szerokim łukiem.
To do nexta.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top