[kisame] Chłopak, który nie doznał fentyloetyloaminy

Mężczyzna spojrzał otępiale na wyświetlacz swojego telefonu. Mruknął coś pod nosem, po czym wstał, podtrzymując się ściany. Spojrzał na swojego przyjaciela, śpiącego na ziemi. Szturchnął go lekko nogą. 

  — Kisame, pora wracać do domu — wybełkotał, ledwo co się trzymając na nogach. — Cholera, Kisame, zbudź się. 

— Ciii, nie przerywaj striptizu modelki — mruknął, odwracając się na drugi bok i lekko otworzył oczy. — Itachi? 

Czarnowłosy zebrał swoje rzeczy z ziemi i pytającym wzrokiem spojrzał na Hoshigaki'ego. Właściwie nie było można powiedzieć, że spojrzał konkretnie na niego, jego oczy błądziły po całym pomieszczeniu, usiłując złapać ostrość widzenia. Zamrugał kilka razy, cóż... Nadal obraz był rozmazany, a jemu trudno było cokolwiek zobaczyć. Jak dojdzie do domu? Tego nawet nie wie. Może znowu skończy na ławce w parku. 

— Kiedyś coś mówiłeś o fentyloetyloaminie, prawda? 

—   To było jeszcze za czasów studiów, byłem młody... I głupi — odparł, po czym usiadł, podpierając ściany. — Czemu pytasz? 

W sumie... Nie wiedział, czemu "ryba" (albo jak kto woli) "rekin" zapytał się o to właśnie teraz, kiedy minęło już tyle lat. 

  — Co to właściwie było? Nie pamiętam — Kisame wstał do siadu i wlepił wzrok w postać Itachi'ego. 

— Narkotyk miłości. — Uchiha wstał i ruszył w kierunku wyjścia z ich meliny. — Uwalnia się z mózgu, jak się zakochasz. Ewentualnie możesz znaleźć fentyloetyloamine HCL w czekoladzie... No i jest to jakiś suplement na poprawę humoru, lub zgubienie wagi. Tyle chyba ci wystarczy wiedzieć... Jak na razie. 

Itachi machnął na pożegnanie i opuścił budynek chwiejnym krokiem. Niebieskowłosy westchnął i poszedł w ślady swojego przyjaciela. Pozbierał swoje rzeczy i wyszedł z "jaskini". 
Zmrużył lekko oczy i spojrzał na ekran telefonu, by znaleźć numer swojej siostry, co było dla niego istną męczarnią, torturami. Obraz mu się dwoił i troił. Za sukces uważał, że w ogóle wyszedł z tej pieprzonej meliny. 

  — Kisame! Gdzie ty jesteś, do cholery! — W słuchawce usłyszał znajomy głos i lekko odsunął ją od ucha. Mógłby prawie ogłuchnąć! — Ile razy to przerabialiśmy?! 

— Przyjedziesz po mnie? Tam gdzie zwykle? — powiedział na tyle wyraźnie, żeby mogła go zrozumieć. Język mu się plątał, a jego nogi uginały się pod nim. Czując, że nie ustoi dłużej, oparł się o drzewo i oczekiwał spokojnie, aż Hotaru przyjedzie. 

x  x  x

Kisame przygotowywał kolejne danie dla gości restauracji. Padał z nóg, bo wczorajszym spotkaniu z kumplami. Myślał, że zaraz zaśnie, robiąc kurczaka w panierce. Zamglonym wzrokiem spojrzał na piekarnik i wyjął z niego frytki - pewnie dla jakiegoś dziecka. Zachwiał się, idąc po talerz. 

  — Wszystko dobrze, proszę pana? — Usłyszał za sobą cieniutki głosik, odwrócił się i spojrzał na dziewczynę, do której ów głos należał. Była niską kobietą o kasztanowych włosach z fioletowymi pasemkami i brązowych oczach. Jak to mężczyźni, zaraz co zrobił to spojrzał na jej biust. Nie mógł nic złego powiedzieć na jego temat. Nie był zbyt mały, ani zbyt duży. Idealny. Cała jej postać była dla niego idealna. 

Potrząsnął lekko głową i zacisnął mocno powieki, by je potem otworzyć. 

  — Taaa... Nic mi nie jest — powiedział i uniósł pytająco brew. — To ty jesteś tą dziewczyną, co jest u nas na praktykach? 

Ta tylko kiwnęła i lekko się uśmiechnęła.

— Renji jestem — przedstawiła się. 

— Kisame... Kisame Hoshigaki.  

— Miałam dać panu nowe zamówienie — Dziewczyna podała mu do ręki karteczkę, na której kelner napisał następne danie. Łosoś. No świetnie - coś czego Kisame nie cierpiał robić. 

Lubił ryby, ale wolał gdy pływały spokojnie w wodzie, a nie smażyły się na patelni! 

x

witam w kolejnym rozdziale :D
na wstępie chciałabym podziękować za gwiazdki i komentarze :D Może jest ich mało, ale dużo dla mnie znaczą! 
następny rozdział będzie o Sasuke, hihi
a o kim byście chcieli kolejny? ;) 
pozdrawiam,
banabaa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top