39. Danse Macabre

UWAAAAAGGGAAAAAA!!!!


Tak jak w poprzednim rozdziale :

Sprawdźcie czy nie pomineliście paru ostatnich rozdziałów. Bo jakiś czas temu wstawiałam je dosłownie codziennie.

Jeśli nie pamiętasz tej informacji z poprzedniego rozdziału to znaczy, że go
POMINOŁEŚ/AŚ!!!!
Jak pewnie parę innych.

Czemu tak długo mnie nie było ?

Praktyki studenckie.

Data publikacji: 21.08.2021

____________

Optimus/Narrator

-Czuje niepokój Mikronusie.

-Nic dziwnego wpatrujesz się w nich całe cykle. Spodziewasz się, że w każdym momencie może przyjść do nich śmierć i zgasić ich kruche życia.

-Byłbym spokojniejszy gdybyś chociaż pokazał mi to co ty widzisz.

-Jak chcesz cokolwiek zobaczyć jeśli przyglądasz się tylko jednemu punktowi zamiast spojrzać na całokształt ?

-Bo to im stale grozi niebezpieczeństwo. Są tacy delikatni...

-A dla tego co najdelikatniejsze i co najbardziej chcemy chronić zawsze trzeba wcześniej wybadać teren. Czy to jedyni, którzy zasłużyli sobie byś na nich patrzył ? Okaż trochę łaski też swoim innym podopiecznym. Czym są gorsi ?

-Moja drużyna. Ale...

-Nie ma żadnego ,,ale" Optimusie. Nie możesz patrzeć na rzeczywistość obserwując tylko mały jej skrawek.

-A jeśli w tym czasie...

-PRIMUSIE. Ja nad nimi poślęczę za ciebie! Idź już.

-A...

-Nie denerwuj mnie!

Optimus posłusznie lecz z bólem iskry spojrzał w wyznaczonym kierunku.


Bumblebee

-Ale jak to wsadziłaś go do aresztu, za co ?

-Poruczniku, obywatel został aresztowany zgodnie z obowiązującym protokołem.

-Tak, ale za co ?

-Oskarżony wbrew panującym obyczajom oraz zasadą panującym w społeczeństwie poczęstował się bez zapytania uprzednio o zgodę kubkiem płynu chłodzącego.

Chyba miałem mindfucka.

-Tymi, które są rozdawane na mieście za darmo każdemu kto poczuje takie zapotrzebowanie?

-Dokładnie tak, poruczniku.

-A więc gdzie tutaj pogwałcenie zasad ?

-Obywatel nie powiedział ,,Dziękuję" a jego postawa nie świadczyła o wdzięczności względem podającego mu trunek.

Płyn chłodzący (nie mylić z płynem chłodnicowym) znany potocznie jako chłodnik był rozdawany na mieście w na prawdę upalne (jak na Cybertron) dni. Był to pomysł jednej z grup wsparcia, a rozdającymi byli uczestnicy tej grupy.

***

-No nareszcie. Ile można czekać. Bee, weź panuj nad tą wariatką, co ?

-Spokojnie Sideswipe już upomniałem Kadetkę Strongarm.

-Łooooooo, dzięki wiesz, upomniałeś ją. To może upomnij ją tak jak ona upomniała mnie, co ? Od razu do pierdla.

-To ty tu jesteś przestępcą Sideswipe.

-Przestępcą?! Przestępcą?! Bee czy to to słyszysz ?

-Tak, Kadetka Strongarm wzięła sobie do Iskry moje zalecenia, prawda ?

-Oczywiście Poruczniku.

-Zobaczymy co to da.

***

-Jest tak gorąco możemy pójść do tych gości od płynu ?

-Jeszcze ci za mało? Znowu chcesz skazić ich swoim zachowaniem ?

Otworzyłem panel na przedramieniu. Temperatura wynosiła 1200 lightów (wymyślona przeze mnie skala temperaturowa obowiązująca na Cybertronie 1200 lightów to inaczej 25 °C). Następnie spojrzałem na Sidesa i Strongarm ich wentylatory pracowały dzisiaj naprawdę głośno.

-Dobra, chodźmy, niedaleko chyba ich widziałem.

***
-Aaaahhh, uwielbiam tych gości.

-Sideswipe, znowu nie podziękowałeś obywatelowi!

-A weź się odczep.

-Poruczniku, a pan nie pije?

-Właśnie Bee zachowujesz się jakby temperatura wcale nie rozmiękczała ci opon.

-Naaaaah, po pobycie na Ziemi 1200 lightów nie robi już na mnie wrażenia. Podczas pobytu tam, mieszkaliśmy przez długi czas na pustyni, a tam temperatury dochodziły w południe nawet do 1920 lightów (40°C). Powiedzmy, że jestem uodporniony. Zresztą temperatura pokojowa preferowana przez Ziemian wynosi właśnie 1200 lightów ( 25°C).

Moi podopieczni patrzyli na mnie jak na dziwaka.

-Szczęściarz.-Skwitował Sideswipe dopijając swój chłodzący trunek.- Tak właściwie w jakie nudne miejsce zamierzasz zabrać nas dzisiaj ?

-Zamierzałem odwiedzić z wami pewne muz...

Zadzwonił mój komunikator.

-Hallo ?

-Bumblebee musisz natychmiast tu przyjechać.

-Smokescreen przecież wiesz, że opiekuję się...

-Znaleźliśmy ciało. Możliwe morderstwo.

-Słucham?! Gdzie jesteś?!

Smokescreen podał mi adres.

-Moi drodzy muszę jechać na miejsce przestępstwa. Zróbcie sobie dzień wolnego, co ?

Nie czekając na odpowiedź transformowałem, uruchomiłem koguta i ruszyłem z piskiem opon.

Morderstwo ? Smokescreen powiedział morderstwo? Poczułem bolesne, piekące ukłucie w iskrę. Jakby zapadła mi się komora. Modliłem się żeby to nie była prawda, Optimus byłby zawiedziony. Morderstwo tym się różni od zabójstwa, że morderstwo jest planowanym i wyrafinowanym działaniem. Zabójstwo zaś jest przypadkowe lub pod wpływem emocji.

Do zabójstw dochodziło bardzo rzadko. System i społeczeństwo wzięło sobie głęboko do iskier to że po latach przelewania energonu w końcu możemy żyć na własnej planecie w spokoju bez obaw o własne życie. Nawet w przypadku napadów psychotycznych weteranów zazwyczaj nikt nie ginął. Lata wojny sprawiły, że obywatele umieli się bronić, a i my szybko reagowaliśmy na czas. Morderstwo było by hańbą. Energon przelany na świeżej ziemi. To nie może być prawda. Na pewno się pomylili. Na pewno.

***

Zajechałem pod adres podany przez Smokescreena. Znajdował się on na skraju miasta z dala od części mieszkalnej niemal dokładnie pod Wielkim Murem. Już parę przecznic wcześniej ulice były zamknięte przez oddziały Straży Cybertrońskiej. Nie musieli nawet sprawdzać kim jestem. Byłem dość rozpoznawalny.

Adres pod którym się znalazłem prowadził do Lacońskiej Głównej Sortowni Odpadów przeznaczonych na recycling. Na Nowym Cybertronie bardzo dbano by nie zanieczyszczać planety. Budynek nie był najpiękniejszy, był bardzo prosty i obskurny. No ale kto by budował jako cudo architektury coś co ma być przeznaczone jako sortownia, chyba logiczne.

Przed wejściem głównym stał mój partner Smokescreen. Łobuz niemal codziennie dzwonił do mnie marudząc, że zostawiłem go z całą robotą, ile to on się nie narobił, jaki to on nie jest wspaniały i to miasto by upadło bez niego. Jednak teraz jego mina nie sugerowała, że ma ochoty na śmieszki. Rzadko można było zobaczyć Smokescreena poważnego, a ten widok prawie nigdy nie cieszył. Smokescreen był młody i niesubordynowany ale nigdy by nie żartował z tak poważnej sprawy.

Podszedłem do niego z równie poważną miną. Przybiliśmy sobie męską pione po ziemisku.

-Pokarz mi dokładnie co znaleźliście.

***

Szliśmy szybkim krokiem przez rampy i korytarze sortowni. Jeden z nielicznych pracowników zgodził się nas pokierować gdyż wnętrze okazało się być labiryntem. W sortowni pracowało tylko parę transformerów i Vechicony. Większość roboty odwalały maszyny.

Obdrapane drzwi rozsunęły się przed nami i wkroczyliśmy do gigantycznej sali gdzie znajdowała się taśma z śmieciami. Nad nami znajdowały się platformy na które prowadziły windy po drugiej stronie sali.

W takich chwilach ziemianie pewnie by zaczęli krzyczeć, wymiotować i uciekać. Być może nie miałem tego ich zmysłu węchu ale potrafiłem przewidzieć ich reakcje.

Taśma prowadziła do rozgrzanego pieca, który przetapiał transmetaliczne (odpady z transformium- na Cybertronie mają inny podział odpadów na recykling) do stanu płynnego. Trafiały tu wszelkie urządzenia zrobione z transformium (oprócz żywych istot oczywiście) które były przetapiane i wykorzystywane na nowo.

Teraz jednak taśma była zatrzymana a piec wygaszony. Przy otworze pieca i wokół niego stało teraz wielu przedstawicieli Straży Lakońskiej.

Podeszliśmy bliżej, a Strażnicy rozstąpili się.

Gdybym nie był oswojony z widokiem zmarłych transformerów zamordowanych w najgorszy sposób zrobiłoby mi się słabo i uciekł bym z krzykiem. Teraz miałem ochotę zrobić to samo ale nie ze strachu, a z żalu tego co się tu stało.

Na podłodze obok taśmy leżały na wpół stopione zwłoki. Wszystkie kolory były wypalone, a egzoszkielet zniekształcony od wysokiej temperatury. Ciało musiało zostać wyjęte w połowie procesu topnienia. Co najgorsze ciało nie miało głowy.

-Czy, czy ktoś może opowiedzieć co tu się stało?- wyszeptałem chłodno.

- Chodź Bee za chwile wszystko ci wytłumaczę. Przejdźmy do innego pomieszczenia.- zaproponował Smokescren.

***

W jakimś małym pomieszczeniu ustawiono 2 krzesła i stolik. Siedziałem na przeciwko Smoke'a.

-Opowiedz mi.

-Rano dostaliśmy zgłoszenie ze Sortowni. Osoba która dzwoniła była bardzo spanikowana, nie mogła się wyraźnie wysłowić. Po przyjechaniu na miejsce zastaliśmy 3 Vechiconów, jeden był tak spanikowany, że pozostała dwójka musiała podtrzymywać go by nie upadł. Następnie zostaliśmy przyprowadzeni w to miejsce gdzie znaleźliśmy zwłoki.

-Przesłuchaliście tego Vechicona ?

-W tej chwili ktoś właśnie się tym zajmuje.

-Zaprowadź mnie do niego.

-Bee...

-Po prostu mnie tam zaprowadź.

Byłem wściekły, zaciskałem pięści, prawie biegłem by tylko zobaczyć się z tym Vechiconem. Podbiegłem do wskazanych drzwi i gdy już miałem nacisnąć przycisk by je otworzyć usłyszałem

ŁUP! Następnie cichy pisk i rzężenie. Potem, dźwięk uderzenia metalu o metal, a następnie.

-DOŚĆ!- wrzasnąłem wparowując do środka.

Przed moimi optykami ukazał się taki obraz.

Moi dawni i obecni towarzysze broni Ironhide i Crosshair jeden trzymał biednego Vechicona w powietrzu za szyję drugi opierał się o stół nic sobie z tego nie robiąc. Obaj zastygli widząc mnie w wejściu.

-Hej Bee.- powitał mnie Cross.- Jeszcze chwila...

-Nie.-przerwałem mu starając się opanować nerwy. Moja wściekłość w jednej chwili przeniosła się z vechicona na moich towarzyszy.- Ja się tym zajmę, idźcie, to rozkaz.

Nie mogli dyskutować z moim poleceniem aczkolwiek w ich optykach zabłysło zdziwienie i niezrozumienie. Ironhide puścił biednego pół przytomnego cona, który zwinął się w kłębek i obaj opuścili pomieszczenie.

Spojrzałem na rozedrganą kulkę na podłodze. Wokół niego połyskiwały kropelki płynu hamulcowego, który musiał popuścić. Cała moja wściekłość wyparował jak za dotknięciem magicznej różdżki.

Podszedłem spokojnym krokiem do rozdygotanego Vechicona ten słysząc moje kroki przyssał się plecami do ściany osłaniając głowę rękami. Vechicon miał mnustwo wgnieceń i widoczne ślady oparzeń. Szczegulnie na rękach.

-Spokojnie nic ci nie zrobię nazywam się Bumblebee, chciałbym tylko porozmawiać.

Usiadłem pod ścianą jednak nie za blisko by Vechicon nie czuł się zagrożony moją zbytnią bliskością.

Zamknąłem optyki i czekałem po prostu czekałem. Fioletowy transformer tak się bał, że nawet nie szlochał. Bał się wydać jakikolwiek dźwięk. Zawsze starałem się szanować byłych sług Megatrona dobrze. Niby conem można się stać z własnej woli ale vechicony, vechiconów nikt nie pytał o zdanie, nie dawał im wyboru. Były stworzone po to by walczyć i ginąć. Nie pchali się na ten świat ani na żaden inny. Wpychali im do głów wszystkie informacje i wypychali na front. Byli jak duże dzieci, którym nigdy nie pozwolono tymi dziećmi być ani fizycznie, ani umysłowo.

Kiedy vechicon trochę się uspokoił co oznaczało, że przestał drgać i tylko leżał skulony postanowiłem się odezwać.

-Jesteś ranny?- zapytałem najłagodniej i najciszej jak potrafiłem. Takim głosem najlepiej się było zwracać do ziemskich dzieci ale na vechicony też czasem działało.

Wciąż leżąc na ziemi pokręcił głową. Jednak ja wiedziałem, że ma mnustwo uszkodzeń mechanicznych. Skąd ? Lata praktyki. Pyzatym widoczne było mnóstwo oparzeń szczególnie na zaciśniętych dłoniach. Wyciągnąłem ze schowka na piersi zestaw pierwszej pomocy, każdy Strażnik na Cybertronie miał obowiązek noszenia takiego przy sobie w razie konieczności udzielenia pierwszej pomocy sobie lub innym. Wyciągnąłem parę gum opatrunkowych, podręczną mini spawarkę oraz łaty.

-Mogę?

Con uniósł lekko głowę i spojrzał na mnie.

-Chce cię opatrzeć. Nic ci nie zrobię, obiecałem. Zaufaj mi.

Zaufaj mi, niby czemu miałby mi zaufać. Prawdopodobnie spotkaliśmy się nie raz, nie dwa na ziemskim polu bitwy i nie raz oberwał ode mnie lub od innych członków mojej drużyny. Teraz dwa Autoboty pobiły go w ramach ,,przesłuchania". Społeczeństwo traktowało ich jak wrogów bardziej niż byłych Decepticonów, którzy sami dołączyli do oddziałów Megatrona. Nie miał absolutnie żadnego powodu by mi zaufać.

A jednak podniósł się na zdrowej ręce, usiadł i spojrzał na mnie nie pewnie przez przylbice. Wciąż w znacznej odległości wyciągnął zdrową rękę. Nie chciał bym go opatrzył osobiście ale zgodził się bym udzielił mu pomocy podając opatrunki. Chciałem mu podać do ręki ale jak tylko nasze dłonie się zbliżyły con spanikował i odsunął się jeszcze dalej pod sam róg ściany. Postanowiłem położyć wszystko na ziemi i sam przestukałem się powoli pod drugi róg ściany. Znowu zamknąłem optyki i siedziałem bez ruchu. Następnie mój towarzysz powoli zaczął powoli pełznąć do opatrunków. Słyszałem jak się porusza pomimo iż zdawał się poruszać jak najciszej. Dałem mu jakieś dwa brimy by mógł się opatrzeć po czym otworzyłem optyki. Con siedział wciąż przy ścianie z kolanami pod brodą i lekko się bujał. Jego maska była skierowana na mnie.

-Czy możemy już porozmawiać? Obiecuje bez żadnej przemocy, bicia ani krzyków. Tylko ja i ty, ok?

Vechicon skinął lekko głową.

-Wolisz siedzieć tak tutaj czy wolisz przejść i porozmawiać przy stolice?

Znowu pokręcił głową co uznałem za chęć zostanie na podłodze.

-Dobrze zaczynajmy, nie spiesz się z odpowiedziami i mów kiedy będziesz potrzebował chwile przerwy. Zacznijmy od najprostszego, jaki jest twój numer seryjny?

Nastała dłuższa cisza, już chciałem ponownie powtórzyć pytanie kiedy dobiegła mnie cichutka odpowiedź wypowiedziana piskliwym głosikiem.

-MF-94-7.

-Jaka jest twoja rola w tym miejscu. Jesteś pracownikiem sortowni ?

Skinięcie.

-Ci dwaj vechicony są twoimi jedynymi współpracownikami ?

Skinienie.

Nie zdziwiło mnie to gdyż większość roboty w takich miejscach wykonywały maszyny. Transformery były tam potrzebne by nadzorować i w razie wypadku naprawiać. Ale i tak nikt nie chciałby takiej roboty więc posyła się do niej właśnie takie vechicony.

-To ty znalazłeś ciało prawda ?

Kolejne skinięcie.

Opowiedz mi teraz swoimi słowami co się tutaj stało...proszę.- dopowiedziałem.

-Ja-a.- zatrzymał się by prawdopodobnie przełknąć łzy.- Wszedłem do-o hali spalania tylko po to by sprawdzić jedną z maszyn, ja na pr-rawdę nieeee-e...- głos mu się załamał.

-Rozumiem, spokojnie kontynuuj jak będziesz gotowy, mamy czas.

Tak na prawdę liczyła się dla mnie każda sekunda ale pośpiech czy naciskanie nie były wskazane. Nie w przypadku niewinnych.

- Wszedłem do hali iiiii, no coś dziwnego leżało naa-a ta-a-ś-śmie i, i ja do tego podszedłem i, i to-o był Autobot. My-my-myś-ślałem, że jest nie przytomny, był tak blisko pieca. Ja, ja spa-a-nikowałem, przepraszam, przepraszam, powinienem wcisnąć przycisk bezpieczeństwa ale rzuciłem się na taśmę i, i nie zdążyłem. Jego gło-owawa zdąży-yła wpaść do płynnego metalu w piecu-u. Jego ciało było tak blisko zaczęło się stapiać i ja-a złapałem go-o za nogi i zrzuciłem, zrzuciłem z taśmy.- MF-94-7 wypluwał z siebie słowa jąkając się i powtarzając. Ale wierzyłem mu, tak nie zachowywał się ktoś kto właśnie zabił drugiego transformera. A na pewno nie ktoś kto jest taki wrażliwy.

Po wypluciu z siebie tych wszystkich słów schował głowę w kolanach i przewrócił się na bok cicho pojękując.

-Dziękuję ci za te informację. Dopilnuję by nie stała ci się więcej żadna krzywda. Będę się z tobą kontaktował, jeśli będziesz miał jakieś informacje, podejrzenia, coś sobie przypomnisz lub ktoś ci coś zrobi zadzwoń do mnie.

***

Wyszedłem z sortowni, kręciło mi się w głowie.

-Bumblebee!- zatrzymałem się i odwróciłem. Za mną stał Smokescreen.- Co robimy? Musimy rozpocząć śledztwo ogłosić poszukiwania, rozesłać listy gończe, zidentyf...

-Nie.

Smoke zamrugał.

-Co?

-Nie możemy siać paniki. Powinniśmy stworzyć małą grupę śledczą, nie rzucającą się w optyki.

-Kogo chcesz wziąć ?

-Ej Bee!- ktoś krzyknął z daleka.

Obróciłem się.

-Przepraszam poruczniku, ale kadet nie może opuszczać swego opiekuna.

Strongarm i Sideswipe zostali zatrzymani przez Strażników. Ale przyjechali tu za mną.

-Chyba już mam odpowiednich kandydatów Smoke.

C.D.N...

____________

Tak sobie czytam ,,Apollo i boskie próby" , a tu okazuje się, że Optimus mieszka na Olimpie i napiepsza piorunami z nieba.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top