29. Wszyscy jesteśmy do czegoś przywiązani, wszyscy za kimś tęsknimy.


ST-3-53

Tik, tak, tik, tak.

Tak brakuje mi tego dźwięku. Zawsze lubiłem kolekcjonować rzeczy. Wszyscy inni nazywali je śmieciami ale mi się podobały. Lubiłem na nie patrzeć, sprawdzać do czego służą. Chowałem je w schowku tuż pod iskrą. By nikt nigdy ich nie znalazł. Moje pamiątki, pamiątki życia, które być może nie było idealne ale, które znałem.

Jedną z takich rzeczy był ziemski zegar odliczający czas w Ziemskiej jednostce czasu. Zegar był różowy, a w środku znajdował się jakiś obrazek ziemskich zwierzątek. Inne vechicony śmiały się ze mnie gdy go przytargałem na Nemesis i kazali mi się go pozbyć. Ale moim zdaniem był śliczny wiec go schowałem.

Drugą rzeczą, która była dla mnie bezcenna był pluszowy miś. Nazwałem go Pan Rdzawa Podłoga. Miał jasno brązowe futerko, brazową kokardkę pod brodą i zawsze się do mnie uśmiechał. Kiedy światła były zgaszone i nikt nie widział zawsze wysłuchiwał co mi leży na iskrze. Pomimo iż był taki malutki to umieściłem w nim nizmieżoną ilaść smutku.

Pan Rdzawa Podłoga

***

-Uwaga śmiecie, do transportowca ale już!!!- krzyknął naczelnik. Vechicony chowały się po kontach gdzie tylko mogły. Ale nie miały gdzie. Jeśli schowały się pod kojami lub stołami strażnicy wyciągali ich brutalnie, bili i zaciagali na zewnatrz gdzie pakowali siłą do transportwca Opór nie miał najmniejszwgo sensu, nie taki.

A ja nie mogłem być skuty. Po prostu nie mogłem. Poszedłem grzesznie trzymając dłonie na iskrze gdzie był Pan Rdzawa Podłoga, zegar i pare innych przedmiotów. Jak się czułem? Przerażony, smutny, zły ale przedewszystkim obnażony.

Obnażony z wolnej woli, godności oraz honoru żywej, myślącej istoty.

Powoli powlokłem się do tranportowca bedąc po drodze szturchanym przez ,,prawdziwe" boty. Wiedziałem jednak, że już predzej zgine niż dam się zawlec do Tyger Pax.

***

Jack

Siedzieliśmy na karimacie na polanie ukrytej w środku gęstego lasu, w okół dużego, ciepłego ogniska. Wszyscy razem, jak rodzina, którą byliśmy. Wielki krąg stworzony przez boty, a w środku nasza piątka.

Miko coś brzdękoliła na gitarze.
Raf grzał ręce przy ognisku, a ja troche stukałem w bębenki, mama rozmawiała z Fowlerem.

Pamietam tę noc, wszyscy się świetnie bawiliśmy. Żadko bywało, że na twarzy Arcee gościł szczery uśmiech szczęścia. Nigdy nie zapomne tego widoku.

Całą noc rozmawialiśmy, graliśmy, bawiliśmy się, śpiewaliśmy i śmialiśmy się. Jak małe dzieci na obozie wakacyjnym nie przejmujące się wojną, zagrożeniem, śmiercią czy zagładą. (Nooo może oprócz Optimusa, Ratcheta i Ultra Magnusa oni zachowali powagę, choć trzeba przyznać, że ci dwaj ostatni mieli miny jakby byli tu za karę, a Optimus zdawał cieszyć się samym naszym szczęściem).

Spojrzałem na dwie najważniejsze kobiety w moim życiu, Arcee i mamę. Uśmiechnąłem się do nich smutno, a one to odwzajemniły.

-Chciałbym żebyście teraz naprawde ze mną były.

Chciałbym też żeby ta chwila trwała wiecznie. Z dala od problemów, zmartwień, bólu, głodu i trudu.

-Jack, musisz już iść.

Obróciłem się w strone Optimusa.

-Jaszcze chwilkę, proszę.

Spojrzałem znowu na Arcee i mamę, były takie pięknę.

-Jack, musisz iść, teraz. Poźniej nie będzie.

-To tylko wspomnienie.

-Jack ich tu nie ma, jeśli chcesz je jeszcze zobaczyć, przytulić to musisz iść ze mną, teraz. Inaczej je stracisz, je oraz ich wszystkich. Twoi przyjaciele cię potrzebują Jack.

Spojrzałem na wspomnienie Miko i Rafa. Chciałem by byli bezpieczni i szczęśliwi jak w tej chwili.

Przerzuciłem wzrok na smutne optyki Optimusa, a potem znowu na mamę i Arcee. W końcu odwróciłem się od nich i nie oglądając się podszedłem do Optimusa.

Optimus podał mi dłoń na, którą wskoczyłem i posadził na ramieniu. Odeszliśmy pozostawiając szczęśliwe wspomnienie naszych bliskich.

-Dokąd się udamy?- spytałem.

-Do teraźniejszości.

***

Wziąłem głęboki wdech. W głowie mi szumiało. Jezyk był suchy jak wiór. Powoli zacząłem uchylać powieki. Obraz z początku wydawał się nie wyraźny ale po pewnym czasie się wyostrzył.

Z otępienia wyrwał mnie krzyk.

-Raf on się budzi, szybko!

Usłyszałem tupot nóg, spostrzeglem, że nie leże pod namiotem ale po prostu w śpiworze termicznym na karimacie.

-Jack jak się czujesz?- spytał mój młody przyjaciel kucając koło mnie. Po drugiej stronie usiadła Miko.

-Wody.- wychrypiałem.

Raf podał mi do ust butelkę wody, a Miko pomogła usiąść. Wyżłopałem ją prawie całą.

O tak, tego mi było trzeba.

Następnie przyjaciele nakarmili mnie zupą warzywną z puszki, którą zdażyli już otworzyć gdy ja latałem. Ten posiłek pomimo, że tak zwyczajny wydał mi się najlepszy we wszechświecie.

Po posiłku nadszedł czas na pytania.

Po pierwsze, gdzie się znajdowaliśmy bo to nie wyglądało jak ten zniszczony budynek, który obraliśmy.

Po drugie, ile mnie nie było ?

Na oba pytania moji przyjaciele mieli odpowiedź.

Okazało się, że jesteśmy na wraku Wreckerskiego statku. Miko znalazła go przypadkiem gdy szukała ,,lustra" dla mnie i podczas gdy ja ,,spałem" uznali, że lepiej będzie przenieść obozowisko na statek. Więc przetransportowali mnie najostrożniej jak mogli.

Co do drógiego pytania to spałem 4 i pół godziny. Raf zaczął się bać bo gwałtownie spadał mi poziom chloroformy i nie wiedział jak mógłby mi ją podać nieprzytomnemu. Na szczęście obudziłem się na czas i pochłonąłem kolejną dawkę.
Dziękuję Optimusie.

Przyjaciele zmienili mi w między czasie opatrunek. Jedyne co musiałem teraz zrobić to podać sobie lek przeciwbólowy, antybiotyki, i wszelkie leki i masci zapobiegające wdaniu się zakazenia. Dobrze, że chociaż mama kazała nam się zaszczepić na tężec. Nie wiem czy szczepionka w razie czego była by odporna na ,,kosmicznego" tężca, ba nie wiem nawet czy coś takiego istnieje. Ale i tak mamo, dziękuję.

Z pomocą przyjaciół udało mi się wstać. Wypadałoby trochę rozejrzeć się po statku. Były to statki do podróży kosmicznych, które z założenia były robione by wytrzymać ciężkie waruki inobciążrnia. Słuchało się Arcee a co. Problem jest tylko taki, że analogicznie robiono również bronie, które były by w stanie zniszczyć taki statek. Jeśli statek wylądował tu z powodu oberwania pociskiem to słabo.

Wnętrze statku w zasadzie wyglądało lepiej niż zewnętrze. To znaczy napewno kabina główna bo żeby się dostać do reszty musielibyśmy aktywować drzwi wewnętrzne statku.

Ale żeby to zrobić musielibyśmy dostać się do konoli sterowniczej. Kiedyś odwaliliśmy coś takiego napadając na statek Decepticonów gdzie wszyscy byli ,,zamrożeni" ale wtedy mogliśmy wspiąć się po Knokoucie, a teraz ?

-Przecież mogę się zmienić w ptaka!- zaproponowała Miko.

Czekaliśmy aż dziewczyna zmieni formę ale o dziwo nic się nie wydażyło.

-No co jest?!

Nadal nic.

-Czemu się nie zmieniam?!

-Wiesz Miko, myśle, że zmiana formy ciała wykorzystuje bardzo duże ilości energi. Przykładowo, energon jest bardzo wysoko energetycznym paliwem. Ratchet mówił mi kiedyś, że jednym z objawów silnego niedoboru tego surowca jest zachamowanie zdolności transformacji. To tylko hipoteza ale myśle, że to może być problem. Twój organizm wycieńczony ostatnimi wydarzeniami nie ma wystarczająco energi na zmiane formy i zachamował tę umiejętność- stwierdził Raf.

Popatrzyliśmy się oboje zdziwieni.

-No, co? Wiecie u ludzi naturalnie też występują zachamowania różnych procesów w chwili niedoboru różnych substancji. Np gdy panuje głód albo dziewczyna ma anoreksje to mózg wysyła informację by zachamować proces menstruacji.

Noooo, dobra, Raf może wygląda na słodziutkiego, niewinnego chłopca ale gdy trzeba umie przyfasolić gadką. I to taką, którą chłopcy w jego wieku albo unikają albo mówiąc o tym się śmieją.

Pora oprożnić plecaki.- zażądziłem.

Wzieliśmy się do roboty, wyjeliśmy chyba wszystki rzeczy z plecaków (a sporo tego było).

-Mam!- krzykneła Miko wyciągając ze swojego plecaka sprzęt do wspinaczki zakupiony w tym samym sklepie co plecaki.

***

Obserwowałem z dołu całą akcję. Oczywistym było, że mój stan nie pozwala mi nawet za szybko chodzić, nie mówiąc już o wspinaczce. Musiałem znowu zaufać przyjaciołom. Czułem się z tym niesamowicie źle. Wręcz bezużytecznie.

Po wielu, naprawde wielu nieudanych próbach Miko udało się zarzucić hak na tyle wysoko, że zachaczyła o jakiś wystający element fotela głównego pilota. Po upewnieniu się, że hak nie obsunie się podczas wspinaczki dziewczyna powoli zaczęła się wspinać. Akurat w takich konkurencjach nie miała sobie równych.

Gdy dotarła do brzegu krzesła złapała się za jakiś wystający element i ze stęknięciem podciągneła na gładką powierzchnię. Zniknęła nam z oczu.

-Dawaj Raf!- usłyszeliśmy.

Młody przełknął ślinę. Nachyliłem się nad nim i szepnąłem do ucha.

-Pamiętaj, że gdześ tam jest Bumblebee, który w ciebie wierzy.

Nie musiałem mowić nic więcej. Młody chwycił linę i jak dziki zaczął się po niej wspinać. Przy samym końcu Miko pomogła mu w wejsciu na szczyt siedzenia.

Stanąłem w przestrzeni między konsolą, a fotelami czekając na dalszy rozwój wydarzeń.

Raf

Miko pomogła wgramolić mi się na siedzenie i stanąć na nogi. Miałem kilka obtarć ale to nic groźnego.
Druga część będzie bardziej niebezpieczna.
Zbliżyliśmy się do krawędzi od strony konsoli. Miko wyciągnelęła z małego plecaka drugi hak i linę.

Teraz dopiero się narzucamy.

Konsola była wysoko, a my musieliśmy dorzucić tam hak i mieć nadzieję, że o coś zachaczymy co nie było zbyt łatwe zważywszy, że cybertrońskie konsole były niemal całkowicie płaskie.

W końcu Miko się udało i wspieliśmy się na konsolę.

No cóż, nie spodziewałem się rewelacjo po starym sprzecie. Ale nie ma tego złego, w końcu to statki, które miały wytrzymywać duże obciążenia i trudne warunki, prawda?

Naskoczyłem na guzik odpalajacy system. Poczatkowo nic się nie wydażyło ale po chwili konsola rozświtliła się wyświetlając cały panel sterowniczy. Może nie wszystko działało jak powinno i było w pełni sprawne ale nie można mieć przecież wszystkiego.

Ekran powyżej wyświetlił całą gamę cybertrońskich znaczków.

Troche rozumiałem, troche nie. No nikt nie jest mistrzem języka po kilku miesiącach nauki, nawet jeśli ma fotograficzną pamięć.

-No i co jesteś w stanie otworzyć nam drzwi na statku?

-Tak, ale nie wszystkie, niektóre części statku są tak uszkodzone, że konsola ich nie obsługuje, a do niektórych nie mam dostępu ale nie wiem dlaczego.

Nagle z pod ekranu wyskoczył uchwyt z podajnikiem. Przestraszyliśmy się i odskoczyliśmy. Jednak nic się nie działo. Powoli zbliżylismy się do dużego metalowego pudełka na podstawniku.

Przyjrzeliśny się, na goże nie było żadnej płyty w środku znajdował się jakby czujnik.

Zabroniłem Miko się do tego zbliżać a co gorsza wchodzić do tego.

-Uuu, ja wiem co to jest!- krzykneła Miko.

-Co?

-Bulkhead i WellJack mówili kiedyś, że na statkach weckerów jest system, który pozwala odpalić statek tylko innym Wreckerom. Systemy te są ze sobą połączone. Osoba, która chce odpalić statek musi musi włożyć tutaj dłoń. No wiesz troche jak stacyjka i kluczyk. Jednak haczyk jest taki, że jeśli dana osoba nie jest zapisana w systemie wreckerskim to z ścian tego tego czegoś wyskakują szyny które odcinają delikwentowi dlon i wpuszczają truciznę od, ktorej umiera. Jeśli osobnik jest w systemach Wreckerskich to statek zostaje uruchomiony.

-No to klops.

-Jaki klops, przecież mamy na pokładzie jednego Wreckera. MNIE!!!

Dziewczyna złapała krawedź ,,pudełka" i już podskoczyła by przerzucić nogę kiedy złapałem ją za kostkę.

-Miko Nie!!!

-Co robisz, Raf?! Nic mi nie będzie.

-Miko odejdź od tego pudełka!- krzyknął Jack z dołu.

-Ale ja jestem...

-Nie, nie jesteś Wreckerem, zapomij o tym!!! Być może Bulkhead i WellJack tak powiedzieli ale dobrze wiesz, że tak nie myśleli, wiesz, że to nie prawda!!! Na prawde myślisz, że wprowadzili sekwencje twego kodu genetycznego do systemu Wreckerów?!
Miko, dorośnij wreszcie i zacznij myśleć, kalkulować bo inaczej zabijesz i nas i siebie!!! Zapomnij!!!- skończył Jack.

Wstrzymałem oddech przerażony. Nastała cisza, która gęstniała z każdą chwilą. Miko w jakiejś błogiej nienaturalnej ciszy odsunęła się od pudełka. Unikała kontaktu wzrokowego, po prostu podeszła do krawędzi panelu i zsunęła się po linie najpierw na krzesło, potem na podłogę. Poszedłem za nią, będac już na krześle zobaczyłem jak podchodzi do Jack'a z opuszczoną głową. Będąc kilka centymetrów od niego zatrzymała się, uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.

-Masz rację.- te dwa słowa wypowiedziała chłodno, bez życia. Ale tak bez życia, iż wiedziałem, że to już nie jest Miko, to już dawno nie jest ona. Te dwa słowa zmieniły wszystko. Zabrały jej coś.

Nastepnie minęła Jacka, przeszła w ciszy przez całą sterownie i skierowała się do korytarza za już otwartymi drzwiami. Odprowadziliśmy ją wzrokiem, w jej ,,spokoju" było coś niepokojącego. Nie długo jej postura znikneła w ciemnościach ukrywajac się przed naszym spojrzeniem.

Jack odwrócił głowę i uniósł ją w moją stronę, a ja będąc wciąż na krześle spojrzałem mu w oczy. Widać w nich było nie złość, nie irytację. Był w nich żal, smutek i poczucie winy.

Miko

Szłam przed siebie, nie wiem gdzie, po prostu przed siebie. Coś pękło, coś wewnątrz mnie. To mur w mojej głowie pękł uwalniając to co kryło się za nim. Komory w moim sercu zapadły się.

Skręcałam raz po raz tam gdzie mogłam, błądziłam w ciemnościach, w ciemnościach korytarzy jak i ciemnościach swego umysłu. Nagle ujrzałam światło, ale nie metaforyczne światło, to było fizyczne światło. Skierowałam sie ku niemu. Weszłam do pomieszcznia, które było chyba byłą zatoczką medyczną. Światło dostawało się przez brudne jak cholera szyby okien. Bolał mnie brzuch i głowa. Usiadłam na podłodze, oparłam o ścianę, skuliłam i rozpłakałam.

Jack

,,Jak mogłem powiedzieć jej coś tak podłego?!" Przecież psychiatra mówił że ,, Miko nasuneła na swoje uczucia wielki mur" a teraz ja ten mur zburzyłem pozwalając wylać się temu co za nim było po całym umyśle.

Siedzieliśmy tak z Rafem z pół godziny.

-Może pójdę jej poszukać i porozmawiać?- zaproponował przyjaciel.

-Nie Raf, to ja muszę to zrobić.

Raf kiwnął głową, a ja wstałem i poszedłem szukać zranionej duszy Miko.

Miko

Krwawiłam, płakałam, cierpiałam. Ból fizyczny zrównał się z bólem mentalnym. Przewróciłam się na bok i leżałam skulona zamoczona w płynach swego ciała.

Jack

Podpierając się jedną ręką o ściany a drugą świecąc latarką wolno bo wolno ale przecieżałem coraz to nowsze krytarze. Statek naprawde był większą wersją Jackhamera (pomijając fakt iż dla nas wszystko to było ogromne). Z Nemessis się nie równało ale i tak było tu pewnie z kilka pomieszczeń.

Było to niezwykle emocjonujące jak i przerażające gdyż w ten sposób znalezienie Miko zajmie mi całe wieki.

Zatrzymałem się na chwile i spósciłem latarkę w dół. Musiałem chwilę odsapnąć. Światło mojej latarki padło na srebrną podłogę, na której znajdowała się malutka kropelka szarlatnej cieczy.

Zerwałem się na równe nogi. Serce przyspieszyło.

Podążyłem wzdłuż korytarza, co pare metrów znajdowałem czerwone kropelki na podłodzę. W końcu po którymś skręcie zobaczyłem światełko na końcu. Czerwone kropelki prowadziły wprost do niego.

Przyspieszyłem i wszedłem do pomieszczenia z dużym, brudnym oknem. Pod jedna ze ścian leżała Miko.
Leżała skulona, zaslaniala twarz.
Leżała ale we łzach iii krwi.
Podbiegłem do niej ignorując ból.
Uklęknołem i potrzasnołem nią.

-Miko, prosze nie rób mi tego, coś ty zrobiła?!

Usłyszałem ciche jękniecie. Ufff, kilka kamyków spadło mi z serca. Położyłem dłoń na jej ramieniu i nachyliłem się.

-Miko, co się stało, proszę powiedz mi?- wyszeptałem jej do ucha.

Wtedy zrozumiałem, Miko krwawiła bardzo i to bardzo obficie, jednak nie była ranna. Najwięcej krwi znajdowało się pod linią pasa.

-Miko czy tak obfite krwawirnia zdażały ci się już wcześciej?

Dziewczyna tylko pokręciła lekko głową. Z pod zaciśnietych powiek wydobył się strumień łez.

-To w ogóle jest ten czas ?

Znowu pokręciła głową.

- Menstruacja jest silnie zwiazana z cyklem księżyca, oraz warunków środowkiska.- oprócz tego jeszcze ze stanem psychicznym ale to sobie darowałem.- Obecność na Cybertronie, jego siła grawitacyjna i zmieniona długosc czasu rozlegulowały ci cykl i prawdopodobnie go wzmocniły. Ale Miko, Miko nie płacz, zaraz coś z tym zrobie.

Wyciągnołem z kieszeni buteleczkę silnego leku przeciwbolowego, zmniejszajacego krwawienie i strzykawke z igłą. Zaaplikowałem Miko dawkę w ramię.

Czekając aż lek zacznie działać usiadłem koło niej z dłonią położaną na ramieniu. Milczeliśmy, po prostu milczeliśmy.

Po paru minutach można było zauważyć, że krwi przybywa coraz mniej, a napięcie w ciele dziewczyny powoli zanika. Jej powieki nie były już tak zaciśnięte.

Wciąż leżąc uchyliła powieki i na mnie spojrzała. Jej spojrzecie było jakieś szare, bez iskierek, które były nam tak dobrze znane.

-Miko jaaa, przepraszam. Przepraszam za to co powiedziałem. Prawda jest taka, że bardzo się o was martwię. Jesteście dla mnie jak rodzeństwo, a w ostatnim czasie po odejsciu botów- westchnołem- jesteście jedynym powodem bym się nie załamał. Kocham was oboje i zwariowałbym gdyby ktoremuś z was coś się stało, a ja nie mógłbym wam pomóc.

Pomimo woli z moich oczu tagże wyciekło pare łez.

Miko oparła się na dłoniach i powoli usiadła. Spojrzała mi prosto w oczy i wtedy to zobaczyłem. Różowy ,,kurz" w okół niej. Jej włosy znowu były czarnę. Jej ciało odrzuciło kolor, który nie obrazował jej rzeczywistej osoby. Posmutniałem jeszcze bardziej.

-Miałeś racje Jack, to ja przepraszam. Masz racę nigdy nie myślę. Wiele razy to ty powstrzymywałeś mnie przed robieniem głupot. Nie zliczę ile razy przez moją lekkomyślność skrzywdziłam osoby, które kocham. Ile razy naraziłam Bulkheada, baty czy was. Wszystko co tam powiedziałeś...
było prawdą...

-Miko, nawet jeśli nie jesteś oficjalnie w systemie Wreckerów to dla mnie i Rafa zawsze będziesz najodważniejszą osobą jaką znaliśmy. Bo w końcu kto rozwalił Hardshella? No ty.

Na ustach Miko pojawił się lekki uśmiech. Przytuliliśmy się przepraszająco.

Nawet nie zauważyliśmy jak za rogu, za drzwi przygląda się nam chłopiec w okolarkach mokrych od łez i uśmiechem na twarzy.

***
Miko

Noc, co za wyczerpujący dzień. Jack podarł jedną ze swoich koszul bym miała czego użyć jako podpasek. Bolało ale w granicach wytrzymałości. Chłopaki wyczerpani pracami nad uruchomieniem statku chrapali obok. Lecz ja nie mogłam spać, podniosłam się i najciszej jak umiałam wyszłam z śpiworu, a potem z namiotu.

Podbiegłam do liny. Wspinając się odczułam ból ale hormon adrealiny skutecznie go tuszował. Udało mi się wspiąć do konsoli.

Powolnym krokiem zbiżyłam się do pudełkopodobnego czujnika. Oparłam dłonie na krawędzi, wspiełam się i usiadłam na brzegu.

Jeden skok, to tylko jeden skok, a zadecyduje o wszystkim.

Spojrzałam jeszcze na namiot, w którym spali chłopaki.

- Przepraszam.- wyszeptałam.

Jednym, pewnym ruchem zsunełam się do wnetrza.

C.D.N...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top