17.Kraina Śmierci
Sorry jeśli komuś wyświetliła się wcześniej publikacja, niechcący opublikowałam podczas pisania.
***
Raph
Jack podszedł do otworu jako pierwszy, Miko kolejna oboje popatrzyli w głab otworu i staneli jak wryci.
Przełknoł ślinę i zmusił mózg do wysłania sygnału do mieśni szkieletowych nóg.
Powolnym krokiem podszedł i zakrył usta dłonią. W środku można było zobaczyć kościotrupa. Leżał tu jakby nigdy nic a oni sie na niego gapili. No może oprócz Miko która już robiła mu fotę.
-To być Basile.- wyjaśnił Poul. - Przyjaciel. - postukał się po piersi.
-Co, co mu sie stało?
-Kamień w głowa. - wydukał Poul.
Wszyscy spojrzeli się na Arthura.
-Ta, to był nasz przyjaciel, leży tu od jakiegoś czasu i strzeże przejścia, według jego ostatniego życzenia.
Poul wskoczył do grobu obok trupa. Ku ich przerażeniu nagle przeturlał się i zniknoł w ciemnościach.
-Zapraszam.- zachęcił ich Arthur.
Pierwszy wskoczył Jack i przyjrzał się miejscu, w ktorym zniknoł ich przewodnik.
-Hej tu jest dziura.- oznajmił kucając obok trupa.
Nastepnie do grobu wskoczyła Miko, która popatrzyła się w to samo miejsce.
-Wy iść?!-usłyszeli głos Poula.
-Tak momęcik.- odpowiedział mu Jack.-
Spokojnie, poprostu na niego nie patrz. - zwrócił się do niego spokojnie przyjaciel.
Usiadł na skraju grobu, a Miko i Jack pomogli mu zejść. Starał sie jak mógł nie patrzeć na nagi szkielet z rozwaloną czaszką. Przywarł do ściany by być pewny, że nie dotknie Basiliego nawet skrawkiem ubrania.
Ukucnoł przy przyjaciołach. Rzeczywiście na granicy ściany i podłogi grobu była wydrążona dziura przez, którą świecili latarkami. Wewnątrz można było zauwarzyć zarys postaci Poula.
-Dobra wiec najpierw ja potem, Benji na końcu Viola. - zarządził Jack.
Raphowi było troche źle z myślą, że ze wzgledulędu na jego małe rozmiary przyjaciele muszą mu pomagać przechodzić przez każdą przeszkodę ale wiedził też, że za chwile to on bedzie musiał po cześci objąć dowodzenie by namierzyć i znaleść relikt.
Jack zsunoł się nogami w dół do otworu i opuścił. Zniknoł w ciemnościach.
-J... Tony jesteś ?!
-Tak, spokojnie, możesz schodzić.
Niepewnie położył się na brzuchu i zsunoł nogami w dół do otworu trzymając się Miko za ręce, ktora dodawała mu otuchy spojrzeniem.
Gdy zsunoł się na tyle że Miko nie mogła go już utrzymać wisiał nadal nogami w powietrzu ale na szczeście pomógł mu na miejscu Jack, który podsadził go i postawił na kamiennym gruncie.
Raph włączył latarkę czołowkę i rozejrzał się. Znajdowali się w starym murowanym, wilgotnym tunelu. Powietrze było zatęchłe i czuć było rozwijający się grzyb. Było bardzo mrocznie ale na szczeście nie zauwarzył żadnych kości.
Odsunoł się od przejścia by Miko mogła się przecisnąć.
Gdy tylko staneła obok nich zaczeła mikować.
-Łuuuchuuu, mega miejscówka!!!!
-Ćśśśśś!!!- sykneli wyszycy łacznie z Poulem.
Do przejścia został jeszcze tylko Arthur, ktory zamykał grupę i chyba nie tylko grupę bo usłyszeli dźwiek zamykanego grobu i już się przestraszył, że ich przewodnik postanowił ich tu zamurować żywcem ale na szczeście zaraz zobaczyli chłopaka próbującego się przecisnąć przez stanowczo za mały otwór.
-Sorry, że to tak tyle trwało, musiałem zamknąć płytę od środka by nikt nie znalazł otwartego przejścia.
Chłopak miał ewidentny problem z przedostaniem się przez otwór i w krótce było pewne, że się zaklinował. Wierzgał nogami na wszystkie strony.
,,Nie no nie wierze"
Złapali go za nogi i zaczeli ciągnąć. Tylko jego brat oparł się o jedną z ceglanych ścian, skrzyżował ręce i patrzył w przestrzeń tunelu.
Ciągneli go za nogi ale w skótek tego jego spodnie zjerzdżały z niego pokazując im jakie gacie chłopak dzisiaj włorzył, a on nadal tkwił w swojej pułapce.
W końcu zaparli się i jednym silnym szarpnięciem poluzowali Arthura. Ten spadł na kamienny grunt, wstał i podciągnoł spodnie.
-Uhhh, jak ja nie znosze tego przejścia.
- Mniejsza.- odpowiedział Jack, a on się zgodził bo też chciał o tym zapomnieć.
-Halo dzieciaki słuszycie mnie?- usłyszeli w komunikatorach głos Ratcheta.
-Tak jesteśmy na miejscu.- odpowiedział mu.
-Dobrze, twój kompoter powinien mniej wiecej pomóc ci określić dokładne położenie reliktu.
-Zrozumiałem.
Podciagnoł rekaw bluzy na, którym był jego ,,zegarek". Skalibrował na nim ustawienia i określim mniej wiecej położenie reliktu, wysłał ultradźwieki, ktore powracały do niego odbite od powierzchni ścian rysując komputerowo rozkładu dróg (ala elochokacja tylko ze za pomocą komputera). Miko aż się skrzywiła na ten proces i zasłoniła uszy. Popatrzyli się na nią dziwnie. Pewnie zmysły zwierzat, które w niej siedzą poniekąd też na nią wpływają i słyszy owe fale dźwiekowe. Nie pomyślał o tym. Posłał jej przeprosinowe spojrzenie.
-To nic, tylko migrena.- blefowała zerkając ukratkiem na przewodników.
Arthur i Poul tylko patrzyli się na holograficzny kompoter wyskakujacy z zegarka chłopaka ale płacono im za milczenie wiec nic nie mowili.
-Poul musimy się dostać tutaj gdzie jest ta świecąca kropka, widzisz?
Chłopak podszedł bliżej i przyjrzał się.
-To jest troche daleka od katafili. Spróbuje.
-Dobrze ruszajmy wiec.
-Ratchet ,,obiekt" namierzony.
-Dobrze, zgłaszajcie każdą anomalie.
-Rozumiem, bez odbioru.
Ruszyli ciemnym korytarzem gęsiego. Poul otwierał zastęp, a Arthur kończył. Raph szedł tuż za Poulem, a za nim Jack i Miko.
Echo ich kroków odbijało się od mokrych ścian.
W końcu dotarli do miejsca gdzie musieli brodzić w brudnej wodzie po kostki. Idąc dalej poziom wody się podnosił. Korytarz biegł płasko w dół i w pewnym momęcie miał wodę po kolana co jakiś czas mijali oznaczenia pozionu wody. Pod stopami co jakiś czas słychać było trzask i miał wielką nadzieje, że nie są to ludzkie kości.
W końcu przeszli odcinek gdzie było najwiecej wody i staneli na wybuowanych przez katafili schodach. Ta cześć korytarzy na pewno była nowsza. Poul wydukał im, że część z pomieszczeń, ktore bedą mijać powstała stosunkowo niedawno. Społeczność katafili bardzo dbała o to miejsce i można mieć wrażenie, że traktowała je jako swój dom albo świątynie.
Kiedy strop obniżył się do tego poziomu, że on jedyny szedł wyprostowany, a reszta prawie na czworakach usłyszeli głośną przerażający jęk, kąkretnie kobiecy śpiew dobiegający z jednego z korytarzy.
-Co to za muza?- zagadneła Miko.
-,,Chór Nieumarłych"- odpowiedział jej Poul.
Wszyscy byli na tyle zaintrygowani by skręcić w owy korytarz.
Podewszwy do uchylonych, mosiężnych drzwi mogli zobaczyć kobiety i paru mężczyzn w maskach śpiewających mrożącą krew w żyłach mielodię. Wszystkim włosy staneły dęba, była to zarówno piekna jak i przerażająca pieśń.
Zasłuchani w upiornej melodi prawie zapomnieli po co tu przyszli z rozmyśleń wyrwał ich dopiero głos Ratcheta w komunikatorach.
-Dzieciaki co to za hałas, co tam się dzieje?!!!
-To nic Ratchet po prostu przechodziliśmy koło pomieszczenia, w którym odbywa się próba podziemnego chóru i na chwile przystaneliśmy.- uspokoił go.
-Lepiej się nie zatrzymujcie i nie zwracajcie na siebie uwagi tych kata-cosiów.
***
Idąc za Poulem napotkali pare grupek katafili przechadzających się korytarzami. Niektórzy rozmiawiali i śmiali się inni puszczali muzykę z komórek lub głośników jednak na szczęście nikt ich nie zaczepiał. Tylko co jakiś czas rzycali pozdrowienie do Powla, oraz próbowali go zagadywać na co on odpowiadał coś sucho i krótko po francusku nie wdając się w dyskusje. Chyba cieszył się lepszą reputacją niż Arthur bo jego olewali tak jak ich, a który starał się ich raz po raz rozśmieszyć jakimś głupim żartem. Ogólnie atmosfera wewnątrz tej społeczności nie była taka mroczna jak by się można spodziewać. Co jakiś czas mijali artystycznie stworzone pomieszczenia z wydobytego przez nich kamienia i grafiti pozostawione przez katafili.
Odzywali się tylko w tedy gdy było to potrzebne. Co jakiś czas musiał wysyłać niesłuszalne dla ludzkiego ucha dźwieki żeby zobrazować rozkład dalszych korytarzy przepraszając za to w myślach Miko, która raz po raz krzywiła się tłumacząc, że znow ma atak migreny.
W końcu Poul zatrzymał się przed skalną ścianą i wskazał na znajdujący się w niej otwór.
Raph spojrzał na mapę na komputerze. Chyba rzeczywiście nie mieli innego wyjścia jak wczołgać się tam.
Klasycznie jeden po drugim zaczeli się przeciskać przez wąską szczelinę. Żeby tego dokonać musieli najpierw przeżucić plecaki na drugą stronę. Było ciężko ale ostatecznie nawet Artchur dał radę.
-Tu, najwiecej kości w katakumbach.- wyszeptał Poul.- Ludzie tu śpiący bardzo wyruzumiali wiec wy mówicie De sole lub Pardon (przepraszam) kiedy tu chodzicie.
Brzmiało to na prawde mrocznie i Raph musiał nabrać odwagi by sie rozejrzeć po pomieszczeniu, które okazało sie jaskinią, z góry zwisały stalaktyty z których raz po raz spływała kropla wody z minerałami na siostrzanie im stalagmity. Rzeczywiście w jaskini leżało pare ludzkich czaszek i kości lecz nie było tego sporo, pomyślał.
W krótce musiał jednak zmienić zdanie gdyż weszli w kolejną odnogę korytarza jaskini, którego strop zaczoł się obnirzać, a kości i czaszek pod ich stopami przybywało coraz wiecej. Raph starał się na żadną nie nadepnąć ale kiedy mu się zdażało przechodziły go dreszcze i wyszeptywał cieche ,,Pardon" by nie nagrabić sobie w zaświatach. W krótce strop zaczoł się obnirzać i nawet on był zmuszony iść na czworakach raczkując praktycznie depcząc po ludzkich kościach, których było tyle że nie widać było nagiej podłogi. Słysząc pęknięcie każdej złamanej pod jego cieżarem kości wyobrażał sobie jak duchy bedą go nawiedzały w snach za karę.
Po jakiś 5 min czołgania przez szczątki spojrzał znowu na holograficzny ekran komputera. Zbliżali się do odnogi korytarza, w który mieli skręcić.
Kiedy natrafili na zionące ciemnością nawet nie przejscie, po prostu zwykłą dziurę wydłubaną łomem odezwał się Poul:
-Tutaj, zawzwyczaj nie ma katafili. Nie nasza strefa. Tylko najodwarzniejsi chodzą poza rejon.- wyjaśnił im Poul.
Miejsce rzeczywiście nie należało do przyjaznych. Zgromadzili się w okół otworu. Jack zaświecił latarką do środka. Wewnątrz również walało się wiele kości ale korytarz wydawał się już wiele starszy.
Kiedy wszyscy się przeczołgali i przeraczkowali kawałek natrafili na rozwidlenie. Według holograficznego rysopisu powinni skręcić w prawą odnogę. Lecz Poul ich powstrzymał.
-Tu zapaść się tunel i zginąć Basile. Nie ma drogi.
Cała trujka wytrzeszczyła oczy.
-No ale jak to nie ma to jak przejdziemy?!- oburzyła się Miko.
Poul wskazał na drugą odnogę korytarza, a Raph popatrzył na hologram. Teoretycznie inna droga była możliwa ale...
-Czeka nas zejście w głab jakiegoś tunelu lub studni. Jest szansa, że dotrzemy do celu ale bedzie to droga okrężna. Stracimy wiecej czasu.- zauwarzył.
-Nie mamy wyboru. Idziemy tam.- zarządził Jack.
Przeczołgali się korytarzem do kolejnej jaskini gdzie w końcu mogli stanąć i wyprostować kości. Jaskinia ta była starsza i większa od poprzedniej w porównaniu z poprzednią nie posiadała tylko stalagmitów i stalagtytów ale też stalagnaty. Na środku kamiennej podłogi tak jak przewidział znajdował się głęboka studnia szeroka i długa na jakieś 1,5 m^2.
Gdy podeszli do dziury na bezpieczną odległość Arthur nachylił się i gwizdnoł z podziwu jak dziecko.
-No no to się nazywa głeboka dziura, co nie? - szturchnoł lekko Jacka by ten skumał jego słaby żart ale jego przyjaciel tylko przewrócił oczami.
Dziecinada.
-Dzieciaki jak wam idzie?- połaczył się znowu Ratchet.
-Napotkaliśmy drobne problemy, doktorku.- zaczeła wyjaśniać Miko.
-Co jakie problemy, czemu nic nie zgłosiliście, mowiłem, że macie mnie o wszystkim informować na bieżaco?!!!
-No tak, tak ale okazało się, że nasza droga jest nie do przejścia wiec teraz musimy zejść do jaciejś ciemnej dziury.
-Co, sprecyzuj?!
-Spokojnie, Ratchet, rzeczywiście najszybsza trasa okazała się nie dostępna wiec jesteśmy zmuszeni objąć inną dłuższą, która obejmuje spuszczenie sie po linie do jakiejś studni.
-Co, nie ma innego wyjścia, ehhhhh...?
-Wygląda na to, że nie.
-Więc dobrze ale uważajcie na siebie.
-Zrozumiano bez odbioru.
Jack wyjoł z plecaka świece dymną i zapalił.
-Raph, kontroluj czas.
Puścił.
-Raz...dwa..trzy...czte- chuk.- Hmmm, głęboko.- Cóż jego komputer się nir mylił co do głębokości a rksperyment tylko to potwierdził.
Każde wyciągneło z plecaka liny, ląże, uprząż do wspinaczki. Poul pomógł im wszystko elegancko zapiąć i pokazał jak zachaczyć hak by się nie obluzował.
Jack
Jako najstarszy oraz nieoficjalny przywódca bedący odpiwiedzialny za swoich przyjaciół wzioł na siebie odpowiedzialność przetestowania liny. Już zapięty ukucnoł na krawędzi jamy. Reszta trzymała jego linę tworzac napięcie. Postępował według wskazówek Poula i powoli zsunoł się do otworu robiąc przy tym delikatny obrót próbując postawić nogi przy ścianie. Nie wyszło mu to jednak i zawisł nad przepaścią. Na szczeście lina nie zawiodła .
-Antchony, stopy oparte, blisko ściany, tłów wyciągnięty, ręce na linie przy karabińczykach!!!- krzyknoł nerwowo Poul.
Spróbował ale wyszło mu to dopiero za którymś razem. Powolnymi skokami zaczoł się zsówać parokrotnie prawie znowu nie zawisając w powietrzu. Kiedy zszedł jekieś 4 metrybw dół jego przyjaciele i przewpdnicy również zaczeli sie przygotowywać. Za nim poszła Miko, która klasycznie radził sobie lepiej od niego choć też miała spore problemy. Z nich wszystkich Raph miał chyba najwieksze problemy, wszystkie mieśnie mu drażały i nie mógł zachować sztywnej postawy co chwila się osówając i obijając o ścianę jednak w końcu i on załapał. Ostatni zsunoł się Poul poprzednio pomagając bratu. Ta dwujka chyba za sobą nie przepadała bo gdy przypadkiem Poul opuścił brata za gwałtownie ten warknoł mu coś niezrozumiale a Poul tylko patrzył sie na niego ze strzachem lub smutkiem. Jak można tak traktować swoje rodzeństwo. W tem pimyślał o swoim baracie lub siostrze rozwijającej się teraz w łonie jego mamy. ,,O nie, na pewno nigdy dla niego lub niej taki nie bedzie" poprzysiągł sobie.
Pobrane z Youtube
Jak prawidłowo schodzić na linie.
Schodzili coraz niżej, instruktarzując się słownie. Można by było rzec, że jak na pierwszy raz szło im całkiem dobrze ale irytowało go ciągłe ględzenie Arthura. Ten przez całą drogę zaczepiał jego ale przede wszystkim Miko, oboje uwarzali, że jego głupkowate poczucie humoru jest irytujące. Do tego przez całą drogę to jego brat ich instruktarzował i prowadził. Co z niego za przewodnik? Teraz znowu próbował zwrócić na siebie uwagę Miko tym razem z wiekszym powodzeniem, że też znalazł sobie taki moment. Zaczoł jej opowiadać o najlepszuch paryskich cukierniach. O jakichś fabrykach i fontannie czekolady w Paryżu. Natrafił na pięte Achillesa dziewczyny jakim są słodycze wiec słuchała go jak zaczarowana. Ekstra, jeszcze brakuje mu niobliczalnej, naćpanej cukrem Miko.
-Kumpel mi mówił, że pod Paryżem biegną rury, które transportują czekoladę bezpośrednio z fabryki do sklepów. Przysiegał, że kiedyś znalazł przypadkiem jedną, przekuł, wbił kranik i teraz ma dożywotni zapas słodkiej masy obiecał, że mi kiedyś pokaże to miejsce.
-Łooooo, zabierzesz mnie też ?!!!- łykała to Miko.
-Jasne, tylko pamietaj, że to ma pazostać nasz sekret.
-Jasne.
Kiedy oni tak sobie gaworzyli powoli zaczeli się zbliżać ku końcowi.
Świecąc latarką w głąb studni widać było dno i otwór kolejnego korytarza.
Po jakichś 2 kolejnych minutach jako pierwszemu udało mu się dotknąć stopami ziemi. Jego towarzysze byli rozsypani po ścoanie nad nim, najdalej znajdował się Raph, jakieś 10 m nad ziemią dzielnie wspierany przez Poula, któremu był za to w głębi bardzo wdzięczny.
Kiedy reszta dotarła i wszyscy mogli się odpiąć, Raph ponownie wysłał sygnał obrazując holograficzną mapę. Ruszyli jednym z korytarzy znajdujących się na dnie studni. Zostawili za sobą liny gdyż nie mieli jak ich wziąć ale na szczeście mieli jeszcze zapas w plecaku.
W celu zdania raportu, że nic im nie jest skontaktowali się z Ratchetem by ten odetchnoł z ulgą.
Szli przez istny labirynt, prawo lewo, lewo prawo itd. Raph świetnie nawigował ale przez to ciągłe ględzenie Arthura do Miko o słodyczach pomyslił się ok 2 razy i musiał ich zawracać.
W końcu ich pseudo-przewodnik przegioł pałę gdy zrównał krok z Miko i zaczoł ją dotykać po włosach twierdząc że przypominają mu opakowanie MM- sów zostawionych na słońcu w 30 stopniach.
Odwrycił się do niego, strzepnoł jego rekę z jej włosów i warknoł:
-Łapy precz od mojej dziewczyny !!!
Cała reszta momentalnie odwróciła się do nich.
Arthur uniusł ręce w geście obronnym. Miko i Raph patrzyli sie na nich z wytrzeszczonymi oczami.
-Ło Ło, ziomuś, wyluzuj, nie wiedziałem, że to twoja dziołcha.
-Jest, i lepiej o tym pamietaj, a najlepiej jak pomożesz w końcu swojemu bratu bo to on tutaj odwala całą robotę!!!
-Ok, ok już sobie idę- skierował się w strone Poula nadal odwrucony w jego strone i z rękami w geście pokojowym.
W ciszy wrócili do eksploracji tym razem w porządku, Poul, Arthur, który i tak nic nie robił, Raph, Miko i on.
-Stary, co to miało być ?- sykneła do niego Miko.
-Nie widzisz co on próbuje robić ?
-Uch, tak widzę próbuje mi opowiadać o krainie cukierków.
-Co ty pieprzysz, wymyślił to, próbuje uśpić naszą czujność i nas rozproszyć.
- Czy ty zawsze musisz podchodzić do wszystkiego pesymistycznie?
- Nie jestem pesymistą tylko realistą i może tego nie zauważyłaś ale w tej chwili jesteśmy na ważnej misji i na tym powinniśmy się teraz skupić. - przerwał. Ale po chwili dodał.- Poza tym nie powinnaś się dawać dotykać obcemu facetowi.
-Kuźwa, mówisz jakby to był jakiś pedobear.
-Mówie tylko że go nie znamy i że nie powinniśmy mu ufać.
-Wrehhh.- warkneła Miko i tylko przyspieszyła kroku.
Miko
,,O co temu gościowi chodzi, uuuu patrzcie na mnie jestem Jack, byłem na Cybertronie jako pierwszy, jestem najstarszy, Optimus jest we mnie. Nigdy nie głosowali nad przywódcą ich bandy wiec czego on się tak kurwa rządzi ?!" myślała.
Była podbuzowana z przez dwuch konkretnych ludków, przez Jack'a
z tym swoim białorycerstwem oraz przez Arthura miała straszną chcicę na słodycze.
,,Myh, znajdźmy szybko ten relikt i zmiatajmy do jakiejś cukierni"
Szli jak w jakimś labiryncie, co chwila skręcając w jakąś odnogę kolejnego korytarza. Ciekawe czy jeszcze kiedyś stąd wyjdzie i zobaczy Bulka ? Ciekawe czy June Darby karmi go tyle ile obiecała? Ciekawe czy spodoba mu sie nowa obroża ?
Z rozmyśleń wyrwał ją głos Rapha.
-Szlag.
-Co jest?
-Według mapy obecnie mamy tylko jedną drogę tylko że nie ma tam przejscia. ,,Obiekt znajduje się za skałami i nie ma bliższej drogi.
-Nie możliwe sprawdź jeszcze raz- wtrącił Jack.
-No na pewno jest jakaś inna droga, jak poprzednio.
Chłopak znowu wysłał ten okropny sygnał który aż wibrował jej w uszach. Wyostrzony przez zwierzęce zmysły słuch nie był jedynym czym obecnie dysponowała. Od samego początku w tunelach praktycznie nie potrzebowała latarki bo widziała dobrze, przekształciła swoje oczy w oczy lwicy czego na szczeście reszta pochłonięta pracą nie zauwarzyła.
-Nie, nadal to samo.- zmartwił się Raph.
-Dobra tak czy siak nie mamy innego wyjścia, idziemy i pomyślimy co dalej na miejscu.- stwierdziła.
Raph skręcił w kolejną odnogę korytarza a oni za nim. Korytarz szedł ostro w dół i ponpewnym czasie musieli wkroczyć w bajoro wody i kości. Praktycznie w tym pływali. Starała sie trzymać głowe całe czas nad wodą z szczelnie zaciśnietymi ustami by woda się nie dostała Musieli przepłynąć jakieś 5 m, a potem na szczęście zaczeli czuć grunt pod nogami. Gdy już brodzili już tylko po kostki ociekając cali brudną wodą z piachem i resztkami ludzkich szcząków Raph wykrzyknił
-To tu !!!
Rozejrzała się przed nimi jakieś 2 metry był koniec korytarza zawalony skałami, nie było żadnej odnogi ani sąsiadujaxego korutarza.
-Yyyy, Raph , chyba coś ci się pomyliło.
-Nie, to tu, tak jak mówiłem przejscie sie zapadło a innego nie ma.
-To co robimy?- zapytała.
Jack nagle popatrzył sie na nią z iskierkamy w oczach, a jej aż serce zabiło mocniej z ekscytacji.
-Kaboom ?
-Tak Miko, kaboom.
Pobrane z Youtube'a
Wyciągneli dynamit i granaty od Alberta i powtykali w szpary. Wyliczyli, że lont muszą odpalić na końcu korytarza żeby w razie czego korytarz nie zawalił im się na głowy. Niestety równało się to z tym, że musieli się wrócić przez wodę trzymając lont ciągle naciągnienty by nie zmukł pomimo, że na opakowaniu było napisane że niby wodoodporny.
Gdy byli już na końcu Jack trzymał naciągnienty lont a ona wyjeła zapalniczkę by go podpalić. Ale w tej chwili połaczył się z nimi Ratchet.
-Dzieciaki jak wam idzie?
-A spoko Ratch właśnie wysadzamy tunel.
-Aaa CZEKAJ COOO, CZEKAJ NIEEE... ?!!!!
Podpaliła go za dłońmi Jacka i poszło. Schowali się za rogiem na kuckach z osłoniętymi głowami i czekali. Po chwili ich świat cały za dugotał a z sufitu zaczeły spadać odłamiki skał. Przez chwile niec nie słyszała i nie widziała lecz po jakimś czasie zaczeła słyszeć pisk a w oczach zaczeło sie rozjaśniać.
Spostrzegła, że leży skulona na ziemi, w ustach miała posmak krwi. Dotkneła jej, ekstra miała rozciętą wargę.
W okół niej leżeli również skuleni pozostali z rękami osłaniającymi głowę.
Najbliżej był Raph. Podpełzła do niego i lekko potrząsła ten cicho jęknoł. Uff, przynajmniej żyję.
Naszczeście reszta teżpowoli zaczeła się budzić sama. Mieli porozcinane wargi, obrmtarcia i rany, a Jack miał szrame na czole z której lała się krew na twarz. Ale przynajmniej przeżyli.
Jack
Chyba dostał odłamkiem skały w głowę. Spróbował wstać ale szok i uraz spowodowały że nie ustał długo na drżących nogach do tego krew zalewająca mu oczy przeszkadzała w widzieniu. Wstać pomogli mu dopiero Arthur i Miko. Chyba najbardziej oberwał z nich wszystkich. Trzymając się ściany skontrolował stan każdego z osobna, na szczeście nie doszło do poważniejszych uszkodzeń. Wychylił się z za rogu i zaświecił w korytarz, wyglądał jak po pobojowisku, wiele skał się zawaliło lub zostało odrzuconych na szczeście nie zasypując im przekscia po drodze. Powolnym krokiem omijając skały zaczeli się kierować korytarzem. Bajorko było dużo płytsze niż wcześniej przez skały i kamienie, które do niego wpadły ale i tak musieli się pilnować by się jeszcze bardziej nie pokaleczyć o ostre skały. I tak mieli już dużo ran. Doczłapali się do miejsca, które chcieli wysadzić. Wiekszość kamieni została odrzycona ale na ich mieksce spadły kolejne na szczęście na samej góże była szpara przez którą mogli by sie przecisnąc gdyby udało im sie trochę odgarnąć żwir.
Wspioł się po rzwiże i dotarł do góry. Poświecił latarką przez otwór. Chyba to była kolejna jaskinia. Odsypał tyle mniejszych skał i żwir by się przecisnąć. Udało się, niestety pobprzeczołganiu zjechał to żwirze i skałach na zadrapując go sobie całego
Wstał otrzepał się i poczekał na kolejnych. Arthur koniecznie chciał iść pierwszy zatykająć przejście całym sobą, znowu musieli go przepychać. On ciągnoł go za ręce a reszta przała z tyłu.
,,Jeśli po tym gościu nie zasypie się całe przejście to to bedzie cód. Jak w ogóle taki wielkolud może siedzieć w tym ,,fachu" " pomyślał.
Gdy udało się wyciągnąć tępego mięśniaka a reszta przeszła mieli okazje rozejrzeć się. Można powiedzieć że znaleźli się w grobowcu ale nie takim jak wcześniej. Na środku był wykuty skalny podest na którym leżał zaschnięty starzec z brodą.
-Nieźle się zachował. - Skomentowała Miko.
Okrązyli go, to prawda strazec zachował sie perfekcyjnie cały zasuszony ale została nawet długa broda. W sztuwnych rękach trzymał miecz i jakąś okrącłą srebrną kulkę.
-To to - Wskazał Raph na kulkę.
Nie wyglądała jakoś specyficznie, raczej jak, duża, metalowa gładka kulka. Jack przełkną ślinę i zmusił sie do dotknięcia starca. Jego ciało było hak zbity ze sobą kurz. Naprawde bał się że ten zaraz obudzi się, wstanie i go ugryzie. Chciał rozprostować palce trupa ale ku przerażeniu wszystkich i samego siebie te połamały mubsie w palcach i zamieniły w pył. Przerażony strzepał ,,kurz" z rąk. I podniusł kulę. Miko już zaczeła robić zdjęcia jemu, kuli i trupowi.
Trzymając w ręku kulę poczuł jak zadrżała lekko. Niewiadomo skąd w jenym miejscu pojawił sie mały ekranik który zeskanował go w mgnieniu oka i zniknoł tak szybko jak się ponawił.
Rozejrzał sie po wszystkich by sprawdzić czy też to widzieli ale zastał naprawde dziwy widok. Miko jakby właczyła stop klatkę i się nie ruszała patrzac w jeden punkt. Tak samo Raph który wyglądał jakby udawał stalagmit, a Poul? Poul siedział skulony przy ścianie z rękami na głowie i... płakał?
-Dobra robota Jack.- usłuszał groźny głos za sobą.
Moment. Jack. Jack ??? Jack !!! Skąd on...
Powoli odwrócił się.
Przed nim stał Arthur jednak z paroma zmienionymi elementami. W jego oczach była iskierka wrogości, na ustach lśnił wredny uśmieszek i co najważniejsze mieżył do niego z gnata.
C.D.N...
***
Stalagmit- z dołu do góry
Stalaktyt- z góry do doły
Stalagnat- połączony stalaktyt i stalagmit
Ultradźwieki- dźwieki powyżej granicy słyszalności człowieka. Wykożystywane w zjawisku echolokacji np. przez delfiny. Wysłane odbijają się od przeszkody do, której dotrą i wracają do właściciela z informacją o przeszkodzie i jej kształcie.
Pozwalają na dokładne stworzenie obrazu przedmiotu.
Żeby stwożyć mapę Raph musiał mieć wbudowany sonar czyli urządenie do emitowania owych dźwików dzieki, ktoremu można stworzyć obraz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top