15.New style

Jack

-Że co proszę, Will czy ty oszalałeś?!

-Mamo!

-To są jeszcze dzieci!

- June, nie takie zwyczajne dzieci.

-Mamo, damy radę!

- Jack, masz szlaban i wasza dwójka tagrze!

-Nie możesz nam dać szlabanu, niby za co?!

Mama stanowczo przesadzała. Agent Fowler w końcu któregoś dnia wezwał ich do swojego gabinetu i powiedział, że planuje wysłać ich osobiście na misje do Paryża. Oni oczywiście jak zawodowi aktorzy odegrali scenkę zaskoczenia. Tylko mama gdy o tym usłyszała to wpadła w histerię. Chyba po ostatnim roku, w którym- odwiedził inną planetę, zaginął z Arcee, pomogli zrobić szturm na statek Decepticonów i przyczynili się do zwycięstwa Autobotów itp.- powinna się już przyzwyczaić. Koniec końców mama obraziła się na swojego chłopaka i nie odzywała się do niego przez 2 dni.

Oni rzecz jasna nadal uczęszczali na lekcje oraz zajęcia z samoobrony i sztuki kamuflażu ale poza tym codziennie omawiali szczegółowo plan misji do Paryża z Agentem Fowlerem. Mieli go wyryty na pamięć tak, że budząc się o 5 rano recytowaliby go jak Inwokację.

Poza tym prawie każdej nocy nawiedzały go straszne sny, koszmary. Były rozmytę, niewyraźne i szarę, co jednak nie przeszkadzało by czuł w czasie ich trwania potworny lęk, a czasem nawet ból. Były takie realistyczne.
Dobrą stroną tego był fakt iż gdy się budził miał silny kontakt z Optimusem, który każdej nocy ćwiczył go zarówno w walce w ręcz jak i jego nowym nabytkiem- mieczem od Ratcheta. W czasie gdy powtarzał samodzielnie każdy zademonstrowany wcześniej na jego ciele ruch, Optimus, motywował go i nauczał o zasadach jakie powinien wyznawać prawy wojownik, o honorze na polu bitwy, o ciężkich decyzjach jakie wojownik musi podejmować na wojnie. Było to nie tylko interesujące ale i pokszepiające. Optimus uczył go nie tylko jak walczyć ale jak postępować, podejmować decyzje, szanować innych i przekładać ich dobro nad własne, a co najważniejsze jak pozostać przy tym sobą. Nigdy tego nie przyznał ale Optimus był dla niego trochę jak ojciec, którego nie miał.

Konsekwencją tych nocnych treningów były okropne bóle mięśni i stawów na, które nic nie pomagało oraz jego odsypianie rano na gołej podłodze sali treningowej. Nie wiedział już ile razy Miko budziła go w niezwykle brutalny sposób. Ogólnie był zmęczony i obolały.

Jakieś 3 dni przed ich wyjazdem gdy tak ,,siedział" śpiac z twarzą w misce zupy mlecznej, wparowała jego matka i oznajmiła, że zabiera ich wszystkich na wycieczkę. Mówiąc wszystkich miała na myśli wszystkich. Nie zdążyli się nawet pożądnie spakować.

I tak całą piątką jechali autostradą w karetce ciągnącej konną przyczepę z Mercedes w środku, w tylko mamy i Agentowi Fowlerowi znane miejsce. Z boku to musiało wyglądać ultra dziwnie.
Jechali chyba cały dzień i z nudów zaczęli grać w skojarzenia, a Raph przy okazji ćwiczył sztuczkę ze znikającą monetą z zestawu od Miko.

-Kurdupel.

-Napoleon.

-Francja.

-Rewolucja.

-Ciastka.

-WTF, jak ci się skojarzyły ciastka z rewolucją, a nie czekaj, kumam...
(Pozdro dla kumatych)

-Czy na prawdę nie mogliśmy po prostu przejść przez Most Ziemny, a nie włuczymy się po całym kraju ?!- marudził Ratchet.

-Wtedy nie mielibyśmy z tego takiej frajdy.- Odpowiedziała mu mama.

-No na pewno nie dla mnie.

Kiedy wjechali do stanu Kalifornia, Agent Fowler pokierował Ratcheta do lasu. Jechali przez niego ok pół godziny gdy zobaczyli piękną starą rezydęcje z drewna. Napis przy ogrodzeniu głosił ,,Teren Prywatny, wstęp wzbroniony"

- Witam, w wojskowej, letniej rezydencji w stanie Kalifornia imienia króla Jakuba- powitał ich Agent Fowler.

Budynek był naprawde okazały, ukryty w gęstym, dzikim lesie z widokiem na jezioro. Szkoda tylko, że było tu tak zimno.

Jak sie okazało, pomimo, że budynek wyglądał na stary to znajdował się w bardzo dobrej kondycji. Miał tak obszerny garaż, że Ratchet mógł w nim spokojnie stanąć wyprostowany w formie robota.

Gdy weszli do środka, przeszli przez długi korytarz. Weszli do dużego salonu gdzie po jednej przy ścian znajdował sie stary kominek. A w pół okręgu w okół niego pare mięciusich foteli, a na ścianie głowa jakiegoś biednego jelenia. Po drugiej stronie salonu znajdowały się drewniane schody z poręczą, na ktorej jakiś artysta wyżeźbił wzory kwiatów prowadzące na górę na podest. Tam znajdowały się drzwi z pokojami sypialnymi. Cały dom był użądzony w stylu wiktoriańskim z pięknymi polakierowanymi, dębowymi elementami.

Miko postawiła na ziemi dotychczas trzymanego na rękach kota.

-Czemu tu jesteśmy?- zagadnoł Jack.

-Jest to miejsce gdzie żołnierze naszej jednostki mają zapewniony odpoczynek co jakiś czas. Obecnie nie ma tu nikogo.

-Tak ale ja sie pytam czemu MY tu jesteśmy ?

Agent Fowler westchnął.

-Słuchaj, nie żeby coś ale zauważyliśmy, że ostatnio chodzicie jak na strunach. Rozumiemy, pierwsza misja. Poza tym nie mieliście okazji odreagować tych wszystkich stresów jakie zaprezentowały wam boty.

-To moi przyjaciele, zrobił bym wszystko by zobaczyć ich znowu, nawet jeśli musiał bym przez to przechodzić jeszcze raz.

-No tak, Ja... Ja... A może pójdziemy zobaczyć górę?

Jack tylko wywrócił oczami ale przystał na to.

-Ej, chodźcie wybierzemy sobie pokoje.- rzucił do rozglądających się po salonie Miko i Rapha.

Weszli na górę okazało się, że każdy pokój wygląda bardzo podobnie. Duża sypialnia, wygodne mosiężne łóżko z baldahimem, gigantyczna, staroangielska szafa, biurko z krzesłem i dywany na podłodze i ścianach. No i oczywiście wielkie okno z widokiem na jezioro. Klasycznie wybrali 3 pokoje obok siebie.

Kiedy zeszli z powrotem na dół by wtargać walizki na górę zobaczyli, że ściana między garażem, a salonem zniknęła. Ratchet praktycznie wchodził do salonu.

- Co, jak, kiedy, gdzie ?!- wydukała Miko.

-A co myśleliście, że jednostka ,,E,, wypoczywa w jakiejś starej chatce w środku lasu. Może tego nie widać ale dom jest w pełni zautomatyzowany. A ta ściana jest ruchoma i można ją usunąć jak kurtynę w teatrze przy naciśnięciu jednego guzika tego pilota.- pomachał im białym pilotem.

-Ale ekstra !

Miko podbiegła do Fowler'a i zabrała mu pilot. Zaczęła wklikiwać wszystkie guziki losowo jak leci. Drzwi w całym domu zaczęły się otwierać i zamyskać, ogień w kominku zapalać i gasnąć, światła mrugać, a wszystkie urządzenia w domu włączyły się jakby były tu duchy. Okna i drzwi wejściowe zasówały się żaluzją pancerną. A ściana między garażem, a salonem opuściła się przytrzaskując stopę medykowi.

-Auuuuuu!!!!!!!

-Ups sorki Ratch.

Wklikiwała wszystko jak leci by to odkręcić. W końcu Agent Fowler zabrał jej pilota, zakończył pokaz duchowej mocy i uwolnił z potrzasku biedną stopę medyka. Miko schowała się za fotelem przed morderczym spojrzeniem Ratcheta.

-Przepraszam.- pisneła cicho.

-Ci Ziemianie, dać im jaką kolwiek technologię, dzikusy jedne...- burczał mech.

***

Gdy byli już po kolacji i kompieli każdy rozszedł sie do swojego pokoju. Jack klasycznie zamiast spać leżał i rozmyślał. Co prawda Fowler miał rację i stresował się przed misją i to nie tylko tą, ale jego myśli zaprzątało głównie gdzie wymknąć się dzisiaj na ćwiczenia z Optimusem. A może w ogóle nie bedzie spać, przecież i tak nie mógł.
Co chwila patrzył na zegarek 23:05...23:10...23:15.......1:07.

Nagle usłyszał szloch i płacz, normalnie można by było spodziewać się jakiś zbolałych, zbłąkanych dusz w takim miejscu ale wiedział do kogo on należy. Najciszej jak umiał przeszedł przez długość całego pokoju. Deski skrzypiały niemiłosiernie. Otworzył drzwi i wyszedł na korytarz. Miko chyba też to usłyszała bo stała już przy drzwiach Rapha. Bulk ocierał się o jej kostki. Stanął koło niej i naciskął klamkę. Weszli do pokoju. Tak jak podejrzewali. Rapha dreczyły koszmary, czasem śniło mu się że goni go Soundwave lub Starscream (z przewagą Soundwave'a) i wtedy wpadał w taki jakby pół sen jaki mają czasem małe dzieci i zaczynał płakać i mówić przez sen. Bardzo ciężko było go zazwyczaj wtedy wybudzić. Bumblebee zazwyczaj radził sobie z tym dużo lepiej niż oni.

-Raph ?- Miko położyła dłoń na jego ramieniu i lekko potrząsneła.

Raph nadal płakał, na jego twarzy był namalowany strach, a oczy były lekko uchylone. Na pewno był w pół śnie.

Usiedli obok niego. Jack posadził śpiącego, zapłakanego chłopca do pozycji siedzącej i razem z Miko przytulili go. Wciąż płakał i bełkotał coś niezrozumiałego, a oni go głaskali i tulili. W końcu chłopiec obudził się i już przytomnie spojrzał na nich. Uśmiechnął sie do przyjaciela.

-Znowu śniłeś na jawie.- oznajmiła Miko zakładając mu okulary.

Chłopiec rozejrzał się po pokoju i zatrzymał wzrok na starej, dębowej szafie. Widać było, że jeszcze sie boi i nie do końca kontaktuje z rzeczywistością.

Jack wstał i podszedł do szafy, otworzył ją i zajrzał do środka.

-Widzisz Raph nie ma tu Decepticonów.

-Ani tu.- zapewniła Miko zaglądając pod łóżko.

-Przepraszam was, znowu w śnie gonił mnie Soundwave.

-Ej, ej nie masz nas za co przepraszać. - zapewnił go.

Przytulili się i zastygli tak jeszcze pare minut w ciszy kiedy Miko nagłe oznajmiła:

-No to skoro już nie śpimy to może zrobimy sobie piżama party ?

Zgodzili się i Miko na chwilę zniknęła za drzwiami. Po chwili wróciła z całym plecakiem żelków, chrupek, czekolady i innych łakoci.

-Zastanawiałem się co tam masz.- stwierdził Raph

-A masz te o smaku ośmiornicy ?

-Fuu stary, ty to na prawdę zjadłeś ?
Dałam Ci to tylko dla żartu, dostałam je jakieś pięć lat temu od ciotki i nie chcąc ich jeść wcisnełam w szparę w fotelu i zapomniałam. Znalazłam je pare miesiący temu, nie wiedziałam co z nimi zrobić więc dałam tobie.

- CO?!!!

Raph prawie się nie udławił żelkiem ze śmiechu.

Kłucili się jeszcze pare minut o te stare chrupki, a potem stwierdzili, że było mineło.

Każdy wziął to co chciał i najciszej jak mogli rozmawiali i się śmiali siedząc na łóżku Rapha. Wkurwiający kot Miko dostał od swojej odpowiedzialnej Pani spróbować niektórych słodkości i po chwili latał po całym pokoju jak psychopata. Ucieszył go fakt jak z impetem rozbił sobie ryjek o nogę łóżka.

W końcu wszyscy zasneli wtuleni w siebie pośród okruchów, chrupek i żelków.

***
Leciał w dół, miał swój cel, wiedział ze nie może sie poddać. Że jeśli zawiedzie to będzie koniec wszystkiego. Jego klatkę piersiową rozdzierał strach o własne życie ale silniejszy od niego był ten o najbliższych i o jego dom.

W okół niego przepuszczały sie cienie, unikał ich kiedy się na niego rzucali. Musiał trafić do celu. Temperatura zwiększyła się z każdą chwilą, ciśnienie również. Czuł, że zaraz straci przytomność ale nie mógł sie poddać. Wtedy go zobaczył. Lśnił niczym najjaśniejsza gwiazda. Gdy tylko zbliżył sie do Niego poczuł jak opuszcza swoje ciało. Usłyszał głos.

-Nadaje ci imię Otimus ostatni z Primów.

Upadł, udeżył głową o coś twardego. Gdzie był? Uchylił powieki, zobaczył nad sobą kremowy sufit. Całe ciało było jakiś dziwnie wiotkie. Nad sobą zauważył swoich przyjaciół którzy przyglądali mu się z niepokojem.

-Yyyyy, Jack to Ty?- spytał niepewnie Raph.

-No a kto?

Rozejrzał sie, co u licha robił pod ścianą. Przecież zasypiał n łóżku. Spojrzał na dwójkę przyjaciół, byli błądzi.

-Czy coś sie stało ?

-No....yyy...yyyy.

-Jakby ci to powiedzieć.- spróbowała Miko.

-No wysłówcie się !

-No więc tak jakby wstałeś i zacząłeś do nas mówić iiii przedstawiłeś się nam jako Optimus...

-...Mówiłeś rzeczy, które na pewno nie mogłeś wiedzieć a twój wzrok, postawa i sposób mowy były takie takie ....

-...Optimusowe.

Jack zmieszał się, czyżby Prime przejął nad nim całkowitą kontrolę gdy spał albo po prostu przedarł się przez jego umysł zyskując główną kontrolę?

-Czy, czy teraz mi wierzycie ?

Nieśmiało pokiwali głowami.

-Nie mówcie nikomu.- poprosił.

Miko

Każdy postanowił wrócić do siebie zanim Fowler i Pani Darby wstaną. Słońce niedawno co wzeszło i fajnie by było gdyby jeszcze mogli trochę pospać.
Rzuciła sie na łóżko ale zachaczyła splątanym kołtunem o wystający kawałek kolumny łożka. Aż sykneła, ale by chętnie coś z nimi zrobiła. Chciała znów mieć kolorowe włosy no i je ściąć bo Pani Darby stwierdziła, że nie ma na tyle talentu by ją ostrzyc i jej włosy po ,,wypadku " na Wyspie Króla Jerzego zostały obcięte zwykłymi biurowym nożyczkami tylko do pasa. Rozmasowała głowę i zasnęła.

***
-Dzieciaki, pora wstawać, wielki dzień !

Krzyk Pani Darby obudził ją. Chciała jeszcze trochę pospać i nałożyła sobie poduszkę na głowę.

Czemu ona się nadal drze? Usłyszała kroki na zewnątrz. Czyli reszta już wstała, no dobra. Wstała i ubrała się w czarną tunikę jak zwykle z ,,Slash Monkey " i fioletowe spodnie no i klasycznie glany. Przeczesała włosy i spieła w dwie luźno opadające dwie kitki.

Gdy zeszła wszyscy już siedzieli w kuchni i czekali na nią ze śniadaniem. No może oprócz Jacka, który doglądał co u Mercedes w przyczepie konnej w garażu i Ratcheta, który spał jeszcze w trybie wehikuł też w garażu, a po za tym po co on tam.

- Więc co dziś robimy?- zapytała panią Darby.

-Niespodzianka.

Zainteresowało ją to. Niech tylko kobieta wymyśli coś naprawde ekstra a nie jakieś zwiedzanie muzeum czy inne gówno. Przechodziła już coś podobnego wielokrotnie z rodzicami obiecywali, że bedzie super, a potem kończyła w muzeum.

Kiedy zjadli, umyli się i wyszykowali, a Jack upewnił sie, że Mercedes jest zamknięta na terenie ogródka posesji gdzie skubała trawę wsiedli do Ratcheta i pojechali.

-To gdzie was zawieść ?

-Nas na (adres) z kolei ty z Willem jedziesz na (adres).

Wszyscy się zdziwili oprócz rzecz jasna June i Fowlera.

-Myśle, że nie powinienem was spuszczać z optyki.

-Ratchet obiecuje, że bedziesz o wszystkim informowany.

-A czemu ja mam jechać w inne miejsce?

-Niespodzianka.

Medyk westchnął.

-Wyluzuj Ratch, bedzie fajnie- pocieszyła go.

Wjechali do dużego miasta Floryda.
Kiedy dotarli pod pierwszy wskazany adres im oczom rzucił sie stylowy, super ekstra zakład fryzjerski.

-Mówiłam, że muszę was wziąć do fryzjera- powiedziała Pani Darby z uśmiechem do Rapha.

Wysiedli, w pojeździe został tylko agent Fowler, a Ratchet ruszył.

-No to wchodzimy.

W środku było ekstra. Super stylowo, normalnie jak w tych studiach fryzjerskich do, których uczęszczała w Tokio. Całe wnętrze wyglądało jakby artysta na nie kichnoł farbą, wszędzie kolorowe rozbryzgi Co stworzyło artystyczny nieład.

Podeszli do recepcjonistki z niebieskimi włosami i soczewkami nadającym jej oczom koloru trawy.

-Dzień dobry, ta trójeczka była umówiona.

Spojrzeli na nią zdziwieni.

-Dobrze więc zaczynamy.

-Yyy mamo ale jak ty chcesz nas ostrzyc?- spytał zaniepokojony Jack.

-Możecie robić co chcecie.

Popatrzyli na nią z niedowierzaniem. To na pewno June Darby, ta sama zasadnicza, nudna June Darby ? Ta tylko usiadła na kanapie w poczekalni i zaczęła czytać gazetki.

-Ekstra!- wykrzyczała. Już wiedziała czego chce. Miała też wizje na chłopaków. Tylko jak by ich tu namówić.

-Ej, chłopaki chodźcie na bok.

Zrobili tak, podała im mnóstwo pomysłów na fryzury a oni większość odrzucili w końcu ustalili co chcą, a ona zasiadła zadowolona z siebie na fotelu z umywalką.

***
-Wyglądamy ekstra! - krzyknął Raph

Chłopak nie podcioł włosów ale na jego włosach tańczyły kolory od czerwieni, pomarańczu po żołty co z naturalnym kolorem chłopca powodowało że wyglądał jakby na jego głowie był ogień. Sam kształt jego fryzury zawsze go przypominał a teraz nie można się nie pomylić. O ten efekt właśnie jej chodziło. Płomieniście.

Koło niej stanął Jack, miał wygolone boki i skrócone, podniesione do góry włosy, o tak wreszcie nie opadały na czoło jak dupa. Na końcówkach jego włosów można było zauważyć ślady niebiskiej farby przechodzącej w krucho czarny kolor bruneta. Kolor podchodził pod granatowy, a przejście między kolorami było płynne i łagodne. Wyglądał o niebo lepiej.

A teraz pora na nią, uwaga.
Na jej głowie zagościły chyba wszystkie możliwe kolory. Jej włosy zostały znacznie skrócone. Teraz sięgały jej do połowy klatki piersiowej. Fryzjerka zaplotła je w dwa warkocze dobierane. Ona i tak bedzie chodzić w kitkach ale to potem. Nigdy jeszcze nie pofarbowała sobie CAŁYCH włosów. Efekt był niesamowity.

Fryzura Miko.

Pobrane z Google grafika.

Kiedy wyszli z salonu Jack podszedł do swojej matki, a Miko tylko przewróciła oczami.

-Mamo ale kto za to zapłaci?

-Nie przejmuj się tym, skarbie.

Miko widziała jak June Darby płaciła na recepcji kartą Agenta Fowlera, a więc tak ją udobruchał po ostatniej kłótni. Spryciula.

-To gdzie teraz idziemy ?

Na odpowiedź nie musieli czekać bo Miko dobrze wiedziała gdzie. Sprawdziła jakiś czas temu na mapach Google gdzie się znajdują i tak miała rację.

-Do Disneylandu !!!- krzyknęła na całe gardło.

Pani Darby spojrzała się na nią zawiedziona, że jej plan nie wypalił.

Niedługo później zobaczyli to po co tu przyszli. Był poniedziałek więc kolejka była mała.

W czasie tego pobytu wyszaleli się po wsze czasy. Ona rzecz jasna zaliczyła wszystkie najwieksze, najstraszniejsze kolejki. Namawiała na nie chłopaków ale ci za bardzo się cykli, więc z wielu musiała zjechać sama. Chyba jako jedyna jechała wszystkie przejażdżki z uniesionymi do góry rękami oczywiście w pierwszym wagoniku. Jakiś mieśniak obok niej zemdlał na jednej z nich tuż przed głównym zjazdem, mięczak.

Mieli od groma zdjęć z Zamku Kopciuszka wskoczyła nawet na plecy Myszki Miki za co dostała ochrzan od June Darby, która z racji, że była w ciąży nie uczestniczyła w zabawie. Jedyną atrakcją, z której nie skorzystali i nie chcieli były samochodziki. Zwłaszcza jak zobaczyli, że ostatnie to 2 auta zielone i żółte i jeden niebieski motor. Wycofali się w ostatniej chwili.

Wyszli stamtąd dopiero pod wieczór. Wybawieni, wyszaleni, mokrzy od potu, odstresowani i uśmiechnięci. O tak, June Darby miała pomysł-złoto z tym wyjazdem.

Skierowali się jeszcze na plażę by pospacerować, Przemyć się z potu i pooglądać zachód słońca. Biegali po plaży jak pięciolatki i stopami chlapali się wodą. Jak zwykle wygrała.

-Ej, a tak w ogóle co z Ratchem, gdzie on pojechał?- zagadneła.

-A no tak, przypomnieliście mi zadzwonię do Willa spytać jak im idzie.

,,Jak im idzie"?

June odsuneła się od nich by nie podsłuchiwali rozmowy co i tak próbowali zrobić ale bez skutku.

Po około pół godziny gdy ich nogi wyschły i mogli spokojnie wytrzepać je z piachu poszli w wcześniej umówione miejsce spotkania. To co tam ujrzeli zachwyciło ich. Ich pojazd został pomalowany, nawoskowany, wypolerowany i inne -any, a po obu jego stronach pojawiły się niebieskie płomienie oplatanie przez zielonego węża.

-Stary, wyglądasz super !!! - wyskoczyła do przodu.

-Pffff.- prychnoł jako odpowiedź ale wyczuli w tym ,,Pffff" nutkę zadowolenia, której rzecz jasna nie chciał okazać.

Wracając wzajemnie opowiadali sobie o swoim dniu. Agent Fowler poskarżył się im jak trudno było namówić Autobota na ten zabieg.
Goście od designu aut patrzyli się na niego jak na wariata kiedy w oddali kłócił się z karetką. Gdy wrócili do rezydencji każdy łącznie z medykiem był wykończony. Kiedy tylko jej głowa dotknęła poduszki zasneła.

C.D.N...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top