12.Chłopaki nie płaczą
Uwaga w rozdziale mogą pojawić się informacje lub zdjęcia nieodpowiednie dla osób wrażliwych.
Miko
Dziewczyna stała nago na wyspie pełnej pingwinów. Nooo trzeba przyznać, nie spodziewała się, że kiedyś odwali coś takiego ale się stało. Trzęsła się tak z zimna, że Ratchet mógłby uznać, że ma na stojąco napad padaczki. Czuła się niesamowicie zażenowana brakiem odzienia i że ktoś ją obserwuje. Jej ciuchy dryfowały w lodowatej wodzie.
Chciała sie jedynie schować przed optykami bota oraz tam gdzie jest cieplutko by nikt jej nie widział. Jakby na zawołanie włosy na jej głowie zaczęły mega szybko rosnąć i gęstnieć i po chwili dziewczyna była otulona przez zasłaniające jej ciało grubą, ciepłą warstwę włosów, które zakrywały jej nawet kostki. Otuliła sie nimi wyziębiona do granic możliwości. O tak, wiele lepiej.
30 minut później
Miko nadal była wkurwiona na Ratcheta za to, że wrzucił ją do lodowatej wody. Sam odebrał srogi opieprz od Pani Darby za to.
Siedziała w swojej kwaterze w bazie z kubkiem ciepłej herbaty w dłoni ubrana w puchatą piżanę w kształcie kota, owinięta kołdrą i kocem. Na stopach miała ciepłe, grube kolorowe skarpetki. Obok niej leżał przytulony Bulk. Kotek również starał się rozgrzać swoją panią swym ciepłym futerkiem. Przy pomocy Pani Darby udało jej się upleść włosy w jeden bardzo długi, gruby, ciężki warkocz zamiast gumką musiał zostać związany za pomocą paru sznurówek od buta. Kaszlała i kichała. Pani Darby miała za chwilę wrócić z termometrem żeby zmierzyć jej temperaturę. A Ratchet, no niby ją przeprosił i w ogóle obiecał, że zrobi jej jakiś fajny gat get w ramach wynagrodzenia tej zniewagi ale kurna to przez niego prawdopodobnie będzie uziemiona w łóżku z zapaleniem płuc. Stała na wyspie z lodu i skał cała naga wiedziała już że boty są aseksualne i rozmnażają sie przez fuzje iskier, no ale kurna no, po prostu nie. Szkoda, że sam nie oddycha, nie ma nosa ani płuc to by sama go wrzuciła do wody by poczuł jak to jest.
-Jestem z powrotem.- oznajmiła Pani Darby wchodząc nie tylko z termometrem ale i z całą apteczką.
Wyjęła z apteczki elektryczny termometr i zmierzyła jej temperaturę. Wyszło 37,8°C więc robiło sie źle.
Jack
Kiedy mama poszła zaopiekować się prawdopodobnie chorą Miko, Jack postanowił pouczyć sie trochę anatomii. Był na etapie kucia sie na pamięć wszystkich nazw mięśni mimicznych w twarzy człowieka. Kiedy nagle rozproszyło go straszne wycie. Wycie to nie odezwało sie od 4 miesięcy i oznaczało że system wykrył nowy relikt na Ziemi.
Podszedł do ekranu przy, którym stali już Ratchet i Raph popijający swoją wybuchową mieszankę energii i analizowali informacje. Udało im się namierzyć współżędne sygnału i Raph zamarł.
-Wychodzi na to, że Relikt znajduje sie głęboko pod ziemą niedaleko Paryża.-oznajmił Rathet.
-Nie po prostu pod ziemą, Ratchet.- odpowiedział mu Raph.- Relikt znajduje sie w ,,Krainie Śmierci,,.
Raph
Raph słyszał o tym miejscu od Miko, która opowiedziała mu kiedyś o wycieczce do legalnej części Paryskich katakumb udostępnionej dla turystów z jej rodzicami na wakacjach w Paryżu...
(Uwaga miejsce jest prawdziwe
Skrócona lekcja historii:
W czasach Imperium Rzymskiego na owych terenach były kamieniołomy wapienne, ktore były wydobywanie do budowy miasta. Kiedy skała się skończyła po prostu pozostawiono owe kamieniołomy, niczym nie zabezpieczone. Po kilku set latach pojawił się problem bo rozrastające sie miasto było zbyt ciężkie i tunele zaczęły sie zapadać pod ciężarem domów. Niestety nikt się tym nie zainteresował do 1774 roku kiedy w grudniu za jednym razem zawaliło sie parę domów przy jednej ulicy pociągając za sobą kilkadziesiąt ofiar. Po tej katastrofie zabezpieczono te wszystkie tunele. Lecz w 1786 roku w Paryżu było zbyt wiele ciał, cmentarze były przepełnione. Pare lat wcześniej w 1780 r niedaleko ,,Cmentarza Niewiniątek,, zawaliła się ściana jednej z kamienic obok cmentarza. Do środka wsypała się jedna wielką starta ciał i kości. Z tego powodu 7 kwietnia 1786 zaczęto przenosić szczątki z cmentarzy paryskich do owych katakumb. Trwało to przez kilkadziesiąt lat aż przeniesiono tam szczątki ze wszystkich cmentarzy. Spoczywa tam ok.6 milionów ludzi. Oficjalne źródła podają, że sieć tuneli paryskich katakumb ma długość 500 km rozciągających się na obszarze 770 ha jednak nieoficjalnie podaje sie, że są znacznie większe. Tylko mały zamknięty odcinek trasy jest dozwolony do legalnego zwiedzania pod okiem przewodników. Powstało wiele legend dotyczących tego miejsca. Nazywane jest czasem ,,Królestwem śmierci,,)
~Żądny Przygód (Eksploracja katakumb Paryża).
Bardzo polecam jego kanał
...A skoro relikt znajduje się na terenie stolicy Fracji i to pod ziemią to jedyna droga jaką mogą się dostać są tunele. Most nie może zostać otworzony pod ziemią zwłaszcza, że nie znają rozkładu tych tuneli i niewiedzą czy obecnie relikt nie znajduje sie w zawalonym tunelu. Mogli by trafić pod skały lub idealnie zostać zamurowanymi w ziemi.
Raph na prędce opowiedział Ratchetowi o swoich przypuszczeniach. A ten się z nim zgodził i przestudiował historie katakumb przy jego pomocy. Sygnał dobiegał z daleka od legalnej części dla zwiedzających. Prawdopodobnie będą zmuszeni dostać się do nielegalnej części katakumb. Ale tu pojawiał sie kolejny problem plany tuneli były bardzo nie dokładne, ponadto wiele tuneli prawdopodobnie nie zostało na nich uwzględnionych inne pewnie zostały zasypane, a jeszcze inne zapomniane. Agent Fouler już skontaktował sie ze swoim człowiekiem w Paryżu, który miał zdobyć nieudostępnione publicznie plany i znaleźć katafili, którzy nie zadawali by zbędnych pytań i za dużą sumkę pieniędzy służyli za przewodników.
( katafile- tak nazywa się społeczność ludzi, która odwiedza i dba nielegalnie o niektóre nielegalne części katakumb. W latach 80 katafile wybudowali w podziemiach małe kino, a obecnie podziemny ogród. Bardzo zamknięta i ciężko dostępna społeczność).
Raph nie był pewny czy to coś da bo relikt może znajdować sie nawet na terenach nie odwiedzanych przez katafili, starych, zapomnianych. Jednak pomimo wszystko potrzebowali jakiegoś planu działania.
Po skończończeniu omawiania z Ratchetem i Jackiem za i przeciw wybrania sie do katakumb i dokonaniu kolejnej analizy próbek pobranych od Miko, którą wykazały że jej DNA znowu zmutowało Raph wrócił do domu. W Madrycie była 4 nad ranem i chłopak chciał sie jeszcze chwile położyć zanim bedzie musiał iść do szkoły. Dzięki swoim wybitnym osiągnięcią w nauce zdobył nie jedno stypendium i rodzice postanowili go posłać do szkoły prywatnej z bardzo wysokim poziomem nauczania. To znaczy wysokim dla nich bo dla niego osobiście nic nie nie zmieniło. Nie musiał wiele pracować by mieć same 5 i 6. Jakoś łapał wszystko w biegu. No może oprócz w-f bo tam z biegu rzeczywiście dostał 5 ale już z innych ćwiczeń leciał na trójach. Cóż coś za coś. Klątwa bycia nerdem.
Głowa go bolała dramatycznie, nie od natłoku informacji czy stresu, do tego już sie przyzwyczaił. Chodziło raczej o jego napój, który pomimo spełnianiej funkcji krótkotrwałego pobudzania dawał efekty uboczne w postaci wymiotów, biegunki, kołatania serca, bólów głowy czy uczucia oderwania od rzeczywistości. Pani Darby miała jednak rację z tym, że załatwi się na amen, tyle, że jak próbował rzucić to miał coś na podobieństwo delirki. Jego ciało trzęsło sie wtedy tak, że nie był w stanie ustać na nogach, a mdłości i zawroty głowy jeszcze gorsze niż przy efektach ubocznych picia napoju.
Wziął leki nasenne i spróbował zasnąć lecz sen szybko nie przychodził. Myślał o Miko, Bee, Jack'u oraz o Pani Darby, która chyba nie ma zamiaru się podzielić z nikim faktem iż jest w ciąży.
Chyba tylko on połączył fakty, że kobieta od jakiegoś czasu ma, dziwny apetyt na kiszone ogórki z majonezem itp., wahania nastrojów bardziej niż zwykle, częste wymioty, zaczęła nosić luźniejsze ciuchy by ukryć powoli zaokranglający sie brzuszek. On osobiście się cieszył i spodziewał sie, że Agent Fowler i Jack też będą. Przynajmniej nie bedzie już najmłodszy. Miał 5 starszego rodzeństwa ale zawsze chciał mieć kogoś młodszego. Będzie musiał z nią porozmawiać i wesprzeć psychicznie bo słyszał, że kobiety w ciąży tego potrzebują. Jednak wolał sie jeszcze upewnić, że ma rację bo jak to mówi Miko ,,Będzie przypał,,. Po ok 10 min leki w końcu zaczęły działać, a jego ciało przestało drżeć. Powoli odlatywał w objęcia Morfeusza.
***
W śnie przytulał dużą metalową dłoń, ktara czule go obejmowała grzejąc i chroniąc przed koszmarami. Wiedział, że to tylko sen ale wykreowany przez jego mózg na bazie wspomnienia z czasów kiedy Megatron zniszczył bazę i on i Bee zostali wysłani razem. Chciał by okazał się prawdą i trwał wiecznie. Mógłby pogrążyć się w śpiączce i utknąć w tym śnie na zawsze.
- Tęsknię za Tobą - wyszeptał przez sen. A na poduszkę spłynęła jedna, duża, ciepła łza.
***
Kolejnego dnia obudził się o 9:00.
Zjadł śniadanie w kuchni. Miał lekcje na godziny popołudniowe więc nie musiał sie spieszyć. Cała jego rodzina była już dawno w pracy, szkole lub na uczelni. Jedząc zupę mleczną wyjoł telefon i spojrzał na datę . Przestał przeżuwać i zastygł. O nie, dzisiaj są jego urodziny. Kończy 13 lat. To znaczy, że jak zwykle jego rodzice zrobią mu przyjęcie urodzinowe, a wszystkie ciotki zlezą sie by wyszarpać mu policzki z twarzy. Nikt nigdy nie pytał jak on sam chciałby spędzić ten dzień. A nie miał wygurowanych wymagań. Chciał ten dzień spędzić jedynie z przyjaciółmi.
Przedtem nie mógł sobie tego życzyć bo życie dzieciaka, który powinien być jeszcze w podstawówce a jest w liceum, jest kujonem i nerdem należy raczej do samotnych. Ale teraz musiał tylko przetrwać to przyjęcie i poczekać aż Ratchet otworzy w jego pokoju most. No właśnie Ratchet, mech do dzisiaj nie oddał mu jego Chloroformy, a on się nie upierał. Na szczęście stary medyk nie upewnił się czy nie ma w swoim posiadaniu więcej egzemplarzy, a miał. Oczywiście musiał mu oddać wszystkie sprzęty ale nie ma tego złego bo wcześniej zdążył przestudiować ich działanie i zrobił własne, prostsze i przekształcone prototypy. Ogólnie ich działanie było podobne. Udało mu się przekształcić działanie Chloroformy tak by można było ją podawać drogą wziewną. Zamknął ją w takich jakby metalowych kapsułkach, których jedną końcówkę trzeba było zagryźć i z drugiej strony nacisnąć guzik jednocześnie robiąc potężny wdech. Wtedy chloroforma dostawała się odrobinę do żołądka (gdzie nie ulegała strawieniu) a trochę do płuc. Osoba zarzywająca musiała powstrzymać się przez 10 min przed opentańczym kaszlem i odruchem wymiotym. Po tym czasie płuca zostają owinięte chloroformą która w niczym nie wadzi i nie przeszkadza,produkując tlen bezpośrednio do płuc. Ponadto chloroforma, która dostała się do dróg pokarmowych przedostawała się prawie bezboleśnie do krwiobiegu rozprowadzając ją po całym organiźmie dzięki czemu toksyny nawet jeśli przedstawiały się przez skóre były natychmiast neutralizowane. Na razie nie zauważył żadnych efektów ubocznych ale wszystko wyjdzie w praniu.
Skończywszy jeść spakował się do szkoły. Wychodząc zakluczył za sobą drzwi.
-Buenos dias - powiedział starszej sąsiadce widząc ją pracującą w ogrodzie. Ta uśmiechnęła sie do niego i odpowiedziała tym samym.
Po drodze do szkoły zdązył nauczyć sie jeszcze parę nowych słów z cybertrońskiego, które miał zapisane na telefonie. Gdy był już przy bramie muru szkoły nagle ktoś mu wytrącił telefon z dłoni.
-Hej!- krzyknął i spojrzał na osoby górujące nad nim.
O nie, byli to Simón, Tomás i Vito. Trzy łobuzy ze szkoły. Lubili dręczyć innych uczniów i wszystko im jakoś uchodziło na sucho przed nauczycielami. Od dnia kiedy go zauważyli nie dawali mu spokoju. Nazywanie go ,,przedszkolakiem,, było chyba najmilszym jak go przezywali . Uwzieli się na niego, a on starał się nie przejmować ale czasami dochodziło do tego, że to już nie było zwykłe dokuczanie, a raczej znęcanie psychiczne i fizyczne. Ostatnio ukradli mu wszystkie pieniądze z portfela, plecak utopili w toalecie, a jego zamknęli w jednej z kabin. Płakał i błagał o to by go wypuścili ale ci tylko sie śmiali. Po paru godzinach znalazła go woźna. Parokrotnie doszło też do tego, że złapali go za szkołą i w odludnym miejscu zaczęli gasić papierosy na jego przegubach nadgarstków, kostkach nóg i brzuchu. Musiał wykradać swojej siostrze korektor do ciała by zakryć siniaki i poparzenia by nikt nie zauważył, zwłaszcza w szatni kiedy przebierał się na w-f. Z raną na części potylicznej czaszki nie miał tylu problemów bo jego burza włosów przecząca prawą fizyki zakrywała wielkiego guza. A miał go bo kiedyś Vito popchnoł go na mur tak mocno, że uderzył głową z taką siłą, że stracił przytomność. Gdy sie obudził całej trójeczki już nie było.
Był zastraszony, sponiewierany i czuł się nic nie wart. Wstydził się komukolwiek zwierzyć ze swoich problemów. Ludzie już mu dokuczali w przeszłości ale teraz, teraz to było prześladowanie i znęcanie sie z zimną krwią. Simón przywódca bandy miał w oczach taką nienawiść do jego osoby, że Raph był pewien, że ten nie zawachałby sie go zabić gdyby tylko zechciał. Tylko wtedy musieli by sobie znaleźć kolejną ofiarę.
*Rozmowa odbywa sie po hiszpańsku
- O nasz kochany robaczek, no gdzie my się wybieramy co ? - zaczoł ironicznie Simón łapiąc go boleśnie za kark i prowadząc w dobrze mu znany ciemny zaułek. Tam przygniutł go do ściany trzymając rękę na jego gardle odcinając mu dopływ powietrza.
- Masz dla nas hajs robalu ?!!!- rykoł Vito za plecami Simóna.
Raph nawet gdyby chciał nie mógł odpowiedzieć. Ręka na jego gardle odcięła mu dopływ tlenu do płuc i krwi do mózgu. Był coraz bardziej blady. I powoli zaczął tracić kontakt z rzeczywistością.
-Spokojnie towarzyszu, mały odda nam wszystkie zielone i jeszcze więcej.- odpowiedział mu ,,spokojnie,, Simón.
Następnie wyjoł z ust papierosa i przyłożył do obecnie bardzo widocznej, nabrzmiałej żyły na gardle Rapha przepalając skórę. Trzymał dopuki nie przepalił ściany naczynia krwionośnego. Z żyły poleciał potok szkarłatnej posoki. Raph gdyby mógł krzyczałby ile mu zostało sił, ale ręka oprawcy zgniatająca mu krtań pozwalała jedynie na głuche charczenie. Ból był niewyobrażalny. Z oczu lał mu sie strumień łez mieszający sie z krwią.
Czyżby się pomylił i jednak postanowili go zabić? Jeśli tak to chciałby już stracić przytomność żeby nic nie czuć.
W oczach Simóna widać było szaleństwo. To co robił małemu chłopcu sprawiało mu przyjemność.
Simón przyłożył papierosa jeszcze raz do tego samego miejsca przepalał szyję chłopca coraz głębiej, doprowadzając go do granic bólu. Chłopiec szarpał się tak jakby był torturowany, bo przecierz był. Z jego gardła wydobywały sie ciche pocharkiwania i jęki. Gdy już miał stracić przytomność Simón puścił go i Raph osónoł się po murze, łapiąc chełstami powietrze i trzymając sie za przedziurawione gardło z którego krew lała sie strumieniami. Wiedział, że to nie koniec, że jego oprawca póścił go tylko dlatego żeby utrzymać go przytomnym podczas kolejnych tortur. Simón był sadystycznym, wyrafinowanym psychopatą z dobrze przemyślanym planem działania.
Gdy leżał skulony na ziemi, Tomás podszedł do niego wolnym krokiem i z całej siły kopnął go w brzuch. A potem jeszcze raz. Wszystkie mięśnie Rapha napieły się, krew z szyi chlusneła. Raph nie miał już siły nawet bardziej się skulić, jego ciało całkowicie odmówiło posłuszeństwa. Za trzecim kopnięciem wymierzonym tym razem w klatkę piersiową usłyszał chrupnięcie. Odgłos pękających żeber usłyszał również jego oprawca i uśmiechnął się wrednie zadowolony ze swojego dzieła.
Następny był Vito chyba najgłupszy z całej trójki. Ten myśląc tylko o hajsie rzucił sie do jego kieszeni. Wyciągnął portal i otworzył. Widać było tylko mały błysk a wszystkie mięśnie tego idioty zadrżaly i się spieły. Następnie runoł do tyłu jak długi. Rażąca prądem pułapka w portfelu, którą tylko on umiał dezaktywować wyeliminowała jednego przeciwnika. Jednak sprowokowała jeszcze bardziej dwóch pozostałych, którzy patrzyli się wściekle to na Vita to na Rapha.
-Zapłacisz nam za to diabelski pomiocie.- warknoł Simón, rzucając sie na chłopca z furią w oczasz i nożem myśliwskim, który wyciągnął ze swojej kieszeni.
Raph wiedział ze to już koniec. Zdążyły zmówić w myślach ostatni raz modlitwę ,,Ojcze nasz,, zanim połączy sie z Bogiem. I Bóg chyba go wysłuchał bo w tej samej chwili jak przez mgłę usłyszał pisk opon. Zanim zamknoł oczy zdążył zobaczyć jeszcze niewyraźny obraz karetki, która wjechała z impetem w jego niedoszłych morderców. Potem nastała tylko nieprzenikniona ciemność.
***
- Raphaelu proszę obudź się, proszę- usłyszał nad sobą błagalny głos.
Poczuł jak spada na niego jakaś tłusta substancja, a potem jeszcze raz. Wielkie krople tłustej, oleistej cieczy.
Powoli otworzył oczy. Nie widział wyraźnie bez okularów ale wiedział, że osobą stojącą nad nim był Ratchet.
Całe ciało go bolało. Z chwilą przypomniał sobie co się stało. Na jego nos zostały nałożone delikatnie okulary i mógł wyraźnie przyjrzeć sie obecnej scenerii. Wciąż znajdował sie w zaułku lecz teraz był trzymany w dłoniach medyka, który płakał...? Tak, oleiste łzy skapywały z jego policzków na niego. Na jego twarzy wymalowane było cierpienie i zmartwienie. Pierwszy raz widział żeby twarz medyka ukazywała tyle emocji. A łzy, nigdy nie pomyślałby, że Ratchet jest do tego zdolny, że w ogóle potrafi.
-Ratchet ?- wychrypiał z takim trudem i bólem, że aż zadrżał na całym ciele.
Medyk zalał sie kolejnym strumieniem łez i przytulił go do swojej piersi tuż przy iskrze. Przez szparę między jego palcami widział leżących, nieprzytomnych oprawców. Nie żyli? Nie, chyba żyli nawet stąd słyszał ich głośne oddechy.
-Ratchet chodźmy stąd. - wyszeptał tak by medyk go usłyszał.
Pomimo swojego opłakanego stanu Raph zabronił Ratchetowi informowania kogokolwiek. Powiedział że chce do Jasper. I po 5 min siedzieli na dużej skalnej skarpie. Z daleka było widać resztki zniszczonego przez Megatrona miasta i jego dawną fortecę.
Wojsko zadbało by żaden cywil nie dostał sie w pobliże miasta dopuki owa konstrukcja nie zostanie rozebrana i wszystkie ślady po niej zatarte. Mogli też ze swojego miejsca zobaczyć miejsce, w którym kiedyś znajdowała sie baza Autobotów obecnie była to zrównana z ziemą skała zmieniająca się w żwir. Raph jednak wybrał to miejsce ze względu na wartość sentymentalną. Często kiedy był smutny Bee zabierał go na tą skarpę i nie mówiąc zupełnie nic po prostu go przytulał. Czasem trwało to wiele godzin ,,Aż wyciśnie wszystkie smutki z tego małego ciałka,, jak to mówił jego dawny opiekun. Teraz siedział tak z Ratchetem przytulony. Na choryzącie świecił księżyc, a słońce zachodziło.
Zapowiadało sie też, że tej nocy będą mieli piękny widok na Drogę Mleczną.
Im obu leciały łzy jak nigdy wcześniej. Ratchet chlipąc opowiedział mu jak go znalazł, że zdziwił sie iż sygnał jego telefonu jest w takim miejscu oraz, że już dawno powinien być w szkole co go zaniepokoiło i postanowił to sprawdzić.
I kiedy tak siedzieli wtuleni zaczoł go przepraszać, że nic nie zauważył, że pozwolił na to żeby chłopiec tak cierpiał. Jak na kogokolwiek, a zwłaszcza Ratcheta było to prawdziwe morze uczuć i wyznań. Raph pomimo niezwykłego bólu i problemów z oddychaniem czuł niezwykłą radość w sercu na słowa medyka. Nawet nie zdawał sobie sprawy ile dla niego znaczyły te słowa i on sam. Oczywiście nie gniewał się na niego i nie przyjoł przeprosin bo mech nie miał go za co przepraszać. Sam zataił to przed wszystkimi. Nawet jego wszechwiedząca matka z oczami z tyłu głowy nic nie zauważyła. Chciał teraz jedynie cieszyć się bliskością przyjaciela i po pewnym czasie odpłynoł do krainy Morfeusza.
Ta chwila była chyba najlepszym prezentem urodzinowym jaki mógł dostać.
CDN...
Piżama Miko
Dostępna na Allegro
Pobrane z Google grafika
Pobrane z Google grafika
Ściana z kości i czaszek z legalnej części dla turystów Paryskich katakumb.
Sen Rapha
Pobrane z Pinterest
Wyobraźcie sobie tylko Ratcheta zamiast Bee + miejski zaułek z śmietnikami
Pobrane z Google grafika
Ps: To chyba moja ulubiona scena w całym TP, oglądałam ją milion razy sycąc się każdym elementem. Optyki Bee'ego wyrażają więcej niż Rafaello, które wyraża więcej niż tysiąc słów.
Kto się zgadza?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top