36. Życie mnie. Mnie !
Xd co autor miał na myśli ? Lol.
Na początku rozdział miał się nazywać ,,Złamane Serce Tytana" ale coś mnie naszło.
Tak, wiem rozdział bardzo szybko.
Data publikacji: 15.07.2021
____________
Czy mam jakieś imię ? Czy numer seryjny jest imieniem ? Powinienem w ogóle odpowiadać węglowcowi ? Już sam fakt, że z nimi rozmawiam jest poniżający i niegodny decepticona. Nawet byłego. Ale nie mam już nic do stracenia.
-Jestem ST-3-53.
-Bleh, nie zapamiętam. Gdyby odwrócić te trójki to wyszły by 2 duże litery E. A pięć można zapisać jako ,,V". Więm będziemy ci mówić Steve. Ok ?
-Ok.
-Dobra, za chwile walnie tu porządne wiatrzysko jeśli chcemy zostać na zewnątrz musimy się jakoś zabezpieczyć by nas stąd nie zwiało. - oznajmiły Jack.
- Wiatr chyba będzie wiał od tamtej strony.- Raf wskazał na wschód.
Cała trójka popatrzyla się na mnie.
O nie, nie, kurwa, nie. Niech oni mnie już nie dotykają tymi macko-rękami.
Jack spojrzał na Rafa pozozumiewawczo, ten kiwnoł tylko głową. Podeszli do mojego tłowia i usiedli opierając sie o mnie plecami od strony zachodu. Troche wiało. Ale wkrótce w dach zaczeły bębnić kroplę.
łuuup, łuuup, ŁUUUUP!
Ten ostatni grzmot był naprawdę blisko. A co jeżeli w nas walnie ?
-Aaaaaa!- zawyłem.
Węglowcy odwrócili się do mnie ni to przerażeni, ni zdziwieni.
Zaczołem cicho chlipać.
-Boisz się burzy?- zagadnoł cicho najmniejszy.
-Nie. Nie boje. Jestem strasznym decepticonem. Niczego się nie boje.
ŁUUUUP!!!
-AAAAAA-AAAA- ŁUUUUUU- HMMMM!
-Wiesz, gdy byłem mały i bałem się burzy mama opowiadała mi bajki.- odezwał się Jack. Ludzki mech patrzył się gdzieś w przestrzeń w oddali.
-Właśnie, przecież możemy opowiedzieć ci bajki.-ucieszyła się samica.
To było upokarzające. Ale tak, chciałem posłuchać jakiejś bajki. Bardzo.
-Tak. A-ale czy mógłbyś po-odać mi-i mojego przy-yjaciela?
Ludzie spojrzeli na mnie zdziwieni.
- W schowku na piersi.
Czy mnie pojebało! Głupi jestem, głupi. Sam z własnej woli kazałem człowiekowi zbliżyć się w okolice komory iskier. Jack już aktywował tą swoją broń jak tylko usłyszał, że coś tam mam.
Miko powoli weszła na mój tors i znalazła zamek. Otworzyła osłony do schowka i komory iskier. No to teraz zginę. Włożyła tam rękę. A ja zacisnołem szczękę najmocniej jak się dało i wydałem cichutki jęk. Czekałem na ból z zamkniętymi optykami. Ale ból nie nadszedł.
-Czy o to chodziło?
Uchyliłem jedną powiekę. Femme siedziała na mnie trzymając w ręku ubrudzonego w oleju Pana Rdzawą Podłogę.
-T-tak.
Miko zamkneła ostrożnie mój schowek, zeszła i położyła misia koło mojej brody.
-Dzi-dziękuję.- nie powinienem tego mówić ale byłem jej naprawdę wdzięczny. Im wszystkim.- Too opowiecie mi teraz jakąś bajkę?.
W optykach ludzi zalśniły iskierki rozbawienia.
-Oczywiście. Dawno,dawno temu...
-Czekaj, a moglibyście zdjąć mi maskę ?
-Maskę ?
-Tą na mojej twarzy. No chyba nie myśleliście, że nie mam twarzy ?
Spojrzeli na mnie zakłopotani.
Myśleli tak. No ja pitolę.
-Na bokach maski znajdują się przyciski, trzeba chwile dłużej przytrzymać chociaż jeden z nich lub nacisnąć od razu dwa. Miko i Raf już chcieli się rzucić by zdjąć mi maskę ale Jack powstrzymał ich ruchem ręki.
-Ja to zrobie.- oznajmił. Podszedł do boku mojej głowy i odnalazł wzrokim przycisk. Docisnoł mocno jak na człowieka. Za chwile usłyszeliśmy cichy syk. Jack z całej siły popchnoł maskę, która zsuneła mi się z twarzy. Całą twarz miałem w oleju przez łzy.
-Poczekaj pójdę po jakiś materiał do starcia tego.- zaproponował Raf.
-Czekaj nie schodź bo cię zwieję.- ostrzegłem.
-Nie, no spoko zrobie mu przejścię. Już kumam to coraz lepiej. Zrobie mały otwór nie powinno bardzo boleć.
Miko odwróciła się do szyby statku i za chwile mały kawałek szyby rozszedł się w mniejsze kawałeczki. Wyglądało to jak małe ruszające się na boki diamęciki, które swoją płynnością ruchów mogły przypominać wodę. Za chwile zastygły tworząc grubsze, perełkowate warstwy po bokach otworu.
-No i elegancko. Raf przechodzisz.- rzuciła siadając na ziemi. Nie wiem jak to robiła, że statek tak po prostu się jej słuchał ale ewidentnie zabierało jej to energię i powodowało ból.
Za chwilę mały mech wrócił z jakimś białym materiałem i zaczeli wycierać mi twarz z łez. Sobie przyniesli jakieś kokony którymi się okryli.To było nie powiem miłę. Komandor Starscrem ostrzegał nas, że oni tak działają. Najpierw są milutcy starając się ciebie zauroczyć, a potem gdy stracisz czujność wyrywają ci iskrę z piersi.
-To co, bajka ?
Kiwnołem głową.
-Dobrze, a więc dawno, dawno temu na Ziemi, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, żyła sobie dziewczynka przez wszystkich nazywana Kopciuszkiem...
***
Bajka była bardzo fajna. Podobało mi się jak myszki pomogły Kopciuszkowi zrobić ładny pokrowiec na bal i jak znalazł ją książę. I pomimo że była gardzona przez jej złą macichę i siostry to i tak znalazła kogoś kto ją pokochał.
-Miko ?
-Tak ?
-Czy myślisz, że każdy w życiu zasługuje na miłość ?
-Mmmm, nie wiem, chyba tak.
-A te złe siostry Kopciuszka i macocha.
-One też.- odpowiedział Jack, który jak dotąd siedział cicho.
-Ale dokłuczały Kopciuszkowi.
-To nie znaczy, że nie mają szans na poprawę. Poza tym Kopciuszek pod wpływem takiej rodziny też mógł stać się wredny, prawda?
-Mmm, prawda.
***
Padało coraz mocniej i czasem chlusnęło na nas trochę kwasu. Na szczeście deszcz na cybertronie nie składał się z samego kwasu. Właściwie w samej kropli ten kwas był mocno rozcieńczony. Pełnił on jedynie formę aktywatora naturalnych substancji chemicznych wytwarzanych przez planetę- neutralizatorów rdzy. Na Cybertronie można było znaleźć różne rodzaje transformium i metali tak jak na Ziemi różne rodzaje białek i roślin. Niby to samo ale nie do końca. W wielu miejscach planety w sposób naturalny z powodu rdzy transformium przekształcało się w rodzaj transformium wydzielniczego wytwarzającego substancije odrdzewiające na powierzchnie. Jednak były one w formie nieaktywnej. Pod wpływem kwasu w deszczu neutralizatory były aktywowane. Była to część pięknej natury tej planety i zamkniętego obiegu tutejszych ekosystemów. Każdym żywym światem żądziły jakieś prawa natury specyficzne dla niej samej, a zupełnie obce dla innych.
Opowiedziałem o tym ludzią. Ci słuchali mnie zafascynowani biologią Cybertronu. A przecież to było takie oczywiste. Każdy o tym wiedział. Ale cieszyłem się, że po raz pierwszy w moim vechicońskim życiu ktoś słucha mnie. Mnie.
***
Bumblebee
Pierwszy wykład. Przynajmniej tak mi się zdawało. Przyszło tylko pare botów. Niektóre młodziaki z Akademi Młodego Pokolenia (szkoły) dla, których był to rodzaj kary za zachowanie na lekcjach. Było też dwoje starszych, ktorzy przyszli tu z własnej woli z czego jedną była przysypiająca w rogu sali Energyheze. Botka, ktorą spotkałem w Muzeum Historii Cybertronu- Freakmind i Strongarm z przykłutym do siebie Sideswipiem. Na pierwszy raz to chyba i tak dobrze. W końcu dopiero zaczynam.
-Dobrze kochani zaczynajmy. Nazywam się Porucznik Bumblebee ale mówcie mi po prostu Bumblebee lub Bee. Jeśli byście chcieli o coś zapytać, poprosić o powtórzenie lub po prostu coś powiedzieć nie naciskajcie guzików sygnalizacyjnych tylko po prostu podnieście rękę o tak.- zademonstrowałem. - Na wstępie też powiem, że na Ziemi ludzcy uczniowie tak właśnie się zgłaszają i jest to dość powszechne.
Strongarm wyciągneła rękę do góry, ale niestety akurat tą, ktorą była przykłuta do Sideswipe'a. Ten zawył zirytowany.
-Tak, Strongarm ?
-Poruczniku, mam pare pytań odnośnie spraw organizacyjnych.
-O tym też chciałem powiedzieć. Ale pytaj śmiało.
-Jak będzie wyglądał program nauczania ?
-Otóż zamierzam opowiedziseć ogólnie o charakterystycznych cechach tej planety, typie życia oraz inteligętnych mieszkańcach tej planety. Następnie przejdziemy do nauki najważniejszych języków oraz do najpowszechniejszych kultur i histori Ziemii oraz powiązań z Cybertrończykami. Czy jeszcze jakieś pytania?
-Tak, mogę sobie iść?- spytał Sideswipe przez co mocno naraził się Strongarm.
-Czy to prawda, że jądrem Ziemii jest Unicron twórca Wszechzniszczenia ?- Na sali zapadła niezręczna cisza, a Energyhaze wybudziła się z letargu. Obróciłem się w stronę autora pytania? Pytanie zadała Freakmind.
-Tak to prawda. Odkryliśmy to w czasie pobytu tam. Okazało się, że to właśnie o Ziemi mówiła przepowiednia zapisana w Klazuli Primusa. Tworca Wszechzniszczenia chciał się przebudzić.
-Czy mógłby pan nam o tym opowiedzieć ?
-Nie mówcie mi per pan. Jestem Bumblebee i tak opowiem wam o tym.
***
Zasłuchani studenci powoli zaczeli opuszczać salę. Myślami nadal byli w mojej historii. Inaczej to planowałem ale wyszło na to, że całą lekcję omawialiśmy Przepowiednie oraz to co sie wydarzyło na Ziemii. A było o czym rozmawiać. Byłem zadowolony ale jednoczesnie smutny.
***
Ratchet
Wybudziłem się, znowu. Byłem przykłuty do zawieszonych na suficie kajdan w pozycji klęczącej. Moji oprawcy pojawiali się sporadycznie. Coraz rzadziej opuszczałem celę. Pomimo licznych prób nie udało mi się wydostać. A najgorsze były te sny, te przęklęte sny, w których stałem do rozmowcy tyłem i rozmawialiśmy. A rozmowy te nie miały żadnego sensu. Nie kojarzyłem tego głosu, a po przebudzeniu nie mogłem sobie przypomniec jego brzmienia. Miałem czas by roztrząsać to godzinami.
Czasami zdarzało się, że jeden z terrorconów przychodził, wbijał mi swoją mackę w gardło i posilał się mym energonem, który i tak dostawałem sporadycznie rzadko i w małych ilościach.
Ściany były dźwiękoszczelne więc nawet nie mogłem oszacować gdzie się znajduję.
Usłyszałem dźwięk rozsówających się drzwi. Zostałem oślepiony żółtym światłem z reflektora mojego gościa. Terrorcony nigdy nie używały żadnych swiateł. Wolały trzymać się grobowych ciemności więc mój gość musiał być kimś nowym.
Świecący reflektor oślepił mnie całkowicie przez co nie byłem w stanie nawet spojrzeć na przybysza. Moje optyki przywykły już do stałych ciemności.
-Witam Doktorze.
Ten głos.
-Shockwave.
C.D.N...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top