14.Present perfect

- Czyli słyszysz w głowie głos, który podaje się jako Optimus Prime, który wysyła nas na misje na Cybertron nie wiadomo po co, nie wiadomo kiedy?

- Tak, mniej więcej tak.

- Acha, Jack jakby to powiedzieć- zaczoł Raph.- Ciężko mi w to uwierzyć, ale nie sądzę byś to wymyślił plus w naszym życiu przez ostatni rok stało sie tyle nie możliwych rzeczy, że jeśli udowodnisz, że nie masz halucynacji to ja oczywiście jestem z wami.

- Niestety, nie wiem jak wam to udowodnić, Optimus zużywa sporo mojej energii i na ostatnie zużył tyle, że czuje jego obecność ale ani nie może się ukazać ani przejąć kontroli nad ciałem.

- Dobra, a jeśli nawet nam udowodnisz to w jaki sposób mielibyśmy się tam dostać, oddychać, funkcjonować?- zwróciła uwagę Miko.

- Miko, jestem z ciebie dumny, w końcu planujesz z wyprzedzeniem.- pochwalił ją Jack za co dostał kolejnego kuksańca w ramię.

- Ty wiesz, że ja mam całe posiniaczone ramię przez twoją osobę ?!

- Z oddychaniem nie będzie problemu.- przerwał im Raph.

Spojrzeli na niego zdziwieni.

- Czekaj, czy ty właśnie starasz się nam powiedzieć...-zaczęła Miko

- ...że ten twój wynalazek, może nam posłużyć w bezpiecznym poruszaniu sie na Cybertronie?- dokończył Jack.

- Tak, tak sądzę.

- Ale będziemy musieli go wykraść Ratchetowi z tego jego cybertrońskiego, super, ultra sejfu.- załamała się Miko.

Raph nagle zaczoł nerwowo bawić się palcami, a mięśnie całego ciała się napieły.

- No może nie do końca?

- Raph czy ty...?

- Skubany, zrobił to.- zaśmiała się Miko.- Przyznaj się znowu zajemałeś doktorkowi sprzęty.

- Noooo...

- Raph ?- dopytywał się Jack.

- No, tak jakby zrobiłem własne.

- Co?!- krzykneli razem.

- No młody nie złe z ciebie ziółko. W życiu bym się nie spodziewała.

- Czyli masz tego więcej?

- Tak, w zmienionej formie podawanej doustnie ale tak.

- Ty to masz łepek.- wytermosiła mu fryzurę Miko.

- Miko!

-A no tak ,,Nie tykać włosów".

- Czyli jedno mamy z głowy.- stwierdził Jack.- Musimy się zacząć przygotowywać ale najdyskretniej jak to możliwe. Ja w między czasie pomyśle jak wam udowodnić obecność Optimusa.

Jack

Szare, rozmyte kształty przesówały się w okół niego. Powietrze rozdzierało setki niewyraźnych głosów. Czuł, że grozi mu wielkie niebezpieczeństwo, nie wiedział co nim jest ale wiedział, że jest. Cienie w okół niego zlewały się, rozchodziły, padały i wstawały. Byli niczym skondensowana mgła, pół płynni, bez wyrazu. Uderzał nawet nie wiedząc w co.
Ponad zniekształconymi głosami rozległ się inny równie zniekształcony ale niższy. Odwrócił się i zobaczył gutujące nad nim dwie czerwone kule.

Zerwał się tak gwałtownie, że mięśnie brzucha zakuły go jakby miał tam wbite parę 10 cm igieł. Był cały spocony, wręcz pływał w własnym pocie. Oddychał szybko i głęboko. To sen, to tylko sen. Uhhh.

Był cały roztrzęsiony. W jego pokoju było uchylone okno ale to nie wystarczyło. Spojrzał na zegarek, 3:33, świetnie godzina demonów. Założył spodnie sportowe i obcisłą, czarną koszulkę z za, której można już było zobaczyć początki rozbudowujących się mięśni. Z szafy wyciągnął klapki.

Wyszedł z pokoju, odblokoując je kodem, drzwi rozsuneły się na boki. Wyszedł z pokoju i najciszej jak umiał ruszył wzdłuż korytarza mijając z jednej strony puste kwatery botów. W jednej spał stary medyk, który co jak co ale też czasem potrzebował odpoczynku. Po drugiej stronie korytarza znajdowały się pokoje dla ludzi, dostosowane do ich rozmiaru. Miko pierwszy raz od wielu nocy nie miała ataku, chyba powoli wracała do siebie. Kolejna była pusta kwatera Rapha, a na końcu pokuj jego mamy.

Przechodząc koło tej ostatniej usłyszał śmiechy. Śmiechy dwóch osób, przystanoł żeby ponasłuchiwać. Jeden śmiech z pewnością należał do jego mamy a drugi był męski. Podszedł troche bliżej.

-...mój mały wojownik, bedzie dzielny i silny jak tata.

- Albo dziewczynka stanowcza jak mama.

-No i rzecz jasna piękna.

Znowu śmiechy i chyba pocałunki.

Jack aż się skrzywił. Nie podobało mu się, że Agent Fowler jest w jednej kwaterze z jego mamą. Całą siłą woli powstrzymał się by tam teraz nie wtargnąć i nie skopać mu dupy. Z drugiej strony powinien się cieszyć, że nie był świadkiem czegoś więcej.

Jak najciszej mógł odszedł od drzwi i pokierował się do boksu Mercedess. Ta spała sobie w boksie ale jak tylko usłyszała kroki swojego ukochanego pana obudził się. Jack pogłaskał ją po nosie. Chwilę tak stał i głaskał czarną klacz. Tyle się na niego ostatnio zwaliło i nawet nie mógł sie normalnie wyspać. Powinien sie zacząć przygotowywał do misji. Zarówno tej we Francji jak i tej, która jest jeszcze nie pewna.

Postanowił skończyć wizyte u Mercedes i skierował sie do sali treningowej botów. Żadko tu ćwiczył ale nie sądził by budynek z halą sportową był otwarty o trzeciej w nocy. Nie było tu żadnych materaców ani poduszek po prostu wielka betonowo metalowa przestrzeń. Zdjął klapki i przyjął pozycję do walki, tak jak uczyli go na treningach z wojskowymi. Szło mu coraz lepiej choć to Miko prowadziła w tej dyscyplinie wychowywana w kraju sztuk walki od urodzenia.

Wyprowadził cios w powietrze, potem kolejny, kopniak z poł obrotu i kolejny cios. Jeszcze raz.

Przyjął kolejną pozycję, gdy już miał wymierzyć cios z łokcia

- Nogi szerzej, ręce niżej.

Zadrżał i obrucił się, przy wejściu do hali nikogo nie było.

Znowu przyjął pozycję, ale tym razem z szerzej ustawionymi nogami i rękami niżej. Chcąc wymierzyć kopniak w powietrze zachwiał się i przewrócił, coś trzasneło nieprzyjemnie w kostce za, którą sie złapał. Zdławił okrzyk bólu.

Pociągnął nogawkę, żeby przyjrzeć się obrażeniom. Nie było tak źle, więcej strachu niż to warte. Wstał z lekko pobolewającą ale do granic możliwości kostką. Chciał spróbować jeszcze raz.

-Zła postawa.

Znowu się rozejrzał.

-Optimusie?

- Tak, Jack, jestem tu .

- Masz wystarczającą ilość energii żeby ze mną rozmawiać ? Czuję się wykończony.

- Nie, ale sny, które miewasz z moimi wspomnieniami znacznie przybliżają nasze umysły do siebie przez co chwilowo nadajemy na niższych częstotliwościach i jestem w stanie się z Tobą porozumieć.

- Dobrze więc, słyszałeś moją rozmowę z Raphem i Miko ?

- Jak przez mgłę ale tak, najważniejsze szczeguły do mnie dotarły.

-Wiec wiesz, że są ze mną ale chcą abym udowodnił, że rzeczywiście jesteś prawdziwy, a nie tylko wytworem urojeń ?

-Twoi przyjaciele działają bardzo roztropnie Jack. Postaram sie jakoś udowodnić swoją obecność.

-Dziękuję Optimusie, to znacznie ułatwi ich przekonanie.

Przez chwilę stali w milczeniu, to znaczy Jack stał, a Optimus ,,siedził" w jego umyśle.

- Jack wyczówam pytanie w twojej głowie.

- Tak, jakby to powiedzieć ?- zmieszał się. - No bo jak pewnie zauważyłeś jeszcze nie do końca opanowałem sztuki walki, a ty jesteś zaprawionym w boju wojownikiem to pomyślałem czy mógłbyś dać mi pare wskazówek.

Przez chwile słyszał tylko swój własny oddech. Napięcie w nim rosło. ,,Po jaką cholerę to mówiłem". Jednak po chwili nad jego ciałem przejęła kontrolę jakaś niewidzialna siła.

-Whooł!

Jego ciało ustawiło się w stabilnej pozycji bojowej i wymierzyło kilka precyzyjnych ciosów i kopniaków w powietrze. Jack był biernym obserwatorem tego wszystkiego pomimo, że to jego własne ciało robiło te cuda.

-By wyprowadzić precyzyjny cios nie wystarczy sama siła, chodzi o technikę, przemyślane w przód działanie i co najważniejsze, chard ducha.

Kolejne precyzyjne ciosy.

- Twoje ciało musi współpracować z umysłem bez umysłu twoja obronna jest jak mór z cegieł bez cementu.

Optimus/Jack wystrzelił w powietrze i wymierzył idealne salto z kopniakiem w powietrzu. Lądujc wszystkie jego mieśnie i stawy zaprotestowały, a kostki i kolana aż syczały z bólu.

-Auuf.

- Oczywiście warto sobie też do tego wszystkiego wypracować kondycję.

Jack na powrót odzyskał panowanie nad ciałem.

Oparł ręce na podłodze klęcząc na jednym kolanie.

- Nie zawiodę cię Optimusię.

- A więc zaczynajmy.

Przez kolejne 2h Optimus to przejmował kontrolę to ją oddawał tłumacząc i motywując Jack'a. Niestety z każdą chwilą kontakt słabł, a głos zdawał sie być coraz bardziej niewyraźny. Gdy nie mógł przejąć już kontroli to tylko tłumaczył i poprawiał. W końcu ten kontakt też się urwał. Pomimo to Jack został jeszcze godzinę ćwicząc nowe techniki i poprawne postawy.

Miko

To była wyjątkowo spokojna noc, rano czuła się już zdrowa. Jak na zapalenie płuc to to było mega szybkie tępo zdrowienia. Przez całą noc Bulk spał u jej stóp. Usiadła na łóżku i przyciągnęła. W szafie znalazła krótką odsłaniającą brzuch bluzkę z krótkimi rękawami z napisem i logiem ,,Slash monkey" oraz czerwone krótkie spodenki do tego cienkie, wysokie, sięgające do połowy uda pończochy jedna w pomarańczowo czerwony prążki druga w zielono żółte i glany. Nie chciało jej sie szukać pary, paza tym lubiła swój niecodzienny styl. Jej pokój był zawalony porozżucanymi przez nią gratami więc żeby dostać się do drzwi musiała skakać.

Idąc koło sali do ćwiczeń zobaczyła tam leżącego bezwładnie Jacka. Leżał na plecach z rozłożonymi rękami. Miko przestraszyła się i podbiegła do Jack'a.

- Jack, nie umieraj !

W celach pierwszej pomocy zdzieliła go z całej siły w twarz.

-Auuuuu !!!!- Zawył Jack łapiąc się za twarz.- MIKO!!!

- Stary myślałam, że nie żyjesz !

- I w ramach wskrzeszenia mnie postanowiłaś mnie pobić ?!

-Kto normalny śpi na podłodze w sali do bicia !

-Miko, ogarnij ADHD !

-Skąd masz dostęp do mojej karty pacjęta ?!

- Na Primusa co to za dzikie wrzaski ?!!!

Do pomieszczenia wszedł ewidentnie obudzony, zły Ratchet.

Jack i Miko zaczeli się przekrzykiwać w oskarżeniach na drugą stronę jak małe dzieci bijąc się przy tym wyciągniętymi rękami na odległość.

-DOSYĆ!!!

Oboje natychmiast umilkli i odskoczyli od siebie.

-Czy nie możecie chociaż raz zachowywać się cicho, jak Raphael. Czasami mam wrażenie, że cofacie się do poziomu tych waszych przodków tych no... neandertalczyków czy jakoś tak. ( jakby Ratchet pamiętał to powiedziałby ,że ludzie raczej pochodzą w większosci od Austrolopiteków, choć mamy w sobie niewielkie ilosci genów od Neandertalczyków)

-Ktoś tu czytał historię.- szepneła przez zęby Miko do Jack'a.

- Jeśli jeszcze raz usłyszę, że wydzieracie się jak dzikie zwierzęta na całą bazę to włoże was do pojemnika po energonie na tydzień czy to jest jasne ?!!!

Jack i Miko dobrze wiedzieli, że medyk nigdy nie spełniłby swojej groźby ale woleli przytaknąć dla świetego spokoju.

-Ziemianie...- burczał pod nosem, którego nie miał Ratchet dopowiadajac coś niezrozumiałego i wrócił do swojego pokoju.

Gdy upewnili się, że na pewno poszedł, Miko już szykowała się do ponowienia ataku. Ale...

- W nocy skontaktował sie ze mną Optimus.

- Co, znowu ?

-Tak, zgodził się mnie trenować i przygotować do misji.

-Stary, Prime jest twoim nauczycielem? W życiu nie pozwolę byś był lepszy w spuszczaniu łomotu ode mnie. Słyszysz?

Ignorując to Jack po prostu zaproponował jej śniadanie i już w zgodzie ruszyli do części kuchennej.

Dwa dni później

- Już jest, już jest !!!- krzyczała, a następnie dmuchneła w plastikową wuwuzelę.

-Miko, ciszej.- poprosił ją Jack.

No ale rzeczywiście ,,Już jest". To dzień, w którym Raph wychodzi ze szpitala, Agent Fowler pojechał po niego i właśnie wóz z Raphem w środku wjechał do hangaru. Zjechali szybko windą na dół z podestu dla ludzi. Z czarnego pic upa wysiadł Fowler, a następnie otworzył tylnie drzwi i pomógł jeszcze obolałemu chłopcu wyjść.

Natychmiast do niego podbiegli. Chciała się od razu rzucić na przyjaciela by go wyściskać ale Agent Fowler powstrzymał ją tłymacząc, że przeszedł niedawno skąplikowaną operację. Przytuliła Rapha bardzo delikatnie, a ten czule odwzajemnił uścisk. Z Jack'iem przybił męską pionę.

Nie minęła nawet chwila, a już zaczeli gadać na różne tematy.

-...no i ja mu wtedy mówie ,,oddaj mi te grabie, nie, Janusz.

-Przepraszam, że przerywam tą fascynującą rozmowę ale chciałbym wam zająć chwilę.- przerwał im Ratchet.

Całą trójką podeszli do niego zaciekawieni. Medyk wydawał się bardzo poważny.

W pewnym momęcie, Ratchet zrobił coś co cała trójka uznała za objaw opętania lub postępującej choroby psychicznej u niego, uśmiechnął się.

-Whow.- powiedzieli całą trójką, jakby widzieli podwójną tęczę i pegaza ze skrzatem z garnkiem złota na grzbiecie.

Medyk porwał Rapha jedną ręką i przystawił do blachy na piersi. Przytulił chłopca, a ten odwzajemnił.
Na raz drugą dłonią zgarnął ich dwójkę i tagrze przystawił do blachy.

- Ratunku, psychopata !!!- darła się Miko.

-Miko nie psuj tej chwili !- ofukał ją Ratchet.

Ta nie do końca pewna, zamilkła ale po chwili odwzajemniła przytulasa. I całą czwórką tulili się.

Nie zauważyli, że z daleka przyglądają się im Agent Fowler i June Darby z ręką na swoim brzuchu i głową opartą o ramie mężczyzny. On natomiast jedną ręką ją obejmował, a drugą na polecenie June robił fotkę żeby upamietnic tę piękną chwilę.

Jack, Miko i Raph nie mogli się nadziwić, że stary Ratchet okazał im uczucie tak po prostu. Nie kryjąc się z tym. Ale jednocześnie czuli niezwykłe ciepło na sercu i poczucie bezpieczeństwa.

Tulenie trwało ok 5 min, a kiedy Ratchet ich postawił wyciągnął zza komputera jakieś metalowe pudełko. Wyjoł z niego 3 przedmioty.

-Co to doktorku ?- zagadneła go.

-To prezent urodzinowy dla Raphaela.- Podał jeden przedmiot w kształcie pomarańczowego zegarka Raphowi.

-Gat-get przeprosinowy dla Miko- wręczył jej pomalowaną na różowo blache w kształcie koła ale wypukłą, coś ala tarcza i jakieś doczepiony do niej metalowy pasek.

-I upominek dla Jacka powoli wkraczającego w dorsłość.- podał coś ala niebiesko-białą latarkę Jack'owi.

Wszystkie sprzęty miały wyryty emblemat Autobotów.

Każde z nich podziękowało. Ale...

-Ratchet, ale co to jest ?- zagadnoł Raph.

-Sami sie przekonajcie.

Na pierwszy ogień poszła Miko. Co ciekawe pasek odczepiał się od tarczy.

Obracała tarczą w każdą stronę aż ta nie wypadła jej z rąk. Zasłonili uszy żeby nie słyszeć okropnego dźwieku upadającego metalu. Ale o dziwo nic takiego nie usłyszeli. Tarcza lewitowała jakieś 5 cm nad ziemą jakby nigdy nic, wypukłpścią do góry.

-Whow. Przeprosiny przyjęte Ratch.

Miko podeszła do lewitującej tarczy i zaczęła oglądać ją z każdej strony, jak małpa w dżungli lustro. Dotknęła ją lekko palcem wskazującym i natychmiast zabrała rękę.

Ratchet patrzył na jej poczynania rozbawiony.

Chwyciła tarczę całą ręką i lekko odepchneła. Tarcza przesuneła się w powietrzu jak krążek po lodzie.

Naglę dziewczyna doznała olśnienia i wskoczyła na tarczę ale przychyliła się do tyłu, i tarcza uciekła jej z pod nóg.

-Auuu. Jeszcze cię okiełznam!- krzyknęła rozmasowując bok na, który upadła.

-To nie tylko latająca turbo deskorolka Miko, to tarcza obronna. Sprawny wojownik przy jej pomocy rzucając umie podciąć gardła 5 Conom na raz. Pasek służy do założenia sobie tarczy na plecy wystarczy, że styknie sie z nim i zawiśnie nie przeszkadzając użytkownikowi.

-Ekstra, dzięki doktorku!

Raph

- Dobra to moja kolej.

Włożył zegarek na rękę i syknoł w ekran na jego powierzchni od razu widać było stan jego funkcji życiowych.
Częstotliwość bicia serca, ciśnienie, poziom glukozy we krwi, nawet morfologie mu robiło bez pobierania próbki.

Kliknoł jeszcze raz a z ekranu wystrzelił płaski hologram z napisami po cybertrońsku jak i ludzku.

-To, to mały super komputer !- ucieszyłył się.

-Tak, chciałem żebyś miał bardziej zaawansowany sprzęt niż dotychczas. Udało mi sie zrobić to w formie zegarka. Ale to nie tylko komputer, może strzelać elektryczną siecią w przeciwnika.

-Whow, serio jak ?

Raph był ustawiony przodem do medyka więc ten zamachał rękami i wyjaśnił.

-Nie, Raphaelu, nie tu!

Raph już niczego nie dotknoł.

-Jeśli chciałbyś wystrzelić sieć to wystarczy wysłać impulsy nerwowe do zegarka, zegarek je rozpozna i wystrzeli. Stanowi jakby dodatkową koniczynę.

- Wielkie dzięki Ratchet, to jest mega.

Jack

-No dobra to teraz ja.

Cóż wyglądało to jak latarka w stylu cybertrońskim.

Chwycił obwód ,,latarki" w obie dłonie i nic sie nie stało. ,,Może to aktywuje się tak jak zegarek Rapha trzeba wysłać impuls nerwowy ?

Gdy tylko pomyślał o tym, że urządzonko ma zadziałać z ,,latarki" wystrzeliła wiązka błękitnego światła formująca sie w miecz. Ale nie taki jak w ,,Gwiezdnych wojnach". To nie był jakiś tam laser to znaczy też ale widać było widocznie zarys metalowego ostrza.

-Sprawny wojownik potrafi się posługiwać każdą bronią.

-Dziękuję Ratchet.

-Każde z tych użądzeń ma system monitorujący stan fizyczny właściciela. Uczy się rozpoznawać go nie tylko po głosie ale i też przez dotyk.
Żeby było jasne ustawiłełem specjalne hasła aktywujące i dezaktywujące ale zaczną one działać kiedy zeskanują wasze głosy.

Tak też zrobili, powtarzając losowe wyrazy jak ,,hej,, czy ,,część,, aż system nie wgrał do swej pamięci barw głosu swoich użytkowników.

-Dobra, a te hasła, o których mówiłeś?

-Ach tak, stwierdziłem, że to musi być coś co łatwo wam sie zapamięta. Więc odwołałem się trochę do waszej kultury i jako hasło aktywujące macie ,,przysięgam uroczyście, że knuje coś niedobrego" a dezaktywujące to ,,koniec psot".

-Hahahaha.- zaśmiali sie równocześnie.

-Oglądałeś Harrego Pottera, matko może to jednak jest jakaś choroba. - przestraszyła się Miko.

-No, może kiedyś jak to oglądaliście to zobaczyłem mały kawałeczek przechodząc.- przyznał się niechętnie Ratchet.

To był wspaniały dzień. Ratchet nigdy nie był tak wyluzowany. Zrobili zaległe przyjęcie urodzinowe dla Rapha. Mama upiekła mu nowy tort tym razem pomarańczowo-brzoskwiniowy. Raph dostał tagrze od nich prezęty. Miko dała mu zestaw małego magika, a on kupił kumplowi najnowsze na rynku autko na baterie kierowane kąsolą. Mama i Agent Fowler też coś mieli od siebie. Gdyby tylko ta chwila mogła trwać wiecznie.

C.D.N...

Pobrane z Google grafika.
Autor obrazka: Tajemnicza_12321

Wuwuzela
Pobrane z Google grafika.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top