Twenty One; Death?
Chewyciłam moją broń, którą Bee delikatnie ulepszył. Musiał ją trochę wydłużyć starając się nie zmieniać jej wagi. Kiedy już się to udało końcówką śmiercionośnego urządzenia starałam się dosięgnąć przycisku prawdopodobnie otwierającego te przeklęte grube kraty.
Brakowało jednego przeklętego centymetra. Wyciągnęłam się jak najdalej potrafię. Chciałam nas uratować, poczuć się jak bohater.
W końcu mi się udało, jednak nasza intuicja nas zawiodła. Ten przycisk otworzył mały ukryty schowek z bronią.
-Co teraz?- zapytałam odwracając się do autobota.
-Nie mamy szans stąd wyjść. Chyba pozostaje nam pozostać tu i się po prostu pożegnać. Sama nie wiem co oni ze mną zrobią...- dotknęłam jego uroczego pokrętła na brodzie i spojrzałam w głąb oczu. Chciało mi się znowu płakać.
-Dam radę je wygiąć
- Jak? Wydają się być bardzo...mocne
-Ja też jestem bardzo mocny- odpowiedział i wstał chwytając mnie mocno w uścisku. Posadził na swoim ramieniu i cofnął się kilka kroków. Już chciał wziąć rozbieg, ale w tym samym czasie kraty zaczęły znikać w podłodze, a nam ukazało się przejście. Zmarszczyłam brwi, kiedy Bee cały czas stał w miejscu. Chciałam mu szepnąć, aby się ruszył i po prostu wyszedł stąd jak najszybciej, ale nie dałam rady się odezwać, kiedy na naszej drodze stanął Megatron. W swoich silnych dłoniach trzymał mojego brata. Przestałam oddychać, po prostu nie wiedziałam o co chodzi. Zmarszczyłam brwi i po chwili na nowo mogłam swobodnie oddychać.
-Chcesz się wydostać? Nie ma sprawy, ale najpierw może popatrz, jak go miażdżę...-zaśmiał się szyderczo i spojrzał na mnie
-Zostaw go, on nie jest niczego winien. To mnie chcesz, nie jego!- zeskoczyłam na zimną podłogę i zmierzyłam się nim wzrokiem. Gotowała się we mnie złość.
-Już raz mi go odebraliście, nie pozwolę, abyście teraz mu coś zrobili. To nadal jest mój brat, mimo iż wychowywałam się bez niego. On także ma uczucia!- sama nie wiedziałam co mówię, te słowa wydobywały się tak po prostu, nie panowałam nad nimi.
-Nagle Ci na nim tak zależy? Gdzie byliście prze te wszystkie lata? Hmmm?- jego sarkastyczny głos doprowadzał mnie do szału. Chciałabym go skopać, ale ja jestem tylko małym, szarym człowieczkiem.
- Jestem tu i teraz i nie zamierzam wyjść stąd bez niego!-poczułam na sobie wzrok Bee. Odwróciłam się do niego i skinęłam głową na znak, że jestem gotowa umrzeć za braterską miłość, której nigdy nie doznałam.
-Głupia!- krzyknął Mick a w tym samym momencie Megatron rzucił nim w kąt pokoju. Moje serce zatrzymało się w gardle widząc jak upada bezszelestnie.
-Chcesz się zmierzyć?-warknął i wyprostował swoją sylwetkę zaciskając pięści.
-Śmiało maleńka. Zobaczymy jak sobie ze mną poradzisz
-Ona nie jest sama Megatronie. Ma mnie i będę jej bronił do końca mych dni- z prawej dłoni Bumblebee'iego wyrosła gigantyczna broń, a na twarzy pojawiła się mała metalowa osłonka. Przyjął bojową postawę. Był taki...niepowstrzymany, gotowy do wszystkiego. Odsunęłam się jak najdalej i zaczęłam się modlić. Nie o wygraną walkę, lecz o życie mojego brata. Na koniec pocałowałam mały krzyżyk na mojej szyi i zanim rozpoczęła się walka podbiegłam do Mick'a. Uklękłam koło niego i wzięłam go w objęcia. Odgarnęłam jego ciemne włosy z czoła i zaczęłam sprawdzać puls. Nie interesowało mnie to, że właśnie powinnam oblać test z pierwszej pomocy przez nie zostawienie go na ziemi w pozycji, w której leżał. Teraz liczył się tylko jego oddech. Usłyszałam za sobą obicia metalu i wystrzały. Jak mogłam być w dwóch miejscach na raz, aby pomóc dwóm ważnym mi osobom? Zamknęłam oczy a łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Wszystko stało się jak w slow motion.
Po raz kolejny czułam to dziwne uczucie. Chciałam, aby to był tylko jeden, wielki sen, aby mój tata żył, brat był zawsze w moim życiu a wszystkie transformersy nie istniały. Żeby wszystko było normalne, nie idealne, lecz normalne.
-Victoria uważaj!- krzyk Bee wybudził mnie z transu. Odwróciłam się. Widziałam tylko zbliżającą się w moją stronę z niewiarygodną prędkością kulę wielkości psiej budy. Zamknęłam oczy i przycisnęłam brata bliżej siebie.
-Jeżeli masz już umrzeć, to zrobimy to razem braciszku- szepnęłam
Podoba mi się a wam?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top