Epilog; The End

Obudziła mnie wibracja wydobywająca się z mojej kieszeni od bluzy. Przetarłam zaspane oczy i spojrzałam na Micka. Jego klatka piersiowa unosiła się spokojnie i równomiernie. Chwyciłam w końcu telefon i bez patrzenia się na wyświetlacz odebrałam połączenie. Odchrząknęłam i nabrałam powietrza.

-Halo?- dotknęłam swojego czoła, chyba mam gorączkę

-Obserwuję was wszystkich. Wiem co i gdzie robicie...

-Kto mówi? Bumblebee czy to Ty? Znowu się bawisz w coś?

-Bumblebee? Hahahah naprawdę obrażasz mnie w tej chwili porównując mnie do tego smarkacza.

- Z kim rozmawiam?- poprawiłam się na krześle i dotknęłam obolałego karku.

-Z przyjacielem twojego brata.

-Megatron?- na te słowa Mick zaczął się krztusić.
-Czego chcesz?!

-Chcę Ciebie kochana.

-O nieee, nie chcesz mnie, lecz tego co mam w głowie - wstałam i obeszłam łóżko dookoła nachylając się nad bratem. Mój oddech przyspieszył, kiedy jego czoło okazało się  lodowate.

-Dobrze, że się rozumiemy - po drugiej stronie słuchawki mogłam usłyszeć jego charakterystyczny śmiech.

-Gdzie jesteś?- zmarszczyłam brwi.

- To nie takie proste Victorio.

-Proste pytanie, prosta odpowiedź Megatronie.

-Gdyby wszystko było takie proste, już dawno byście zginili na tej waszej marnej planecie Ziemi.

-Czego ode mnie oczekujesz?- moje nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa i czułam jakby były z waty.

-Żebyś się mnie grzecznie słuchała.

-A co jak tego nie zrobię?

-Nie masz wyboru. Wyjrzyj proszę za okno...

Wstrzymałam oddech i podeszłam do niewielkiego okna. Odsłoniłam żaluzje i spojrzałam na parking. Wzrokiem od razu zaczęłam szukać żółtego Camaro, którego nigdzie nie było.

-Już wiesz o co mi chodzi?

-Gdzie jest Bee?

-Jest...jakby to ująć w słowa...bezpieczny.

-Dlaczego się go tak uczepiłeś?

-Bo wiem, że będziesz chciała go uratować za wszelką cenę. Coś was łączy, a ja chce się dowiedzieć co takiego.

-Uwierz mi, że także bym chciała to wiedzieć. Ale wracając do Bee...Gdzie mam się stawić?

**

Mick próbował mnie powstrzymać od głupoty, którą właśnie robię, ale nie mam wyboru. Naprawdę nie mam. Bee jest dla mnie czymś więcej niż tylko metalowym przyjacielem. Łączy nas coś więcej, czy tego chcemy czy nie. Stoję na skraju wielkiej przepaści. Sama nie wiedząc co tu robię. Megatron przekazał mi, że właśnie tutaj znajdę podpowiedź gdzie jest Bee. Zaczęłam wzrokiem szukać wszystkiego. Kartek na drzewie, metalowych części, wygrawerowanych znaków, a nawet jakichkolwiek ścieżek. Nie mogłam nic znaleźć. Przed sobą miałam drzewa, za sobą przepaść i piękny widok na miasto. Oparłam się o korę drzewa i spojrzałam w niebo. Robi się coraz ciemniej a ja znajduje się na prawie drugim końcu miasta. Zaczęłam się wsłuchiwać w śpiew ptaków. W końcu usłyszałam trzask. Otworzyłam oczy i dostrzegłam, że coś zaczęło jechać w moja stronę. Para białych świateł oślepiała mnie. Serce zaczęło mi szybciej bić, ale nogi nie chciały uciekać. Czułam strach, mając przeczucie, że to moze być mój koniec. Oddalałam się do krawędzi, byłam gotowa skoczyć w przepaść, aby uratować mamę, Lennoxów, sąsiadów, kolegów z klasy, a przede wszystkim Bee.

Para świateł zbliżała się z niepowtarzalną prędkością. Wstrzymałam oddech kiedy dostrzegłam sylwetkę biegnącego już robota. Od skoku dzielił mnie tylko jeden krok. Spojrzałam w górę, a łzy leciały swobodnie po moim policzku. Transformer był dobre dwadzieścia metrów odemnie. Było zbyt ciemno ang ocenić kto to jest.

-Przepraszam Bee...- cofnęłam się i poczułam jak spadam. Widziałam jak Transformer zatrzymał się nad przepaścią, a potem zniknął. Zamknęłam oczy.
Po chwili poczułam jak ktoś mnie chwyta w wielkiej dłoni.

-Nie masz za co przepraszać...

*******
To ostatnia część tego FF spowodowana faktem iż nie daje rady skupić sie na szkole oraz na Wattpadzie. W niedalekiej przyszłości mam zamiar napisać drugą część, także nie znikam na zawsze.
Buziak

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top