Trahit sua quemque voluptas

Wriothesley pił już trzeci kubek czarnej herbaty bez cukru. Dziś był naprawdę stresujący dzień. Do Fortress of Meropide został przetransportowany rudy Harbinger. Rozmawiał już o tym z Neuvillette i podobno sprawa za jaką Oratrice postanowiła go wysłać do więzienia zaczęła się gdy mężczyzna miał dwa lata. Coś tu mocno śmierdziało. Rudzielec na pewno nie był odpowiedzialny za sprawę seryjnych zniknięć kobiet. Przecież już nawet został wskazany prawdziwy sprawca...

Cóż, to nie dlatego diuk był tak zestresowany. Powód był zupełnie inny, choć również związany w Harbingerem.

Dozorca więzienny wziął go do swojego gabinetu, jak ten tylko przybył na małą rozmowę. Chciał dowiedzieć się czegoś więcej. Spotkał się natomiast z czymś... bardzo niespodziewanym. Ten Harbinger... Childe jak się przedstawił, wypowiadał się w bardzo dwuznaczny sposób. Całe przesłuchanie zamiast skupiać się na pytaniach, mówił o swojej rodzinie oraz deklarował jak chętnie przedstawiłby jej Wriothesley'a. Do tego dochodziły jeszcze różne inne, nieudane próby flirtu. Brunet chciałby powiedzieć, że po tylu latach spędzonych na dnie oceanu nic go nie dziwiło, ale to byłoby kłamstwo.

Aktualnie, mimo że to wydarzenie stało się już 2 godziny temu, Wriothesley wciąż do końca nie ochłonął. Naprawdę jaki trzeba mieć tupet, by sądzić, że można tak łatwo go uwieść i zdobyć przepustkę na powierzchnię.

Ze zdenerwowania wytrącił go strażnik, który wszedł do jego gabinetu.

- Diuku- mężczyzna się ukłonił.- Ktoś bardzo chciałby się z Panem zobaczyć. Cały dzień przeszkadzał personelowi, żeby dał mu szansę z Panem pomówić.

Wriothesley westchnął i skinął głową. Miał nadzieję, że to będzie coś szybkiego.

Do pomieszczenia wszedł uroczy, ciemnoskóry mężczyzna o długich, rozpuszczonych, niebieskich włosach do ramion. Miał na twarzy opaskę na jedno z oczu i był ubrany w prostą, białą koszulę zapiętą pod szyję oraz kremowe spodnie. Wyglądał tak prosto, lecz tak pięknie. Zupełnie jakby nie musiał się starać, by olśniewać innych swoim blaskiem. Sprawiał wrażenie... anioła. Może to będzie coś co rozjaśni ten nędzny dzień?

- Przepraszam, że przeszkadzam Panie Diuku- piękny mężczyzna podszedł odrobinę bliżej. Wriothesley nie mógł nie zauważyć jak jego biodra lekko się kołysały z jego krokiem. Dodatkowo wyrażał się z tak nieśmiało. Doprawdy przeurocze.

- Nic się nie stało. Czego potrzebujesz? Nie wyglądasz na kogoś kto pasuje do towarzystwa w Meropide- uśmiechnął się brunet. To był tylko taki niewinny flirt.- Powiedz co cię tu sprowadza...- Wriothesley zrobił pauzę, żeby mężczyzna podał swoje imię.

- O-Och... Ayeak Hcirebla - odpowiedział niebieskowłosy z lekkim rumieńcem. Z sekundę na sekundę Wriothesley'owi coraz bardziej podobała się ta sytuacja.

- Hm... ładne imię. Więc Ayeak, zdradzisz mi czemu tu przyszedłeś?- spytał diuk.

- Uhm... więc...- Ayeak był bardzo nerwowy i zawstydzony.- Mam tutaj brata i bardzo chciałbym go odwiedzić. Został zamknięty tutaj za coś czego nie zrobił! Nasi rodzice bardzo się martwią. Mój brat zawsze pakował się w kłopoty, ale tym razem naprawdę to nie jego wina!

Wriothesley powoli skinął głową. Jeśli Ayeak chciał zwyczajnie zobaczyć się z członkiem rodziny to nie musiałby rozmawiać o tym z głową więzienia. Wizytacje były zawsze dozwolone. Chyba, że bratem tego pięknego mężczyzny był...

- Mógłbyś mi zdradzić imię swojego brata?- dozorca więzienny spodziewał się najgorszego.

- Childe- chyba mina, którą zrobił diuk musiała być niezbyt ciekawa, bo Ayeak szybko dodał.- Tak, wiem, że to Harbinger, ale proszę? Mam nadzieję, że zbytnio Pana nie irytował... Chcę się z nim tylko prędko zobaczyć!

- Cóż- brunet zachichotał.- Twój brat jest całkiem problematyczny. Czy możesz w to uwierzyć, że był na tyle bezczelny, aby próbować mnie poderwać?

- To brzmi jak Childe, którego znam- niebieskowłosy westchnął.- Nie ma za grosz wstydu. Paraduje tylko z tym odsłoniętym brzuchem.

- Przynajmniej ma uroczego brata- mrugnął Wriothesley.- Chociaż jedna rzecz mnie zastanawia...- dozorca zmarszczył brwi.- Nie jesteście w ogóle podobni.

Ayeak zagryzł wargę. Niebieskowłosy zgarbił się, unikając spojrzenia diuka.

- Jestem adoptowany- przyznał wreszcie ze łzami w oczach.- Przepraszam, po prostu ten temat sprawia, że jestem emocjonalny. Bycie sierotą było bardzo trudne, ale potem adoptowała mnie moja rodzina i...- Ayeak pociągnął nosem.- Nie chcę, aby Childe'owi coś się stało. Jego rodzice mnie przygarnęli i traktowali jak swoje, więc muszę zobaczyć co z nim jest!

Wriothesley położył dłoń na ramieniu mężczyzny. Sam również miał doświadczenie w byciu sierotą, wiedział jakie to było uczucie. Na miejscu niebieskowłosego też pewnie byłby nieustępliwy. Diuk zamknął oczy. Nic się nie stanie jeśli zrobi malutki wyjątek, prawda? Dostał wytyczne, aby nie dopuszczać do Harbingera żadnych wizytacji, lecz jak mógł teraz odmówić?

- Dobrze, możesz iść z nim porozmawiać. Strażnicy cię do niego odprowadzą- na twarz Ayeaka wstąpił uśmiech.

- Dziękuję!- mężczyzna rzucił mu się na szyję.

Diuk również się uśmiechnął i oplótł ręce wokół niebieskowłosego. Hm... mężczyzna był zimny. Od jego ciała bił chłód. Zanim Wriothesley zdążył się o to zapytać, Ayeak już wybiegł z jego gabinetu.

Wriothesley tylko wzruszył ramionami. Jego dzień stał się odrobinę lepszy. Mężczyzna spojrzał na swoją kolekcję herbat. Czy zaparzenie czwartego kubka będzie przesadą? Tym razem to byłaby herbata na uczczenie sukcesu, a nie uspokojenie go po stresie. Diuk uznał, że to jest jak najbardziej na miejscu.

Podczas gdy Wriothesley pił herbatkę, wypełniając dokumenty, jego myśli wciąż przenosiły się do tego pięknego mężczyzny. Niebieskowłosy naprawdę wyglądał jak anioł... Dozorca więzienny szerzej się uśmiechnął. Może powinien go odprowadzić na powierzchnię? Mieliby dużo czasu na rozmowę. Wriothesley sięgnął ręką do kieszeni swoich spodni, gdzie zawsze trzymał klucze na powierzchnię. Nie było ich tam. Brunet parę razy mrugnął i włożył rękę do swojej drugiej kieszeni. Też pusta. Gdzie od mógł je wsadzić? Wtedy go olśniło. Ten pierdolony chuj! A Wriothesley nawet mu współczuł! To nic... Tartaglia i Ayeak nie mają wizji. Strażnicy powinni szybko się z nimi uporać.

Dozorca więzienny prędko wybiegł z gabinetu. Szybko pokierował się tam, gdzie słyszał zamieszanie.

5 strażników leżało na ziemi w kałuży krwi. Childe stał razem z niebieskowłosym, który trzymał w ręku... WIZJĘ CRYO? Wriothesley parę razy zamrugał. To wyjaśniało jego wcześniejszą zimną temperaturę. Mężczyzna, który wcześniej wyglądał jak anioł, teraz był przeciwieństwem swojej wcześniejszej postawy. Jego biała koszula miała na sobie krew oraz została rozpięta, ukazując całkiem ponętną klatkę piersiową, a niewinne spojrzenie zostało zastąpione okrucieństwem.

Wriothesley włożył swoje mechaniczne rękawice. Bez walki się tutaj nie obejdzie. Jak tylko się zbliżył, Ayeak momentalnie postawił przed nim ścianę lodu. Zanim dozorca ją zburzył, mężczyzna już uciekł całkiem spory dystans z Harbingerem w ramionach. Rudzielec wyszczerzył się do diuka i posłał pocałunek w jego kierunku. Wriothesley czuł, że zdecydowanie nie powinien się na to zarumienić, a już na pewno nie powinien po prostu stać w miejscu podczas gdy tamta dwójka uciekała.

***

Po ucieczce Harbingera, Wriothesley dostał urlop wypoczynkowy. Neuvillette był pod tym względem nieustępliwy. Jego zdaniem, to wszystko by się w ogóle nie wydarzyło, gdyby diuk był bardziej zrelaksowany.

Dlatego właśnie dozorca więzienny siedział aktualnie w "Third-Round Knockout" w Liyue. Miał za dużo wolnego czasu, co tylko sprawiało, że myślał więcej niż chciałby na temat dwójki uciekinierów. Jego umysł nie chciał mu odpuścić, więc postanowił zatopić się w alkoholu oferowanym przez tawernę.

Wypił już dwa kieliszki, a jego myśli wciąż krążyły wokół jednego. Wriothesley westchnął.

Zaraz diuk uniósł głowę znad swojego trzeciego kieliszka, gdy ktoś usiadł tuż obok niego. Ku jego zaskoczeniu bardzo dobrze znał tą twarz. To był Childe, Tartaglia we własnej osobie. Rudzielec tak po prostu przyszedł sobie do tawerny w innej nacji? Wriothesley przez chwilę sądził, że to alkohol płata mu figle. Przecież Harbinger na pewno wrócił już do Snezhnayi oraz jest w ukryciu. Nie paradowałby tak publicznie... Z błędu wyrwał go głos mężczyzny, który był jak najbardziej realny. Dodatkowo tuż przy nim siedział piękny niebieskowłosy.

- Kaeya- Wriothesley wypowiedział imię z chłodem. Alberich tylko się do niego odwrócił z uśmieszkiem.- Kiedy mówiłeś, że potrzebujesz przysługi to mogłeś wspomnieć, że wiązała się ona z ucieczką z mojego więzienia z Harbingerem.

- Nie wydawałeś się mieć cokolwiek przeciwko. Nawet tak ładnie się zarumieniłeś, gdy Tartaglia posłał ci całusa- Kaeya wziął łyka wina ze swojego kieliszka.

To był właśnie cały Alberich. Wriothesley w zasadzie powinien się tego po nim spodziewać. Znał już tego mężczyznę jakiś czas. Kiedy Kaeya został kapitanem kawalerii w Mondstadt miał jedną podróż do fontańskiego więzienia, aby zaczerpnąć inspirację na zagospodarowanie lochów w podziemiach kwatery rycerzy. Od tamtego czasu Wriothesley był jednym z najlepszych informatorów Albericha. Przez całe 3 lata się nie widzieli. Pisali do siebie listy, jednak kodem, żeby nikt poza nimi nie rozumiał ich treści. Niby 3 lata to nic, jednak niebieskowłosy wydawał się rozkwitnąć przez ten czas.

- Przepraszam za kłopoty, ale więzienie to nie moje miejsce- do rozmowy wtrącił się wspomniany wcześniej Harbinger.- Chociaż szkoda, że przed ucieczką nie zdążyłem z tobą zawalczyć, panie diuku. Słyszałem, że te mięśnie nie są tylko tak na pokaz- Childe wziął długi łyk alkoholu nawet nie kryjąc się z tym jak obserwował bicepsy dozorcy.- Moglibyśmy w sumie zrobić to teraz. Daj mi tylko skończyć drinka, a chętnie zabiorę to na zewnątrz.

Kaeya trzasnął rudzielca w potylicę, wyćwiczonym ruchem dłoni. Zupełnie jakby robił to już setki razy...

- Nie tak okazujemy wdzięczność. Gdyby nie Wriothesley to nadal siedziałbyś na dnie oceanu. Zachowuj się- skarcił go Kaeya.

- Dobrze, dobrze- mruknął Harbinger masując tył głowy.- Kupić ci drinka, panie diuku?

Wriothesley patrzył na ten dziwny spektakl. Takie zachowanie ze strony Harbingera było niemal surrealistyczne.

- Możesz mówić mi po imieniu- mruknął brunet. Po krótkim namyślunku dodał.- Chętnie przyjmę drinka.

Childe szeroko się wyszczerzył. Wyciągnął z kieszeni pokaźną sakiewkę mory, kładąc ją na blat baru. Wriothesley parę razy mrugnął w konsternacji. Wiedział, że Harbingerowie mieli pieniądze... ale tyle pieniędzy? Kaeya również się skrzywił i odwrócił wzrok. Cóż, przynajmniej w jednym byli zgodni. Fatui posiadali zdecydowanie za dużo funduszy.

Barman z zadowolonym uśmiechem wziął morę. Za sekundę przed Wriothesleyem stała szklanka z alkoholem. Taka sama była przy Kaeyi.

- Mój ulubiony- Alberich skinął w stronę drinka.- Death Afternoon. Idealny miks między słodkością i trunkiem. Osobiście dzisiaj pracowałem nad formułą. Na szczęście barmani w Liyue są otwarci na nowe propozycje- Kaeya posłał przyjazny uśmiech do mężczyzny za barem.

Diuk powoli wziął pierwszego łyka pod bacznym okiem obu mężczyzn. Po przełknięciu, na jego twarz wstąpił uśmiech. Rudzielec przybił piątkę z kapitanem kawalerii w triumfie. Wriothesley tylko zrezygnowanie pokręcił głową. Jak dzieci.

Reszta wieczoru minęła miło. Nawet bardzo miło. Childe miał w sobie coś z zawadiaki. Jego swego rodzaju brutalność i prostota były jego zaletami. Do tego jego uśmiech również przyjemnie się oglądało. Natomiast Kaeya... och Kaeya. Czy on zawsze był taki czarujący? Swoim aksamitnym głosem mógłby codziennie szeptać mu coś do ucha.

Wkrótce cała trójka była nieźle wstawiona. Chwiejnym krokiem szli chodnikiem co chwilę się śmiejąc.

- Chcesz iść z nami?- Childe zarzucił ramię wokół Wriothesley'a.- Łóżko jest na tyle duże, że jeszcze jedna osoba się zmieści.

Normalnie diuk nie był dotykalski, a już na pewno nie robiło na nim wrażenia jakieś tanie teksty. Słyszał ich tysiące w swoim więzieniu. Jednak teraz bardzo chętnie przystałby na tę propozycję. Może to wypity wcześniej alkohol przez niego przemawiał. Może rano będzie tego żałował. Cóż, to był problem porannego, trzeźwego Wriothesley'a, a nie tego teraźniejszego. Ten teraźniejszy mógł bez skrupułów oprzeć głowę na ramieniu Harbingera, który uciekł z jego więzienia i entuzjastycznie się zgodzić na wcześniejszą propozycję.

Kaeya tylko spojrzał na dwójkę. Zupełnie jakby wszystko toczyło się dokładnie po jego myśli...

***

Nie minęło dużo czasu zanim dozorca więzienny popchnął Tartaglię na materac.

Wkrótce ich usta się złączyły, a dłonie zaczęły niecierpliwie wsuwać się pod ubrania. Wszystko było tak intensywne. Chyba nigdy nie czuł się tak podniecony.

W jeden chwili Wriothesley miał na sobie koszulę, a już w drugiej nie miał. Childe i on byli zbyt zdesperowani na jakąkolwiek grę wstępną. Zwyczajnie zrzucili z siebie nawzajem warstwy niepotrzebnej odzieży, by jak najszybciej przejść do dania głównego.

Kaeya był najtrzeźwiejszy z ich małej grupki. Obserwował ich tylko z uśmiechem. płynnym ruchem wlał sobie do kieliszka wino. Niebieskowłosy usiadł na fotelu, patrząc na każdy ruch towarzyszy. Był cicho. Nic nie mówił, tylko z zadowolonym uśmiechem dokładnie im się przyglądał.

Harbinger i Wriothesley co chwilę spoglądali na Albericha. Każdy ich ruch, odgłos czy pocałunek był aktywnie konsumowany przez kapitana kawalerii. Czuli presję, choć żaden z nich nie wypowiedział tego na głos. Musieli dać przedstawienie na zadowalającym poziomie.

Childe rozchylił uda, pozwalając dozorcy dotknąć go bardziej intymnie. Wriothesley był zdziwiony, gdy odkrył, że mógł bez większego oporu lub dużej ilości lubrykantu włożyć trzy palce w rudzielca. Czy Tartaglia miał już wcześniej plany, by się z nim przespać i dlatego był taki rozciągnięty? Hm... skąd wiedział, że spotka go dziś w barze w Liyue?

Jakiekolwiek przemyślenia bruneta zostały przerwane, gdy Childe nieoczekiwanie zmienił ich pozycję. Teraz diuk leżał na plecach, a Harbinger nad nim górował. Tartaglia wziął penisa drugiego mężczyzny, nakierowując go na swoje wejście po czym powoli pozwolił wsunąć mu się do środka. Przyjemność sprawiła, że Wriothesley odrzucił głowę do tyłu. Swoją jedną dłonią przytrzymał talię Childe'a i nie czekając ani chwili dłużej zaczął się poruszać.

Jęki dobiegające z łóżka były muzyką dla uszu Kaeyi. Nalał sobie następny kieliszek. Ani Tartaglia ani tym bardziej Wriothesley nie mieli pojęcia co mogło chodzić mu po głowie, ale również się nad tym nie zastanawiali. Byli zbyt zajęci czymś innym. Właściwie to w obecnej sytuacji mogli tylko i wyłącznie o tym myśleć.

Przez ładne parę godzin Childe i Wriothesley byli sobą zaabsorbowani. Diuk nigdy przenigdy czegoś takiego nie doświadczył. Jakim cudem obaj mieli staminę, by kontynuować oraz pozostawali w wzwodzie?

Dopiero po zakończonej sesji Kaeya ruszył się z miejsca. Poruszał się wolno i z gracją. Po wolnym spacerze do skraju łóżka przemówił.

- Childe, pocałuj mnie- Harbinger momentalnie podniósł się i spełnił prośbę, składając delikatny pocałunek na wargach Albericha. Ten krótki całus niczym nie przypominał tych intensywnych pocałunków, które składał na ustach dozorcy.- Wriothesley, twoja kolej- rzekł Kaeya jak tylko Tartaglia się od niego oderwał. Diuk mimo zmęczenia również się podniósł, złączając usta z niebieskowłosym.

Rycerz wydawał się być dostatecznie zadowolony. Kaeya był jakby nad nimi. Był wyżej. Był lepszy. Niby nic szczególnego nie robił, lecz Childe i Wriothesley odczuwali głęboką potrzebę uszczęśliwienia go. Jakby byli błaznami w jego cyrku.

- Możecie zasnąć. Niedługo do was dołączę- tylko na te słowa dwójka zmęczonych mężczyzn zamknęła oczy. Teoretycznie nie potrzebowali tego pozwolenia, ale wcześniej, mimo bycia wycieńczonymi, nawet nie pomyśleli o śnie.

***

Reszta urlopu była spędzona w ciągłym towarzystwie Kaeyi i Childe'a. Wszędzie gdzie szedł Wriothesley tam szli i oni.

Wriothesley nigdy nie wchodził w takim tempie w relacje romantyczne, ale może tym razem to wszystko działo się tak szybko, bo ta dwójka mężczyzn zwyczajnie była mu pisana? Na pewno dlatego tak bardzo się o niego starali.

Nawet po urlopie mieli regularne randki. Czasem był to tylko Wriothesley i Childe, innym razem tylko on i Kaeya.

Wszystko szło tak dobrze. Brunet chyba nigdy nie był w takim udanym związku. Dlatego nawet nie mrugnął, gdy dwójka jego kochanków chciała go odwiedzić w Fortress of Meropide.

Z uśmiechem na ustach przygotował trzy filiżanki herbaty. To była najlepsza jaką miał, a dostał ją od Clorinde. Ustawił tacę z gorącymi napojami na biurku w swoim gabinecie. Teraz wystarczyło tylko czekać.

Zdziwienie strażników było ogromne. Dwójka mężczyzn, która zaledwie dwa... maksymalnie trzy tygodnie temu uciekła z więzienia była tak wesoło witana? Czy diuk zapomniał ile kłopotów tutaj narobili ostatnio? Albo pamiętał, lecz mało go to obchodziło? W każdym razie całe więzienie obserwowało z zaciekawieniem, jak i strachem, jak Wriothesley serdecznie wita się z nowoprzybyłymi, po czym wpuszcza ich do swojego gabinetu.

Smak mocnej herbaty umilał im konwersację. Jednak nie po to przyszedł tu Kaeya. Z przepraszającą ekspresją wymknął się do "toalety".

Przy schodach wyciągnął pęk kluczy bruneta ze swojej kieszeni. Pomyśleć, że ten nawet nie zauważył jak dłoń Albericha sprawnie zabrała mu jego klucze. Kaeya mógłby zrozumieć jakby to był pierwszy raz, ale danie się nabrać drugi raz pod rząd na tę samą sztuczkę? Cóż, przynajmniej sprawiało to, że jego praca była prostsza.

Wkrótce był tam gdzie chciał. Przy wielkiej metalowej pieczęci niemal śmierdziało abyss. Childe mówił prawdę. Teraz Kaeya mógł zrozumieć co go tutaj ciągnęło. Oczywiście Tartaglia nie miał o tym bladego pojęcia. Jedyne, czego był świadomy to że coś ciągnęło go do Fontaine.

Kaeya usiadł na środku pieczęci po turecku. Childe i Wriothesley spokojnie zajmą się sobą nawzajem, zanim ktoś zacznie go szukać. Jak banalnie prosto. Wbrew temu, co większość osób mogłaby sądzić o Alberichu w takiej sytuacji, naprawdę lubił tę dwójkę. Byli tacy łatwi, beztroscy. Niestety Kaeya zwyczajnie nie był stworzony do łatwego i beztroskiego życia. Nie był w ogóle stworzony do miłości, dlatego w jego oczach uczucie było tylko kolejną bronią w jego arsenale.

Zdziwił się jak szybko poszło omotanie Wriothesley'a. Diuk ani na sekundę nie zatrzymał się, by zadać sobie najważniejsze pytanie. Skąd te nagłe zainteresowanie? Nie zdawał się mieć również więcej pytań pierwszej nocy po paru drinkach. Formuła najwyraźniej wyśmienicie na niego działała, ale nie tylko na niego, bo Harbinger również niczego nie zauważył. Mężczyźni oszołomieni żądzą to w istocie ciekawe zjawisko, czyż nie? A barmani z Liyue zawsze tak chętnie przyjmowali jego propozycje, jeśli uprzednio odpowiednio zapłacił. Opłacało się latami budować odporność na afrodyzjaki. Mógł po prostu siedzieć, obserwując jak rozwija się akcja.

Niebieskowłosy wziął wdech. Musiał się skupić. Wiedział, że gdzieś tam on jest. Narwal. Był niespokojny. Pewnie takie bliskie spotkanie z Tartaglią musiało go wprawić w taki nastrój. Co te zwierzę mogło wiedzieć o abyss? Co mogło wiedzieć o jego ojcu?

Nieważne co. Kaeya zastrzegał sobie prawa do tego miejsca do momentu aż się nie przekona.

***

Fortress of Meropide. Jedno z największych więzień pośród 7 nacji zostało zniszczone. Neuvillette nie wiedział co począć. Jedyne co zostało po masywnej konstrukcji było martwe ciało ogromnego narwala i nieprzytomny Wriothesley w ramionach równie nieprzytomnego jedenastego Harbingera. Potwór miał na sobie wyraźnie ślady walki naznaczone cryo. Dozorca musiał sam go pokonać. Dziwnym trafem obok nieprzytomnych mężczyzn meluzyna pomagająca w sprawie znalazła dwie karteczki.

Ślepy trop. Należy szukać dalej. - K.A.

Kim był ten K. A.? Czego chciał szukać dalej?

Trahit sua quemque voluptas. Nie wińcie się za to - K. A.

Ta druga karteczka była chyba adresowana do diuka i Harbingera, ale wciąż było za mało informacji.

Sędzia zamknął oczy. Z zaskoczeniem odkrył, że treść na papierze nie była napisana tuszem. Tusz by się rozpuścił po kontakcie, a papier zmiękł, lecz nie w tym przypadku. Litery na dwóch karteczkach nie były napisane. Tworzyła je jakaś ciemna, pulsująca energia, która również chroniła papier przed zmoknięciem. Co się tutaj wydarzyło?

Neuvillette dawno nie był tak zagubiony.



Author's note

>:33

Mówiłam, że napiszę trójkącik z tą trójką? Jak chciałam tak zrobiłam.

Podziękowania dla mojej wspaniałej dziewczyny, która przeczytała to coś i poprawiła mi przecinki oraz narysowała okładkę!!! Kwiatek to calla lily - ascension material Kaeyi; muszla to starconch - ascension material Ajaxa; metalowy żuczek to subdetection unit - ascension material Wriothesley'a

 A teraz oto konto na twitterze tej cudownej kobiety, która to wszystko narysowała (nic nie wstawia, lecz to nieistotne):  @beimingba

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top