2. coffeehouse
Do Jeongguka maślane oczka robił od... w zasadzie to od zawsze, a ten jak na złość nie potrafił zebrać się w sobie i spojrzeć prawdzie w oczy. Bo w te należące do starszego wpatrywać mógłby się godzinami.
Jasnowłosego zbywał na wszystkie możliwe sposoby, wmawiając sobie, iż gdy tylko rozpocznie namiastkę konwersacji to doszczętnie się przed nim skompromituje, w następstwie czego zapała ponadprzeciętną chęcią do zapadnięcia się pod ziemię, a tam przecież nie będzie już miał okazji do skrytego podglądania swojego aniołka.
Pchnięty nieznaną mu dotąd siłą, aktywowaną krótkim, acz treściwym zaklęciem swojego przyjaciela „Jeongguk, do kurwy nędzy rusz się, bo już z tobą nie wyrabiam", zmobilizował wszelkie pokłady odwagi zmagazynowane w jego ciele i umówił się na spotkanie, tym samym stawiając własne życie na jedną kartę. Bo jak to sobie wmawiał: albo mu się uda, albo do końca życia nie wyjdzie z domu, poświęcając się w całości leczeniu złamanego, króliczego serduszka.
Tegoż samego wieczora, gdy godzinę wcześniej pewien ciemnowłosy osobnik o nieprzeciętnie jasnym odcieniu skóry siłą wypchnął go z ich kawalerki, wręczając przy tym adres najlepszej kwiaciarni w okolicy, zaprosił obiekt swoich westchnień do urokliwej kawiarenki, uznawszy ją za odpowiednie miejsce na ewentualne zbłaźnienie swojego wizerunku w oczach najpiękniejszej istoty tego świata.
Jeśli ktokolwiek i kiedykolwiek spojrzałby na bruneta, a potem usłyszał chociażby fragment wewnętrznego monologu, jaki w głowie przerabiał enty raz, zmierzając do celu tamtejszego spotkania, co najmniej wyśmiałby go, ścierając łzy rozbawienia, skrzące się w kącikach oczu.
Bo jakim cudem wysoki, przystojny i dobrze zbudowany, ciemnowłosy chłopak, za którym oglądała się praktycznie każda osoba na ulicy, a gdy nie daj boże musiała zamienić z nim słówko- traciła zmysły, tonąc w głębi spojrzenia niemalże czarnych oczu, mógł drżeć na samą myśl o wyznaniu swoich uczuć istotce, od której nie potrafił oderwać wzroku? No właśnie. Sam nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie, katując się nim ilekroć trwoga nad własnym niezdecydowaniem sięgała zenitu i górnych granic dopuszczalnych norm.
Zupełnie niepotrzebnie.
A przekonał się o tym niedługo po przekroczeniu progu wnętrza finezyjnie urządzonego w odcieniach słodyczy beżu, karmelu i współgrającej bieli.
W kącie przestronnej sali, na miękkim fotelu, barwą idealnie dopasowanym z porcelanową filiżanką po brzegi wypełnioną latte macchiato, siedział blondyn, leniwie wodząc wzrokiem po przechodniach mknących za szybą lokalu i bawił się łyżeczką, zniekształcając wzór serduszka na powierzchni gorącego napoju. Zobaczywszy młodszego szatyna, kącik jego ust widocznie drgnął, tworząc zaczątki specyficznego uśmiechu na samą myśl o bliskiej obecności tego jednego chłopaka i możliwości bezkarnego podziwiania jego osoby.
I wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie jeden istotny szczególik, na widok, którego poderwał się z miejsca, niefortunnie trącając kolanem stolik, przez co kilka kropel kawy z naczynia przewędrowało na spodek. Otworzył szerzej oczy, mrugając kilkakrotnie, bo przecież bujna wyobraźnia mogłaby chcieć wywinąć mu okrutnego figla. Ale nie. I o mamuniu, nawet przetarcie powiek nie zmieniło obrazu przed nim.
Szatyn uchylił przeszklone drzwi, skłonił się delikatnie kelnerce, nie zatrzymawszy szybko składając zamówienie i unosząc trzymany w dłoniach bukiet czerwonych róż, podszedł do oniemiałego Kima. Splótł z nim palce wolnej dłoni, a przełamując wszystkie dzielące ich bariery, na ustach złożył długi pocałunek, zwracając tym samym na siebie uwagę kilku osób siedzących w kawiarni.
Równolegle z chwilą, w której ciemnowłosy przesunął końcówką śliskiego mięśnia po dolnej wardze chłopaka, nadając pieszczocie słodki smak karmelu, kolana starszego odmówiły współpracy, a ten począł osuwać się w jego ramiona. Sprawnie przełożył kwiaty na blat jasnobrązowego mebla, tuż obok filiżanki i objął mocno blondyna w talii, przyciskając go do swojego ciała i nie pozwalając upaść.
Zauważywszy rumiane policzki niższego, nie chcąc robić widowiska, a także i w trosce o nieśmiałość istotki, którą właśnie trzymał w objęciach, choć pudrowy róż zawstydzenia uważał za niesamowicie uroczy, wzmocnił chwyt, unosząc ciało chłopaka kilka centymetrów nad ziemię i obrócił się tyłem do stojącej w rogu kanapy. Usiadł na wygodnym meblu, pociągając za sobą starszego i umościł go wygodnie na swoich kolanach, tuląc jednocześnie do klatki piersiowej, wewnątrz której oszalałe ze szczęścia serce głośno biło pompując krew do mózgu, jeszcze nie pojmującego ogromu znaczenia wydarzeń sprzed kilku chwil.
W tej samej pozycji przesiedzieli resztę spotkania, ani myśląc o odsunięciu się od siebie chociażby na milimetr. Jedynymi modyfikacjami okazały się być mocniejsze wtulenie noska jasnowłosego chłopca w szyję swojego chłopaka i regularne manewry dłonią, gdy ten muskał udo blondyna. I nawet kelnerka, przynosząca zamówienie, dwoma kubkami gorącej czekolady nie zdołała skłonić ich do rozdzielenia splecionych ciał.
Ukryci w kącie pomieszczenia i za ozdobnymi kwiatami przy nie omyłkowo wybranym stoliku, popijali słodki napój, kosztując go nie tylko z porcelanowych naczyń, ale również ze swoich ust, łącząc je w dziesiątkach odurzających pocałunków, przerywanych jedynie wyznaniami uczuć. Wystarczająco długo duszonych wewnątrz dusz, by teraz ujrzeć światło dnia z zwielokrotnioną siłą, pieszcząc nadłamane tęsknotą serca.
ㅡ 🐾 ㅡ
Tak było odrobinę ponad pół roku temu i jest nadal, a wydarzenia z minionej nocy jak i poprzedzającego ją wieczoru na stałe zapisały się w ich pamięci, nie opuszczając jej ani na moment, nieustannie wzbogacane o kolejne pieszczoty, jakimi się obdarowywali każdego dnia, budząc się razem, i razem zasypiając.
Nieskalaną wizję rajskiego ogrodu bram niebios w ramionach bruneta, skorygować jednak musiała bezwzględna rzeczywistość z buciorami wdzierająca się do codziennego życia pary studentów. Każdego ranka z bólem rozłączali swe usta w pożegnalnej pieszczocie nim podążą w swoje strony na wykłady w uczelniach położonych na dwóch różnych końcach miasta.
Nawet w trakcie zajęć notorycznie zdarzało im się wymienia wiadomości, jednak te w żaden sposób nie mogły dorównać ciepłu i bliskości partnera obok. A rozmowy przez telefon, prowadzone w trakcie przerw, mimo kojącej barwy głosu, nie oddawały w pełni siły przekazu zapewnień o szybkim powrocie i pocałunku na powitanie, mimo oczywistego spotkania w wspólnym mieszkaniu niedługo po zakończeniu nauki.
Po złości przekornego wszechświata, dokładnie tak, jak właśnie w chwili obecnej.
ㅡ 🐾 ㅡ
dbajcie o siebie skarby~ 💕
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top