39. Wilson powraca
Wilson przesiadywał w swojej celi w Denver i o dziwo nie sprawiał nikomu tam kłopotów. W między czasie myślał, jak ewentualnie można uciec z pilnie strzeżonego miejsca, ale żadnego z tych planów nie wprowadził w życie. Życie tam nawet mu się podobało, bo poza brakiem dreszczyku emocji niczego mu tam nie brakowało, a nawet kilka rzeczy było zbędnych. Między innymi wizyty Fury'ego, co drugi dzień. Ale tego dnia codzienna rutyna zmieniła się. Wade dosłyszał, że wizyty Pirata nie będzie, dlatego zainteresował się, co było tego powodem. Nasłuchiwał przez dłuższą chwilę aż w końcu zapytał kogoś, kto przechodził, czy stało się coś ciekawego. Akurat trafił n a wygadanego strażnika, który wyśpiewał mu wszystko, jak leci. Wilson od razu uśmiechnął się widząc, że nieźle się pokręciło za ścianami więzienia. Wade postanowił, że będzie to idealny moment, aby zająć się swoimi sprawami. Chwilę później w Denver rozległ się głośny alarm, a kiedy strażnicy dotarli do celi Wilsona nie zastali nic poza pustką.
Peter obudził się wraz z porannym budzikiem, ale podwójnie niezadowolony, bo dopiero nad ranem udało mu się przysnąć. Za wiele myśli tłoczyło mu się w głowie, żeby mógł w spokoju zasnąć, ale musiał zwlec się z łóżka, żeby nie spóźnić się do szkoły. Ubrał się na szybko i powędrował do kuchni, żeby zgarnąć coś na śniadanie. Kompletnie nie miał apetytu, ale bez tego padłby przy pierwszej lepszej okazji. Natasha słyszała, kiedy nastolatek opuszcza pokój i dołączyła do niego w kuchni po chwili.
-Zawiozę cię do szkoły. - powiedziała rudowłosa, chwytając za kluczyki od auta.
-Nie trzeba. - uśmiechnął się lekko Peter. - Pojadę autobusem. - poinformował, lecąc już do drzwi.
-Dobrze. Jakbyś chciał, żebym cię odebrała to daj znać. - zaproponowała w zamian. - Nie przejmuj się niczym. Będzie dobrze. - dodała jeszcze rudowłosa.
-Wiem, dziękuję. Jakby, co napiszę. - odpowiedział nastolatek, znikając w windzie.
Odetchnął z ulgą, gdy drzwi od windy się zamknęły. Starał się zachować, jak najgrzeczniej i nie sprawiać wszystkim więcej kłopotów, bo był już jeden duży problem związany ze Starkiem. Podczas drogi na dół i na przystanek, zarzucił szybko kaptur na głowę, bo gdy tylko opuścił budynek czuł, jak łzy spływają mu policzkach. Za każdym razem ogromnie głupio było mu robić z siebie beksę, ale czasem zebrało się zbyt wiele emocji, żeby się powstrzymać. Na szczęście miał plan nie zawracać głowy Avengersom swoją osobą i spędzić trochę czasu w dawnym mieszkaniu. Peter podniósł wzrok, gdy autobus zatrzymał się pod jego nosem i szybko wskoczył do środka. Spojrzał po pasażerach i powędrował na miejsce, gdzie dostrzegł drzemiącego Simona. Tym razem nie udało mu się zająć miejsca na tyle, ale nie przeszkadzało mu to w dosypianiu poprzedniej nocy.
-Nie śpij już. - przywitał blondyna Peter, przy okazji szturchając go łokciem w bok.
-No nie śpię. - mruknął pod nosem chłopak i zerknął na Petera. - Dzień dobry w takim razie.
-Ty w ogóle śpisz w domu? - zapytał obserwując zaspanego towarzysza.
-Śpię. I nawet kładę się, jak trzeba. Po prostu dzień zaczyna się za wcześnie. - stwierdził blondyn.
-Albo po prostu lubisz spać w transporcie publicznym. - powiedział i spojrzał w końcu na niego. - Pamiętasz o dzisiaj, żeby iść do mieszkania ze mną?
-Tak, pamiętam. - potwierdził od razu. - A powiedziałeś komuś, gdzie się wybierasz?
-Nie. Po, co niby. Dość mają na głowie. - wzruszył ramionami brunet.
-To niech lepiej nie mają na głowie myślenia gdzie zniknąłeś. - zauważył Simon. - Masz prawo sobie pobyć sam. Lepiej nie dodawaj zmartwień.
-Dobra. Powiem Nat, gdzie będę. - zgodził się Peter.
-No i świetnie. - ucieszył się i zebrał do wysiadania. - Może zdążymy jeszcze na lepsze kanapki w sklepiku. - zaproponował i chwycił chłopaka za rękę, wyciągając go z autobusu.
Peter mimo wszystko zaskoczył się gestem chłopaka, bo jednak w szkole i w jej okolicy jakoś szczególnie nie pokazywali tego, co ich obecnie łączyło, ale chyba i tak prędzej, czy później, ktoś zauważyłby, że coś się zmieniło. Oboje powędrowali do szkoły i skierowali do swoich szafek. Peter próbował chociaż na chwilę nie rozmyślać o problemach, jakie czekają go po powrocie do domu, a na szczęście blondyn okazał się w tym bardzo pomocny. Zajmował mu czas rozmowami i niekoniecznie pomagało to w uwadze na lekcjach, ale, jak stwierdził Peter, raz kiedyś można sobie pozwolić na taki dzień. Nie obyło się też niestety od wścibskości Flasha, który dopatrzył się pooznaczanej szyi i próbował wyprowadzić bruneta z równowagi. Kiedy Peter zgarniał na tackę swój lunch obok zjawił się Thompson i patrzył na niego z debilnym uśmieszkiem.
-Czego chcesz, Flash? - westchnął po chwili i zerknął na kolegę z klasy ze zrezygnowanym spojrzeniem.
-Zastanawia mnie, co ci się przydarzyło sierotko. - zaczął Flash z udawanym przejęciem.
-O, czym tym razem bełkoczesz pod nosem? - dopytał.
-Jestem ciekaw, co ci się musiało stać, że dzisiaj twoja szyja się tak pięknie prezentuje. - parsknął pod nosem, obserwując, jak Peter w moment zajmuje się oglądaniem napojów. - I tak nagle jakoś małomówny się zrobiłeś. To, co. Ktoś dopadł bezbronną sierotkę na jakimś zadupiu i się dobrze pobawił?
-Chyba mało ci gnatów wcześniej połamałem. - syknął pod nosem brunet.
-No, przykro mi, ale takie gadki już na mnie nie podziałają. - pogardził szybko słowną groźbą. - Więc, jak tam ci minęło w czasie jednostronnej zabawy? Może się pochwalisz, gdzie lepiej nie łazić?
-A może właśnie chcesz się dowiedzieć, bo zazdrosny jesteś? Tak dopytujesz i dopytujesz. Może tobie brakuje emocji. Mogę ci je zapewnić. - powiedział Peter, wędrując już do stolika. - Jak twierdzisz już mam znajomości. Na twoim miejscu bym się nie wychylał z domu w najbliższym czasie.
Peter ulotnił się do swojego ulubionego stolika, żeby nie musieć kontynuować bezsensownej dyskusji. Flash w sumie chciał jeszcze kontynuować swoją litanię, ale drogę do szkolnego kujona zblokował mu Simon, który tylko mierzył go chwilę spojrzeniem i dzięki temu po chwili obserwował, jak Thompson wraca do swojego stolika. Udało mu się podsłyszeć całą ich rozmowę i nie chciał, żeby ten męczył dłużej chłopaka, bo wiedział, że obecnie ma dość problemów na głowie. Blondyn dosiadł się do Petera i do końca dnia robił mu za ochronkę od wszystkiego, co mogło mu zepsuć jeszcze bardziej humor.
Banner po dłuższym wywiadzie z Tonym zrozumiał, że nie będzie tak łatwo przypomnieć mu wszystkiego. Sposób w jaki pozbyto się części pamięci pozostawił swojego rodzaju blokadę i nie można było liczyć na łatwe pozbycie się jej. Prawdopodobnie istniała na to jakaś konkretna metoda, ale trzeba by było ją odnaleźć, co nie było w żaden sposób oczywiste. Bruce spodziewał się nawet, że tylko pewnego rodzaju antidotum może tu pomóc, a do tego potrzebny byłby Zemo, którego od czasu ucieczki nikt nie mógł już całkowicie znaleźć. Na szczęście Stark przyjął do wiadomości, że czegoś mu brak i zgodził się na to, żeby jego przyjaciel jakoś mu pomógł. Avengersi ustalili wspólnie, że będą stopniowo wspominać mu rzeczy które się wydarzyły od czasu ataku na Nowy Jork, ale musieli robić to stopniowo. Do tego nie tworzyło to żywych wspomnień, a jedynie nakreślały miliarderowi obraz tego, co miało miejsce. Po prostu musiałby przyjmować teraz wszystko do wiadomości i brać za pewnik. Przez tamte wydarzenia jednak Rogers obawiał się, że ktoś może zechce to wykorzystać w zły sposób, a Tony nie wyglądał na ufnego, kiedy dowiedział się, co go spotkało. Brunet bał się, dokładnie tego samego - że uwierzy w coś, co nie jest prawdą, że zawierzy wrogowi. Dlatego postanowiono, że na razie pozostanie w bazie, by uniknąć większego kontaktu ze światem zewnętrznym. Natasha zdeklarowała, że zaopiekuje się Peterem w tym czasie i postara się także pomóc jakoś Starkowi.
Po szkole dwójka nastolatków jednak wróciła na chwilę do wieży, bo Peter musiał zabrać kilka rzeczy ze sobą. Na szczęście ustalił już z Natashą, że spędzi najbliższą noc w swoim dawnym mieszkaniu i nie było z tym żadnego problemu. Kiedy dotarł do salonu zastał tam Steve'a, który wyraźnie za nim czekał, a brunet od razu domyślił się, że pojawił się tu w sprawie związanej ze Starkiem.
Rogers w krótkiej rozmowie przekazał Peterowi obecne ustalenia, a ten postarał się zachować, jak najbardziej zimną krew i przyjąć wszystko do wiadomości. Liczył się z dłuższym czasem oczekiwania na efekty, ale Peter przynajmniej wiedział, że nic nie jest stracone. Kiedy dotarł do mieszkania smętny humor mu uleciał na szczęście bardzo szybko. W końcu miał go spędzić z Simonem i się zrelaksować. I tak było. Do połowy nocy, kiedy usłyszeli pukanie do drzwi, a Peter powędrował do nich najciszej, jak mógł i wyjrzał przez wizjer. W moment pobladł widząc kto stoi za drzwiami.
-Wilson... - szepnął sam do siebie i w ogóle nie zastanawiając się otworzył drzwi od mieszkania.
-Dobry wieczór Piti. - przywitał go Wade, uśmiechając się szeroko.
Kolejny rozdział: Gdy nie masz wyjścia
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top