31. Ezoteryczny obiekt westchnień
Następnego dnia Peter pojechał do szkoły w bardzo dobrym humorze. Chciał opowiedzieć o wyjeździe Simonowi i dowiedzieć się, jak poszedł mecz. Ostatnimi czasy naprawdę zbliżyli się do siebie i widok tej dwójki razem na korytarzu nikogo nie dziwił, a dzięki temu Peter zyskał odrobinę spokoju, bo sportowiec robił mu za ochronkę, a na pewno tę wizualną. Dzień w szkole minął, jak za pstryknięciem palcami, ale ta dwójka nie nagadała się dostatecznie. Na szczęście była zadana wielka praca domowa z angielskiego i Peter nie ukrywając się potrzebował pomocy
Obydwoje za pracę domową mieli napisanie eseju, co kompletnie nie leżało Peterowi, więc po szkole udali się do domu Simona i tam podzielili lekcjami. Simon zajął się zadaniami z angielskiego dla siebie i bruneta, a tamten matematyką również w ten sam sposób. Udało im się spędzić w spokoju już dość czasu, bo chwilę później w domu zjawił się ojciec sportowca, co widocznie zmieniło zachowanie Simona. Mimo, że starał zachować, jak zawsze to brunetowi coś przestało tu pasować, bo w sekundę nerwowe spojrzenia Simona na drzwi przestały być przypadkiem. Peter uznał, że to postara się nie zwracać na to uwagi, dlatego zajęli się dokańczaniem eseju, który w największej mierze jednak pisał blondyn i wyraźnie poprawiało to mu nastrój i już chwilę później jego zachowanie wróciło do normy. Chwilę czasu zajął im powrót do poprzedniego dobrego humoru, ale dzięki temu zajęli się przeglądaniem zeszytu i szukaniem głupich zdań. Peter poczuł się na tyle dobrze w towarzystwie chłopaka, że przesiadł się tak, żeby móc mu zaglądać przez ramię. Blondyn spojrzał na niego i chwilę później nie mógł się powstrzymać, żeby nie pocałować kolejny raz nastolatka. Tym razem Peter nie był absolutnie zdziwiony i zajął się oddawaniem pocałunku. Wiedział, że obydwoje się sobie podobają i uznał, że nie zamierza się tym razem hamować. Simonowi wyraźnie się to spodobało, bo nie musiał się tym razem ograniczać i zaczął lekko gładzić policzek bruneta. Oboje rozpływali się zajęci tą chwilą spokoju i przyjemności, ale niestety nie trwało to długo, bo do pokoju zajrzał ojciec sportowca.
-Simon! - wrzasnął, kiedy tylko zobaczył ich takiej sytuacji.
-Już nic nie robię. - chłopak szybko odkleił się od Petera i spojrzał na ojca.
-Do reszty cię chyba pojebało. Dość pedalstwa w moim domu. - syknął na nich, nie kryjąc wściekłości na twarzy. - Chyba mamy do pogadania. - warknął na blondyna.
-Peter, idź do domu. - zarządził chłodno, a gdy widać było, że ten zamierza zaprotestować spojrzał na niego błagalnie. - Prześle ci zadanie, jak skończę.
-Dobra. - zgodził się niechętnie i powędrował do wyjścia, ale Simon nawet nie ruszył się z miejsca.
Peter opuścił mieszkanie chłopaka i gdy tylko zamknął za sobą drzwi usłyszał za nimi niezłą awanturę. W pierwszej reakcji chciał się wrócić, ale zrezygnował. Po części myślał, że to jego wina, bo jego ojciec bez skrępowania wyraził opinie na ich temat, gdy ich zobaczył, a gdyby, któryś z nich się powstrzymał nie było by prawdopodobnie takiego problemu. Kiedy opuścił budynek postanowił odczekać tam chwilę i spróbować dodzwonić się do Simona chociażby po to, żeby dopytać się, jak skończyła się kłótnia. Jakieś pół godziny później sięgnął telefon, ale nie zyskał zamierzonego efektu, bo przez kilka minut próbował się dodzwonić. Sięgał już za klamkę akurat kiedy ktoś wyprysł z budynku i prawie staranował nastolatka. Peter od razu zorientował się, że był to Simon i pobiegł od razu za nim.
-Simon! Czekaj. - krzyknął za nim.
-Idź do domu! - odpowiedział, przyśpieszając krok.
-Nie ma mowy. - Peter stanął naprzeciwko niego. - Gdzie tak pędzisz?
-Umówiony jestem. - odparł, zaciągając kaptur. - Śpieszy mi się.
-Jakoś przed chwilą nie byłeś umówiony. - zmarszczył brwi, Peter.
-To nie twoja sprawa. - warknął na bruneta.
-Teraz tym bardziej moja sprawa. Dokąd tak pędzisz? - męczył go dalej.
-Kurwa, donikąd. - stracił cierpliwość chłopak i złapał Petera za szmaty przyciskając do ściany obok. - Nie wpierdalaj się w nie swoje sprawy. - warknął na niego wściekle - Przepraszam. - puścił go szybko, jak zauważył przerażone spojrzenie mniejszego.
-Co z tobą jest? - zapytał po chwili Peter. - Poza tym, że oberwałeś to, co jeszcze? - dopytał w końcu mogąc się przyjrzeć efektom kłótni na twarzy chłopaka.
-Nie powinienem się za to wyżywać na tobie. Muszę po prostu, gdzieś iść. - powiedział spokojniej, wycierając na szybko rozciętą wargę.
-Ale dokąd i czemu tak nagle. Do tej rudery chcesz iść, prawda? - zapytał łącząc nieco fakty. - Zawsze tam łazisz. - westchnął Peter.
-I ty się dziwisz, że wolałem iść do pudla zamiast sobie żyć dalej. Wszystko jest lepsze niż życie z takim pojebem pod jednym dachem. - podsumował Simon.
-Dlatego tak w szkole odpierdalasz i teraz prawie ja oberwałem. Weź tam nie idź, bo możesz iść ze mną, jak już chcesz mieć spokój.
-Nie chcę cię zamęczać moimi problemami, jak masz swoje. To jest nie do wytrzymania, ale sobie odbijam wszystko odwalaniem. -przyznał nagle. Bo nie dość, że muszę się użerać z tym to jeszcze muszę biegać na każde skinienie Wilsona. - wymsknęło mu się w emocjach.
-Że, co słucham? - zdziwił się nie mało Peter. - Co niby robisz?
-Bo muszę. - westchnął pod nosem. - Inaczej by ci coś zrobił.
-Pomagasz temu psycholowi? Mało ci odwalania. Co by niby miał zrobić znowu? - zarzucił go pytaniami.
-Nie wiem, co miałby zrobić. Wkurwił się za to, że go olałeś i dopadł mnie jakoś chwilę przed tą akcją z Pepper i postawił warunek, że mam robić, co każe albo coś złego się stanie. To było raczej ostrzeżenie dla mnie niż dla was. - wyjaśnił szybko. - A teraz pewnie i tak się dowie, że ci wygadałem i przy pierwszej okazji mnie zajebie.
-Nie, nie, nie. Nie ma mowy. Dość już mam Wilsona i nie pozwolę, żeby jeszcze grzebał tutaj. Chodź. - Peter złapał go za rękaw i ciągnął za sobą.
-Gdzie niby? Muszę iść do tego najemnika. - westchnął Simon. - Taki jest układ. Ja idę, robię to, co on chce, a ty masz spokój.
-Nie będzie tak dłużej. Trzeba to skończyć raz na zawsze. Pan Stark już pracuje nad planem, ale ty możesz jeszcze pomóc. - powiedział pewnie brunet. - Zaufaj mi, a nikt już więcej nie ucierpi. To znaczy może Wade.
-Jego mi nie szkoda ani trochę. - przyznał chłopak i podążył za Peterem.
Peter wpadł do wieży razem z Simonem i od razu zaciągnął swojego gościa do warsztatu Starka. Stark, jak zawsze zajęty był majsterkowaniem w jednej ze zbroi, żeby zająć czymś myśli. Udało mu się jako tako zebrać w całość po ostatnich zajściach, ale nadal było mu trudno powstrzymać się od złych nawyków. Na szczęście miał Petera i sprawę do wyjaśnienia, więc miał motywacje, która teraz mogła zostać wystawiona na próbę. Kiedy dwójka nastolatków wbiegła do jego królestwa z zaskoczenia momentalnie rzucił robotę i zerknął na intruzów.
-A zapukać to nie łaska? - zapytał z lekkim wyrzutem Stark.
-Panie Stark, ale to ważne. Chodzi o Wade'a i Simona, i w ogóle z tym całym zamieszaniem. - powiedział szybko Peter, ciągnąc do siebie chłopaka. - Simon Panu wszystko wyjaśni.
-To słucham. Skoro to takie ważne to znajdę czas. - zgodził się miliarder.
-To ten... Nawet nie wiem od czego zacząć. - motał się blondyn.
-Polecam od początku, ale nie od Adama i Ewy, bo to trochę nam zejdzie wtedy. - powiedział na rozluźnienie Stark, widząc, że jego gość wyraźnie się zdenerwował.
-Może nie od początku, ale od tego, co najważniejsze. - uznał Simon i jeszcze przez chwilę zbierał myśli. - Wilson wziął mnie za powód zepsucia jego planów, co do Petera, jak już Pan dobrze od niego wie. Zanim Wade dotarł do wieży i zrobił, co najgorsze był u mnie.
-Wiedziałeś, co się szykuje? - dopytał miliarder.
-Nie wiedziałem nic, gdyby tak to na pewno bym powiedział. - odpowiedział szybko. - Od tego czasu muszę być na każde jego zawołanie. Inaczej zrobiłby coś Peterowi znowu. Ja nie chcę tego robić, ale nie mam wyjścia. Nie chciałbym, żeby znowu działo się coś takiego, jak na przykład ta akcja z Venomem.
-Rozumiem. Dobrze, że chociaż wyjaśniłeś o, co chodzi, ale dziwne, że Wilson uwziął się akurat na ciebie. - westchnął Stark. - Coś na to zaradzimy na pewno. Jak będziesz mógł to opowiesz mi jakieś szczegóły to będzie łatwiej. Powiem też Furemu, co się święci.
-Byle szybko chcę mieć to w końcu z głowy. Dość mam. - przyznał chłopak.
-Dokładnie czego masz dość? - dopytał Stark, zerkając na niego.
-Dość mam dzielenia mojego życia między to wasze. To znaczy nic w tym złego, ale wystarczyło mi, że wiedziałem, co się dzieje w świecie Avengersów, takich Wilsnów, ale na odległość. - wyżalił się w końcu blondyn.
-Domyślam się, że to raczej nie codzienna sytuacja, ale wiedziałeś kim jest Peter i jakoś nie przeszkadzało ci to. - powiedział od razu miliarder.
-Bo nie sądziłem, że dostanie mi się rykoszetem. - stwierdził chłopak. - Ale chyba tak musiało być. Ważne, żeby to w końcu rozwiązać, a każdy z nas będzie miał w końcu spokój.
-Na pewno wszystko się rozwiąże. O to się nie musisz martwić. - zapewnił Stark.
-Bo Simon miał teraz iść do Wilsona. - wtrącił się Peter. - Może lepiej niech zostanie u nas w wieży? Tu będzie bezpieczniej. - zaproponował.
-Tak to oczywiste. Dopóki nie wyjaśnimy sprawy tak będzie najlepiej. - zgodził się Tony. - Lepiej poinformuj rodziców, gdzie jesteś, bo znowu zaczną myśleć, że coś odwalasz.
-Wątpię, żeby ich to interesowało. - bąknął pod nosem. - Czyli na razie muszę zostać?
-Jeśli chcesz zostać bardziej w całości niż to tej pory to chciej tu zostać. - powiedział Stark. - Ogarnę spotkanie z Furym na jak najszybciej.
-Dobrze. Postaram się przypomnieć sobie wszystko, żeby opowiedzieć, jak należy. - zgodził się nastolatek.
-Świetnie. Ja zadzwonię to Fury'ego. - zdecydował Tony. - Idźcie do ciebie Peter i lepiej już nigdzie nie wychodźcie.
Peter kiwnął głową na znak zrozumienia i chwycił blondyna za rękę ciągnąc za sobą do pokoju. Tony od razu chwycił za telefon i wezwał Fury'ego do wieży, bo wiedział, że rozwiąże ważną dla niego sprawa i oprócz tego musiał postarać się o to, żeby najemca nie dopadł przypadkiem zastraszonego nastolatka. Ciemnoskóry miał zjawić się na miejscu za jakiś czas, dlatego Stark sprawdził jeszcze raz system ochrony w wieży, bo po części spodziewał się ewentualnej wizyty Wilsona. Dwójka nastolatków w tym czasie siedziała w pokoju z dzwoniącą w uszach ciszą. Peter zerkał, co jakiś czas na drzwi i okno chcąc ewentualnie móc zareagować. Blondyn siedział i gapił się praktycznie bez przerwy na nastolatka.
-Czemu tak patrzysz? - zapytał w końcu Peter.
-Zastanawiam się, czy twoje życie cały czas tak wygląda. - odparł chłopak. - Czy wiecznie coś się dzieje i musisz chronić na przykład takich debili, jak ja, co się pakują w kłopoty. - sprecyzował.
-Nie mów, że debili. Nie dziwię się, że podjąłeś tę złą decyzję dla dobra mnie. To było nawet urocze. - uśmiechnął się brunet, zerkając na chłopaka - Ale nikt nie spodziewał się, że tak wszystko się potoczy, ale na pewno będzie wszystko dobrze.
-Wiem, ale to takie dziwne, bo czuję, że wykorzystuje. - przyznał Simon.
-Głupoty gadasz. - uśmiechnął się Peter, ale jego uwagę odwrócił odgłos tłuczonego szkła.
Kolejny rozdział: Sprawiedliwość ma różny wymiar
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top