30. Potrzebne wakacje
W piątkowy wieczór Peter uszykował się do wyjazdu, pakując różne zestawy ubrań, bo do tej pory nie miał pojęcia dokąd się wybiorą. Dlatego jego walizka mimo, że mieli jechać na weekend wyglądała, jak spakowana na co najmniej miesiąc wakacji. Co prawda planował w te wolne dni spotkać się z Simonem, bo drużyna miała mecz i obiecał mu kibicować, więc musiał z góry się naprzepraszać, że nie dotrzymał obietnicy. Na szczęście nikt nie gniewał się z tego powodu na nikogo. Nastolatek wywlókł swoje graty na korytarz i postanowił jeszcze posprzątać w pokoju, żeby nie musieć tego robić po powrocie.
Stark spakował się raczej bez zastanowienia, bo nigdy to nie było to jego mocną stroną. Niestety słabo szło mu odrzucanie jeszcze depresyjnych myśli, więc większość czasu pakowania, wolał snuć się po pokoju, zerkając, co jakiś czas za okno. Postanowił, że ten weekend będzie przyjemny i bez żadnych niespodzianek, dlatego miliarder zebrał się w sobie, jak tylko umiał. Wiedział, że wiecznie optymistyczny nastolatek może mu pomóc lepiej niż jakikolwiek specjalista w tej kwestii. Dlatego teraz tym bardziej zrozumiał, jak bardzo potrzebuje Petera w swoim życiu i było tak od początku. Każdy z Avengers zauważył, że od kiedy poznał Spiderka zmienił się na lepsze i chciał dalej móc to wykorzystać i osiągać kolejne cele. Stark chciał być lepszym człowiekiem, a nastolatek pomagał mu w tym przeogromnie.
Peter rozsiadł się pod drzwiami swojego pokoju i cierpliwie czekał za swoim opiekunem. Doskonale wiedział, że punktualność to nie domena Starka, więc zajął się liczeniem płytek na podłodze. Jego skupienie przerwały kroki koło niego.
-Możemy jechać. - powiedział Stark, stając obok chłopaka. - Aż tak wiele zabrałeś? - uśmiechnął się lekko na widok pakunków.
-Nie wiem nadal dokąd jedziemy, więc spakowałem się na każdą pogodę. - wyjaśnił, wstając z podłogi.
-Aaa, no tak. To ma w tym momencie jakiś sens. - zgodził się. - Naczekałeś się pewnie długo.
-Nie szkodzi. Miałem zajęcie. - zapewnił Peter, wędrując za miliarderem do windy. - Na głównym korytarzu mamy coś około 150 kafelek aż do wejścia do kuchni.
-To dość długi korytarz. - odpowiedział Tony, uśmiechając się lekko. - Są 143 kafelki.
-A skąd Pan wie? - dopytał szybko nastolatek, zerkając na Starka.
-Też się czasem nudzę. - przyznał się miliarder, wchodząc do windy.
-Ciekawe. - odparł pod nosem Peter, zdając sobie sprawę, że częściej teraz znajduje jakieś wspólne drobiazgi z jego opiekunem. Dzięki temu czuł się o wiele lepiej w domu miliardera.
Oboje popędzili do garażu i wpakowali swoje bagaże na tył auta. Kilkanaście minut Peter próbował się dowiedzieć dokąd pojada, ale niestety Stark uparcie trzymał to w tajemnicy. Kiedy chłopak zapewne myślał, że Stark go nie słucha zbyt uważnie to tym razem był w błędzie. Tony doskonale wiedział, gdzie Peter chciał spędzić wakacje. Kiedy dolecieli na miejsce dopiero wszystko ujrzało światło dzienne. Nastolatek wysiadł z samolotu i od razu wiedział, gdzie się znajduje. Piękny napis "Madryt" zdobił wyjście z płyty lotniska. Na twarzy Petera od razu zagościł szeroki uśmiech i podbiegł do miliardera, tuląc się do niego mocno.
Dzięki temu, że Peter zyskał niespotykanie dobry humor, udzielił się on także Starkowi. Droga do hotelu minęła szybko i dzięki temu po chwili oboje byli w drodze na kolację. Miejsce też było niespodzianką. Tony postanowił spełnić swoje dziecięce marzenie i pewnie też Petera i wybrał Chocolatería de San Ginés. Czyli jedną z najstarszych czekoladziarni jaką może pochwalić się Madryt. Miejsce kultowe chociażby ze względu na swój retro wystrój oraz przede wszystkim – pyszne serwowane w towarzystwie gorącej czekolady. Nastolatek uwielbiał gorącą czekoladę, kakao i wszystko, co słodkie, dlatego to miejsce wydało się idealne. Tony nieco ukrywał się z tym, ale również ogromnie kochał słodycze. Na kolację pochłonęli całą górę churrosów z gorącą czekoladą, więc ani trochę nie żałowali sobie tego wieczora kalorii.
Cały wyjazd miał na celu po prostu się wyłączyć i nie myśleć o niczym dookoła i cel ten został osiągnięty bardzo dobrze. Dwójka spędziła ze sobą cudny weekend, zajmując się głównie jedzeniem, spacerowaniem i przede wszystkim rozmowie. Tym razem bariera między nimi rozpadła się bardzo szybko. Jak się okazało mieli ze sobą wiele wspólnego i po powrocie bił od nich bardzo dobry humor nawet jeśli kolejny dzień miał być spędzony w szkole lub pracy.
Kolejny rozdział: Ezoteryczny obiekt westchnień
***
Hej Misiaczki!
Rozdział nieco krótszy i opisowy, ale nie przejmujcie się, bo dzisiaj jeszcze co najmniej jeden rozdział się pojawi i to o wiele lepszy. W końcu obiecałam mini maraton. Kolejny rozdział pojawi się za parę godzinek. Muszę zrobić korektę i zjeść obiadek 💕
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top