29. Zemsta ocieka krwistymi łzami

Stark wiedział od Petera, że Wade zamierzał ostro zamieszać w ich życiu, ale nie spodziewał się, że najemnik posunie się aż tak daleko. Kiedy oboje zajrzeli do pokoju, od razu w oczy rzucił się podejrzany wręcz porządek, dający nadzieję, że jednak nie stało się nic złego. Jednak po przejściu kilku kroków oczom ukazał się widok, siedzącej w fotelu Pepper. Tylko jedyne, co dawało znać, że nie czeka w spokoju, była struga krwi spływająca na podłogę i puste, martwe spojrzenie. Stark tylko spoglądał na zastany widok w milczeniu i w pomieszczeniu jedyne, co było słychać to jego głośniejszy oddech. Peter zrobił dwa kroki do przodu, żeby być bliżej Tony'ego.

-Peter, idź do siebie. - powiedział po chwili ciszy Stark.

-Ale... - zaczął Peter, ale w chwile zmroziło go spojrzenie miliardera, więc natychmiast się zamknął.

-Do siebie. - powtórzył jeszcze raz.

-Jasne. - zgodził się nastolatek, widząc spojrzenie Starka.

Peter spełnił żądanie Starka i pobiegł do siebie, sięgając od razu po telefon. Wiedział, że w takiej sytuacji przyda się wsparcie i to pod każdym względem, dlatego zadzwonił od razu do Rogersa i wyjaśnił szybko, co właśnie się stało. Nastolatek po tym telefonie zawinął się w kołdrę i starał się powstrzymać, żeby nie wyjść z pokoju. Chciał być przy Starku, ale rozumiał, że chce być teraz sam. W moment zrobiło mu się przykro, bo wiedział, że całe zajście było związane z nim. Chłopak wtulił się w kołdrę i czekał w ciszy, aż ktoś dotrze na miejsce. Myślał, że po tym, co się ostatnio działo nic mu to nie zrobi, ale już chwilę później oczy zaczęły go piec, dlatego tym bardziej wtulił się w poduszkę.

Rogers, gdy tylko dowiedział się, co się stało, poszedł do Natashy, żeby pojechała z nim. Popędzili do auta, próbując dodzwonić się do Starka, ale ten nawet nie raczył sięgnąć po telefon. Dlatego, kiedy tylko zjawili się na miejscu, cała dwójka skierowała się do pokoju miliardera, żeby, jak najszybciej sprawdzić, co się stało i jak mogą ułożyć się sprawy dalej.

Rogers zaoferował Starkowi pomoc w załatwieniu wszystkiego, bo doskonale znał miliardera i powłoczka opanowania mogła w moment rozpaść się w pył, co mogłoby utrudnić, chociażby organizację pogrzebu. Tony wraz z gośćmi wypił rano ciepłą kawę i poszedł szykować się wyjścia, a Steve postanowił zaczekać za nim w aucie. Natasha widząc nieobecność Petera, skierowała się do jego pokoju i zajrzała od razu do środka.

-Czemu siedzisz sam w pokoju? - zapytała zdziwiona, że od wczoraj nie pojawił się nawet na chwilę.

-Pan Stark kazał mi sobie iść i nie przychodzić. - wyjaśnił, siadając na łóżku.

-Ale to było przecież wczoraj. - stwierdziła rudowłosa i dosiadła się obok niego na łóżku. - Nie musisz tu siedzieć jak w więzieniu.

-Tak, wiem. Myślałem, że nadal woli być sam albo, że będę tam przeszkadzać. - wyjaśnił nastolatek.

-Nie potrzebnie aż tak wziąłeś to sobie do serca. - uśmiechnęła się ciepło. - Na pewno jesteś już głodny. Może ogarniemy jakieś śniadanie? - zaproponowała, chcąc zająć czymś chłopaka.

-J-ja chyba nie jestem głodny. - odpowiedział po chwili zastanowienia.

-Na pewno jesteś. Jak nie chcesz stąd wychodzić, to przyniosę Ci śniadanie. - Natasha zebrała się z łóżka.

Jak Peter zorientował się, że rudowłosa nie żartuje, od razu zerwał się z łóżka, bo nie mógł pozwolić, żeby ktoś mu usługiwał. Mimo że naprawdę nie czuł głodu, powędrował z agentką do kuchni i wmusił w siebie dwa tosty. Resztę dnia Natasha starała się mu zająć czas, bo i tak nikogo więcej nie było w domu. Co prawda nastolatek starał się zachować fason, to jednak Wdowa widziała wyraźnie zgaszone spojrzenie chłopaka i za wszelką cenę chciała poprawić mu humor, ale ten wolał, jak najszybciej ulotnić się do pokoju, kiedy nadarzyła się okazja. Kiedy rudowłosa zauważyła jego nieobecność, przeszła się szybkim krokiem do pokoju, chcąc wygarnąć mu olewanie starej ciotki, ale zastała tam widok śpiącego jak kamień bruneta, więc szybko zmieniła zdanie.

Dwa dni później wszyscy stawili się na zorganizowanym pogrzebie. Atmosfera była ciężka i czuć było to na kilometr. Małe grono bliższych przyjaciół znajdowało się najbliżej, ale mimo wszystko Peter trzymał się raczej na szarym końcu. Stark przez cały czas stał niewzruszony, a jego twarz nie wyrażała absolutnie nic. Za ciemnymi okularami nie było widać nawet, czy spogląda na ceremonię, czy odwraca wzrok. Nie odezwał się ani słowem, kiedy musiał ostatni raz spojrzeć na ważną dla niego osobę i nie zrobił tego także po powrocie do domu. Peter nie do końca wiedział, czy też ma milczeć, czy jednak coś powiedzieć. Czuć było okropnie ciężką atmosferę w domu, a Peter do tego w szkole myślał tylko o tym, co może robić Stark w tej chwili. Miliarder stracił swoją narzeczoną, ale także jeszcze nienarodzone dziecko, dlatego było to trudne podwójnie, ale nie można było określić, jak i czy komuś teraz pomóc. Ten dzień minął, jak przez mgłę praktycznie każdemu i do tego skończył się bardzo szybko.

Kiedy Peter nie zobaczył następnego dnia Starka ani razu, uznał, że pójdzie sprawdzić, jak się czuje. Zajrzał najpierw do sypialni, ale tak, jak się spodziewał, nikogo tam nie znalazł, dlatego zrobił spacer do warsztatu. Nastolatek wszedł po cichu do pomieszczenia i wypatrzył miliardera, siedzącego przed komputerem, który zajęty był ciągłym zmienianiem ustawień przedmiotów naprzeciwko siebie. Zapewne nie miało to żadnego celu poza zajęciem sobie czasu.

-Panie Stark? - podszedł do niego chłopak. - Długo już tu siedzisz. - przełamał chwilę ciszy.

-Chciałem być sam. - stwierdził Tony, zerkając na niego.

-Wiem, ale może chce Pan być sam ze mną? To brzmi bez sensu, ale po prostu chcę tu posiedzieć. - zadeklarował młodszy.

-Dobrze, masz rację. - zgodził się. - Tak naprawdę to wolę nie być sam. - przyznał. - Za dużo wtedy myślę.

-Domyśliłem się. Nie chciałem się narzucać, ale wiedziałem. - uśmiechnął się lekko nastolatek.

-Masz teraz wolne w szkole od poniedziałku, prawda? - zapytał Tony.

-Tak. Ostatnie klasy mają egzaminy przez ten tydzień. - odpowiedział od razu Peter.

-Chciałem gdzieś pojechać i zabrać cię ze sobą. Jeśli chcesz, bo jak wolisz zostać, to ktoś przyjedzie mieć cię na oku. Teoretycznie. - uśmiechnął się lekko miliarder.

-Nie, też chcę jechać. Gdziekolwiek to będzie. - zgodził się od razu chłopak.

-Okay, świetnie. To wyjedziemy w niedzielę wieczorem. Później powiem ci dokąd, bo sam nie wiem. - przyznał Stark. - Najlepiej po prostu...

-Jak najdalej stąd? - wtrącił nastolatek.

-Tak, jak najdalej stąd. Przynajmniej na trochę.



Kolejny rozdział: Potrzebne wakacje




***

Wybaczcie, że rozdział krótki, ale tak jakoś poprzednie dłuższe były i następne też takie są, więc chyba mi wybaczycie 🥺💞

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top