MISJA 07 - GRAMY DALEJ
Dobra, właśnie na szybkiego wstawiam rozdział, bowiem w tym tygodniu mam na popołudniówki i zaraz lecę do pracy. Wczoraj pisałam tę część do drugiej w nocy, więc bądźcie ze mnie dumny, że miałam jeszcze siły ;)
Co do samego rozdziału... Ciąg dalszy informacji, zacznie się dziać dopiero w następnym ;D
A i mam nowinę. Możliwe, iż niektórzy się ucieszą, a inni powiedzą "Znowu wałkujemy to dalej? Nic nie stworzysz nowego?", ale muszę przyznać, że uwielbiam pisać to opowiadanie, właściwie jakby już powieść... mniejsza z tym, kontynuując, kocham po prostu ten klimat, nieważne czy mi to wychodzi, czy nie. Tak więc na pewno kiedyś, gdy skończę "Tożsamość Zabójcy" oraz "Sekrety MacCartneyów" ukaże się trzeci tom "Instynktu Zabójcy" pt. "Zmysł Zabójcy" /tak już mam co nieco ułożone w głowie ;)/.
Mam nadzieję, że choć kilka osób się z tego ucieszy, a teraz zapraszam na rozdział ^^
"Nawet lew wiedział, co robi, kiedy pokochał świętego Hieronima za to, że święty Hieronim wyjął mu z łapy cierń."
Sławomir Mrożek
— Masz. — Uzumaki gwałtownie wsiadł i rzucił folię z zakupionymi rzeczami w stronę Uchihy. Ten przysypiał, ale odruchowo pochwycił reklamówkę. Jego instynkt nadal był niezawodny.
— Co to? — zapytał, gdy blondyn już wycofywał samochód i jechał zapewne w kierunku określonego miejsca. Sasuke patrzył na jego skupioną, nieodgadnioną twarz niemal z podziwem. Niemal.
— Musimy cię zaszyć, więc się domyśl — odparł lekko, a potem prawą dłonią chwycił leżący koło biegów telefon. Sprawnie, nie zerkając, wpisywał jakiś numer. Uchiha nie znał go.
Po chwili nadusił zieloną słuchawkę.
— Chciałem wynająć to mieszkanie z ogłoszenia. Tak, przepraszam, że budzę i tak, wiem, że jest późna pora. Niemniej za dwa dni zapłacę z góry trzy tysiące. — Był konkretny. Nie dał sobie przerwać; mówił płynnie i bez zawahania.
Ku zdziwieniu Uchihy, odpowiedź wyraźnie była pozytywna, co poznał po delikatnym uśmieszku mężczyzny.
— Jesteśmy w Polsce — wyjaśnił Uzumaki, już odkładając telefon na miejsce.
Uchiha pokiwał głową. No cóż, faktycznie zapomniał o tym szczególe... tutaj niektórzy ludzie naprawdę potrafili pokroić się za tak nieznaczną sumę.
— Widzę, że jestem za tobą w tyle — zauważył rozbawiony Uchiha. — Nie ciesz się długo, partnerze.
— Korzystam, póki mogę z twojej... chwilowej... niedyspozycji. — Głos Uzumakiego pobrzmiewał chrypką, a oczy błyszczały wyzywająco. Tak, Naruto z pewnością odgrywał się za poprzednie wydarzenia. — Partnerze.
***
Chwilę potem Naruto zatrzymał się, by samochód pozostawić daleko od miejsca, w którym mieli się spotkać z kobietą od wynajmu. Wcześniej jednak Uzumaki nakazał Uchisze zgarbić się i zmienić chód. On sam również tak zrobił, naciągając na głowę kaptur, tym samym całkowicie zakrywając blond kosmyki.
— Mogę wiedzieć czemu jesteś ostrożniejszy bardziej, niż zwykle? — spytał szeptem Sasuke, próbując iść o własnych siłach. Czasami jednak drugi mężczyzna musiał go podtrzymać.
— Odpowiedź cię wyraźnie nie zadowoli, Uchiha — zapewnił go tajemniczo. Niestety, Sasuke tylko to bardziej podjudziło. Miał złe przeczucia.
— Dlaczego? — warknął, ale nie na tyle, by ktokolwiek przechodząc mógł ich usłyszeć. Nóż zaś musnął prawe biodro Naruto pod ubraniem, gdy ten go wtenczas obejmował. Okazał się to zwodniczy uścisk.
Nie zrobiło na nim to wrażenia. Choć, według Uchihy, powinno.
— Ponieważ — zaczął, jakby zapraszał go na herbatkę — poluje na mnie twój brat.
Uchiha w jednym, pieprzonym momencie zamarł. Na pewno nie spodziewał się tych słów.
— Jak to... mój brat? — Groźne nuty mogły przyprawić o przeraźliwe dreszcze, acz Uzumakiemu nawet brew nie drgnęła. W dalszym ciągu wydawał się niewzruszony i do szpiku kości opanowany.
— Ciii... — wyszeptał tuż koło jego ucha. — Potem porozmawiamy, partnerze.
Pogrywał sobie z nim i wyraźnie nie próbował tego ukryć. Ale Uchiha nie dał się sprowokować. Nie będzie grał tak, jak mu zagra blondyn. A przynajmniej nie zamierza.
Naruto nagle przystanął, przez co i Uchiha musiał się zatrzymać. Potem Uzumaki pozostawił go na chwilę i ruszył do pobliskiego, ozdobnego kwietnika.
Nie trwało długo nim zagłębił ręce, by wyciągnąć srebrną walizkę spod liści drzewka.
— Nie mów, że przewidziałeś... — zaczął Uchiha, acz suchy śmiech przerwał jego wywód.
— Przewidziałem? Nie, ale się zabezpieczyłem. Wiedziałem, że już nie wrócę do hotelu, bowiem — o ile mnie przeczucie nie myli — właśnie tam jest teraz Uchiha Itachi.
***
Itachi oparł się o blat stolika nocnego. Jego czarne ślepia wpatrywały się w ogromne okno umieszczone naprzeciwko. Ciemna noc i światła w okolicznych apartamentowcach malowały się za nim.
— Szefowo. — Suchy, pozbawiony jakiejkolwiek emocji głos odbił się echem od czterech, białych ścian.
— Tak, Itachi?
— Lis zniknął.
Brunet nie czekał na głośną litanię przekleństw, a po prostu się rozłączył.
A następnie jego prawy kącik ust lekko zadrżał. Choć mogło to być tylko złudzenie...
***
Kobieta, która stała przed nimi, mogła mieć ponad trzydzieści lat, góra trzydzieści pięć. Wyglądała na zmęczoną, ale nie było co się dziwić — Uzumaki ją swoim telefonem obudził. Widocznie nawet nie zdążyła się porządnie ubrać, ponieważ miała na sobie długą halkę.
— Klucze — powiedziała, wyciągając w ich stronę jeden jego odpowiednik; drugi zaś na powrót schowała do kieszeni.
Naruto natychmiast odebrał najważniejszą rzecz, po czym sam wręczył jej spory plik banknotów. Nie było obaw, po samej objętości, że znajduje się w tym trzy tysiące polskich złotych.
Kilka sekund później kobieta bez słów ruszyła w dół schodów, pozostawiając ich na klatce. Obaj więc odkluczyli drzwi wynajętego pokoju i weszli do środka.
Z początku otaczała ich ciemność, ale, gdy tylko Naruto zapalił włącznik, światło lampy rozświetliło pomieszczenie.
Nie było to oszołamiające, zadbane mieszkanie, acz dało się w tym funkcjonować.
Niewielka kuchenka w rogu, obok stolik i dwa krzesła. Dalej, połączona z kuchnią sypialnia, a raczej jedno, duże łóżko. Po bokach komoda na ciuchy, a na podłodze leżący czerwony, starty dywan. Ściany natomiast miały odcień wyblakłego różu.
Naruto dopiero po chwili ujrzał po swojej prawej stronie białe, wąskie drzwi prowadzące zapewne do łazienki. Ale to wszystko mało go obchodziło. Spojrzenie powróciło do Uchihy, a oczy natychmiast się zmrużyły.
Zatrzasnął drzwi jedną dłonią, odłożył walizkę na ziemię i nadal nie przerwał kontaktu wzrokowego.
— No, a teraz powiedz, w jak bardzo złym stanie jesteś? — rzekł Uzumaki całkiem poważnym tonem.
— Och, bardzo dobrze wiesz w jak bardzo złym stanie jestem — odparł bezczelnie, choć widać było, że ledwo utrzymuje się w pionie. Rana nad brwią ponownie się rozwarła i zalała lewe lico.
— Pokaż to — nakazał Naruto, a Uchiha nie oponował, dobrze rozumiejąc, co ma na myśli. Rozpiął więc koszulkę odsłaniając, nie tylko czarne sińce, ale także ogromną, ropniejącą ranę, ciągnącą się od skrawka obojczyka do pępka i zapewne zadaną od noża.
Uzumaki prychnął kpiąco i wyciągnął z ręklamówki sterylną igłę od razu już z nawlekaną nicią chirurgiczną. Potem niedbale rzucił opakowanie gdzieś na podłogę, podchodząc do Uchihy i klękając przed nim.
Zerknął do góry na czarne, intensywne tęczówki, które wpatrywały się w niego z tym błyskiem. I nawet na chwilę nie przestały, kiedy niemalże brutalnie wbił igłę w umięśniony brzuch Sasuke.
Musiało boleć, ale brunet nie zdradził się. Zresztą sam Naruto na własnej skórze wiedział, że istniał o wiele gorszy ból. I kilkuletnie szkolenie, któremu poddano go, gdy był gówniarzem, nauczyło przyswajać każdy z nich. Sasuke również musiał nie być oszczędzany przez Orochimaru, szczególnie, iż był jego pupilkiem. Tym bardziej Naruto nie bawił się w czułości.
Gdy wreszcie skończył, a trwało to z dobre pół godziny, powstał z klęczek i oświadczył:
— Ale smarować się maścią będziesz sam, Uchiha.
— Szkoda. Już myślałem, że mnie wspomożesz — zripostował, ale bez zbytniego zaangażowania. Może dlatego, że za chwilę przybrał na twarzy złowrogi wyraz, jakby ponownie zagłębiając się w nieprzyjemne myśli. — A teraz mów, Uzumaki, bo nie ręczę za siebie. W co się, kurwa, wpakowałeś?
Uchiha pomimo swojego stanu przyparł Uzumakiego do ściany, choć ten, gdyby tylko chciał, mógłby łatwo się wydostać spod jego ciała. Ranny, tak ranny Uchiha, nie stanowił wyzwania.
— Dlaczego wysłali mojego brata na ciebie? — warknął, a następnie dodał już trochę spokojniej:
— Co takiego zrobiłeś, że są tak wkurzeni? — Oczywiście nawiązał do agencji. Fakt faktem, że to Itachi wkroczył do akcji musiało coś oznaczać.
— Wysłałem Kakashiego do Arabii Saudyjskiej — odparł Naruto. — Choć oni o tym nie wiedzą. Do tego zainfekowałem komputer Tsunade. I ogólnie ruszyłem tobie na ratunek, ale tę część już znasz.
Sasuke zmarszczył brwi.
— Arabia Saudyjska? Czy to nie stamtąd pochodził ten twój kumpel, co w Neapolu próbował mnie sprzątnąć? — Sasuke szybko połapał istotę rzeczy. I to, że Kakashi długo nie wróci z tej nieoczekiwanej podróży...
W TYM SAMYM CZASIE. ARABIA SAUDYJSKA.
— Czy mi się wydaję, czy krążymy piąty raz nad tym samym miejscem?! — Kakashi próbował przekrzyczeń głośny dźwięk silnika, ale najwyraźniej marnie mu szło, ponieważ w odpowiedzi dostał tylko, krótkie: "Coś mówiłeś?!".
Nie pozostało mu nic innego niż z westchnieniem pokręcić głową.
***
Obaj położyli się do łóżka, obaj mając pod poduszką spluwy, ale tym razem nie z myślą o sobie nawzajem, a o wrogu, który z pewnością im nie przebaczy.
— Marzyłem przez kurewski miesiąc o miękkim materacu pod plecami i błogim śnie — stwierdził Sasuke. — Ale oczywiście nie mam na co liczyć, kiedy jestem wciąż w pracy, prawda?
— Taki nasz los, Uchiha. Zaczynaj — ponaglił go natychmiast, samemu także wpatrując się w ciemny sufit i czekając na dalsze wyjaśnienia z kim mieli do czynienia.
— Mówiłem już, że agencja zatuszowała, iż jeden człowiek Madary nie został zlikwidowany. Jak mniemam widziałeś już akta i wykreślone z nich nazwisko. Kiedy zacząłem szukać Kurenai, także bez pozwolenia Tsunade zajrzałem gdzieniegdzie. I także je odkryłem, wtedy jednak nie skojarzyłem wszystkiego od razu.
— Poczekaj... — przerwał mu zdezorientowany Naruto. — Nie powiedzieli ci...
— Nie — przyznał Sasuke. — Jedyne co wiedziałem to to, że od paru miesięcy znikają agenci i kolejną ofiarą była wyższą rangą Kurenai. Oczywiście powiedziano mi o wiadomości napastnika, ale nikt nie zdradził, że agencja wie z kim ma do czynienia.
— Nie dziwię się, że Orochimaru i Tsunade chcieli zachować w tajemnicy przetrwanie jednego z ludzi Madary i nie rozgrzebywać starych ran. I tak cudem wtedy rząd się nie dowiedział, co się dzieje. Teraz nie uszło by im to na sucho — stwierdził z niesmakiem Uzumaki, po czym dopytał — Kiedy się domyśliłeś?
— Wszystkie fakty nie połączyłem od razu. Dopiero po kilku dniach, patrząc w oczy napastnika zrozumiałem, że mieliśmy już styczność.
— Kto?
Chwila milczenia. Trudno było przewidzieć, czy Uchiha zechce w końcu zdradzić imię ich wroga. Ale, ku zaskoczeniu Naruto, ostatecznie powiedział jedno, znamienite słowo:
— Sasori.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top