★ The Current War
Czyli: montażysta forsę wziął, a potem zaczął pić.
https://youtu.be/zTSaSilyhlI
Zwiastun tego filmu widziałam ponad dwa lata temu i pamiętam, jak z podekscytowaniem oczekiwałam na premierę, która... nigdy nie nadeszła. To znaczy, film miał trafić na ekrany kin w 2017, gdzie po cichu szeptano wtedy o kolejnej oscarowej roli Cumberbacha, czy Shannona. Jednak tak się nie stało, produkcja co prawda doczekała się kilku pokazów na festiwalach, gdzie zebrała dość niskich lotów recenzję, jednak wydawało się, że najgorsze co spotkało tę produkcję to.... Harvey Weinstein.
W związku z aferą z tym niesłynnym producentem The Current War trafiło do limbo, gdzie czekało na to, aż inna wytwórnia sięgnie po ten film i rzuci go na ekrany. Przecież to samograj, nie dość, że z gwiazdorską obsadą, to jeszcze opowiadający o ikonie amerykańskiej nauki. Więc dlaczego przez prawie dwa lata, nikt nie chciał tego ruszyć? Skoro to murowany sukces?
Dlatego, że to piekielnie nieudany film. Mimo to, w końcu 101 Studios po tę produkcję się schyliło, kazało ją przemontować i rzuciło do kin, żeby odzyskać choć trochę włożonej w nią kasy.
Czy to było mądre posunięcie? Moim zdaniem wizerunkowo dużo lepiej na ratowaniu tego filmu wyszłaby jedna z platform streamingowych, a jakość samego filmu dobrze wpisałaby się w przeciętność flagowców Netflixa.
Ja mimo negatywnych opinii wszystkich wokół postanowiłam do kina się wybrać, w końcu dawno już nie miałam przyjemności oglądać pana Cumberbacha na dużym ekranie, a na dodatek jeszcze jednym z jego oponentów miał być piekielnie piękny pan Hoult. Więc chyba nie czeka mnie AŻ takie cierpienie.
I cierpieć nie cierpiałam, to nie jest tragicznie zły film... jest on po prostu nudny i nieudany.
Zacznijmy jednak od plakatów i zwiastunów, które obiecują nam właśnie pojedynek Edisona i Tesli, jednak jak dość szybko się okazuje, Tesli w ogóle mogłoby w tym filmie nie być. A wyścig technologiczny i intelektualny Edison będzie toczył z Georgem Westinghousem, w którego wciela się wspomniany Michael Shannon. Produkcja gdzieś na początku sugeruje nam starcie dwóch charakterów i dwóch geniuszy gdzieś niemal na poziomie Prestiżu od Nolana, ale nic z tego nie wychodzi. Mamy dwa zupełnie osobno toczące się wątki, które może i dotyczą tego samego problemu, ale napięcia (huehue) to w całym tym konflikcie nie stwierdzono.
Obaj bohaterowie stoją przed ważnymi i często moralnie wątpliwymi decyzjami, a my powinniśmy być nimi zainteresowani. Jednak no niestety nie za bardzo jesteśmy, bo film trudno się ogląda, choć o warstwie technicznej za chwilę. Produkcja ma problem z ilością wątków i tym, by znaleźć dla nich czas ekranowy, dlatego wspomniany Tesla ma w sumie jakieś cztery sceny, które nie wiele znaczą. Tak samo, jak śmierć żony Edisona de facto nie ma żadnego impaktu na dalszy rozwój historii, czy jego jako bohatera, ma jedynie podbudować dramatyzm i znalazła się w filmie tylko dlatego, że ktoś przeczytał o niej na Wikipedii.
Produkcje tego typu, które biorą na warsztat coś pozornie niezbyt ciekawego, powinny umieć zbudować napięcie, walkę charakterów i rosnącą powagę sytuacji. Tak, żebyśmy, jak na szpilkach oczekiwali, aż nasi protagoniści w końcu staną oko w oko. Tu się tak nie dzieje, to film od linijki, który w momencie spotkania bohaterów zastaje widzów już tak znudzonymi, że jest nam wszystko jedno.
W ogóle ten film nie działa moim zdaniem prawie w ogóle dlatego, że nie mamy bohaterów. Edison grany przez Cumberbacha mógłby być opisany trzema słowami: ekscentryczny, egoistyczny geniusz. Gdyby w tej roli był ktokolwiek inny niż Benedict, ta postać działałaby jeszcze mniej choć sam aktor gra tutaj moim zdaniem na swoim klasycznym autopilocie, na jakim grał już nie raz ekscentrycznych, egoistycznych, geniuszy. Choć no, jak zawsze pięknie się na niego patrzy.
George Westinghouse jest już lepiej napisany, choć doskonale widzimy, że budowanie tego bohatera ograniczyło się do opisania go: przeciwieństwo Edisona. Mimo to, jego moralność i decyzje, które podejmuje, mówią o nim trochę więcej, niż przezroczysty Thomas. Niezaprzeczalną zaletą tej postaci jest fenomenalna gra aktorska. Choć tak, jak w przypadku Cumberbacha Michael Shannon też miał lepsze role. Warto dodać, że w jego wątku jest też jedyna bohaterka kobieca, która mówi o czymś więcej niż swoim mężu i Marguerite Westinghouse jest absolutnie najlepszą postacią w tym filmie. To znaczy, byłaby, jakby w połowie ktoś nie wyciął jej wszystkich linii dialogowych.
Na drugim planie mamy jeszcze Toma Hollanda, jako zaufanego asystenta Edisona i naprawdę chciałabym napisać wam cokolwiek o tym bohaterze. Jednak on po prostu jest. I mówi głosem Toma przed mutacją... w sumie właśnie po nim widać najbardziej te dwa lata, które film spędził w czyśćcu.
No i Tesla. Nicholas Hoult definitywnie moim zdaniem dołączył do wąskiego grona mężczyzn, którzy mogą nosić wąsy i wyglądają w nich świetnie. Tak samo, jak świetnie wyglądają na nim wszystkie piękne kostiumy i jak świetnie Nicholas gra tego kolejnego ekscentrycznego geniusza... Szkoda tylko, że ma cztery sceny. To zmarnowanie potencjału nie tylko genialnego młodego aktora, ale przede wszystkim cholernie ciekawej postaci. Ciekawszej moim zdaniem niż Edison.
Okej, więc scenariusz jest słaby, aktorzy robią z nim, co mogą, by wszystko wypadło dobrze, więc teraz pozostaje pytanie, czy reżyser im w tym pomógł? Powiedzmy. Reżyser zdecydowanie próbował stworzyć coś ciekawego, niektóre ujęcia są ładne, ale nie jest to nic, co wyróżniłoby ten film od innych wysokobudżetowych biografii.
Tym, co kładzie jednak ten film totalnie, jest wspomniany na samym początku montaż. Nowe studio po przejęciu produkcji zdecydowało się na ponowne poskładanie filmu i to niestety widać. Ujęcia nie są płynne, historia nie jest spójna, wszystko wygląda tak, jakby ktoś na siłę próbował zrobić coś nowego z materiałem, który ma już kilka ładnych lat. A niestety, jak nie ma z czego rzeźbić, to niestety nie stworzy się nic dobrego. Mój mąż podsumował to dość krótko: Gonciarz, niektóre filmy ma zmontowane lepiej i... nie sposób mi się z tym nie zgodzić.
Powiem szczerze: historia podręcznikowo jest interesująca, postacie historyczne też są ciekawe, ale niestety ta produkcja kompletnie zmarnowała początkowy potencjał. I tym sposobem dostaliśmy po prostu kolejną byle jaką produkcję historyczną, która jest po prostu niepotrzebna. Takie historie o białych facetach i ich geniuszu powstają od wielu, wielu lat, więc jeśli nie ma się pomysłu, w który można by je opowiedzieć ciekawie, to chyba lepiej sobie odpuścić.
Miło było popatrzeć na tych ładnych białych facetów, ale mówiąc szczerze, to nie polecam iść do kina. Chyba że też stęskniliście się za Cumberbachem na dużym ekranie, to wtedy jakiś promocyjny dzień w multipleksie może nie będzie aż takim wyrzuceniem kasy. Jak jednak nie zależy wam aż tak, to lepiej poczekać, jak za kilka miesięcy ta produkcja wyląduje na jakimś HBO Go, czy Amazonie, gdzie od początku powinno być jej miejsce.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top