Ⓢ Run
Czyli: rzucić to wszystko i się zakochać.
Jak wiecie, jestem wierną poddaną miłościwie mi panującej królowej Phoebe Waller-Bridge. W związku, z czym każdej kolejnej produkcji, w której macza palce, nie mogę się doczekać i tak właśnie było w przypadku Run.
Tym razem Phoebe oddaje pierwsze skrzypce swojej wiernej towarzyszce Vicky Jones, która razem z nią stworzyła wszystkie dotychczasowe seriale. Dlatego klimat całej produkcji z łatwością można porównać do ich poprzednich dzieł, nawet jeśli nie mamy tu bezczelnej narracji łamiącej czwartą ścianę. Co działa tylko na plus, bo przez cały czas możemy czuć się zwodzeni przez parę protagonistów.
Historia zaczyna się od przysięgi. Jednej z tych głupich obietnic, które składa się z chłopakami na studiach, którzy to wtedy wydają nam się miłością na resztę życia. I tak właśnie zrobili Ruby i Billy. Rozstali się, ale obiecali sobie, że jeśli wyślą smsa o treści "Run" i druga strona odpowie tym samym, to wskoczą w konkretny pociąg odjeżdżający z Nowego Jorku.
I tu poznajemy Ruby, która utknęła w swoim koszmarze klasy średniej gdzieś na przedmieściach i dla której to wiadomość od byłego ukochanego jest przyczynkiem do porzucenia wszystkiego. I tytułowej ucieczki.
Para spotyka się w umówionym pociągu i już od pierwszej sceny wiemy, że każda ich kolejna interakcja będzie nieszczera. Oboje mają mnóstwo do ukrycia, a to, że nie widzieli się piętnaście lat, znacznie wszystko ułatwia. Nawet jeśli napięcie między nimi można kroić nożem.
Na początku znacznie więcej dowiadujemy się o samej Ruby, o jej rodzinie i tym z jakimi kosztami może wiązać się jej spontaniczna ucieczka. Do naszej oceny pozostaje to, czy podjęta przez nią decyzja jest słuszna, ale ja... osobiście trochę za dobrze ją rozumiem.
Dużo gorzej jest z jej partnerem w zbrodni, bo słodki Billy ma tyle tajemnic ile pieniędzy na koncie. A my, razem z Ruby nie mamy pojęcia co tak naprawdę, dokładnie i szczerze zmotywowało go po tylu latach do porzucenia swojego uprzywilejowanego, kawalerskiego życia. I czy ta wielka, niekończąca się miłość do dziewczyny ze studiów naprawdę jest szczera.
W głównych rolach dostajemy wspaniały duet. Merritt Wever i Domhnall Gleeson kipią emocjami, a każda ich ekranowa interakcja jest po prostu bezbłędna. Nawet jeśli czasami nas strasznie irytują swoimi decyzjami to i tak nie można im odmówić tego, że cały czas grają na absolutnie najwyższych nutach.
Merritt Wever dostała do zagrania bohaterkę, która bywa nierzadko niezwykle wręcz irytująca. Mimo tego wystarczy jedna scena totalnej spontanicznej kradzieży sukienki, byśmy kochali ją nieprzerwanie. Poza tym uważam, że doskonale poprowadzony jest jej wewnętrzny konflikt nad tym, jak zjeść ciastko i nadal mieć ciastko w domu.
Za to Domhnall Gleeson... och Domhnall Gleeson... jaki to jest w ogóle totalnie piękny okaz męskiej urody, to brak mi słów. Strasznie go kocham na ekranie i cholernie żałuje, że tak zmarnowali jego postać w Star Wars, bo przecież on i Adam Driver to jest ogromne dobro. Tutaj podobnie, jak swoja ekranowa partnerka daje nam aktorski koncert. Pięknie obrazuje tego zakłamanego i jednocześnie cholernie połamanego chłopca, jakim jest Billy. Tym bardziej że jak atmosfera zaczyna się zagęszczać, to właśnie on jest tym, który chce zrobić "to, co właściwe".
Na drugim planie mamy niewielu bohaterów, ale gdy już ktoś się pojawia, to jego wątek służy głównie do podbudowania absurdu całej historii.
Właśnie to jest chyba w tym serialu najpiękniejsze, że zaczyna się on jako taka moralnie wątpliwa przygoda dawnych kochanków... a z każdym kolejnym odcinkiem cała fabuła zaczyna się tylko coraz bardziej plątać. Ja jako osoba, która jest dobrze zaznajomiona z dziełami obu twórczyń, doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że w końcu coś musi poważnie w tej historii jebnąć.
Przecież to nie może być tylko taka prosta historyjka o dwójce dorosłych ludzi na życiowym zakręcie.
I nie jest. W pewnym momencie twórczynie pozwalają spirali absurdu zakręcić się swoimi torami, przez co fabuła nie zatrzymuje się nawet na chwilę. A dla mnie to niezaprzeczalny plus i doskonały dowód na to, jak sprawnymi scenarzystkami są obie panie.
Czy w takim razie Run to serial idealny? Nie. Absolutnie nie. Moim zdaniem bardzo daleko mu do poziomu takiego Fleabag, ale nie ukrywajmy: Flebag, a zwłaszcza drugi sezon to są wyżyny twórczości serialowej w dziejach. Moim zdaniem najbliżej tej produkcji do recenzowanego tu przeze mnie kiedyś Crashing.
Może to wynikać z przeniesienia narracji, a może z tego, że Vicky nie jest jeszcze tak wprawioną twórczynią, jak jej koleżanka. Jednak po Run daje jej całą moją miłość i wszystkie kredyty zaufania.
Więc co dokładnie jest minusem Run? Przede wszystkim chyba to, że jest trochę za krótkie. Moim zdaniem przydałby się tam po dziesięć minut więcej na odcinek, by móc czasem trochę głębiej wejść w pewne wątki. Trochę żałuję, że oglądałam odcinek na tydzień, a nie poczekałam na całość, bo może wtedy niektóre wątki i decyzje bohaterów rezonowałyby ze mną trochę lepiej.
Nie jestem też fanką zakończenia tego sezonu. Wcale nie dlatego jakie decyzje podjęli bohaterowie, bo w obliczu całości rozumiem Ruby doskonale.... ale chodzi o to, że tam chyba jest plan na drugi sezon, a nie specjalnie lubię takie urwane narracje. Jeśli nie będzie drugiego sezonu, to cały wątek kryminalny (i postaci z nim związanych) traci na znaczeniu. A to słabo, bo był on przezabawny.
Podsumowując, powiem wam, że to idealny moment na przetestowanie HBO GO. Nie dość, że macie ten serial, to właśnie kończy się drugi sezon What We Do in the Shadows, czy trwa piąty sezon wybornego Billions. Nie mówiąc już o trzech WYBITNYCH wręcz sezonach doskonałego Killing Eve, które też przecież wyszło spod ręki Phoebe. I choćby właśnie dla tych trzech sezonów kryminalnej, miłosnej dramy totalnie warto sprawdzić tę platformę.
A przy okazji obejrzeć też Run. Mimo swoich wad to wciąż cholernie świeża, bezczelna i momentami bezpruderyjna produkcja doskonale obrazująca rzeczywistość relacji, nawet jeśli używa do tego specyficznych okoliczności.
Bo właściwie kto z nas nie chciałby rzucić absolutnie wszystkiego i uciec w ekscytującą podróż z cholernie atrakcyjnym parterem. Chociaż na kilka dni... w końcu co może pójść nie tak?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top