Ⓝ Queer Eye

Czyli: każdy potrzebuje czasem usłyszeć, że jest super.

Uwaga, mam dla was komunikat — jeśli nie macie, co robić, bo zaczęły się wakacje, to rzućcie wszystko i lećcie na Netflix obejrzeć tę produkcję.

Koniec komunikatu.

O mój najsłodszy Thorze, to jest produkcja idealna! Kilka dni temu mając chęć na obejrzenie czegoś bez wielkiej fabuły, w końcu włączyłam Queer Eye i skończyłam gdzieś w okolicy drugiej w nocy na połowie drugiego sezonu. Muszę wam przyznać, że nie oglądał programów telewizyjnych od lat, jedynym, który jeszcze śledziłam, był Top Gear (ok, jestem psychofanką, ale o tym nie mówimy), ale oni też przenieśli się na streaming. Więc kultura programów o metamorfozach domów, ludzi, czy też kuchni są mi całkowicie obce i kojarzę je tylko z przypadkowych wyrwanych z kontekstu odcinków, gdy jestem u teściowej na obiedzie.

Jednak gdy Queer Eye pojawiło się na Netflix w odnowionej formie (program wcześniej już był emitowany w amerykańskiej telewizji) miałam wrażenie, że jakaś wielka tęcza uderzyła w mój internet. Jednak jak wspomniałam, do "programów telewizyjnych" podchodzę z dystansem, więc dałam sobie na wstrzymanie... i cholernie tego żałuję. To prawdziwa perełka amerykańskiego Netflixa i w sumie nie ma co się dziwić, że w ciągu roku wypuścili już trzy sezony!

Dobrze, jednak o czym w ogóle jest ten program! Queer Eye to piątka zdeklarowanych gejów, którzy mają swoje supermoce i odwiedzają oni ludzi na południu Stanów Zjednoczonych, by poprawić ich życie.

Wszystko zaczyna się od tego, że ktoś z bliskich naszego bohatera nominuje go przeprowadzenia takich zmian, a nasza Bajeczna Piątka wpada do niego z rozmachem, entuzjazmem, tęczą, brokatem i przede wszystkim uśmiechem. Później próbują naprawić to, co mogą sami w życiu naszego bohatera, ale przede wszystkim zachęcić jego samego do pewnych drobnych zmian i co najważniejsze: przekonać go, że jest wartościowy!

Można w tej chwili pomyśleć, że to właśnie jeden z tych typowych programów o metamorfozach, gdzie pod koniec człowiek, którego poddano zmianom, będzie uśmiechał się sztucznie w ciuchach, na które go nie stać i odstawiony w sposób, na który nigdy nie będzie miał czasu. Jednak właśnie serce tego programu polega na tym, że wcale tak nie jest. I zanim opowiem wam czemu, przedstawię naszą Bajeczną Piątkę i ich moce.

Na pierwszy ogień idzie ten najcudowniejszy, najbardziej unikatowy i tryskający pogodą ducha człowiek, czyli Jonathan Van Ness! Jonathan zajmuje się urodą, włosami, brodami, pielęgnacją, ale też w dużej mierze pewnością siebie, bo z Jonathana ta pewność siebie się nie wylewa, ona wybucha jak wulkan! Jest on najbardziej charakterystyczną postacią z nich wszystkich, a jego zadanie jednym z tych najbardziej oczywistych, ale to nie do końca prawda. Przede wszystkim jest największą osią przekonania naszego bohatera, że jest piękny taki, jaki jest wewnątrz. A dopiero później zajęcie się warstwą zewnętrzną. Poza tym jest osobą niebinarną, co powoduje, że to jak się ubiera to wygryw w życie.

Mamy włosy, więc czas na garderobę i tu wkracza Tan France. Muszę wam przyznać, że właśnie Tan pierwszy przyciągnął moje spojrzenie, od razu miałam takie — wow, już go kocham, on wygląda fantastycznie i jest tak cudownie uroczo uszczypliwy wobec swoich kolegów. Chwilę później się okazało, że jest Brytyjczykiem (pakistańskiego pochodzenia) i miałam takie... no tak, wszystko jasne, czemu go pokochałam od pierwszego wejrzenia. Jednak wracając do tematu, Tan zajmuje się modą i tym, by pokazać, że kilka drobnych zmian, może zmienić w naszym wizerunku naprawdę wiele. Jego postać jest też ważna w ekipie nie tylko z uwagi na jego pochodzenie i wychowanie, ale to, że jest zamężny od prawie dwunastu lat, co daje mu już dość duże pole do popisu, by rozmawiać z bohaterami o ich związkach.

Bobby Berk jest superbohaterem, jeśli chodzi o wnętrza, zajmuje się designem mieszkań bohaterów i sprawianiem, że ich życie będzie łatwiejsze. Jasne, remont na pewno wiele ułatwia w życiu, ale czy ma takie wielkie znaczenie dla naszej psychiki? Zależy od tego, co za sobą niesie, bo Bobby czasem zamieni miejscami pokoje, a w życie ludzi mieszkających w domu wkraczają duże zmiany. Bobby ma też za sobą największy bagaż emocjonalny, bo nie tylko był adoptowany, ale później w wieku siedemnastu lat całkowicie odrzucony przez swoją głęboko wierzącą rodzinę, gdy ujawnił się ze swoją orientacją. Ma to niezwykły wpływ na emocjonalny poziom niektórych rozmów, ale też na to, że właśnie z nim niektórzy bohaterowie mogą wymienić najwięcej doświadczeń.

Dobrze, ale teraz pomówmy sobie całkowicie szczerze o największym chodzącym ciasteczku, jakie ostatnio było mi dane zobaczyć.... przed wami Antoni Porowski. Brzmi trochę znajomo? Tak! Antoni jest polakiem, a właściwie jego rodzice są polskimi imigrantami, którzy wychowali go w Kanadzie. W programie i w życiu zawodowym Antoni zajmuje się gotowaniem, jego zadaniem jednak nie jest nauczenie naszego bohatera jak jeść pięcioma widelcami w drogiej restauracji, a bardziej jak przygotować zdrowe paluszki rybne dla jego dzieciaków. Ciekawostka? Kiedy Antoni zaczyna płakać w programie, ja zaczynam dwa razy mocniej i... zazwyczaj nie zaśmiecam wpisów niepotrzebnymi zdjęciami, ale chyba tym wsparciem estetycznym muszę się z wami podzielić. Jego Instagram, na słodkiego Thora, jego Instagram...

I na koniec postać chyba najważniejsza w moim odczuciu, czyli Karamo Brown. Karamo zajmuje się w programie psychologią, motywacją i szeroko, bardzo szeroko pojętą kulturą. Jego znaczenie jest największe dla bohaterów, bo to on jest tym, który ich motywuje i który odbywa z nimi najpoważniejsze rozmowy o ich lękach i problemach. To filmowa wersja terapeuty, o którym każdy z nas marzy i na początku nie byłam przekonana do jego prawd oczywistych, ale później widziałam, jak wielki one mogą mieć wpływ na czyjeś życie. Poza tym Karamo jako jedyny z piątki ma dzieci, więc też cudownie odwołuje się do własnych doświadczeń.

Dobrze, więc teraz powiem szerzej o tym, co sprawia, że ten program jest taki niezwykły w swojej skuteczności. Najcudowniejsze w nim jest podejście do bohaterów odcinków, które ma Bajeczna Piątka, to, że nie ciągną nikogo za uszy i zawsze są przemili. Zmiany, które chcą wprowadzić w życiu bohaterów, są czasem drobne, ale mają mieć wielką moc. Dlatego Tan zawsze pyta o opinie o wybranych ubraniach i zawsze się stosuje do odpowiedzi, jakie dostaje. Nie próbuje hipisa zmienić w biznesmena, a znaleźć mu zieloną marynarkę z lnu, która da dużo lepszy efekt. Dlaczego? Dlatego, że nawet po zakończeniu odcinka bohater będzie ją nosił. Tak samo, jeśli chodzi o włosy, brody, czy pielęgnacje. Jonathan nie zostawia bohaterom łazienki pełnej kosmetyków, których nie będą używać, a wszystko zaczyna od pytania o ilość czasu, jaką ma się rano na ogarnięcie. I pod te trzy do piętnastu minut dobiera wszystkie porady.

Jednak to, co uderzyło mnie chyba najbardziej to, że jeśli mają w odcinku ojca szóstki dzieci, to nie wybiorą mu ciuchów za tysiące dolarów, a nauczą jak dobrać odpowiednie z tych dostępnych w supermarkecie.

Antoni też nie próbuje zamienić nikogo w szefa kuchni, a pokazać mu, jak zrobić coś fajnego samemu, na szybko, tanio, tak by śpiesząc się rano z dziećmi do szkoły zaproponować im coś wartościowego.

Nikt nie wmawia też w żadnym momencie bohaterom, że muszą iść na siłownię, czy schudnąć, nie. Tu działa magia tego, by czuć się dobrze w punkcie, w którym się jest.

Właśnie dlatego ten program ma moc na podłożu działania i zmian, jakie wprowadza w życie ludzi, którzy się w nim pojawiają.

Jest jeszcze jednak cały aspekt psychologiczny i emocjonalny, z jakim mamy do czynienia i tu muszę was ostrzec — weźcie sobie paczkę chusteczek. Ja, jak już wiecie, chlipie ze wzruszenia chyba na każdym odcinku, a jestem osobą dość cynicznie romantyczną.

Zacznijmy jednak mówić szerzej, bo szerzej nie mówi się o męskich uczuciach. Program, jak wspomniałam, rozgrywa się na konserwatywnym południu USA, co za tym idzie mamy tu osoby silnie zakorzenione w religii, czy w modelu, że mężczyźni nie powinni płakać, czy okazywać słabości. Co doskonale kontrastuje właśnie z naszą kolorową piątką prowadzących, którzy od razu przełamują bariery dotyku, przytulając swoje "ofiary" i prawiąc im komplementy.

Większość bohaterów nosi źle dobrane ubrania, czy o siebie nie dba, bo nie wie jak, bo przecież to "gejowskie", bo się wstydzą tego, jak wyglądają i mają koszmarne kompleksy. I wtedy najbardziej widać, jak czasem wierzymy w coś, co widzimy tylko my sami, gdyż osoby pojawiające się w naszym życiu z zewnątrz uważają nas za dużo lepsze.

Hej! Jeśli nagle piątka obłędnie przystojnych gejów, mówi Ci, że jesteś super, to musisz poczuć się super!

Jasne, czasem to magia telewizji, jednak niesamowicie poprawiające na duchu jest to, jak widzimy, jak czasem drobne zmiany z przełamaniem swoich słabości mogą przynieść całą lawinę pozytywnych zmian. Zmian, które z nami zostaną, bo bohaterowie pierwszych edycji nie wstydzą się mówić, że nie są one tylko chwilowe, a z tego, że odważyli się zaprosić w końcu na randkę jedną specjalną kobietę, niedawno wyszedł ślub.

Czasem jednak niektóre odcinki wchodzą w psychologię i socjologię dużo głębiej, niż wskazywałaby na to lekka forma programu. W drugim odcinku bohaterem jest policjant z Arizony, którego nominował jego kolega z pracy i w tym odcinku dostajemy niezwykle długą, poważną i trudną rozmowę. Karamo rozmawia z bohaterem o podejściu policji do osób czarnoskórych i stereotypach, które zawsze działają w dwie strony.

W innym odcinku to Bobby będzie musiał zderzyć się z głęboko wierzącą bohaterką, którą nominował jej homoseksualny syn. Nie dlatego, że mama ma problem z jego orientacją teraz, ale trochę z tym, jak było wcześniej, gdy się ujawnił, więc tu też dostajemy rozmowę o tym, jak kościół a Bóg to czasem dwie zupełnie skrajne sprawy.

Program też doskonale burzy mury kulturowe, jak sami Panowie mówią w zwiastunie, nie walczą już o tolerancję, a o akceptację. Dlatego niesamowite wrażenie robi na mnie, jak proste stwierdzenia mogą nagle skrócić dystans o milion lat. Kiedy mówią bohaterowi: tak samo jest z moimi dziećmi, kiedy zostałem ojcem, też się bałem, w moim małżeństwie też nie zawsze jest różowo, też byłem odrzucony, bo o siebie nie dbałem... bohater od razu wie, że ten człowiek po drugiej stronie rozumie jego położenie. Nawet jak pozornie jest gejem pakistańskiego pochodzenia wychowanym w Wielkiej Brytanii, to nie ma znaczenia, obaj wiedzą, jak to jest denerwować się przed własnym ślubem.

Podsumowując, czasem naprawdę fajnie jest sprawdzić produkcję, o której mówi cały Twój internet i się nią nie zawieść, a nawet ją pokochać. Nawet, jak cały czas nie mogę przeżyć obrzydliwości polskiego tytułu. 

Liczyłam na to, że dostanę produkcję ciepłą i zabawną, ale skala przeszła wszelkie moje granice i pierwszy raz w całym moim życiu zabrałam się za pisanie recenzji już na etapie połowy pierwszego sezonu. Oglądam ten program od trzech dni i mam wrażenie, jakby nagle zmienił moje życie na lepsze i jakbym zyskała nowych bajecznych przyjaciół.

Jeśli chcecie Queer Eye nadrobić, to muszę wam przyznać, że nie ma lepszego momentu, by się za to zabrać! Chłopaki wracają czwartego lipca z czwartym sezonem do Kansas City, a później z piątym do Filadelfii. I jeśli to nie jest coś dobro wszechświata, to nie wiem, co nim jest.

Idźcie i kochajcie ten program, jako i ja pokochałam.

Zwłaszcza w czerwcu! 🌈

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top