★ Hellboy
Czyli: Na brodę Merlina! Dlaczego..?
Napisze wam to już w pierwszym zdaniu — nie róbcie sobie tego pod żadnym pozorem. Nawet jak macie Unlimited i nie macie pomysłu co zrobić z popołudniem, to idźcie trzeci raz na "Captain Marvel", czy drugi na "Shazama". Tylko nie na to.
Dawno nie widziałam tak koszmarnie złego filmu, który by tak bardzo nie trafił na absolutnie żadnej płaszczyźnie. Ok, była "Alita", ale na szczęście już wyparłam jej istnienie.
Przede wszystkim ta produkcja jest spóźniona o jakieś dobre dwadzieścia lat, teraz już zwyczajnie się tak nie robi filmów i nie wiem, co w głowie mają twórcy, ale chyba pustkę.
Muszę wam przyznać, że nie znam komiksów, nie miałam ich nawet w dłoni, więc będę skupiać się tylko na tym, co obejrzałam bez żadnych odniesień do pierwowzoru. A co do wersji zrobionych przez Guillermo Del Toro te prawie piętnaście lat temu, to jakoś za nimi nie przepadam. Choć po wczorajszym seansie zaczynam je zdecydowanie doceniać.
Okej... Więc o co w tym całym bałaganie de facto chodzi. Chodzi o to, że zła czarownica chce zniszczyć ludzkość i rządzić na niej z innymi szatańskimi pomiotami. Jednak zanim jej się to udaje Król Artur, (tak, TEN Król Artur) ćwiartuje ją Excaliburem i ukrywa tak, BY NIKT NIGDY JEJ NIE ZNALAZŁ I NIE POSKŁADAŁ DO KUPY.
Co oczywiście udaje się pierwszemu lepszemu kiepowi, ale okeeeej.
Do walki z Nimue staje nasz bohater, czyli Hellboy. Wychowany przez naukowca demon, który od lat walczy w specjalnej jednostce z wszelkimi wampirami i innym tałatajstwem.
Do walki z naszą złą wiedźmą dostaje swoją koleżankę, ludzką dziewczynę, która jest silnym medium i lekko uprzedzonego do wszystkiego i wszystkich żołnierza.
I tyle. Dalej czeka nas już festiwal bardzo kiepskiego CGI i najprostsza najbardziej oklepana misja — uratujmy świat.
Co w Hellboyu boli najbardziej to... wszystko.
Ale jeśli miałabym być bardziej dokładna to przede wszystkim cholernie beznadziejny humor. Film został wypuszczony w kategorii wiekowej R, która de facto oznacza, że na ekranie leje się krew, a bohaterowie rzucają ku*wami na prawo i lewo. Tylko... po co?
Owszem, taki "Deadpool" koniecznie potrzebował tej Rki, ale tam humor działał na zupełnie innym poziomie. Tam był błyskotliwy i brutalny. Tu jest klozetowy. Serio. Parsknęłam ze śmiechu dwa razy, ale to raczej z zażenowania niż faktycznie dobrze napisanego dialogu.
A co do hektolitrów krwi... to są one po prostu niesmaczne. I nie, nie chodzi o to, że mam tu jakiś uraz, serio, lubię filmy o zombie nazistach i nie robi to na mnie wrażenia, ale tu było to wymuszone. Film totalnie obył by się bez tego, nic by nie stracił. Wszystko rozbija się o to, czym ta produkcja miała być, bo ani to horror, ani komedia... a jeśli chodziło o elementy horrorowe to większość tych filmów kategorii R nie posiada.
Więc kompletnie nie rozumiem, czemu producenci tego filmu zdecydowali się właśnie na robienie w tej kategorii wiekowej. Jasne, na świecie nikt tego tak nie przestrzega, ale przychód z kin poza Stanami są też dużo niższe. Dlatego wytwórnią zależy na tym, by jak najwięcej zarobić w USA, a tam największe grono potencjalnych nastoletnich stulejarzy po prostu na tą produkcję nie wejdzie.
Podobnie w Chinach. Chiny to ogromny rynek, gdzie taki "Aquaman", czy "Venom" zarobili chore pieniądze. Jednak "Hellboy" nie zarobi, właśnie przez kategorie R. Na tamtym rynku nie ma mowy, by taka produkcja przeszła.
Scenariusz jest koszmarnie leniwy, jest tak przewidywalny, że "After" przy tym to prawdziwe dzieło kultury. Ekspozycja wali nas po oczach nie tylko dramatycznie źle nakręconymi retrospekcjami, co omawianiem ich kilka razy w kółko przez bohaterów. To jest po prostu bez sensu.
Bohaterowie są nakreślami kilkoma zdaniami... Och czy tego samego nie pisałam przy recenzji "After". Tak, pisałam. Więc tam to były chociaż zdania złożone.
Nasz główny bohater to jakiś pryszczaty nastolatek, który na złość tacie odmrozi sobie uszy. Hellboy jest jednym z najbardziej irytujących bohaterów, jakich widziałam na ekranie. O tym, jak David Harbor wypadł w tej roli, nie ma co pisać, bo tu nie ma roli. Niech on wraca lepiej do "Stranger Things", bo tam jest moim ulubieńcem.
Partnerująca mu Sasha Lane to moim zdaniem najjaśniejszy punkt całego tego syfu. Dziewczyna jest niezwykle utalentowana, szkoda, że tak marnuje swój potencjał, ale wiadomo, produkcję z festiwalu Sundance nie sprzedają się tak dobrze... Choć to też nie sprzedaje się w ogóle. Anyway. Sasha. Jej postać ma najwięcej charakteru, najlepiej rozpisaną historie i jest po prostu urocza. To jedyny bohater, do którego możemy czuć tu jako taką sympatię.
Jest jeszcze Daniel Dae Kim jako Ben Daimio i jest to postać, która musi tam być, bo scenariusz tego od niej wymaga. On po prostu jest niezbędny dla fabuły, a to, że przy tym trochę wkurwia to inna kwestia. Wiadomo było przecież, jak się skończy jego rola i do czego to zmierza. Jednak no, ja tam lubię koty.
Właśnie. Ważna rzecz — zwiastuny. Widziałam może dwa? Chyba tak, ale i tak zawarte w nich było co najmniej pięć ważnych dla fabuły scen i w miarę udanych dowcipów. To w ogóle zabawne, że żarty lepiej działały w zwiastunie niż później w samym filmie.
Na plus mogę wymienić tylko, że muzyka jest naprawdę spoko. Kawałki są wrzucone momentami mocno na siłę, ale same utwory były super.
No i ostatnie pięć minut filmu jest super. Jest dokładnie tym, czym ten film mógłby być, jakby komuś się chcialo go napisać. Jednak nikomu się nie chciało. I jeden oszukany master shot nie przekona mnie, że obejrzałam coś dobrego.
Nie wiem, kto wpadł na pomysł, by stworzyć film tak koszmarnie nieudany i jeszcze doprawić go kategorią wiekową, która uniemożliwi sprzedanie go. Przecież serio, wystarczyłby niewielki nakład pracy, a ten film mógłby bez problemu być na poziomie "Venoma" i zarobić swoje w Chinach. Jednak nikt o tym nie pomyślał. Tak samo, jak nikt nie wpadł na pomysł, by puścić ten film w jakimś sierpniu, a nie na tydzień przed EndGame, które jak wiadomo, pozamiata wszystko.
Co by nie mówić, Hellboy pozostawił mnie z wieloma pytaniami. Głównie o to, dlaczego ja lepiej znam się na jakiś podstawowych sposobach marketingu filmu, niż sami marketingowcy. Nie wiem, naprawdę nie wiem, jak można było popełnić tyle błędów, wiedząc, jaki produkt ma się do sprzedania.
A produkt jest duży, kwadratowy, koszmarnie brzydki i nie wart ani krzty naszego czasu.
Jak to podsumowałyśmy z AnnaDowneyJr , idąc jednego dnia na "After" i "Hellboya" kompletnie nie spodziewałyśmu, się że "After" będzie tym lepszym.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top