★ After

Czyli: lepiej obejrzeć "Cruel Intentions"

Dawno temu, gdy szliśmy ze znajomymi na drugą część przygód Greya i Anastazji ze znajomymi stwierdziliśmy, że: nie mamy godności, ale mamy Cinema City Unlimited.
Dlatego czasem z premedytacją robię sobie złe rzeczy, bo nie muszę za nie płacić.

I dlatego właśnie poszłam na "After".

Przyznam szczerze, że trochę jestem za stara i jakoś ominęła mnie wielka faza na One Direction i Pana Stylesa, ale no... wiem, z czym to się je. Też byłam nastoletnią fangirl i też pisałam prze paskudne fan fiction o wokaliście ulubionego zespołu. Tylko jak patrzę na nie teraz, to cieszę się, że robiłam to w czasach przed Wattpadem.

Jednak twórczyni tego dzieła jakimś cudem zaistniała, wydała serię książek, zarobiła kupę pieniędzy, a teraz zrobiono na ich podstawie film. Więc hej, może jest dla nas, wattpadowych twórców jakaś szansa?

Fabuła jest generyczna, to już było wiadomo po książce, ale w filmie bije to jeszcze bardziej po oczach. Co prawda to co widzimy na ekranie jest znacznie, znacznie dalej od Greya, ale dużo bliżej temu do wspomnianego "Cruel Intention". 

Nie jest to nic nowego, widzieliśmy to już milion razy, nic nas nie zaskoczy i możemy tylko siedzieć na sali kinowej wyliczając wszystkie klisze typowej romantycznej teen dramy. Naprawdę, cały film czekałam na to aż bohaterka będzie płakać w deszczu. 

Nie wiem, kto wpadł na pomysł by dawać na plakaty tag line, o byciu godnym następcą Greya, bo ani to nie ma nic wspólnego z godnością, ani z seksem. 

Sukcesem książek E. L. James był właśnie seks. Dla mnie okropnie napisany i nudny jak flaki z olejem, ale jak zadziałał na społeczeństwo to inna kwestia. "After" czytać nie próbowałam, moja znajomość bazuje na zalinkowanym wyżej filmiku (polecam!), ale zakładam, że też było go sporo. 

W filmie nie ma go w ogóle, ale nie ma co się dziwić, w końcu to produkcja dla nastolatek, a kategorie wiekowe w USA jednak są dość restrykcyjne. Dlatego moim zdaniem "After" dużo lepiej sprawdziłby się jako produkcja Netflixa, bo własnie jest na poziomie ich produkcji oryginalnych romansów. 

A tak — przy budżecie około czternastu milionów, "After" ledwo uciułał w USA sześć. Pewnie wyjdzie na zero, ale o sukcesie raczej nie ma tu co mówić. 

Pomówmy o warstwie realizacyjnej, bo tu naprawdę nie ma na co narzekać. Film jest nakręcony bardzo dobrze, zdjęcia w niektórych momentach są śliczne, meble ładne, a muzyka dopasowana. Właśnie wydaje mi się, że lwią część budżetu pochłonęły właśnie te wszystkie kawałki — soundtrack naprawdę przypadł mi do gustu.

Najgorsze jednak jest to, że Hardin ma moc zwalniania czasu. Serio, każde spojrzenie naszego bohatera jest w slow motion, co jest ku*ewsko irytujące i wybijające z rytmu, w którym twórcy próbują nam sprzedać tego odgrzewanego na tysiąc razy kotleta.

Aktorstwo jest poprawne. Jak na totalne świeżaki to wszyscy wypadają nieźle, co prawda bohaterowie, których grają, w większości są po prostu paskudni, ale to inna kwestia. Wszyscy są tutaj zarysowani jakimiś trzema zdaniami.

Mamy tu typową szarą myszkę, która ubiera się brzydko, nie maluje się, nie pije i się nigdy nie masturbowała. I jego, bedboja z tatuażami, który patrzy tak pięknie, że wiadomo, że będzie miłość. Nie muszą nawet ze sobą rozmawiać. Wszyscy wiemy, jak to się skończy.

Iiiiiii tyle mam do powiedzenia o realizacji.

Serio. Wszystko jest od linijki i bez żadnych szaleństw.

Podsumowując — idąc na "After" bałam się nieziemsko, że dostanę film po prostu okropny, albo chociaż tak cudownie zły, jak wszystkie części Greya, które lubię sobie odpalić nawalona z koleżankami i śmiać się z tych drewnianych dialogów i okropnego aktorstwa.

I dlatego właśnie "After" ma niezwykłą przewagę nad Greyem, jest filmem, w którym te wszystkie okropne durnoty przechodzą przez gardło jakoś łatwiej, bo to jednak teen drama, która nie aspiruje do romansu stulecia. Nikt tu nie udaje, że opowiada nam o biznesmenach i kierowniczkach wydawnictw. Nie to tylko durne nastolatki, które chcą pić i się bzyknąć. W końcu wszyscy wiemy, na jakiej podstawie powstał "After" i nikt tu nie oczekuje cudów.

Ten film jest po prostu okropnie nijaki i wtórny.

Dlatego moim zdaniem właśnie miejsce takich produkcji powinno jednak być na platformach streamingowych, bo tam jakoś te wszystkie rzeczy giną pod natłokiem bogactwa biblioteki. W kinie zdecydowanie wolałabym oglądać produkcje, które są czymś oryginalnym. Jak zeszłoroczny "Love, Simon", który mimo ogranego tematu wymiany maili z nieznajomym był czymś świeżym, bo opowiadał nam w cudownie ciepły i mądry sposób to, jak trudny może być coming out. Czy poruszać ważniejsze kwestie, jak "The Hate U Give", które zaskoczyło mnie pozytywnie, jak dobrym było filmem.

I powiem wam tylko, szanujcie się i zamiast sięgać po kolejną wtórną bajeczkę o bedbojach, spróbujcie znaleźć produkcję, która powie wam coś więcej.

Chyba że lubcie filmy o nastolatkach z rakiem, bo one sprzedają się zawsze i wszędzie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top