Toothbrush

⬆⬆ Piosenka idealna do rozdziału, natchnęła mnie xD



Zamknąłem za nami drzwi nie rozłączając naszych ust. Przyparłem ją do ściany, na co westchnęła, a pocałunkami zszedłem na jej szyję, przy okazji pozbywając się jej kurtki. Ściągnęła mi moją z ramion i od razu złapała za materiał koszulki, której się pozbyła. Z powrotem przywarłem do niej ustami i łapiąc ją w pasie, podniosłem ją, kierując się z nią do sypialni.

Wylądowaliśmy na łóżku, tak że brunetka siedziała na mnie okrakiem. Zdjęła swoją bluzkę i stanik, po czym dobrała się do mojego rozporka.

Kilka minut później oboje byliśmy już nadzy. Spojrzałem na dziewczynę leżącą pode mną, kiedy zakładałem prezerwatywę i uśmiechnąłem się zadziornie. Podciągnęła się i uklękła przede mną na materacu, a jej wargi spotkały się z rozgrzaną skórą na mojej klatce piersiowej.

- Jak chcesz to zrobić tym razem? – wyszeptała, po czym spojrzała mi wprost w oczy. Złączyłem nasze usta w mocnym pocałunku.

- Od tyłu – mruknąłem. Odwróciła się i pochyliła, opierając na przedramionach, a ja nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Wszedłem w nią płynnym ruchem, a z jej ust wydobył się głośny jęk. Poruszałem się w niej co jakiś czas zmieniając tempo.

Złapałem ją za ramiona i podciągnąłem. Opierała się plecami o moją klatkę piersiową, moje dłonie spoczywały na jej biodrach, a jej na moich. Zacząłem składać pocałunki na jej barku, od czasu do czasu przygryzając skórę. Zsunąłem jedną z dłoni na złączenie jej nóg i zacząłem pocierać jej wrażliwy punkt. Z jej ust wydobyło się przeklęcie, a ja przyśpieszyłem ruchy.

- Luke... - jęknęła. – Jestem blisko – wydyszała. Odwróciła głowę w prawo, a ja od razu ją pocałowałem.

- Ja też – szepnąłem. Zacisnąłem dłoń mocniej na jej biodrze. Wszedłem w nią mocno, dochodząc, a ona wyjęczała moje imię, drżąc. Oboje oddychaliśmy szybciej. Wyszedłem z niej i pozbyłem się gumki. Położyła się na łóżku, uśmiechając się do mnie. Starała się unormować swój oddech. Położyłem się obok niej. Przewróciła się na brzuch i podparła na przedramionach, a ja przymknąłem na chwilę oczy i wziąłem kilka głębszych wdechów.

- Co powiesz na powtórkę? – nie mogłem powstrzymać uśmiechu cisnącego się na moje usta po usłyszeniu pytania. Spojrzałem na nią.

- Pod prysznicem?

- Przyda nam się kąpiel – cmoknęła ustami.


Ziewnąłem, przecierając dłońmi oczy i podniosłem się do pozycji siedzącej. Rozciągnąłem się trochę i spojrzałem na bok, ale brunetki obok mnie nie było. Małe zaskoczenie, ale trzeba sprawdzić kuchnię. Nigdy nic nie wiadomo, chociaż przeważnie kiedy się budziłem już jej nie było.

Wstałem i podszedłem do szafy wyciągając z niej szare dresy, po czym je założyłem. Zawiązując sznurek skierowałem się do wyjścia z pokoju. Przeczesałem dłonią włosy, przechodząc do kuchni.

- Oh, już wstałeś – uśmiechnęła się. Z zaskoczeniem dostrzegłem, że była już ubrana. – Zrobiłam sobie kawę, którą właśnie kończę – przechyliła kubek, dopijając do końca i odstawiła go do zlewu. – I właśnie się zmywam. Jakby co, masz mój numer – podeszła do mnie. – Dzięki za nocleg – złapała mnie za brodę i stanęła na palcach, po czym musnęła kącik moich ust. – Świetnie się bawiłam – wyminęła mnie.

- Blanca? – odwróciłem się za nią.

- Hmm? – spojrzała na mnie.

- A gdzie moja kawa? – roześmiała się.

- Masz rączki? – puściła mi oczko i skierowała się do wyjścia, a ja odprowadziłem ją wzrokiem, wsłuchując się w stukot jej obcasów. Słyszałem jak zamyka za sobą drzwi.

- Cholera...


Siedziałem w lokalu, który okupowaliśmy z kumplami po każdej imprezie, ze względu na dobre żarcie. Żaden z nas talentem kulinarnym nie grzeszył, a musieliśmy jakoś wspomóc organizm w leczeniu kaca i zwykle nieprzespanych nocy. Najlepiej tłustym jedzeniem i piwem.

Czekałem na tych idiotów już dobre dziesięć minut, ale w końcu się zjawili. Usiedli naprzeciwko mnie, od razu sięgając po menu.

- Jest źle – powiedziałem.

- Co? – westchnął Hood. – Znów kod: szczoteczka do zębów? – zakpił.

- Gorzej.

- Co, kota Ci na chatę sprowadziła? – zaśmiał się Michael.

- Nie.

- To o co chodzi? – Calum podniósł na mnie wzrok znad kartki.

- Złamała schemat.

- Jaki znowu schemat?

- Ile razy mam wam powtarzać? Przecież to jest banalnie proste – westchnąłem. – Jeśli nie chcesz się wiązać, spotykasz się z dziewczyną nie dłużej niż trzy tygodnie, za każdym razem po waszym wyjściu zabierasz ją do siebie. Po co? Bo jeśli zechce czegoś więcej, nie wysilając się na łapanie sygnałów, zobaczysz to i będziesz mógł szybciej ją spławić. Jak? Będzie zostawiać coś swojego. Najczęściej jest to szczoteczka do zębów, stąd kod, ale nie tym razem – patrzyli na mnie jak na idiotę.

- Nie – spojrzałem na Clifforda, który użył niedowierzającego tonu. – Użyła twojej szczoteczki? – przewróciłem oczami, kiedy zaczęli się śmiać.

- Zdaję się z idiotami.

- Dobra, mniejsza... - zaczął brunet. – Nie zostawiła nic i co z tego?

- To, że spotykam się z nią trzy tygodnie i nic. Za każdym razem kiedy się budziłem albo jej nie było albo właśnie wychodziła. Zwykle laski bawią się w śniadania albo czekają aż się obudzę, ale Blanca jest inna. Nawet seks jest inny, nie pamiętam nawet czy powtórzyliśmy jakąkolwiek pozycję więcej niż dwa razy. Pieprzyliśmy się nawet w kuchni, a inne tylko grzecznie w łóżku. Dzisiaj rano spotkałem ją w kuchni, jak kończyła kawę i co na pożegnanie? „Jakby co masz mój numer. Dzięki za nocleg". Żadnego „zadzwoń", „będę czekać na twój telefon" czy głupiego „do zobaczenia".

- Po prostu Cię wykorzystuje, tak jak ty ją, od co – Mike wzruszył ramionami.

- Podoba Ci się – przeniosłem wzrok na Hooda marszcząc brwi. – W sensie, że bardziej niż inne. Podoba Ci się to, że się Ciebie nie uczepiła i to ty musiałbyś się starać po coś więcej.

- Kto powiedział, że chcę czegoś więcej?

- Sypiasz z nią od miesiąca, stary, zgubiłeś rachubę – uśmiechnął się złośliwie.

- Co?

- Jakby się nad tym zastanowić – zaczął Clifford. – Zaczęło się od urodzin Ashtona, a już sierpień i to dziesiąty. Ponad miesiąc Luke. Ponad miesiąc.

- Kurwa.

- Zdecydowanie złamała schemat – zaśmiał się Calum.

- Zabierasz ją na urodziny Conora? To w następny piątek, tak dla przypomnienia, bo chyba masz problem z kalendarzem.

- Co? Nie. To koniec.

- Hę?

- Koniec.

- Jesteś idiotą, Hemmings.


Jak na złość koniec wcale nie okazał się końcem. Wieczorem znów wyszliśmy do baru i jak się okazało dziewczyna również w nim była ze swoimi znajomymi i skończyło się na tym, że znów wylądowaliśmy u mnie. Kurwa. Jakimś cudem nie potrafiłem skupić się na innych, kiedy była w pobliżu. Nowością było dla mnie wybranie tego co znałem od czegoś nowego i to mnie przerażało.

Westchnąłem i spojrzałem na bok. Nowością było również obudzenie się przed nią. W zasadzie było ledwie przed siódmą i sam się sobie dziwiłem. Przewróciłem się na bok, wciąż na nią patrząc. Oddychała powoli i równomiernie, leżąc na brzuchu, a jej twarz była odwrócona w moją stronę. Wypuściłem głośniej powietrze z ust. Mruknęła coś pod nosem i poruszyła się. Przewróciła się na plecy i usiadła, po czym przetarła twarz dłońmi wciąż nie zdając obie sprawy, że ją obserwuję, a mój wzrok wcale przez chwilę nie znalazł się na jej nagich piersiach. Odgarnęła włosy do tyłu.

- Hej – spojrzała na mnie zaskoczona, na co się zaśmiałem.

- Nie śpisz dlatego, że jest już późno czy wstałeś wcześniej?

- A co za różnica?

- Hmm – zmrużyła oczy. – Zaspany wyglądasz uroczo.

- Nie jestem uroczy.

- Każdy facet tak mówi – wzruszyła ramionami. – Dobra, ubieram się i się zmywam – chciała wstać, ale złapałem ją za nadgarstek. Okay, nie planowałem tego.

- Możesz zostać.

- Co?

- Słyszałaś – mruknąłem.

- Chcesz żebym została na śniadanie?

- Potrafię jedynie zrobić jajecznicę – zachichotała.

- W porządku – uśmiechnęła się. Przyciągnąłem ją do siebie i złączyłem nasze usta. Od razu oddała pocałunek. – Chyba już wiem po co miałam zostać – prychnęła, a po chwili siedziała na mnie okrakiem. Oboje byliśmy nadzy, więc bez problemu mogła poczuć mój poranny wzwód pod sobą. – Deser przed śniadaniem? – zapytała i poruszyła biodrami, drażniąc się ze mną.

- Poproszę.

Wszedłem do kuchni, zawiązując sznurki od dresów i odgarnąłem wilgotne włosy do tyłu. Zatrzymałem się, przyglądając się brunetce kręcącej się po mojej kuchni. Miała na sobie koszulkę, którą miałem wczoraj, jej włosy były wciąż wilgotne. Sięgnęła do wyższej półki, stając na palcach i wyciągając dłoń, a koszulka się podciągnęła ukazując mi skrawek czarnego, koronkowego materiału jej bielizny. Przełknąłem ślinę. Podszedłem do niej i podałem jej talerze, które chciała wziąć.

- Zrobiłam kawę – wskazała na dwa kubki. – Moja jest z mlekiem. Nie wiedziałam jaką pijesz, więc zostawiłam czarną – przytaknąłem, sięgając po kubek i przystawiłem go do ust. – Więc czarną – uśmiechnęła się. – Zabieraj się do roboty, kochasiu. Nie zrobię wszystkiego sama.


Blanca zbierała się do wyjścia, a ja obserwowałem ją uważnie. Było już po jedenastej i pierwszy raz od dawna, jakaś dziewczyna była u mnie tak długo. Założyła kurtkę i poprawiła włosy, po czym podniosła na mnie wzrok. Podszedłem do niej i przyparłem do ściany złączając nasze usta. Złapała mnie za kark, przytrzymując bliżej siebie i zaczęła oddawać pocałunki.

- Jestem pewien, że jeszcze śpi – usłyszałem stłumiony głos za drzwiami, które zaraz się otworzyły. Oboje spojrzeliśmy z zaskoczeniem w ich kierunku. – Ooo. Muszę kończyć – Hood schował telefon. – No hej gołąbeczki – uśmiechnął się do dziewczyny, po czym przeniósł na mnie wzrok, uśmiechając się kpiąco. – Przerwałem coś?

- Właściwie to wychodzę – powiedziała brunetka, odsuwając się ode mnie.

- Szkoda.

Chwilę później już jej nie było, a ja spojrzałem na Caluma zły, przez co ten zaczął się śmiać.

- Nie miałeś z nią skończyć?

- Miałem.

- Ale? – wzruszyłem ramionami, przechodząc do salonu. – Co tu robiła?

- Była wczoraj w barze.

- To wiem. Zmienię pytanie. Co tu robiła o tej porze?

- Została na śniadanie.

- Więc jednak ten twój schemat...

- Sam ją zatrzymałem.

- Co?

- Tak wyszło.

- Gówno wyszło. Zaczyna Ci na niej zależeć.

- Weź nie pierdol.

- Twoje magiczne trzy tygodnie już dawno minęły. Wczoraj twierdziłeś, że to koniec, a dziś proponujesz jej śniadanie, a jutro co, oświadczysz się jej?

- Nie bądź głupi – prychnąłem.

- To ty tu jesteś idiotą. Nie chcesz związku, ale swoim zachowaniem pozwalasz jej myśleć, że Ci zależy. Więc albo się ogarnij, albo zostaw ją w spokoju.

- Po czyjej ty jesteś stronie?

- Jej.

- Podoba Ci się?

- Co? Słyszysz sam siebie? Mam dziewczynę, idioto i ją kocham. To ty powinieneś się ogarnąć, nie masz siedemnastu lat, żeby zgrywać lowelasa, tylko dwadzieścia pięć. Czas najwyższy dorosnąć, Luke.

- Jak sobie chcesz. To koniec.

- Ta, słyszałem tę śpiewkę wczoraj – prychnął.



Minęły dwa tygodnie odkąd ostatni raz widziałem Blancę i szczerze, chciałem się z nią zobaczyć. Dobra, może i Hood miał rację, że jakoś mi na niej zależy. Od tamtej pory przespałem się z dwiema dziewczynami, ale z żadną nie było tak dobrze. Oczywiście, że musiałem je porównywać- co cholernie mnie irytowało. Uwielbiałem życie singla i niezobowiązujący seks, ale myśli o Blance wszystko psuły. Ona zakłóciła mój idealny schemat, a to nie dawało mi spokoju.

- Ogar, Hemmings, ogar – poczułem klepnięcie w plecy. – Znajdziesz sobie jakąś laskę i poruchasz to Ci ciśnienie zejdzie i humor Ci się poprawi – powiedział Michael.

- Poprawi mu się dopiero jak się ogarnie i zadzwoni do Blanci – mruknął Calum.

- Coś mnie ominęło? – zapytał Ashton.

- Debil zabujał się w lasce i nic z tym nie robi. Nie odezwał się do niej od dwóch tygodni.

- Jesteś idiotą – skomentował blondyn.

- Mogę być idiotą, dupkiem, chujem czy kim tam chcecie – warknąłem. – Możemy iść i się napić?

- W końcu ktoś mądrze gada – mruknął Clifford. – Co? – westchnął, widząc na sobie wzrok pozostałej dwójki. – Niech se robi co chce.

- Dziękuję.

- Nawet jeśli zmarnuje okazję – przewróciłem oczami.

- Nienawidzę was – burknąłem wchodząc do baru. Przychodziliśmy do niego niemal co tydzień. Był naszym ulubionym miejscem, gdzie alkohol smakował jak alkohol a nie siki. Odwróciłem się do nich i posłaliśmy sobie porozumiewawcze spojrzenia. Michael dołączył do mnie i skierowaliśmy się do baru, a pozostała dwójka poszła zająć stolik. Zatrzymałem się przy drewnianym barze i spojrzałem na znajomego, który tu pracował. Podszedł do mnie i uścisnęliśmy sobie dłonie.

- Co dla was?

- Osiem shotów i cztery piwa – przytaknął. – I daj mi coś mocniejszego na początek – chwilę później stała przede mną setka czystej wódki, którą od razu wypiłem.

- Tylko nie przesadź – mruknął Mike.

- Mam mocniejszą głowę od Ciebie – zakpiłem. Chwilę później dostaliśmy nasze zamówienie, a ja zapłaciłem i przenieśliśmy to jakoś do stolika. Usiadłem z brzegu od razu sięgając po shota i wypiłem go. Podniosłem wzrok na kumpli, od razu zauważając dziwny uśmiech na twarzy Hooda.

- Dlaczego się tak szczerzysz? To przerażające – burknął Mike, uprzedzając mnie.

- Ja wiem o czymś, a wy nie – wypił swojego shota, a reszta poszła w jego ślady.

- Mów – westchnąłem i opróżniłem drugi kieliszek, przy okazji podsuwając do siebie kufel z piwem.

- Blanca tu jest – wyszczerzył się. Zamrugałem kilkukrotnie. – O stary... jak ona wygląda, w takich momentach żałuję, że mam dziewczynę.

- Zamknij się – warknąłem, na co się zaśmiał.

- Zazdrość aż z Ciebie kipi, kiedy tylko się wydurniam, ale serio tu jest i wygląda bosko.

- Ta, ma niezłą figurę – przytaknął mu Ash. – Przywitała się z Hoodem – dodał.

- Jest sama?

- Ze znajomymi – wskazał kciukiem do tyłu, a ja od razu się wychyliłem, patrząc w tamtym kierunku. Od razu ją poznałem, nawet jeśli siedziała do mnie tyłem. Rozmawiała z jakimś kolesiem siedzącym obok niej, więc mogłem widzieć kawałek jej twarzy. Śmiała się z czegoś co powiedział, a ja syknąłem cicho.

- Zazdrosny – szepnął Michael.

- To nie dziwne, że zawsze wpadasz na nią tutaj?

- Hmm – zmrużyłem oczy. Sięgnąłem po szklankę i upiłem sporego łyka alkoholu.

- Będzie rozróba – skomentował Cal.


Wracałem do stolika niosąc kufel z piwem. Mój trzeci albo czwarty, nie jestem pewien. Może piąty? Mniejsza. Grunt, że byliśmy tu już dobre trzy godziny, a wciąż nie doszło do mojej konfrontacji z Blancą. Oby tak...

Oczywiście, że nie może iść po mojej myśli. Zatrzymałem się, patrząc z niedowierzaniem na Hooda, obok którego siedziała Blanca, zawzięcie z nim o czymś rozmawiając. Podszedłem bliżej i odchrząknąłem, co zwróciło ich uwagę. Calum się wyszczerzył, a brunetka spojrzała wprost w moje oczy.

- Wow, ty jednak żyjesz – powiedziała i wstała. – Dobrze wiedzieć – zlustrowałem ją wzrokiem. Miała na sobie dopasowaną, brązową sukienkę, która idealnie podkreślała jej figurę, a na nogach miała szpilki. Jej włosy były przełożone na jedną stronę i mierzyła mnie uważnym wzrokiem.

- To ja sobie pójdę – mruknął Hood, wstając i szybko nas zostawił.

- Więc... twój sposób na spławienie dziewczyny to wspólne śniadanie, serio? Czy nagłe zerwanie kontaktu? W sumie to pewnie oba naraz.

- To nie tak – westchnąłem i pierwszy raz w życiu nie wiedziałem co powiedzieć. Pierwszy raz musiałem się z tego tłumaczyć.

- A jak? Proszę Cię, Luke – prychnęła. – Jestem dużą dziewczynką, wystarczyło powiedzieć, że Ci się znudziło, a nie zgrywać miłego, a później zachować się jak palant i przestać się odzywać.

- Przepraszam – spojrzała na mnie zaskoczona. Brzmiałem tak żałośnie, że nawet sam siebie zaskoczyłem. – Mogę Ci to wyjaśnić.

- Okay.

- Możemy wyjść na zewnątrz? – przytaknęła i ruszyła przodem, a ja za nią, ściskając mocniej szklaneczkę z alkoholem. Nadeszła chwila prawdy. Wyszedłem z budynku, stając naprzeciwko dziewczyny. Potarła ramiona dłońmi, a ja zdjąłem koszulę w kratę, którą miałem na wierzchu i podałem jej. Spojrzała na mnie. – Jest okay – powiedziałem. Przez alkohol było mi ciepło nawet w krótkim rękawku. Założyła ją.

- To co chcesz mi powiedzieć? – westchnąłem.

- Mam pewien schemat – zmrużyła oczy. – Ale ty go... obeszłaś? I nawet nie zwróciłem na to uwagi, co uświadomili mi dopiero kumple. I może się trochę wkurzyłem, na siebie i w ogóle, dlatego później do Ciebie nie zadzwoniłem, ale... kurwa, spodobałaś mi się, okay?

- Serio Luke, szczoteczka do zębów?

- Tak, ale... chwila, nie mówiłem Ci o tym – zaśmiała się.

- Calum mi powiedział o tym twoim „schemacie" – zrobiła cudzysłów palcami. – Znaczy, z jego bełkotu zrozumiałam niewiele. Coś o tym, że spotykasz się z dziewczynami nie dłużej niż trzy tygodnie, że zawsze zabierasz je do siebie i coś o zostawieniu szczoteczki do zębów i jakimś kodzie.

- Nie jesteś zła?

- Jestem, ale w końcu wypadam ze schematu. Spotykałeś się ze mną dłużej.

- Sporo Ci nagadał – burknąłem.

- Sam to przed chwilą powiedziałeś - zaśmiała się. - O co chodzi z tą szczoteczką? – spojrzałem na nią. – Chcę wiedzieć.

- Zwykle kiedy dziewczyna chce od faceta czegoś więcej niż tylko seksu zostawia po sobie coś w jego mieszkaniu, nie licząc oczywistych sygnałów, które daje. Przeważnie jest to szczoteczka do zębów. Wiesz, skoro wie, że będzie u niego nocować i pewnie na tym kolejnym razie się nie skończy i liczy na więcej...

- Oh, to ma sens – przytaknęła.

- Przez Ciebie złamałem też kolejną zasadę.

- Zasadę?

- Życia bez zobowiązań – zaśmiała się.

- Jaką?

- Nie dawaj jej swoich ubrań – wskazałem na koszulę.

- Bo pomyśli, że Ci zależy i się o nią troszczysz.

- Dokładnie.

- Jesteś dupkiem, Hemmings.

- Przyznaję się.

- Ale uroczym – podeszła do mnie i złapała dłonią za mój kark przyciągając mnie bliżej siebie, po czym złączyła nasze usta, a ja od razu oddałem pocałunek.

- Chyba... jednak nie... jesteś zła – szeptałem między muśnięciami.

- Nie aż... tak – zakończyła pocałunek i zabrała ode mnie szklankę z alkoholem po czym upiła łyka. – Daję Ci drugą szansę. Nie zmarnuj tego, Lucas – uśmiechnęła się.

- Mam pytanie.

- Hmm?

- Dlaczego zawsze spotykamy się tutaj? Znaczy, kiedy Cię tu zapraszałem to rozumiem, ale wpadaliśmy tu na siebie i bez tego.

- Mieszkam ulicę dalej, a to najlepszy bar w okolicy – odpowiedziała od razu.

- I jeździliśmy do mnie, kilka przecznic stąd...

- Przecież zabierasz dziewczyny do siebie. Twój schemacik tego wymaga, chłopczyku – znów upiła łyka. – Plus, nigdy nie pytałeś gdzie mieszkam. W zasadzie niewiele o mnie wiesz.

- Ty o mnie też.

- Więcej niż ty o mnie.

I wcale nie zaczęliśmy wymieniać na zmianę rzeczy, które o sobie wiedzieliśmy, a ja przegrałem z kretesem już po kilku, kiedy ona wymieniła jeszcze kilka dodatkowych aby mnie pogrążyć i podkreślić swoje zwycięstwo, a później wróciliśmy do baru.

Tego wieczoru znów wylądowaliśmy u mnie, ale tym razem to Blanca wybrała kierunek. Znów wylądowaliśmy w moim łóżku i... Boże... ta dziewczyna jest wszystkim czego potrzebuję.

Przetarłem dłonią oczy i spojrzałem w bok, ale brunetki nie było obok. Podniosłem się od razu do pozycji siedzącej i przetarłem twarz. Wstałem zakładając bokserki i opuściłem pokój. Usłyszałem jakieś szmery, więc skierowałem się w stronę łazienki. Drzwi były uchylone, więc wszedłem do środka, dostrzegając tam dziewczynę w mojej koszulce.

- Co robisz? – odwróciła się w moją stronę.

- Zostawiam szczoteczkę do zębów – uśmiechnęła się i pomachała mi nią przed twarzą, po czym włożyła do kubeczka, w której znajdowała się moja.

- Więc miałaś ją przy sobie.

- Oczywiście.

- Eh... i co mam teraz zrobić?

- Możesz ją zostawić albo wyrzucić. Co wybierasz?

- Hmmm – zrobiłem zastanawiającą minę. – A jesteś w pakiecie? – roześmiała się.

- Tak.

- Więc myślę, że twoja szczoteczka do zębów może zostać – objąłem ją w pasie i złączyłem nasze usta, a dziewczyna od razu oddała pocałunek.





To by było na tyle! Yey! xD

Mam nadzieję, że wam się podobało :)

Serio nienawidzę wattpada -.-'

Lov U♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top