ROZDZIAŁ XII

Kocham was!— a w szczególności ciebie, Henryk. — powiedziałam, prawdopodobnie już uroniłam łzy.
-Pełna moc! — Wybaczcie, ale chodzi o Charlotte, dziewczynę, która jest dla mnie jak najważniejsza siostra.

Weszłam powoli do sklepu.

-Pójdę z tobą, ale tylko wtedy gdy Charlotte będzie bezpieczna. — odparłam. Cała sie trzęsłam ze strachu. Każdy wtedy popatrzył na mnie.

-Auto w którym była twoja przyjaciółka już zawraca tutaj, Evil. — powiedział z psychopatycznym uśmiechem.

-Jestem Cynthia, nie jakaś Evil! — krzyknęłam w jego stronę.

-Posłuchaj mnie, Ja cie stworzyłem, Ja dałem ci moce, Jesteś moją bronią! - krzyknął, zaciskając mi rękę na szyi.

-Puść ją! — krzyknął kapitan.

-Powiedział Ci, puść ją - syknął Niebezpieczny, ledwo co łapałam powietrze.

Sekundę później mój przyjaciel wyrzucił coś w naszą stronę.

Prawdopodobnie powinni się tym zatruć, jednak nie ja. Pracując ze Sciosem zrobiłam się odporna na takie rzeczy, a Henryk dobrze o tym wiedział.

Czułam, że już po wszystkim, jednak ostatnie co zobaczyłam to jasny, bardzo jasny pokój, a potem ciemność.

Henryk pov

-Kurwa!— kopnąłem w róg okrągłej sofy.

-Młody nie przeklinaj! — rozkazał Ray.

-Powiedz mi, jak mam nie przeklinać jeśli straciłyśmy Cynthie i Charlotte? — powiedział złamanym głosem.

-Nie mamy Charlotte, która zawsze ma jakieś pomysły, ale Cynthia i Charlotte są mądre, dadzą nam jakieś wskazówki, uwolnią się! — powiedział Ścios.

Cynthia pov

Obudziłam się w jakimś baardzo jasnym miejscu. Czułam, że jestem przywiązana. Otworzylam oczy.

-Charlotte?— powiedziałam cicho. —miałeś ją wypuścić w zamian za mnie!!!! — krzyknęłam, a moje moce się uruchomiły. Oczy stały się całkiem fioletowe.

-Charlotte jest mądra, znalazłaby sposób żeby Ciebie uwolnić, córciu. — powiedziała kobieta, którą jeszcze dwa lata temu mogłam uważać za matkę.

- Nie jestem twoją CÓRKĄ! — krzyknęłam w jej stronę, a moje moce, stały się jeszcze mocniejsze. Pod okiem stworzyła mi się fioletowa błyskawica.

-Oj, kochanie musiałam to zrobić.
A ty zawsze będziesz moją córką. — odpowiedziała mi kobieta.

-Ray! Ray jest do cholery twoim najlepszym przyjacielem, który był z tobą od zawsze! A gdy ja prawie przez Ciebie dwa razy się zabiłam to kto był przy mnie? On! Bo moja najdroższa mamusia siedziała sobie w kryjówce i obmyślała plan jak zrobić z własnej córki broń! Nie masz prawa mnie nazywać swoim dzieckiem!— krzyknęłam w stronę kobiety, zobaczyłam, że jej oczy sie zaszkliły, zaczęła szybko mrugać by nie uronić żadnej łzy, walczyła.

Nie odpowiedziała mi już.

-Mamo, jeśli kiedykolwiek chociaż trochę Ci na mnie zależało, proszę uwolnij Charlotte, zrób ze mną co chcesz. — powiedziałam — Do cholery wypuść ją, kobieto! — Moja matka na słowo "kobieta" lekko drgnęła. Wycofała się.

-Egoistka, jesteś słaba wiesz? — kpiłam z niej.

-Charlotte, Charlotte obudź się, Charlotte. — lekko ją szturchnęłam. — Charlotte obudź się! - krzyknęłam.

-Spokojnie, twoja przyjaciółka żyje, obudzi się może za dwie godziny. Zacznijmy może, Elizo! — zawołał kobietę, która nazywala mnie swoją córką, powtórzę to jeszcze raz, nie byłam jej córką i nigdy nie będę.

-Zaczniemy od promieniowania. — powiedział, na co kobieta lekko drgnęła, ale poszła po maszynę.

-Że co? Żartujesz sobie prawda? — Zaczęłam się śmiać.

-Nie chcesz być niezniszczalna? — spytał z kpiną.

-Jeśli będę mogła potem Cię zabić, to zrob to — syknęłam, myślałam, że go to zniechęci.

Rozwiązał mnie, od razu wstałam a na moich rękach pojawiły się błyskawice.

Dwa osiłki złapały mnie, żebym nie mogła tym w nikogo rzucić.

Weszłam pod maszynę, która od razu się zamknęła. Zobaczyłam twarz mojej przyjaciółki, która patrzyła ze strachem na mnie. Powiedziałam "wszystko będzie dobrze" a ona mi odpowiedziała, że mnie kocha. Samotna łza popłynęła jej po policzku.

Złamało mnie to.

Potem tylko zielone światło, które czułam na całym ciele.

Charlotte pov

"Kocham Cie, bardzo" samotna łza poleciała mi po policzku.

Poczułam jak jej serce łamie się na więcej drobnych kawałeczków.

Tego się już nie da skleić.
Ta dziewczyna, już nie będzie tak szczęśliwa jak wtedy gdy się poznałyśmy.

Krzyk.

-Cynthia! — krzyknęłam, gdy zobaczyłam jak dziewczyna zwija się w bólu, Nawet jeszcze 15 lat nie miała, a tak się już wycierpiała.

Nie mogłam zatamować łez.

Widok cierpiącej przyjaciółki łamał mi serce.

Trwało to pięć minut, ale dla mnie to była wieczność.

Cynthia była oazą szczęścia. Nigdy nie będzie zła.

Nigdy.

Hejolkaaa
Troszkę miłej atmosferki.

Ogólnie ot chce wam bardzo podziękować, że czytacie moją książkę, to motywuje baaardzo.

Następny rozdział będzie z perspektywy Cynthii i Charlotte, ale już rozdział 14 będzie z kryjówki.

Przepraszam, że takie krótkie.

Buziakii

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top