ROZDZIAŁ VI

Jechałam z Ray'em, Char i Henrykiem jak najszybciej do szpitala w którym była... Mama.

Serce ledwo mi biło. Miałam wyrzuty sumienia, że tak mało czasu spędzałam z mamą a teraz mogę ją stracić.

-Ray, szybciej! - krzyknęłam do niego z przodu, ledwo oddychając.

Moja mama chorowała na białaczkę, ale dawno się z niej wyleczyła.

Wyleczyła to w sposób naukowy.
Kuzyn mojej mamy był naukowcem, a moja mama jego.. Królikiem doświadczalnym.
Gdy dowiedział się, że jest chora od razu wziął i naszprycowal ją lekami stworzonymi przez niego, byłam mała nie rozumiałam prawie niczego.. Ale jednak pomogło.

Do dziś.

Strach.

Jedyne co teraz odczuwałam.

-Mamo!!! - wbiegłam do sali, gdzie moja mama leżała. - tak bardzo Cię przepraszam, nie mogę Cię stracić... Nie mogę. - powiedziałam cała zalana łzami, do uspanej rodzicielki.

Zasnęłam
Poprostu zasnęłam, na krzesełku przy mojej mamie. Siedziałam przy niej ciągle, byłam okropnie zmęczona.

-Cynthia... - ktoś zaczął mnie szturchać po ramieniu. Tym ktosiem był Henryk. - Cynthia, wstawaj. Godziny odwiedzin już dawno się skończyły.. - powiedział, gdy lekko podniosłam głowę..

-Ja stąd nie wychodzę! Nie zostawię mamy!! - wydarłam się na przyjaciela.

-Twoja mama jest pod opieką specjalistów. Nic jej nie będzie. - złapał mnie za rękę i lekko pociągnął żebym wstała z krzesla.

Ubralam kurtkę i pobiegłam jeszcze ucałować mamę z czoło.

-Mamuś.. Jesteś silna wyjdziesz z tego. - powiedziałam przed wyjściem.

Tym razem ja i Henryk usiadlismy z tyłu, a Charlotte z przodu. Nie miało to dla mnie znaczenia, bo jedynie o czym marzyłam to by zasnąć.

No i zasnęłam, wedle życzenia.

Ale mialam zasnąć na ramię fotelu, a nie na ramieniu Henryka.

-Ale ona słodko śpi. Tak bardzo jej współczuję, biedna bardzo się wycierpiała już.. A teraz może stracić też matkę. - powiedziała Charlotte odwracając się do tyłu.

Ray popatrzył gniewnym wzrokiem na przyjaciela gdy zobaczył, że dziewczyna, która jest dla niego rodziną.. Dotyka chłopaka.

-O co Ci chodzi Ray? Zasnęła, miałem ją zrzucić? - powiedział Blondyn podirytowany. Jednak, starszy gdy zrozumiał swoją głupotę, tylko odwrócił się.

Obudziłam się w czyimś ciepłym łóżku. Pokój był różowy a obok zauważyłam brunetkę o jasnej karnacji.

-Halo? - powiedziałam, ale żaddne słowo nie przeszło mi przez usta.

Postać odwróciła się i powoli zaczęła się do mnie przybliżać. Gdy stanęła przede mną, zamarłam.

-*krzyk* - obudziłam się
Postać, która tam była przypominała mi w 100 procentach moją mamę. Jednak miała bardzo jasną skórę, włosy jej wypadały.
Usta miała suche, jakby co chwilę dawali jej coraz, więcej i więcej leków.
Całe galki oczne były, białe. A na ciele miała pełno, większych i mniejszych bąblow.

Tym razem obudziłam się
w czerwono-niebieskim pokoju. Chyba spałam u Henryka..

-Hej, wszystko w porządku? - powiedział chłopak schodząc po schodkach, siadając na końcu łóżka.

-Chyba.. To było straaaszne- powiedziałam głośno dysząc.

-Mam nadzieję, że mama z tego wyjdzie. Miałam nieciekawe wizję w śnie...- powiedziałam opadając na łóżko, patrząc mu prosto w oczy.

On się nie odezwał, chyba nie wiedział co powiedzieć.

-C-co widziałaś w śnie?

-Dlaczego ja tu śpię?

Powiedziałam wraz z blondynem w tym samym czasie na co krótko się zaśmialiśmy.

-Ty pierwszy odpowiedź- powiedziałam ledwo zyjąc

-Tak wyszło, zasnęłaś a Ray nie chciał żebyś spala sama u siebie. Ray miał misję na którą nie poszedlem bo mi kazał siedzieć przy tobie, a Charlotte była tutaj z godzinę i poszła bo miała pomóc mamie. - powiedział.

-Rozumiem, o twoim pytaniu pogadajmy rano okey? Padam już - powiedziałam zakrywając poduszką twarz.

-Jasne, dobranoc Cyn. - powiedział i położył się na sofie przy oknie.

-Wygodnie Ci tam? - spytałam jeszcze śmiejąc się pod nosem.

-Ajj żebyś wiedziała ile razy ja już tu spałem.-powiedział gasząc lampkę.

Myśl, że spałam w pokoju z osobą- nadal moich westchnień była bardzo niekomfortowa, jednak szybko zasnęłam.

-Ej, Cyn. Śniadanie na dole. Jak będziesz gotowa to zejdź. - powiedział Blondyn.

-Gotowa? Ja tu nic nie mam!-krzyknęłam.

-Weź sobie jakąś bluzę z garderoby, tylko nie bierz czerwonej koszuli! - powiedział.

-Co, twoja ulubiona? Ranisz moje uczucia nie pozwalając mi ubrać twojej ulubionej koszuli. - chwyciłam się teatralnie za serce, na co się zaśmiał.

-Nie była prana od tygodnia-powiedział trochę ciszej.

-Fuj! - rzuciłam w nim materiałem.

Ubrałam bluzę z kołnierzykiem w biało różowe paski.

-od kiedy chodzisz w różowym? - powiedziałam a on siedział przy stole pisząc z Charlotte.

-To jedyna moja rzecz. Charlotte Pyta czy może wpaść. - powiedział.

-To nie mi powinno odemnie zależeć, to nie mój dom. - powiedziałam jedząc płatki.

-Hej! - krzyknęła przyjaciółka.

-Charlotte! - wtuliłam się mocno w dziewczynę.

-słyszałam, że miałaś jakąś wizję. - popatrzyłam zabójczym wzrokiem na Henryka, jednak nie miałam mu tego za złe. Chcę żeby tak myslal.

-No w skrócie, miałam wizję mojej mamy siedzącej przy mnie, tylko, że ona była martwa. - ostatnie słowo nie chciało mi przejść przez gardło.

-Chodź, Ścios ma maszynę, w której zobaczymy twoje sny. A i przyszłam z możliwe dobrą informacją. Będziemy musieli pójść jeszcze do twojego domu po jakieś ubrania należące do twojej mamy i jakiś błyszczyk cokolwiek. Dowiemy się prawdy, kto jest twoim ojcem Cyn... - powiedziała tajemniczo Charlotte

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top