ROZDZIAŁ III

Z każdym dniem, moja ciekawska dusza rosła w siłę. Chciałam wiedzieć co i jak stało się z moim tatą i dlaczego moja mama strzerze tego, jak najstraszniejszego sekretu.

Każde dnie, prócz tych, które spędzałam z Charlotte, bądź w kryjówkę, spędzałam właśnie na szukaniu informacji, na temat Ericka Evansa. W internecie nawet nie wspominali o tym, jak zmarł.

Z każdą chwilą, coraz bardziej sądziłam, że ktoś taki nie istnieję.

—Co robisz? —zapytał Henryk, podchodząc do mnie. Właśnie całą naszą grupą siedzieliśmy w kryjówce z wyjątkiem Jaspera. On nadal nie wiedział o tajemnicy naszego przyjaciela.

—Szukam jakiś informacji. —rzuciłam, nie chcąc zagłębiać wszystkich wokół w ten temat. Co jednak jak zwykle mi się nie udało, widząc w internecie zdjęcie mojej mamy, jej kuzyna i jakiegoś blondyna, którego nie znałam. —Hej Schwoz, kojarzysz tego mężczyznę? —zwróciłam się do Schwartza, który popijał czerwony płyn z szklanej butelki. Podszedł do mnie, przyjrzał się zdjęciu, po czym wypluł zawartość napoju z ust, wprost na mnie. —Jezu, Schwoz!

Zainteresowany Ray podszedł do nas i zastygł, widząc postać na zdjęciu.

—Kto to? —zapytałam po ich reakcjach.

—To jest... —zaczął naukowiec, lecz Ray mu przerwał, krzycząc i próbując włożyć mu do ust ananasa. Henryk podszedł bliżej nas razem z Charlotte, patrząc na Manchestera podejrzliwie.

—Ray, kto to? —powtórzył pytanie Hart, na co bohater westchnął, w momencie, gdy szamotający się Schwartz wyciągnął owoc z ust.

—Drex był kiedyś pomocnikiem Ray'a. —rzucił, ledwo dychając, podając mi ręcznik. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że jestem cała w soku naukowca.

A potem spojrzałam na Henryka, który z dziwnym zawodem w oczach spojrzał na Manchestera. Próbował coś wyjąkać, lecz pisnął tylko:

—Myślałem, że ja byłem twoim pierwszym pomocnikiem! Dlaczego mi nie powiedziałeś?

Podeszłam do Henryka, łapiąc go za rękę, by zwrócił na mnie uwagę.

—Henryk, czy możemy zostawić pytania „dlaczego" na koniec? Dowiedzmy się najpierw kim jest ten Drex. —zapytałam, spoglądając na nasze splątane palce, które lekko ścisnął. Widząc, że tez zwrócił na to uwagę, wyplątałam się z jego uścisku, patrząc na mężczyznę przed nami.

—No dobra. Drex kiedyś był moim pomocnikiem, co już wiecie. —zaczął. —Był dobry, ale miał swoją mroczną stronę. Bardzo okrutną, bezlitosną. W którymś momencie zmienił się bardzo. Na gorsze. Ledwo co udało mi się go pokonać. —odparł, patrząc na Henryka. Odeszłam od nich, słysząc jak zaczynają się kłócić. Dosłownie byli jak stare małżeństwo, którym się nie układa. Usiadłam obok Char, zastanawiając się nad tym, co Ray powiedział.

—Co ten cały Drex ma niby wspólnego z moją mamą i jej kuzynem? Przecież to niemożliwe, żeby moja mama trzymała z taką osobą jak on. —myślałam na głos, patrząc na przyjaciółkę.

—Napewno można to jakoś racjonalnie wyjaśnić. —westchnęła. —Nie myślmy o tym teraz, co ty na to, żeby zrobić sobie przerwę i iść do kina? Za godzinę grają fajny film.

—Jasne, tylko skoczymy do mnie i się przebiorę. —popatrzyłam na swoje ubrania. —Cała się kleję. —westchnęłam, biorąc dziewczynę za rękę i informując Ray'a, weszłyśmy do windy.

***

Ubrałam na siebie granatową bluzę, czarne mom dżinsy i moje ulubione, tego samego koloru co spodnie conversy i wyszłyśmy z mojego domu. Idąc na autobus, który miał na zawieść tuż pod kino, rozmawiałyśmy o jakiś bzdetach.

Gdy już dotarłyśmy na salę kinową, wybrałyśmy miejsce w idealnym miejscu — na środku. Po udanym seansie, szybko się ulotniłyśmy, wychodząc przed budynek, gdy ktoś nas zaczepił.

—Hej wam! —odparł miło blondyn o zielonych oczach, kierując te słowa do nas. Obok niego stał ciemnoskóry chłopak, patrzący na moją przyjaciółkę.

—No cześć.

—Może chciałybyście gdzieś w któryś dzień wyskoczyć? —zapytał brunet, uśmiechając się miło. —Jestem Tyler, a to William.

—No jasne, możemy się kiedyś spotkać. —odparła Charlotte, wyciągając rękę do chłopaków. —Charlotte Page.

—Cynthia, miło was poznać! —rzuciłam miło, wyciągając telefon z bluzy. —podajcie swoje numery, to się zdzwonimy.

Po tej czynności pożegnałyśmy się z nowo poznanymi znajomymi i ruszyłyśmy w stronę kryjówki. Mieliśmy do przejścia jakieś dwa kilometry, więc jakoś szczególnie się nie śpieszyłyśmy.

—Myślałam, że ten film będzie ciekawszy, szczerze mówiąc.. —Mruknęłam po tym, jak winda zjechała na dół i weszłyśmy do kryjówki. Page zgodziła się ze mną, podchodząc do Schwoza, by zobaczyć co robi.

—Hej Ray, będziemy mogły z Cynthią zrobić sobie w któryś dzień wolne? —zapytała ciemnoskóra, podchodząc do mężczyzny, który grał w stołowego tenisa razem z Henrykiem.

—No, a czemu?

—Mamy chyba można to nazwać... randkę. —rzuciłam, na co każdy na nas spojrzał zszokowany.

—Wy? Wydawało mi się, że wolicie chłopaków... —mruknął Schwoz, z dziwną miną.

—No bo wolimy! To podwójna randka. —wyjaśniła Charlotte,  na co Ray jedynie wzruszył ramionami, co oznaczało, że się zgadza. Uśmiechnęłam się podchodząc do okrągłej sofy, gdzie przed chwilą usiadł Schwartz z miską nachosów.

***

Było po dwudziestej, gdy razem z Henrykiem wracałam do domu. Wzięło mnie na rozmyślanie, na temat wszystkiego związanego z moim życiem. Lubiłam go. Zdecydowanie bardziej niż te, gdy mieszkałam w Nowym Jorku. Wtedy wszystko było jedynie czarno białe. Chodziłam do szkoły i wracałam do domu, w którym jedyne co robiłam to siedziałam w swoim pokoju, malując, czytając, lub robiąc jakieś wynalazki. Teraz wszystko się zmieniło.

—Hej Henryk. —zaczęłam, budząc się z myśli. —Wiesz, pamiętasz jak się poznaliśmy? Miałam jakieś dziwne wrażenie, że się nie polubimy. Byłam pewna, że jesteś do mnie sceptycznie nastawiony. Ale cieszę się, że szybko mi to przeszło. —mruknęłam, patrząc na chłopaka, gdy zatrzymaliśmy się pod moim domem. —W sensie te uczucie. Cieszę się, że się przyjaźnimy, naprawdę.

I nie miałam pojęcia dlaczego tak nagle naszło mnie na to, by to powiedzieć.

—A wiesz, że miałem identyczne odczucia? —zaśmiał się, po chwili przymykając usta.

—Zrobiło się ciut poważne. —westchnęłam ironicznie, siadając na schodach do mojego domu. On zrobił to samo, siadając obok mnie.

—Dlaczego się zgodziłaś na te spotkanie z tymi chłopakami i Charlotte? —zapytał po chwili ciszy. Szczerze, sama nie wiedziałam. Nie chciałam się pchać w jakieś związki, albo nowe znajomości. To co miałam teraz skutecznie mi wystarczało.

—Nie wiem w sumie, wydają się fajni. A William jest naprawdę uroczy. Miło jest poznać kogoś nowego. —bąknęłam jakieś kłamstwo, uśmiechając się do niego. Kiwnął głową.

—Aha właśnie, miałem pytać. Wpadasz do mnie w sobotę na planszówki? Zaprosiłam wszystkich naszych znajomych. Może nawet Bianca będzie. —odparł, na co niezauważalnie jeden z kącików moich ust opadł.

—Oh, miałam pytać. Jesteście w końcu razem? I tak, dwa razy nie musisz pytać.

—Nie, jeszcze nie. Mam nadzieję. —uśmiechnął się uroczo, wstając i strzepując niewidzialny kurz z kolan. —Dobra ja lecę. Do zobaczenia!

—Miłej nocy, Henryk. —rzuciłam, gdy chłopak tyłem szedł w stronę chodnika. Zasalutował mi i odwrócił się, idąc już normalnie, z dłońmi w kieszeniach dżinsów. Nawet nie zauważyłam, gdy na moich ustach ugościł wielki uśmiech.

no hej, jak wam się podoba? :)
Kochajmy Henryka, tak szybko odchodzi. 

Do następnego! X

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top