ROZDZIAŁ II

Następnego dnia wstałam pełna ekscytacji. Dzisiaj miał być mój pierwszy dzień w pracy i kompletnie nie mogę się doczekać! Choć przyjęłam do siebie już myśl o tym, że mój przyjaciel jest bohaterem, nadal czułam dziwny dyskomfort myśląc tak samo o człowieku, którego znałam całe życie.

Ubrana w szerokie, czarne dżinsy z niskim stanem, biały top na ramiączkach i beżową koszulę w czarną kratę ruszyłam do kuchni, by przywitać się z mamą i zjeść śniadanie.

–Cześć, Cyn. Głodna? Zrobiłam jajka sadzone. –zapytała Elizabeth, gdy usiadłam przed wysokim blatem. Pokiwałam tylko głową, a mama postawiła przede mną talerz z śniadaniem. –Cieszysz się na pierwszy dzień pracy?

Zadała pytanie, a ja spojrzałam na nią w szoku, połykając kawałek jajka.

–A skąd ty wiesz?

–No słońce, majaczysz pod nosem gdy śpisz. –parsknęła śmiechem, a ja jej zawturowałam. Skończyłam jeść posiłek, wzięłam plecak i ubrałam moje ulubione, niezawodne, czarne conversy. Pożegnałam się z mamą, wychodząc z domu i ruszając w stronę domu Henryka. Mieszkaliśmy blisko siebie i zawsze razem chodziliśmy do szkoły.

Weszłam przez jak zwykle otwarte drzwi, nie widząc żadnego z rodziców chłopaka.

–Hej Henryk! Postanowiłam, że poudaję doobrą przyjaciółkę i przyjdę po ciebie! –powiedziałam w momencie, gdy blondyn zbiegł ze schodów.

–Ale zaszczyt. –rzucił, biorąc swój plecak, który leżał pod schodami. Ubrany jak zwykle w koszulę, tym razem biały t-shirt i czarne dżinsy wyglądał... ładnie. Zdecydowanie lubiłam te jego koszulę.

Henryk otworzył drzwi i mnie w nich przepuścił, a potem oboję skierowaliśmy się w stronę szkoły.

–Tak właściwie –zaczął. –To skąd znasz Ray'a?

–O to dosyć typowa historia. Moja mama się z nim przyjaźniła za czasów podstawówki, potem w liceum się w niej zauroczył... –zaczęłam, przypominając sobie historię mojej rodzicielki. –Gdy się urodziłam to przeprowadziłyśmy się do Nowego Jorku i on często nas odwiedzał. Pamiętam, że zawsze mnie odwoził na moje zajęcia ze sztuki walki. –odparłam, po chwili dodając. –Szczerze to, że dowiedziałam się o tym, że Ray jest kapitanem rozwiało wiele pytań w mojej głowie.

Pominęłam moment, w którym mój tata zmarł i Ray zastąpił mi mojego ojca. Nienawidziłam rozmawiać na ten temat, choć miałam wtedy jedynie cztery lata. Zawsze przez to, że nie poznałam go tak naprawdę w ogóle, miałam jakby pustą lukę w umyśle, którą za nic moja mama nie chciała wypełnić. Bardzo chciałabym się dowiedzieć czegoś o nim.

Razem z Henrykiem dotarliśmy do szkoły. Przy wejściu się rozdzieliliśmy, a przyjaciel poszedł przywitać się z Charlotte. Ja za to poszłam poszukać woźnego, ponieważ od początku szkoły nie udało mi się jeszcze zdobyć mojej szafki.

–Dzień dobry! Jest możliwość, bym dzisiaj dostała moją szafkę? –zapytałam, widząc mężczyznę. W odpowiedzi się uśmiechnął, wskazując palcem, bym zaczekała.

–Jasne, wybacz, że tak z tym zwlekałem... –zaczął, patrząc na kartkę, na której miał coś zapisane. –numer sześćdziesiąt sześć jest wolne. –mruknął.

–Ooo, to obok mnie! –krzyknął Henryk, pojawiając się za mną razem z Jasperem i Charlotte.

Razem z mężczyzną ruszyliśmy do mojej nowej szafki. pan woźny otworzył ją, a ja musiałam przyłożyć swojego kciuka, by zapisało moje linie papilarne. Po sprawdzeniu, czy z moją szafką wszystko dobrze, podziękowałam panu i razem z przyjaciółmi udałam się do klasy.

***

Po lekcjach ruszyliśmy w trójkę do składu rupieci. Od razu ruszyliśmy w stronę windy, czekając aż zjedzie na górę.

–Ja bym potrafiła naprawić tą windę.. –zaczęłam, mając zamiar się rozejrzeć po wnętrzu, gdy winda zjechała z prędkością światła. Nasze telefony latały w powietrzu, a ja, nie potrafiąc złapać równowagi wpadłam na Henryka, łapiąc go za ramię. W końcu winda się zatrzymała i cała nasza trójka opadła na ziemię. Szybko złapałam swój telefon, sprawdzając czy się nie rozbił.

Po wstaniu zwróciłam uwagę na wnętrze kryjówki. Zauważyłam Ray'a, który skulony siedział pod tubami, które szalały. Jak wszystko inne w środku. Nawet słyszalne było szczekanie psa, który był w maszynie od jedzenia. Podeszłam do niej, wciskając w jednej kombinacji przyciski na panelu.

Po chwili wysunął się mały tablet, a ja wcisnęłam różne przyciski, po czym zresetowałam maszynę. Po kilku minutach, znowu działała jak nowa.

–Reszty nie naprawię, tu trzeba specjalisty, albo osoby, która budowała tą kryjówkę. –zaczęłam, patrząc na Ray'a. –Kto ją zbudował? –zapytałam, wyciągając telefon.

–Nie ma opcji, że on tu przyjedzie. Nie mam zamiaru go widzieć!

–Co? Dlaczego? –zapytał Henryk, podchodząc do zdenerwowanego mężczyzny.

Ray na jego pytanie westchnął, opowiadając na historię, jak niejaki Schwoz odbił mu dziewczynę, prawie przy tym płacząc. W momencie, gdy on przytulał ręczniki papierowe, ja znalazłam numer do tego naukowca.

–Cześć Schwoz, tak?

–Tak, z kim rozmawiam? –zapytał mężczyzna w słuchawce z dziwnym akcentem.

–Emm, z tej strony Cynthia Evans, pracuję z kapitanem. Jesteś może w Swellview? –ponownie zadałam pytanie, a on mruknął twierdząco. W tle słyszałam krzyki Ray'a. –Świetnie, jesteś w stanie przyjechać do kryjówki i ponaprawiać maszyny? Wszystko wariuję.

–Zaraz będę – powiedział i się rozłączył.

–Ja go tu nie chce! – powiedział brunet.

–No weź, to było tysiąc lat temu! Mogę oddzwonić, jeśli chcesz żeby kryjówka wyglądała tak – powiedziałam i pokazałam na kryjówkę.

–Ehh, ale on tu nie zostaje! – krzyknął.

–A co jak znów się coś zepsuje? – wtrąciła się Charlotte.

–Niech wam będzie! – powiedział ze słyszalną furią w głosie i poszedł za koło zębate.

Po jakimś czasie w kryjówce pojawił się Schwoz i zaczął wszystko po kolei naprawiać. W trakcie, gdy mężczyzna ukończył naprawe tub, w pomieszczeniu pojawił się Ray. Z irytacją widoczną na twarzy, przyglądał się jak Schwoz kończy naprawę.

–To ja już pójdę. –rzucił mężczyzna, zbierając swoje rzeczy. Na jego twarzy widniał smutek.

–Schwoz. –zaczął Ray z oporem. –Jeśli chcesz to zostań, nie wiadomo kiedy znowu coś się popsuje. –mruknął. Było widać, że żałował swoich słów.

Mężczyzna rzucił się na Ray'a, a my się krótko zasmialysmy.

-Cynthia zostaniesz u mnie na noc? - powiedziała Charlotte. W momencie, gdy to powiedziała w kryjówce rozbrzmiał alarm. Do komputerów podszedł Schwoz, odbierając połączenie.

–Czasożart uciekł z więzienia – odparł.

–Dziewczyny, możecie iść. Poradzimy sobie. – powiedział Ray – Chłopcze, dmuchamy balony...

–I zwalczamy zbrodnie – dokończył Henryk.

Po sekundzie przed nami pojawił się Niebezpieczny i Kapitan.

–To do jutra dziewczyny! – powiedział Henryk a my mu pomachałyśmy i poszłyśmy do windy.

***

Gdy byliśmy już u Charlotte przywitałyśmy się z panią Page, wzięłyśmy różne przekąski i ruszyłyśmy do pokoju brunetki. W planach miałyśmy obejrzenie jakiś filmów z chłopakami, którzy za chwilę powinni u nas być. 

Po chwili do pokoju wpadł roześmiany Henryk, a za nim Jasper, patrzący na chłopaka jak na idiotę. 

--Heej, co ty taki roześmiany? -zapytała Lottie, patrząc na blondyna, który usiadł na łóżku przed nami. Brunet poszedł w jego ślady. 

-O moje ulubione żelki. -mruknął pod nosem Dunlop, biorąc sobie na kolana miskę z kwaśnymi przysmakami. Spojrzał na Henryka, który  nadal się szczerzył. Przewrócił oczami. -Jak do was szliśmy to mijaliśmy Biancę. Henryk zaprosił ją na planszówki. -wyjaśnił nam. 

Po jego słowach spuściłam wzrok. Dziwne uczucie dotknęło okolice mojej klatki piersiowej. Jakby zazdrość? Nie. Ja i Henryk się przyjaźnimy, nie mogę być przecież zazdrosna o przyjaciela. 

Pogadaliśmy jeszcze chwilkę pożegnaliśmy się w chłopakami i wzięłyśmy się za plotkowanie.

-Musisz mi się wytłumaczyć. — powiedziała Char.

-W sensie?— odpowiedziałam podjadając przy tym żelki.

-Było po tobie widać z daleka, że nie podoba Ci się to, że Henryk chce się umówić z Biancą. Ktoś tu chyba jest zazdrosny.— powiedziała dziewczyna poruszając znacząco brwiami

-Po czym to sugerujesz?— spytałam

-Hmm może.. Po pierwsze dziewczyno ciągle miałaś uśmiech na twarzy a gdy usłyszałaś słowa Jaspera jak się uśmiechałaś to tylko nieszczerze. Po drugie siedziałam obok Ciebie i czułam jak Twoje serce zaczęło szybciej bić. Po trzecie unikałaś zwroku Henryka Jak ognia.

-Sama nie rozumiem mojego dziwnego zachowania. Ale masz rację poczułam takie... Ukłucie w sercu. Nie chcę o tym już rozmawiać. Pooglądamy coś?—powiedziałam na co brunetka tylko kiwnęła twierdząco głową.

-Może Harrego Pottera albo... Kreskówki? —powiedziała dziewczyna szukając jakiś filmów.

-Definitywnie Harry Potter.

***

Z pracy wracałam razem z Henrykiem, choć była taka dosyć nieprzyjemna cisza. Jakby wiedział coś więcej o mnie niż ja. Dopiero przy końcu drogi znaleźliśmy wspólne tematy dlatego jeszcze przed moim domem pogadaliśmy z dobre 15 minut. Gdy już się pożegnałam z blondynem pospiesznie pobiegłam do pokoju przebrałam się i szybko położyłam się spać..

Ale na moje nieszczęście nie mogłam zasnąć... Znów myślałam zbyt dużo o moim przyjacielu..

Kiedyś myślałam, że jedynym problemem czternastolatki to młodzieńcze zauroczenie. Cóż za ironia losu. 

Siema, łącze rozdziały, żeby były dłuższe i było ich mniej, więc nie dziwcie się, jeśli są jakieś dziwne x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top