ROZDZIAŁ I

Pierwszy miesiąc szkoły minął mi niezwykle szybko. Prawie codziennie przesiadywałem z osobami, którymi mogę już pełnoprawni nazwać przyjaciółmi. Jednak od kiedy Henryk znalazł prace w składzie rupieci, coraz mniej czasu spędzał z nami. I bardzo często uciekał po tym, jak jego zegarek zaczął piszczeć.

Siedziałam na lekcji historii, słuchając jak przez mgłę tego, o czym mówi Pani Shapen. Szkicowałam coś na ostatniej stronie mojego zeszytu, opierając swoją głowę o rękę. Byłam bliska zaśnięcia.

Gdy nagle usłyszałam odchrząkniecie, a obok mnie pojawiła się kwiecista spódnica nauczycielki. Podniosłam głowę na wkurzoną twarz Pani Shapen.

—Evans! Oddaj ten zeszyt, ale już! —krzyknęła, zabierając mi samej zeszyt z ławki. Spojrzała na moje szkice. —Myślisz, że te bazgroły są potrzebniejsze od historii? I jeszcze historii Portoryko?! To najważniejszy dział, weź się za lekcje w końcu, dziecko. —krzyknęła, a ja westchnęłam. —Nie wzdychaj na mojej lekcji!

–Wybaczy, prze pani. Mogłabym odzyskać zeszyt? Mam tam notatki z lek...

Nie dokończyłam, bo profesorka przejrzała ostatnie kartki mojego zeszytu i je niedbale powyrywała. Potem uśmiechnęła się cierpko, podając mi zeszyt.

–Bardzo proszę, Evans.

Na Boga, jak ja tej nauczycielki nie cierpiałam.

Zadzwonił dzwonek, a Shapen wydarła się, że mamy tydzień na przyniesienie jej prezentacji, na temat któregoś z tematów z działu, którego przerabialiśmy. Gdy wyszliśmy z klasy całą czwórką, Charlotte zapytała czy robimy razem, na co ja się zgodziłam i ruszyliśmy w stronę stołówki.

***

Następne lekcję minęły nam dosyć szybko. Cała grupą gadaliśmy na błahe tematy, kierując się do domu Charlotte. Jednak całą zabawę przerwał nm okropny zegarek Henryka.

–Słuchajcie, ja muszę lecieć. –odparł pośpiesznie, patrząc na zegarek na swoim nadgarstku. –Do potem! –rzucił i pobiegł w nieznanym nam kierunku.

–No, ale mieliśmy razem robić projekt! –krzyknął za nim Jasper, ale blondyn był zbyt daleko, by go usłyszał. Brunet westchnął. –No dobra, to ja też lecę. Moja mama ma zamiar dzisiaj upiec ciasto, może jeszcze coś jest. –dodał i pomachał nam, idąc w stronę swojego domu.

–No to zostałyśmy same. –odparłam, biorąc Charlotte za rękę. Szybko doszłyśmy pod dom dziewczyny. –Dzień dobry, pani Page! –rzuciłam do rodzicielki dziewczyny, widząc ją w kuchni.

–Cześć, dziewczyny. Jesteście głodne? Zrobiłam lasagne. –zapytała, a my obie kiwnęłyśmy twierdząco głowami. Mama Lottie nałożyła nam na talerze po porcji i wszystkie w trójkę zabrałyśmy się do jedzenia. –No to jakie plany na dziś? –zapytała kobieta.

–Idziemy robić projekt z historii, a potem do Henryka. –odpowiedziałam. –O jezu, ta lasagne jest przepyszna! –odparłam, na co kobieta uśmiechnęła się do mnie ciepło. Po zjedzeniu pomogłyśmy pani Page ogarnąć w kuchni, a potem w końcu zabraliśmy się za nasz projekt.

***

Gdy obie szukałyśmy informacji w podręcznikach oraz w internecie, Charlotte w końcu westchnęła, zamykając podręcznik. Spojrzałam na nią pytająco.

–Dręczy mnie ten Henryk. Ciągle ucieka z naszych spotkań, jest jakiś dziwny i biega za głupim zegarkiem. Rozumiem praca i w ogóle, ale nie może nas tak zaniedbywać! On na pewno coś ukrywa. –powiedziała trzynastolatka, przewracając oczami.

–No dlatego potem do niego pójdziemy. Mnie też to okropnie irytuję, może wyzna nam prawdę. –również zamknęłam podręcznik, wstając. –W końcu jesteśmy przyjaciółmi, nie może nas tak okłamywać!

Od pierwszych dni po mojej przeprowadzce bardzo polubiłam Charlotte, a ona mnie. Bardzo dużo jej zawdzięczam. Wydaję mi się, że ona też potrzebowała jakiejś żeńskiej przyjaciółki, bo na razie przebywała jedynie z Henrykiem i Jasperem. Czasem również z Piper, którą również poznałam i polubiłam. Była asertywna. I głośna.

Po zakończeniu projektu od razu ruszyłyśmy do domu Henryka. Plotkowanie i śmianie się z różnych rzeczy odprowadziło nas pod samą posesję Hartów. Otworzyłyśmy drzwi, widząc mamę Henryka robiącą kolacje i Piper, siedzącą przed telefonem na kanapie.

–Dzień dobry, pani Hart! –rzuciłyśmy wspólnie do kobiety, która nam pomachała. –Hej Pipes, jest Henryk? –zapytałam.

–O hej! Szczerze Ci powiem mało mnie to obchodzi. Sprawdźcie, powinien być.

Tak jak powiedziała, to zrobiłyśmy, ale nie zastałyśmy chłopaka w swoim pokoju. Postanowiłyśmy poczekać na niego.

W końcu okno zaczęło się otwierać, a po chwilii blondyn zaczął z niego wychodzić. Zaświecił światło i niemal krzyknął, widząc nas na swoim łóżku.

–Cynthia? Charlotte? Co wy tu robicie? –zaczął niepewnie, drapiąc się po karku.

–Chcemy poznać prawdę, Henryk! Co z tobą? Ciągle gdzieś uciekasz, coraz mniej czasu spędzasz z nami. Ukrywasz coś? –zaczęłam, wstając z łóżka.

–Chcecie wiedzieć co robię, gdy znikam? –prawie, że krzyknął, był zestresowany. –Gram Jazz po klubach! To właśnie robię!

–Kłamiesz! –krzyknęła Charlotte.

–Przyjaźnimy się Henryk! Dobrze wiesz, że możesz nam powiedzieć. –odparłam, nieco łagodniej od przyjaciółki. –Nie ważne co... –zaczęłam, ale on mi przerwał.

–Jestem Niebezpiecznym! –krzyknął, zakrywając sobie usta, zdawając sobie sprawę z tego, jak głośno to powiedział. –Teraz już wiecie. –rzucił siadając na łóżku.

Po chwilowym osłupieniu, Charlotte ponownie się wydarła.

–No nie wierzę! Jak to możliwe, że na to nie wpadliśmy, przecież jesteście, lub byliście tacy podobni. –przetarła twarz dłońmi, na co Henryk z cichym jękiem opadł plecami na poduszki. Usiadłam koło niego.

–Spokojnie, twój sekret jest u nas bezpieczny. –rzuciłam, klepiąc go po ramieniu.

–Jak stracę przez was robotę...

***

Tak jak powiedział, niestety tak się właśnie stało. Henryk stracił pracę. Podobno jego szef niezbyt dobrze przyjął informację o tym, że ktoś się dowiedział. Nakrzyczał na niego i powiedział mu, jak bardzo się na nim zawiódł.

A nas złapały wyrzuty sumienia. Hart nie przyjął dobrze tej informacji, że nie jest już super bohaterem. Przesiadywał całe dnie w swoim pokoju, pijąc hektolitry czekolady. Zdecydowanie za dużo czekolady.

Jednak ja i Charlotte przeszukaliśmy cały internet i znalazłyśmy artykuł o tym, jak Kapitan Be opowiada o tym, jak znowu nie udało mu się złapać Fon psa. Gdy nasz przyjaciel opychał się czekoladą, my znalazłyśmy informację na temat ślubu. Na którym miał się pojawić łotr, psujący elektronikę.

Plan był prosty, wyciągniemy Henryka z jego jaskini, zaprowadzimy na miejsce ślubu, on złapie zbira i odzyska robotę. Miejmy nadzieję.

***

–Będziesz żuł sam? –szepnęła Charlotte w stronę Henryka, na co on puścił jej tylko oczko. Dziwne uczucie przeszło po moim brzuchu, na ten ruch. Po chwilii zrobił balona i w momencie, gdy się rozbił, pojawiło się niebiesko czerwone światło, a Henryk stał się Niebezpiecznym.

Wow.

Potem poszło szybko. Niebezpieczny wyskoczył z nienadzka, zakłócając ceremonię i zaczął wywoływać fon psa swoim telefonem. Gdy mężczyzna ze stalowymi zębami zaczął biec w jego stronę, on wyrzucił telefon i uderzył łotra w szczękę. Spoglądałyśmy na walkę superbohatera, w którymś momencie nawet panna młoda się przewróciła, a cały tłum ciągle krzyczał. W końcu Niebezpieczny wygrał, a fon pies upadł, tracąc przytomnosć.

cały tłum wiwatował, a my razem z nimi. Niebezpieczny zadzwonił po policję, która szybko przyjechała i po tym odmówił wywiadu i przemienił się ponownie w Henryka.

Po kilkunastu minutach weszliśmy uradowani do kryjówki, mając nadzieję, że Henryk odzyska pracę. Jednak gdy winda się otworzyła, a ja zobaczyłam dobrze znanego mi mężczyznę przez sobą, pisnęłam głośne:

–Ray?!

Przyjaciel mojej mamy, osoba, która raz w tygodniu zawoziła mnie na sztuki walki właśnie stała przede mną. Czy on jest... Kapitanem?

–C-cynthia?! Co ty tu robisz? –jąkał się mężczyzna przed nami.

–Przyjaźnię się z Henrykiem. –rzuciłam, po wielkim szoku. –I również razem z Charlotte przyczyniłyśmy się do odnalezienia Fon Psa. A ty jesteś.. ty jesteś kapitanem.

–Tak, to ja. –odparł, dumnie unosząc głowę. Co za standard!

Po chwili ciszy i namysłu, Charlotte rzuciła.

–Kapitanie... To my się domysliłyśmy. Henryk zawsze dawał nam jakieś głupie wymówki, i dobrze to ukrywał. Jednak przyjaźń i praca.. To przecież nie do wytrzymania. Chyba mamy prawo znać powód, przez który nasz przyjaciel nie ma dla nas czasu? - powiedziała brunetka.

-I jesteśmy też bardzo dobre. - dodałam na co ten się uśmiechnął.

-No dobra... Henryk możesz znów ze mną pracować. –rzucił Ray, na co Blondyn do niego podbiegł, przytulając go.

Odrząknęłam głośno.

-A tak... - zaczął.

-Ray.. Jesteśmy dobre. Przydamy się. - zaczęłam.

-Widzę całą waszą trójkę jutro od razu po szkole. - powiedział, przez co zrobiłam to co blondyn, po czym przytuliłam przyjaciół.

***

-To co idziemy na shake'a? -zapytał blondyn. Ja i przyjaciółka obok mnie kiwnęłyśmy twierdząco.

-Ja płacę- powiedziałam podchodząc do lady - Jeden waniliowy i..

-Dwa waniliowe i czekoladowy poprosimy. - powiedziała brunetka. Podałam jej waniliowy napój, Blondynowi czekoladowy. Grzecznie zapłaciłam i wyszłam z małej kawiarenki kończąc szybkim "do widzenia!"

Zaczęłam powoli pić waniliową pychotę, przyjemne zimno szybko rozeszło mi się po ustach.

Charlotte i Henryk widząc jak martretuje tak ten napój zaczęli opowiadać głupie żarty.

Dwa razy prawie wybuchłam śmiechem, jednak nie dam im tej satysfakcji.

Gdy skończyłam pić napój wyrzuciłam plastik do pobliskiego kosza i zaczęłam już rozmawiać z przyjaciółmi.

-Auu - syknęłam z bólu. Mózg mi zamarł.

-Co jest!? - powiedział Blondyn zatrzymując się.

-Mózg mi zamarzł! - krzyknęłam, zwijając się z bólu. Te cholery od razu umierały z śmiechu.

Udałam małego focha i nie zatrzymując się zaczęłam iść w stronę mojego domu.

-No weź Cynthia! Też Cię kocham! - krzyknął za mną blondyn na co się odwróciłam i krótko zaśmiałam.

-Dobranoc! - powiedziałam i weszłam do domu.

Przywitałam się z rodzicielką, ściągnęłam buty i pobiegłam prosto do łazienki.

Zmyłam pozostałości makijażu z mojej twarzy, wzięłam szybki prysznic, ubrałam zwiewną piżamę, która składała się z czarnego t-shirtu i fioletowych luźnych spodenek.

Rzuciłam się w objęcia mojej kołdry i od razu usnęłam.


No siema! Pierwszy rozdział, zdecydowanie dłuższy od tamtego:) 

Do następnego! x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top