>19<
"Próbowałam się wyrwać. Szarpałam, biłam gryzłam. Ale to nic nie dało.
W oddali widziałam płomienie. Wielkie, ciepłe, pomarańczowo czerwone. A w nich nienawistny złoty wzrok.
Chciałam się rzucić z powrotem w stronę płonącego motoru ukochanego. Ale trzymał mnie. Mocno mnie trzymał. I nie chciał puścić. Kazał mi się uspokoić. Nie słuchałam, brnęłam do przodu. W zaparte.
Odciągnął mnie gdzieś na ścieżkę. Słyszałam auta. Pogotowie. Policja. Straż. Nic już nie wiedziałam. Zabrał mnie stamtąd.
Mimo moich protestów, płaczu. Dalej przy mnie był.
Kiedy się odwrócił mogłam dostrzec jak jego zielone oczy płaczą. Uspokoiłam się. Zapytałam o co chodzi. Nie odpowiedział. Ciągnął mnie dalej.
Zatrzymał się w miejscu gdzie nie było nic słychać. Zero szeptów. Zero odgłosów. Zero samochodów.
Było ciemno. Bałam się. A jego prośby bym zachowała spokój wcale mi nie pomagały. Nadal się bałam. Gdy mnie puścił chciałam uciec, ale sparaliżował mnie strach. Strach.
Jego oczy świeciły jak u kota. Zielone, ciepłe, przyjazne. Przestałam się bać, a w moim sercu nastał smutek. Zaczęłam płakać. A on wraz ze mną.
- Jesteśmy w tym razem. - powiedział. - Marinette nie jesteś sama.
- Teraz zostałam sama. - szepnęłam łkając. Po chwili otrząsnęłam się. - Skąd znasz moje imię?
- Zawsze je znałem. Od początku. - odpowiedział mi. Przełknąłem ślinę. - Nie bój się mnie. Zawsze będę przy Tobie, zawsze będę czuwał. Będę Cię chronił. Nie pozwolę by ktoś Cię skrzywdził. Jesteś dla mnie ważna.
- Nie znam Cię...
Postać odwróciła się do mnie plecami i zaczęła odchodzić. Byłam wśród ciemności. Nic innego nie widziałam. Ciemność.
Usłyszałam głosy. Śmiech. Radość. Wśród tego takie słowa jak: śmierć, ból, depresja, zmiana. Cofnęłam się do tyłu. To nie mogła być prawda.
Następnie nastała światłość. Czerwony promyk, który kazał mi za sobą iść. Tak zrobiłam.
Wyprowadził mnie z ciemności na drogę. Pustą drogę.
Wyciągnęłam rękę by go dotknąć. Musnęłam go palcami. Był zimny i przyjazny w dotyku. W jednej chwili oślepił mnie blask. Ponownie ogarnęła mnie ciemność. A później.. Później znajdowałam się w ramionach. Silnych, bezpiecznych.
- Ona będzie nad Tobą czuwać. - powiedział. Oczy zalśniły, a ja nachyliłam się do niego. Pragnęłam go poczuć, poznać, zobaczyć. Musnęłam go ustami, a po chwili rozpłynął się. Została mała czerwona postać. Patrzyła na mnie swoimi wielkimi niebieskimi oczami przepełnionymi nadzieją. Moją nadzieją.
- Jestem Twoją opiekunką. Mów mi Tikki..."
Otworzyłam szeroko oczy. Kolejny sen. Inny niż pozostałe. Szybko wstałam z łóżka i zaczęłam pisać w swoim notesie wszystko co zapamiętałam. Dlaczego to mi się przyśniło?
- Marinette? - obok mnie pojawiła się zaspana Tikki.
- Miałam sen. - odpowiedziałam jej szybko. Skup się na pisaniu Marinette. Sny się szybko zapomina.
- Znowu o tej samej sytuacji? - spytała wyraźnie zasmucona. Pokiwałam przecząco głową. Pisałam dalej. To mi NIE MOŻE wylecieć z pamięci. - Więc o czym.
- Właśnie to piszę Tikki. - odpowiedziałam jej. Biedronka dała mi chwilę bym mogła dokończyć pisać. Nadal nie rozumiem. Jak? Dlaczego? Skończyłam pisać. Zamknęłam swój notes i spojrzałam na Tikki, która z założonymi łapkami czekała aż jej wszystko wytłumaczę.
- Doczekam się odpowiedzi? - spytała wyraźnie zdenerwowana i zaciekawiona. Westchnęłam. Wstałam i podeszłam do szafy by wyciągnąć ubrania.
- Widziałam jego, słyszałam naszą rozmowę, taka sama jak wtedy. - westchnęłam i spojrzałam ponownie na nią. - Dostałam Ciebie.
***
Hey!
Jak tam? xD kolejny rozdział yeeey xD
Zostawcie po sobie ślad :P
Sashy ;3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top