>12<

- Nie! - krzyczałam na cały głos kiedy blondyn zaczął mnie gonić po ogródku z wiadrem pełnym wody z pianą.

- Przestane jak mnie przeprosisz!

- Gówno! Nie przeproszę Cię nie mam za co!

- A kto wylał herbatę?!

- WIELKIE MI RZECZY! PRZYPADKOWO WYLAŁAM CI WRZĄTEK HERBATY NA KROCZE I WYGLĄDASZ JAKBYŚ SIĘ ZLAŁ PODCZAS EREKCJI! - krzyknęłam chowając się za drzewo.

- Ha. ha. ha. Bardzo śmieszne. - powiedział kiedy tłumiłam w sobie śmiech. - Ale ty wiesz, że Cię widać za tą brzozą? To nie dąb!

- Czepisz się szczegółów! - jęknęłam zza drzewa. Odpowiedziała mi cisza. Lekko wychyliłam głowę by zobaczyć czy nie czyha tam na mnie blondyn. Jednak po nim śladu nie było. Westchnęłam z ulgą. Nie na długo. Po chwili poczułam jak moje ciało staje się mokre i jednocześnie klejące od płynu. Spojrzałam na chłopaka, który opuścił wiaderko na ziemię.

- Mam się bać? - zapytał, a jego tęczówki pociemniały.

- Oj. TAK! - krzyknęłam i złapałam za pierwszy lepszy przedmiot na podwórku. Padło na łopatę. Chwyciłam ją oraz ruszyłam w pogoń za blondynem.

- Marinette! Przepraszam!

- W dupie mam Twoje przeprosiny!

- Ale teraz jesteś ładniejsza!

- Serio Agreste?! SERIO?!

- Prześwituje Ci czarny stanik... - zaśmiał się, a ja go uderzyłam przedmiotem w plecy. Jęknął żałośnie upadając na trawnik. Nie ruszał się. Rzuciłam łopatę za siebie i uklęknęłam przy chłopaku.

- Agreste żyjesz?! - potrząsnęłam nim. - Cholera, cholera, cholera, cholera! Trafie do więzienia! Albo mnie zastrzelą! Kurde! Budź się! Zabiłam człowieka! Ja pierdole! Adrien! OBUDŹ SIĘ! KURWA ADRIEN! NIE RÓB MI TEGO! ŻYJ! EJ!!! BO MNIE MATKA ZABIJE! I TWÓJ OJCIEC! EJ! AGRESTE! - nagle chłopak pociągnął mnie w dół i przeturlał się na mnie. - Ugh!!!! Nienawidzę Cię ty tempa łajzo! Umieraj kurde! Nie chcę Cie tutaj! Weź się ze mnie! Nienawidzę Cię! Ugh!!

- To ty chcesz mnie ratować czy zabić? - zaśmiał się. Wzruszyłam ramionami.

- Jedno i drugie.

- Jesteś dziwna. - uśmiechnął się do mnie. - W pozytywnym sensie.

- A ty jebnięty. - uśmiechnęłam się podobnie do niego. - W negatywnym sensie.

- Marinette tele... No to ja Wam nie przeszkadzam. Powiem, że oddzwonisz później. - moja rodzicielka zarumieniona szybko się odwróciła.

- Mamo on mnie molestuje!

- Dzieci po ślubie!

- MAMO! - złapałam się dłonią za czoło. Pomoc rodziców. Bezcenna. Spojrzałam zrezygnowana na blondyna, który patrzył na mnie ze zboczonym uśmiechem. No tak... prześwituje mi bluzka. - Masz zamiar wypuścić mnie?

- Nie. Nie mam najmniejszego zamiaru z Ciebie zejść. - pokręcił przecząco głową. Westchnęłam.

- Ja mam na Ciebie sposób. - powiedziałam mocniej przylegając do niego. Bardziej napięłam nogą na jego krocze.

- Jaki? Na podwórku... - jęknął.

- Adrienku.. - szepnęłam mu uwodzicielsko na ucho. - Jeśli ze mnie nie zejdziesz to..

- Co... Mari..

- To.. KOPNĘ CIĘ W JAJA TAK MOCNO, ŻE WYWINĄ CI SIĘ W DRUGĄ STRONĘ, A PÓŹNIEJ SAME ODPADNĄ! - blondyn na mój krzyk mocno się zerwał łapiąc za krocze i robiąc przerażoną minę.

- Ty jesteś niebezpieczna dla środowiska!

- I za to mnie ludzie uwielbiają! - zaśmiałam się, a blondyn pokiwał z niedowierzaniem głową i z uśmiechem objął mnie ręką. Lekko odwzajemniłam uśmiech.

- Czy to Marinette? TA Marinette i TEN Adrien?! - usłyszałam znajomy głos za sobą. O fak...

***

Hey!

Przed północą jest! xD Zdążyłam!

Zostawcie po sobie ślad. ;) I dziękuję za wszystko :* <333 ^^

Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top