Takt piąty: Zbyt blisko
— Podobało ci się? — zapytał chłopak, gdy już wyszliśmy z sali. Ręce wsunął do kieszeni spodni, jakby chciał dać odpocząć moim dłoniom i mojej psychice.
— Było cudownie — zmusiłam się do delikatnego uśmiechu. Chłopak szedł tak blisko. Zbyt blisko. Czułam jego ramię, ocierające się o moje. Czułam jego ciepło i miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi. Było przyjemnie, jednak modliłam się, żeby zakończyć już to spotkanie. Zakończyć tę wewnętrzną mękę.
— Ten ostatni utwór był zdecydowanie najlepszy — powiedział chłopak, kierując się w stronę stacji metra. — Ale i tak jestem pewien, że zagrałabyś go lepiej.
Pokręciłam głową z lekkim uśmiechem.
— No nie przesadzajmy — mruknęłam i poczułam jak chłopak ponownie splata razem nasze palce. Poddałam się. Nie miałam siły oponować. A może nie chciałam?
Szliśmy ulicą, trzymając się za ręce. Było dość późno, jednak i tak czułam na sobie spojrzenia wszystkich mijających nas ludzi. Wiedziałam, że to irracjonalne, bo nikt nie zwróciłby większej uwagi na parę nastolatków, jednak nie mogłam pozbyć się tego dyskomfortu, mimo że bardzo chciałam.
— Napijemy się czegoś ciepłego? — zapytał nagle Kuroo, gdy przechodziliśmy obok nieznanej mi knajpki. — Może jesteś głodna?
— Może być herbata — powiedziałam cicho, spuszczając wzrok. Chłopak pociągnął mnie delikatnie w stronę drzwi wejściowych i otworzył je przede mną. Weszłam do środka i zajęłam pierwszy lepszy stolik. Nie było dużo ludzi, właściwie tylko garstka, dzięki czemu choć na chwilę poczułam się trochę lepiej.
Ściskając w dłoni kubek gorącej herbaty miętowej, zerkałam nieśmiało na siedzącego naprzeciwko chłopaka. Brunet uśmiechał się do mnie lekko, jakby chciał dodać mi pewności siebie. Jednak nic z tego. Nadal trzęsłam się jak dziecko.
— Naprawdę lubię twoje towarzystwo, Hana-chan — powiedział, mieszając w swoim kubku z kawą.
— Uhm... Dziękuję — mruknęłam, zastanawiając się czy powinnam powiedzieć coś w stylu "Ja twoje też". Kuroo jednak nie wydawał się tego potrzebować. Uśmiechnął się smutno i położył dłonie na moich, obejmujących kubek. Zagryzłam wargę, wbijając spojrzenie w ciecz.
— Jeśli naprawdę mnie nie lubisz, Hana-chan... Powiedz mi proszę — wyszeptał ze smutkiem, a ja poczułam jak pęka mi serce. Jak mogłam...?
— Nie... To nie tak, że nie lubię, senpai... — mruknęłam cichutko, tak że ledwie mógł mnie usłyszeć. — Po prostu, to dla mnie coś nowego.
— A podobało ci się dzisiaj? — zapytał. Pokiwałam głową i poczułam jak chłopak gładzi kciukiem moją dłoń.
— Było miło, Kuroo-senpai — powiedziałam, zdobywając się na odwagę, by spojrzeć w jego kocie oczy. — Dziękuję.
— Naprawdę mnie to cieszy, Hana-chan — uśmiechnął się szeroko, lekko przechylając głowę. — I jeśli chcesz, możemy zwolnić. Nie będę już naciskał.
— Nie... Tak jest dobrze — mruknęłam. — To ja tu jestem problemem, senpai, nie ty.
— Hej! Nie jesteś problemem. Nie mów tak — powiedział, zabierając moją rękę z kubka i po raz trzeci tego dnia splatając nasze palce. — Jesteś cudowna, Hana-chan. Naprawdę cię lubię.
Spłonęłam rumieńcem i wlepiłam wzrok w nasze dłonie. Co on we mnie widzi? Dlaczego...?
— Powinniśmy już wracać — westchnął, podnosząc się z miejsca, jednak nadal nie puszczając mojej ręki. — Odprowadzę cię.
Pokiwałam głową, szepcząc cichutkie "Dziękuję" i razem z chłopakiem opuściłam teren restauracji, zaraz po tym jak zapłacił. Mówiłam, że nie musi, jednak nie chciał słuchać. Czy wszyscy chłopcy są tacy sami?
Kuroo nadal trzymał mnie za rękę i nie puścił aż do ostatniej chwili. Czułam na sobie jego wzrok, kiedy staliśmy sami na stacji. Czułam jak wali mi serce.
Kiedy nadjechał mój pociąg chłopak zrobił to, czego najbardziej się bałam.
Położył dłoń na moim policzku i nachylił się w moją stronę. W ostatniej chwili obróciłam głowę i poczułam ciepło warg chłopaka na policzku. Kuroo zaśmiał się cicho i położył dłoń na moich włosach.
— Przepraszam, Hana-chan — uśmiechnął się smutno. — Nie mogłem się powstrzymać.
— Senpai... Ja jeszcze nie... — zaczęłam cicho i spojrzałam na stojący na stacji pociąg. — Przepraszam.
— Do zobaczenia, Hana-chan — uśmiechnął się ciepło i pomachał mi na pożegnanie. Odmachałam mu nieśmiało i wskoczyłam do pociągu. Złapałam się pierwszej lepszej rurki i odetchnęłam z ulgą, czując, że zaraz padnę od nadmiaru emocji, które właśnie mnie opuściły. Zerknęłam na okno i spojrzałam na odchodzącego bruneta. Uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy, a on sam przyłożył dłoń do czoła, wzdychając ciężko, jakby był zły na samego siebie. Spuściłam wzrok na swoje buty.
Przepraszam, senpai.
***
Wpatrywałam się w sufit, nie mogąc pozbyć się reszty emocji z dzisiejszego dnia. Co chwila zastanawiałam się, co by było gdybym jednak pozwoliła mu na pocałunek? Może rozstalibyśmy się w innej atmosferze, a może byłabym tak beznadziejna, że Kuroo odpuściłby sobie dalsze próby zbliżenia się do mnie? Czy nie tego właśnie chciałam?
Dlaczego się odwróciłam?
Prawda była oczywista.
Bałam się.
Bałam się pierwszego pocałunku. Bałam się, że się zbłaźnię, że mu się nie spodoba.
A chyba naprawdę chciałam, żeby mu się spodobało. Chyba naprawdę zaczynało mi zależeć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top