Takt jedenasty: Związek

Związek nie jest tak ciężki jak można by się spodziewać. Między mną a Kuroo właściwie nic się nie zmieniło. Nadal odprowadzał mnie do szkoły muzycznej lub do domu, oczywiście, gdy nie miał treningu. W każdą środę po zajęciach szliśmy do mnie, do niego lub do jakiejś kawiarni, żeby spędzić ze sobą miłe popołudnie. Nadal trzymaliśmy się za ręce przy każdej możliwej okazji. Zmieniła się jedynie częstotliwość delikatnych pocałunków w policzek lub czoło, drobnych dotknięć, gestów i objęć. Teraz zdarzały się znacznie częściej i za każdym kolejnym razem były coraz przyjemniejsze dla nas obojga. Na prawdziwy pocałunek nadal się nie odważyłam.

Bardzo chciałam go pocałować. Nie wiedziałam jednak, czy powinnam czekać na jego ruch, czy sama zrobić pierwszy krok. Na świecie istnieje niepisana zasada, że to mężczyzna powinien pocałować kobietę. Postanowiłam się jej trzymać.

- Jutro jest koncert, prawda? - zapytał Kuroo ze smutkiem. Położył głowę na moim brzuchu i uśmiechnął się, gdy zaczęłam głaskać go po włosach.

- Przyjdziesz? - zapytałam cicho, wpatrując się w jego zamknięte powieki. Czarnowłosy otworzył oczy i spojrzał na mnie smutno.

- Mam mecz - powiedział, łapiąc mnie za dłoń i gładząc kciukiem jej wierzch. - Naprawdę mi przykro.

- Nie ma sprawy - odparłam spokojnie, mimo rozczarowania. Nie mógł zrezygnować z meczu. To byłoby nieodpowiedzialne, zwłaszcza, że grał w pierwszym składzie. Poza tym, jak mogłabym go prosić o coś takiego? Czy zrezygnowałabym dla niego z koncertu?

- Może innym razem - mruknęłam i odchrząknęłam, czując lekkie drapanie w gardle. Chłopak wydawał się smutny i rozczarowany tak jak ja. Naprawdę mu zależało na tym, żeby być tam dla mnie, żeby mnie wesprzeć, żeby posłuchać. Uśmiechnęłam się lekko i pocałowałam go w czoło.

- Nie martw się, Tetsurō - powiedziałam, wiedząc jak bardzo lubi, gdy mówię do niego po imieniu. Czarnowłosy uśmiechnął się lekko i wtulił nos w moją bluzkę, przymykając oczy.

- Cieszę się, że cię mam, Saori-chan - wymruczał, a ja ponownie wplotłam palce w jego włosy.

- Ja też, senpai - zapewniłam.

***

Odrzuciłam od siebie bolesną myśl, że nie zobaczę go na widowni. Wygładziłam długą czarną sukienkę i założyłam za ucho kosmyk brązowych włosów. Pogładziłam placem wskazującym gryf skrzypiec i powoli wypuściłam powietrze ustami, chcąc się uspokoić. Serce waliło mi jak bęben, a dłonie delikatnie drżały. Zacisnęłam je na skrzypcach, aż pobielały mi palce i odliczałam do dziesięciu. W kółko i w kółko.

Gdy rozległy się brawa, zapraszające nas na scenę, przełknęłam ciężko ślinę, wyprostowałam się i ruszyłam za resztą muzyków. Światła, ludzie, wielka sala. To wszystko bardzo mnie onieśmielało, jednak lubiłam to. Lubiłam stać na scenie, lubiłam kiedy ludzie mnie słuchali i mimo że nie był to solowy występ, czułam wdzięczność, że przyszli tu dla mnie. Dla nas.

Zerknęłam na dyrygenta i ułożyłam skrzypce. Przymknęłam oczy tuż przed rozpoczęciem utworu i wciągnęłam powietrze to płuc. Teraz.

***

Gwałtownie przeciągnęłam smyczkiem po strunach po raz ostatni i opuściłam go. Wsłuchałam się w swój szybszy oddech, zanim nie zagłuszyły mi go brawa. Spojrzałam na widownię i wyszczerzyłam zęby, widząc Kuroo, stojącego tuż przy wyjściu. Był cały zdyszany, nadal miał na sobie strój do siatkówki i uśmiechał się. Uśmiechał się z mieszanką dumy i radości. Ja też się uśmiechałam. Byłam szczęśliwa, że słyszał choć kawałek.

Zeszłam ze sceny razem z resztą, schowałam skrzypce, przebrałam się pospiesznie z sukni, pożegnałam z orkiestrą i wbiegłam na prawie pustą już salę. Położyłam skrzypce na podłodze i rzuciłam się w ramiona swojego chłopaka.

- Byłaś cudowna! - wykrzyczał. - I ślicznie wyglądałaś - uśmiechnął się, gdy się od niego lekko odsunęłam. - Zresztą jak zawsze.

Nie wiem kiedy. Nie wiem jak. Pamiętam tylko jego usta na swoich wargach. Ciepłe, miękkie. Gwałtowny pocałunek, pełen chaosu. Nasze oddechy były przyspieszone i nie mogłam pojąć, czy było to spowodowane meczem i koncertem, czy po prostu nami. Po prostu mu się oddałam. Oplotłam jego szyję i całowałam go. A właściwie pozwalała się całować. Byłam pewna, że nikt na świecie nie całował lepiej niż Tetsurō.

Kiedy się od siebie odsunęliśmy, oboje nie mogliśmy złapać tchu. Oboje byliśmy zarumienieni i oboje szczerzyliśmy zęby w głupim uśmiechu. Zaśmialiśmy się nerwowo i wpadliśmy sobie w ramiona. Mój Kuroo. I mój pierwszy pocałunek. Idealny.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top