Takt dwunasty: Ból i brąz
Dwa miesiące minęły jak z bicza strzelił. Przygotowywałam się do konkursu w każdej wolnej chwili, podczas gdy Kuroo ciężko trenował do zbliżających się, jakichś ważnych, zawodów. Oboje mieliśmy napięty grafik i nasze spotkania ograniczyły się tylko do wspólnych porannych spacerów do szkoły.
Nie byliśmy zadowoleni, ale z drugiej strony nawet nie mieliśmy czasu, żeby o tym myśleć. Oboje pochłonięci w pełni swoimi pasjami, żyliśmy z minuty na minutę, nie myśląc o tym, jak bardzo nam brakuje siebie nawzajem. A brakowało.
Tego dnia Kuroo grał oficjalny, według niego niezmiernie ważny, mecz z Akademią Fukurōdani, od którego miał zależeć ich dalszy udział w turnieju. Nie mogłam przyjść. Miałam dodatkową, indywidualną lekcję z moją zaufaną nauczycielką. Ostatnią przed jutrzejszym koncertem.
— Jak się czujesz? — zapytałam ciepło. W telefonie zapadła cisza. Zaraz potem Kuroo westchnął ciężko.
— Denerwuję się — przyznał. — Jeśli przegramy to będzie ostatni mecz trzecioklasistów. Boję się ich zawieść.
— Na pewno będziesz świetny — zapewniłam, poprawiając chwyt na rączce od futerału i omijając pokaźną kałużę na ulicy.
— Boję się, że jednak nie — mruknął.
— Co się stało z twoim optymizmem, Tetsurō? — zapytałam ze smutkiem. — Kiedyś byłeś chodzącą masą szczęścia i entuzjazmu.
— Chyba po prostu zaczynam przy tobie uzewnętrzniać swoje prawdziwe uczucia, Saori-chan — mruknął, a ja spojrzałam ze smutkiem na drzwi do szkoły i chwyciłam za klamkę.
— Muszę iść, Tetsurō — powiedziałam cicho. — Wpadnę do ciebie po meczu, zgoda?
— Okay — mruknął chłopak. — Powodzenia na próbie.
— Powodzenia na meczu — odparłam z lekkim uśmiechem i rozłączyłam się. Schowałam telefon do kieszeni czarnych dżinsów i weszłam do budynku. Martwiłam się i stresowałam razem z Kuroo, ale teraz musiałam skupić się na skrzypcach i konkursie.
***
Otworzyła mi mała Aiko. Przywitałam się z dziewczynką i weszłam do środka. Zostawiłam skrzypce i torbę w salonie i ruszyłam korytarzem do pokoju chłopaka.
— Tetsurō? — zapytałam, zaraz po tym jak zapukałam. — Mogę wejść?
Nie usłyszałam odpowiedzi. Nacisnęłam na klamkę i weszłam do pokoju chłopaka. Czarnowłosy siedział na podłodze w czerwonym dresie Nekomy, opierając się plecami o łóżko. Oczy miał zaczerwienione. Wpatrywał się w ścianę obojętnym spojrzeniem.
— Senpai... — westchnęłam ze smutkiem. Już dawno nie zwróciłam się do niego w ten sposób. Podeszłam do chłopaka, uklęknęłam i objęłam go czule. Wiedziałam, że potrzebuje wsparcia. Każda przegrana boli, zwłaszcza jeżeli przegrywa się w coś, co tak bardzo się kocha.
— To moja wina, Saori — powiedział głosem wyprutym z emocji. Pogłaskałam go po włosach i oparłam brodę o czubek jego głowy. — Nie odebrałem kilku piłek, trzy razy zepsułem zagrywkę, a mój blok był tak dziurawy, że nawet dziecko by się przebiło.
— Nie bądź dla siebie surowy, Tetsurō — powiedziałam spokojnym głosem, tuląc go do siebie. — Każdy ma gorszy dzień.
— Ale dlaczego akurat dzisiaj? — załkał i zacisnął dłonie na mojej koszulce. Przymknęłam oczy, nadal gładząc jego ciemne włosy. Czarnowłosy płakał w moje ramię, a ja jedyne co mogłam dla niego zrobić, to po prostu przy nim być.
***
— Przyjdziesz jutro? — spytałam, wtulając się w niego. Chłopak już się uspokoił. Leżał teraz ze mną na łóżku i przytulał mnie do siebie, jakby chciał pocieszyć się po porażce. Jakbym była gąbką, która może wchłonąć część jego cierpienia. W tamtej chwili naprawdę chciałam być gąbką.
— Przyjdę — powiedział cicho i pocałował mnie w czubek głowy. To było nasze pierwsze wspólne popołudnie od dawna. Ale ja musiałam jeszcze poćwiczyć. Podniosłam się z westchnieniem, uwalniając z ramion siatkarza.
— Muszę iść — powiedziałam, ostatni raz gładząc go po dłoni i kierując się w stronę drzwi. — Zobaczymy się jutro, dobrze?
Brunet kiwnął smutno głową i wtulił twarz w poduszkę ze zmęczeniem.
Wyszłam z pokoju, zabrałam swoje rzeczy i opuściłam dom Kuroo. Puściłam w słuchawkach utwór, który miałam jutro grać i ruszyłam w stronę domu. Nie wiem dlaczego, ale w sercu czułam dziwną pustkę. Jakby wrócił ból, ten z czasów, kiedy nie znałam jeszcze Tetsurō. Nie umiałam tego wyjaśnić, ani powiedzieć skąd się wziął. Dlatego go zignorowałam.
***
Serce jakby przestało bić. Oddech się zatrzymał. Moja dłoń także. Cisza.
A potem wybuchły brawa. Uśmiechnęłam się i skłoniłam nisko. Spojrzałam na widownię i zerknęłam na miejsce przy wyjściu. Miał tam czekać. Miał tam stać i oglądać. Słuchać.
Zeszłam ze sceny i odłożyłam skrzypce do futerału w swojej przebieralni. Wyciągnęłam telefon i wybrałam jego numer. Nie odebrał. Raz, drugi, trzeci.
Ale w końcu nie mógł odebrać, bo właśnie trwał kolejny występ, prawda? Nie wypadało odbierać, kiedy ktoś grał. Pewnie miał wyciszony telefon. Miał?
***
Ściskając w dłoni brązową statuetkę, wsiadłam z rodzicami do samochodu i z uprzejmym uśmiechem słuchałam ich pochwał i gratulacji. Cieszyli się z mojego sukcesu. Ja też bym się cieszyła, gdybym wiedziała, że on mnie widział. Że słyszał. Że też jest dumny.
Odebrałam niemal od razu.
— Hej, Tetsurō, nie widziałam cię na widowni, gdzie byłeś? — spytałam spokojnie, mając nadzieję, że chłopak po prostu zaszył się gdzieś wśród publiczności i zwyczajnie go nie dostrzegłam.
— Wybacz, Saori, wypadł mi dodatkowy trening, nie mogłem się zerwać — powiedział. W tle słyszałam pisk butów na posadzce i odgłos odbijanych piłek. Westchnęłam cicho.
— Rozumiem — mruknęłam. — To... Widzimy się w poniedziałek, tak?
— Tak, tak, skarbie. Złapię cię rano, okay? — powiedział. — Muszę lecieć, trzymaj się — dodał i rozłączył się. Odłożyłam telefon na kolana i spojrzałam na statuetkę.
Tak, Kuroo. Dobrze mi poszło. Dzięki, że zapytałeś.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top