➼ 9

Miała dość. Serdecznie dość, bo trzymali ją tutaj od godziny, zastanawiając się nad czymś i co zrobić, żeby to coś nie wyszło na jaw- Oczywiście to, co się tu działo miała rozgadać Jo, nikt inny. Długie minuty bezsensownego siedzenia na niewygodnej kanapie i wsłuchiwania się w szepty mężczyzn lub po prostu ciszę, kiedy na chwilę opuszczali pokój, doprowadzały ją do szału. Powoli, ale skutecznie.

-Ile można, do cholery- mruknęła pod nosem Jo, wywracając oczami.

Dziewczyna ziewnęła przeciągle akurat kiedy Malik wszedł do pokoju wraz ze swoim lokowatym towarzyszem.

-Doczekam się aż dacie mi spokój?- spytała z goryczą, wstając. Coś w nią wstąpiło, teraz  widać było co zdenerwowanie może zrobić z niecierpliwym człowiekiem.

-To nie jest takie...

-A właśnie, że jest proste- zirytowała się- Nikomu nic nie powiem, nie obchodzi mnie ta cała wasza szopka!- wzięła oddech i zacisnęła usta na moment.

-Udzieliła ci się ta atmosfera, co?- odezwał się lokowaty- Zaczynasz dyskutować, mała- powiedział i objął Jo ramieniem.

-Bierz te łapy!- brunetka odepchnęła się od chłopaka i... popłakała się, odwróciwszy się do niego plecami.

Za dużo emocji. Za dużo niepewności. Za dużo wszystkiego jak na jeden dzień dla Jo! Dziewczyna uniosła ręce na wysokość twarzy i otarła mokre policzki drżącymi dłońmi, jednocześnie próbując powstrzymać szloch. Na chwilę przestała odbierać sygnały dobiegające z otoczenia i zamknęła się w swojej głowie i szalejących w niej myślach. Była zirytowana. Załamana. W planach na najbliższą przyszłość zakładała, że ułoży sobie normalne życie, we własnym domu, z siostrą i psem, będzie pracować jak każda normalna osoba. Wierzyła całą sobą, że zazna spokoju w innym mieście, że będzie mogła czuć się swobodnie i szczęśliwie. A tymczasem, gdy ledwo wdrożyła się w rytm londyńskiego życia, spotykają ją kolejne nieszczęścia, jedno za drugim. W przeciągu tygodnia dwa razy była przetrzymywana przez obcych, podejrzanych mężczyzn, którzy najwyraźniej dostrzegali w niej zagrożenie swoich interesów, jeden z nich próbował ją zgwałcić, kolejny wydawał się w porządku, choć było to totalnie bezsensowne! Inny nieznajomy wcisnął jej torbę z zakrwawioną bluzą w środku, a w ramach bonusu była dzisiaj świadkiem postrzelenia człowieka! Czy prosząc o trochę stabilizacji, żądała aż tak wiele? 

-I co zrobiłeś?- Malik spojrzał na Styles'a gromiącym spojrzeniem i podszedł do Jo- Chodź- popchnął ją za ramię w kierunku wyjścia.

-Malik...

-Zamknij się już- mężczyzna otwiera drzwi, przepuszcza Jo i razem wychodzą na zewnątrz- Ostatni raz cię odworzę i nie przychodź tu więcej- powiedział do dziewczyny, prowadząc ją do swojego samochodu. Green zacisnęła usta, powstrzymując prychnięcie. Bo to jej wina, że jakiś chory psychopata wcisnął jej tą torbę, tak! Mówił, jakby przychodziła tu z własnej przeklętej woli!- I nie wywracaj tymi oczami, to jest o wiele bardziej skomplikowane niż ci się wydaje, nie rozumiesz- wypalił i skręcił gwałtownie w prawo. Pomiędzy krawężnikiem, a spalonym budynkiem stał samochód chłopaka. 

Malik wsiadł do środka i wsadził kluczyk w stacyjkę. Jo obeszła auto z skrzyżowanymi na piersi rękoma i niechętnie zajęła miejsce na fotelu pasażera. Zamknęła drzwi i zapięła pas.

-No to mi wytłumacz- powiedziała.

-Powiedzmy, że- odchrząknął, odpalając pojazd- Ludzie, których nie chciałabyś spotkać myślą, że współpracujesz ze mną i resztą, więc jakby nie patrzeć w każdej chwili ktoś znowu może się ciebie uczepić- oznajmił, nawet na nią nie patrząc i wyjechał na udeptaną drogę. 

Green wytrzeszczyła oczy i serce zatrzymało jej się w piersi. 

-Co, do cholery?- odwróciła się do bruneta- Nie pisałam się na coś takiego, po co mnie ze sobą ciągaliście?! 

-Nie stresuj się niepotrzebnie- mruknął mężczyzna- Ale może lepiej zamykaj drzwi- poradził, a Green schowała twarz w dłoniach, biorąc oddech. Nagle pomyślała o siostrze. Miała siostrę i nie mogła sobie pozwalać na takie rzeczy! Przecież jeśli coś by się jej stało, nie wybaczyłaby sobie tego! Kiedy tak siedziała z zamkniętymi oczami, podpierając łokcie o kolana i po prostu znowu zamartwiając się swoim życiem, straciła całkowicie poczucie czasu. Dlatego tak zdziwiła się, gdy po (jej wrażeniem) kilku minutach jazdy, chłopak za kierownicą odezwał się: 

- Tutaj?- spytał, a Jo uniosła głowę i wyjrzała za szybę. 

-Tak- odchrząknęła brunetka, odpinając pas.

-Czekaj- Malik sięgnął do kieszeni dziewczyny. Zesztywniała, kiedy dotknął jej uda i wyciągnął telefon ze spodni.

-Co robisz?- zmarszczyła czoło- Oddaj ten telefon!- obruszyła się. 

-Masz zadzwonić jakby coś się działo- podał jej komórkę. 

Jo wyszła z samochodu zmieszana. Przeczesała włosy dłonią i zerknęła na wyświetlacz telefonu.

Zayn 

660 237 552

Super.

Jakiś bandyta właśnie dał jej swój numer. 

* * *

Do domu wchodziła ostrożnie, bo nie miała humoru na spotkanie z siostrą. Nie spojrzałaby jej w twarz, wiedząc, że w pewnym stopniu ściągnęła na nią niebiezpieczeństwo. Coś musiało być na rzeczy! Malik niedałby jej numeru bez powodu! 

Green zamknęła drzwi i ściągnęła buty. Schowała telefon do kieszeni jeansów i niemal na palcach ruszyła w stronę swojego pokoju.

-Jo!- skrzywiła się, usłyszawszy za sobą głos- Gdzie ty byłaś?- odwróciła się do siostry i uśmiechnęła lekko.

-Musiałam skoczyć do pracy- powiedziała- Jak rozmowa o pracę?- zmieniła temat, opierając się o drzwi- Przyjeli cię?

-No- Jess zmrużyła oczy- Czyja to bluza?- spytała, patrząc na Jo podejrzliwie.

-Co? Jaka...?- Green zmarszczyła czoło, aż jej wzrok natrafił na ciuch, który miała na ramionach- Moja- odchrząknęła i uchyliła drzwi swojej sypialnii. Ugh, nie oddała mu bluzy! 

-Dziwnie się zachowujesz, Jo- Smith poszła za siostrą do pomieszczenia- I to od dłuższego czasu, nie mówisz mi czegoś- spojrzała na brunetkę, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

-Wydaje ci się- mruknęła brunetka, zajmując miejsce na łóżku- Jestem zmęczona, mogłaby...

-Nie mogłabym!- krzyknęła Jess- Co się z tobą dzieje, dziewczyno? Od tygodnia ze mną nie rozmawiasz, chyba, że cię jakimś cudem zmuszę! I znowu zniknęłaś niewiadomo gdzie, wracasz i unikasz tematu!- wyrzuciła ręce w powietrze- To nie tak miało wyglądać, miało być normalnie!

-Jeśli ci się nie podoba, możesz wrócić do mamy, bo widzę, że za nią tęsknisz!- Jo wstała- A przy okazji wyściskaj naszego kochanego tatusia, bo jego też ci pewnie brakuje!- dziewczyna wyszła z pokoju z zaciśniętymi ustami. Założyła buty w przedpokoju i wyszła na klatkę schodową, zamykając drzwi odrobinę za gwałtownie. Przygryzła wargę i otarła kąciki oczu rękawem bluzy. Schodziła szybko po schodach, ponieważ buzowały w niej emocje! I przez to zamroczenie wpadła centralnie na tors jakiegoś faceta! 

-Przepra...- mruknęła i urwała, gdy uniosła głowę. Stał przed nią cholerny Malik i trzymał ją w zgięciach łokci! 

-Znowu ty- uniósł brew.

-Puść mnie- wywróciła oczami i odsunęła się od chłopaka.

-Gdzie idziesz?- przyciągnął ją z powrotem.

-Przejść się- burknęła dziewczyna- Puszczaj no...

-Zapomniałaś już o tym co ci mówiłem czy jesteś tak odważna, że się nie boisz?- Malik uśmiechnął się sarkastycznie, irytując Green jeszcze bardziej.

-Mam to gdzieś, odwal się, do cholery- warknęła brunetka i wyminęła mężczyznę.

On jednak poszedł za nią.

-Chyba przejdę się z tobą- powiedział brunet- Ej, co ty taka sztywna?- spytał i trącił Jo w łopatkę.

-Co ty taki wyluzowany?- wywróciła oczami, otwierając drzwi wyjściowe i od razu uderzyła w nią fala chłodnego, kojącego wiatru.

-Już nie jestem w pracy- oznajmił, doganiając dziewczynę- To jak, mogę się podłączyć? Tym razem spóbuję nikogo nie postrzelić- uśmiechnął się zaczepnie.

Jo westchnęła. 









Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top