➼ 38

Zayn był wykończony psychicznie i fizycznie, właściwie nie wiedząc skąd wzięło się to drugie. Nie mógł powiedzieć, że jego organizm poddano wielkiemu wysiłkowi, bo właściwie pod tym względem nie zmęczył się ani odrobinę. Wiedział za to, czym spowodowany był zły stan jego umysłu. Aż za dobrze. Ta świadomość dobijała go jeszcze bardziej. Nie sądził, że będzie musiał podjąć aż tak radykalne kroki, by poprowadzić plan do końca. Spodziewał się, że pójdzie mu jak z płatka, bez większych szkód i komplikacji. Tymczasem tyle rzeczy się nie udało. Niemalże stracił w oczach Joe przez swoje zawahanie. Postrzelił Jima. Kolejny raz zagwarantował Jo piekło na ziemi. O tym ostatnim myślał nieprzerwanie od momentu, gdy zobaczył ją w tym paskudnym miejscu. Zapłakaną. Przerażoną. Pozbawioną sił. Pobitą. Nie mógł wyzbyć się nienawiści do samego siebie za to, że pozwolił, by kolejny raz ją skrzywdzono. Czuł się podle i wiedział, że na to zasłużył. Prawdę powiedziawszy, gdyby mógł, to sam dołożyłby sobie o wiele więcej cierpienia. Bo to jego powinno spotkać to wszystko, co przeżywała teraz ona. Jo była tak dobrą osobą. Nikomu nie życzyła źle. Nikogo nie raniła, a to ją los doświadczył tak dobitnie, że ledwo mogła udźwignąć ten ciężar na ramionach. Ale mimo to ciągle walczyła. Nie wielu byłoby w stanie tyle znieść, lecz ona sobie radziła. Była silna, ale o tym nie wiedziała. 

Kiedy Malik rozmówił się z niezadowolonym Joe, natychmiast wrócił do swojego samochodu i skierował się do domu z myślą, że musiał sprawdzić czy Green dotarła bezpiecznie do siebie. Założył, że w trakcie zamieszania, jeden z ludzi Jima się nią zajął i podwiózł ją do mieszkania lub szpitala. Postanowił, że w najpierw sprawdzi pierwszą opcję, a później będzie szukał dalej. Jadąc, ciągle miał ją przed oczami i za nic nie potrafił pozbyć się tego obrazu. Bardzo się martwił, bardziej niż kiedykolwiek się spodziewał. Ale uznawał to za normalne. Jo była dla niego ważna, zrozumiał to już jakiś czas temu i przyjął do wiadomości. 

Zatrzymał auto i szybko z niego wyszedł, nie kłopocząc się zakluczeniem go. Miał teraz inne priorytety. Pospiesznym korkiem udał się na ich wspólne piętro, po czym zadzwonił do drzwi, wykonując nerwowe ruchy palcami...Cisza. Odczekał kilkanaście sekund i spróbował ponownie. Znowu nic. Powtarzał czynność kilkukrotnie przez około pięć minut aż poddał się i stwierdził, że w domu na pewno nie było Jo. Tak więc zdecydował, że pojedzie do szpitala, gdzie z pewnością się znajdowała. W takim stanie tylko idiota by jej tam nie zawiózł. 

Droga na miejsca zajęła mu około trzydziestu niemiłosiernie dłużących się minut. Było to chyba najdłuższe pół godziny w jego życiu, ponieważ gdy wszedł do szpitala, czuł się jakby minęła przynajmniej godzina. Podszedł od razu do recepcji i zapytał o dziewczynę.

-Jo Green- powiedział zapytany o nazwisko domniemanej pacjentki. 

-Przykro mi, ale nikt taki nie został przyjęty w tym szpitalu- poinformowała kobieta za ladą, poszperawszy w dokumentach.

-Jak to nie?- zdziwił się Malik i jednocześnie zakiełkowało w nim ziarenko niepokoju- Jest pani pewna? Niska, drobna brunetka. Bardzo pobita- przełknął ślinę i zaczął nerwowo tupać nogą- Nie przeoczyłaby pani.

-Niestety, ale na sto procent nie ma tutaj tej osoby- odparła jakby współczująco- Siedzę tutaj cały czas, nie przyprowadzono tu żadnej pobitej dziewczyny. 

Chłopak nic nie odpowiedział, a jedynie skinął głową. Odwrócił się na pięcie i skierował do wyjścia. Poczuł, że ogarniała go panika. Skoro nie było jej w domu ani szpitalu, to gdzie była? Niemożliwe, by którykolwiek z chłopaków wziął ją do siebie, to bez sensu, a więc...Zayn chronił się przed tymi myślami całym sobą, ale ich nie powstrzymał. Były tylko dwie inne możliwości- albo Joe przetrzymywał ją u siebie, albo została sama gdzieś w tej ruderze zupełnie bez sił. Nie wiedział, która opcja wydawała się gorsza. Była już noc i zrobiło się naprawdę bardzo zimno, a ona miała na sobie tylko koszulkę. I jedno, i drugie mogło skończyć się tragicznie. 

Dojechał na miejsce zdarzenia najszybciej jak mógł. Pędził jak strzała, ignorując światła i zakazy. Nie liczyło się dla niego nic poza znalezieniem Jo. Gdy stanął pośrodku placu, na którym kilka godzin temu rozgrywała się cała akcja, poczuł bezsilność. Gdzie miał jej szukać? Jeśli uciekła, mogła pójść w każdym kierunku. Z drugiej strony była bardzo słaba...Na pewno nie oddaliłaby się zbyt daleko. Wybrał na chybił trafił jedną uliczkę i ruszył naprzód, rozglądając się dookoła. W międzyczasie zaczął padać deszcz, utrudniając mu widzenie, jednak szukał dalej. Skręcał w kolejne uliczki, przeszukując dokładnie każdy zakamarek, w którym mogła znajdować się brunetka. Powoli tracił nadzieję, że uda mu się cokolwiek zdziałać, lecz wtedy zobaczył wystający zza rogu kawałek buta. Rzucił się w tym kierunku w przypływie nowych pokładów energii i nadziei. 

Zobaczył ją, a serce zabiło mu mocniej. Nie wiedział czy z radości, że ją znalazł, czy przerażenia jej stanem. Leżała bezwładnie pod ścianą i wyglądała jeszcze gorzej niż zapamiętał. Czerwone, obdarte dłonie, siniaki na ramionach, resztki krwi spływające wraz z kroplami deszczu, mokre ubrania. Pochylił się nad ciałem Green i delikatnie obrócił ją na plecy. Poczuł się wtedy jakby ktoś uderzył go z całej siły w głowę i przez chwilę nie wiedział co dalej zrobić, prawie jak dziecko. Opamiętał się jednak i sprawdził oddech dziewczyny. Był słaby, ale oddychała. Zaraz po tym ułożył ją w odpowiedniej pozycji i zadzwonił po pogotowie, podając nazwę najbliższej ulicy, bo wiedział, że tutaj na pewno nie dojadą. 

Malik zdjął swoją bluzę i założył ją Jo, po czym wziął brunetkę na ręce i ruszył ku miejscu wskazanym karetce. Był tam nie dłużej niż po kilku minutach. Usiadł na niskim murku z nieprzytomną Green na kolanach i co jakiś czas kontrolował jej oddech, przy okazji gładząc lekko jej policzek. 

Ambulans przyjechał dość szybko. Nim Zayn się zorientował, siedział już przy szpitalnym łóżku, czekając aż dziewczyna się obudzi. Powiedział lekarzom, że był jej bratem. W innym wypadku nie powiedzieliby mu nic na temat jej zdrowia. Była ciężko pobita, ale tego domyślił się sam. Na szczęście obyło się bez poważniejszych urazów, ale z pewnością kilka dni będzie musiała solidnie wypocząć, by nabrać sił. 

Spędził tu już prawie trzy godziny. Najpierw jedną, czekając aż skończą się badania niebieskookiej, potem dwie, ściskając jej małą, bladą dłoń podłączoną do kilku rurek. W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że powinien pójść do Jima. Upewnił się czy mężczyzna również był w tym szpitalu, wykonując telefon do Harry'ego, a uzyskawszy potwierdzenie, poszedł pod wskazaną salę. 

Jim leżał na jednym z łóżek, a na sali znajdował się sam. Obaj uśmiechnęli się na swój widok, a Malik od razu podszedł do przełożonego.

-Zanim cokolwiek powiesz- Jim go uprzedził- Powiedz czy się udało. Joe myśli, że jesteś z nim?- zapytał z napięciem.  

-Połknął haczyk- przytaknął brunet, siadając na niskim krzesełku- Udało mi się go przekonać, że cię nienawidzę i chcę się zemścić równie mocno, co on. Wszystko poszło jak uzgodniliśmy. No...prawie wszystko- zawahał się- To Joe miał do siebie strzelić. Tego nie było w planie, ale ja...

-W porządku, Zayn- Jim kiwnął głową ze zrozumieniem, a z Malika zeszło napięcie- Spisałeś się idealnie. Oboje mieliśmy świadomość, że może będziesz musiał to zrobić, więc nie popełniłeś żadnego błędu. Dokładnie tak miało być. Grunt, że trafiłeś tylko w nogę- zaśmiał się przyjaźnie, wywołując lekki uśmiech na twarzy brązowookiego. 

-Co z nią?- dopytał.

-Do wesela się zagoi. Kula nie utknęła zbyt głęboko. Za dobrych kilka tygodni wszystko się zrośnie i nie będziemy o niczym pamiętać- stwierdził- Powiesz mi co z tą dziewczyną? Wiadomo coś? Nie wyglądała dobrze.

-Jest tutaj- powiedział Malik, a złe emocje automatycznie powróciły- Znalazłem ją i przywiozłem do szpitala. Jeszcze nie odzyskała przytomności, pobili ją, ale powinno być dobrze ze zdrowiem- ciężko przeszły mu przez usta te słowa. Dobrze wiedział, że Jo będzie po tym w jeszcze większej ruinie niż kiedy się poznali. Będzie musiał ją wesprzeć, o ile pozwoli mu się wytłumaczyć z tej niefortunnej sytuacji, której świadkiem była. Wszystko poszło nie tak... Przez niego.

-To może wróć do niej- zasugerował Jim, wyrywając Malika z zamyślenia- Powinna zobaczyć znajomą twarz, kiedy obudzi się w tym miejscu.

Chłopak nie odpowiedział, bo nie miał pojęcia co. Po prostu skinął głową i wyszedł. Powolnym krokiem i ze smętną miną wrócił do sali, w której leżała Green. Podniósł spojrzenie i zobaczył, że siedziała z otwartymi oczami, rozglądając się po pomieszczeniu. Oczy brunetki wypełnione były dezorientacją, ale kiedy zauważyła Zayna pojawił się w nich strach.

-Co...- wydukała, bo było to jedyne słowo, które przyszło jej na myśl.

Czemu była w szpitalu? Kto ją tu przywiózł i dlaczego Malik stał w przejściu, i patrzył na nią jakby miał zaraz zemdleć? Nie rozumiała niczego. Nie widziała co właściwie się stało. Jedynym co pamiętała dokładnie był ból, kiedy dwaj mężczyźni bili ją bez opamiętania...Nadal go czuła. Każde pojedyncze uderzenie i zadrapanie. Nie miała pojęcia czemu to zrobili, ale było to okrutne. Poczuła się jak kiedyś. Nic nie warta. Pusta w środku. Obrzydliwa. 

Popłakała się z bezsilności. Tak ciężko było jej pozbyć się tych uczuć, a teraz wszystko wróciło. Nie chciała walczyć z tym kolejny raz... Nie dałaby rady.

-Jo- Zayn zacisnął usta i podszedł do brunetki, próbując złapać ją za rękę, jednak szybko się wyrwała. 

-Nie dotykaj- pokręciła głową, ale nie patrzyła na niego- I wyjdź stąd... czego ode mnie chcesz?- jej głos był cichy i niewyraźny, a od dziewczyny emanowało tyle bólu, że Malikowi wydawało się, iż czuł go na własnej skórze. Oczywiście nie miał zamiaru posłuchać. Usiadł i złapał dłoń niebieskookiej mimo jej woli- Nikomu nie powiem. Tylko mnie zostaw- Green mówiła jak w amoku, zupełnie odcięta od rzeczywistości, a on zastanawiał się nad sensem jej słów.

Dopiero po chwili zrozumiał. Bała się go. Myślała, że chciał zrobić jej krzywdę.

-Nie, Jo, to nie tak- zaczął, tłumacząc się chyba najpospolitszym sposobem w historii- Posłuchaj, proszę.

-Zostaw, zostaw, błagam- brunetka nie reagowała w najmniejszym stopniu na jego prośby, jedynie odsuwała się od dotyku i kręciła głową. Była nieobecna. W jej głowie toczyła się jakaś wewnętrzna walka i Zayn był tym naprawdę przerażony. Zamknął dziewczynę w swoich ramionach, gdy bezsilnie szlochała, a ona zaczęła się szarpać- Puść! Nie chcę!- podniosła głos, uderzając go piąstkami w tors- Przestań, proszę...już nie!

-Co się dzieje, Jo- chłopak zapytał raczej siebie niż ją. Przeniósł dłonie na policzki niebieskookiej i skierował jej twarzy na swoją- Spokojnie- powoli pocierał jej policzki, czekając aż dojdzie do siebie- To tylko ja. Zaraz porozmawiamy, tylko się uspokój.

Green miała zaciśnięte powieki i mocno ściskała w dłoniach materiał jego koszulki. Walczyła z tym, co siedziało w jej głowie i nie dawało spokoju. Robiła się trochę spokojniejsza. Przestała płakać i krzyczeć, ale nadal znajdowała się we własnym świecie i nie otwierała oczu.

-Przytul- wyszeptała nagle po kilku minutach ciszy. Zayn uniósł brwi z zaskoczenia, ale spełnił jej prośbę i już po chwili owinął ciało brunetki ramionami, przyciskając do siebie. Dziewczyna wtuliła policzek w ciepłą klatkę piersiową bruneta tak, by słyszeć rytmiczne bicie serca, natomiast dłonie ułożyła płasko na jego torsie. Nie przejmowała się sprzecznością swoich zachowań. Wiedziała, że w tym momencie tylko on mógł pomóc wrócić jej do rzeczywistości, bez względu na to co zrobił wcześniej. 

Malik, trzymając Jo w uścisku, mógł się jej przyjrzeć. Była naprawdę drobna, a przytulona do jego torsu przypominała małe, niewinne dziecko. Uśmiechnął się pod nosem i założył kosmyk włosów za jej ucho.

-Już dobrze?- wyszeptał, sam nie wiedząc czemu. Może nie chciał jej wystraszyć.

-Powiedz, że to było tylko nieporozumienie, Zayn- zaczęła Green, od razu przechodząc do sedna sprawy- Że coś mi się przewidziało, nie wiem- mówiła, nie odrywając się od niego ani na sekundę. 

-Nie przewidziało ci się, ale masz rację. To było nieporozumienie- potwierdził- Cały czas pracuję dla Jima. To była tylko część jego planu. Miałem zdobyć zaufanie Joe żebyśmy mieli kogoś wewnątrz- wyjaśnił i odetchnął z ulgą, że wreszcie to z siebie wyrzucił- Przepraszam, że cię wystraszyłem. I...i znowu wciągnąłem w bagno.

-Przyszli wieczorem, kiedy Jess wyszła z domu- zaczęła niebieskooka z innej beczki, ignorując przeprosiny chłopaka- Byłam sama. Usłyszałam, że ktoś dobija się do drzwi i chciałam zadzwonić do kogoś, ale oni zdążyli wejść. Nie wiedziałam o co chodzi i czego ode mnie chcą. Próbowałam się obronić i wtedy obaj zaczęli mnie bić- głos Jo niebezpiecznie zadrżał, a ona mocniej wtuliła się w Malika jakby chciała ukryć się w jego ramionach- Bałam się, że...- nagle urwała, nie kończąc myśli- Przyprowadzili mnie tam. Chciałam wiedzieć po co tam byłam, ale nic nie mówili. Potem zobaczyłam ciebie i myślałam, że ty tak naprawdę...- w tym momencie dziewczyna ponownie zaczęła cicho szlochać- Boję się- wyszeptała ledwo słyszalnie.

-Przepraszam, że się tak przeze mnie czułaś- powiedział Zayn, ścierając opuszkiem palca łzy spływające po jej policzkach- I obiecuję, że zrobię wszystko żebyś była bezpieczna. Naprawdę. Jeśli chcesz, będę nocował u ciebie na kanapie dopóki każdy z tych skurwysynów nie trafi za kratki. Przysięgam.

I pocałował Jo w czoło. 

* * *

dwa tysiące słów i rozdział po dwóch dniach, tego to opowiadanie jeszcze nie widziało! 

A teraz przyznawać się, kto zwątpił w Zenka? 

Wasza Truskawka 🍓



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top