➼ 23
-Kto to był?- rzuciła Jess od razu, gdy Malik i wspomniana brunetka opuścili budynek.
-A skąd ja mam to wiedzieć?- burknęła Jo, opierając się nieelegancko o krzesło i skrzyżowała ramiona na piersi. Nadal trawiła wiadomość o tym, że za jakieś dwie minuty musiała wejść do gabinetu psychologa, a dodatkowo pojawienie się Zayna wyprowadziło ją z równowagi. Czuła jeszcze przyspieszone bicie serca oraz ciepło na policzkach.
-Spędziłaś z nim trochę czasu, mogłaś zobaczyć jakieś zdjęcie czy coś- wzruszyła ramionami- Ale mam nadzieję, że to nie jego dziewczyna. Musiałabym zmienić taktykę.
-Przestań, Jess- przez zdenerwowanie Jo była trochę zirytowana, lecz starała się nad tym panować- Nie chcę żebyś dalej coś kombinowała, rozumiesz? Nie będę miała chłopaka, a już na pewno nie jego i się z tym pogódź- westchnęła.
-Wybacz, że chcę byś ułożyła sobie życie- Smith przewróciła oczami.
-Przepraszam- powiedziała Green cicho- Wiem, że chcesz dla mnie dobrze, ale na tą chwilę on zapewne uważa mnie za rąbniętą świruskę, która musi chodzić do psychologa- dodała z zrezygnowaniem.
-Nie zakładaj, że to skreśla cię w jego oczach. Każdy normalny człowiek by to zrozumiał. Poza tym ta jego...kimkolwiek ona była, też tu chodzi, więc nie powinno być to dla niego nowością.
Normalnego, pomyślała z przekąsem. Malik nie był normalny.
-Pani Green?- rozmowę przerwała im kobieta w eleganckiej koszuli z teczką w dłoni.
-Tak- Jo pokiwała głową.
-Zapraszam do gabinetu- odparła, uśmiechając się ciepło, co niebieskooka spróbowała odwzajemnić. Wyszło jej to dość nieudolnie, ponieważ bardzo się stresowała, lecz zdawało, że nikt nie zwracał na to uwagi.
Brunetka wstała, poprawiając koszulkę nerwowym ruchem. Poszła za psycholog w kierunku białych drzwi, odwracając się przez ramię do siostry. Jess uśmiechała się szeroko i pokazała jej kciuki w górę.
* * *
Smith czekała na Jo pod gabinetem już kilka minut przed szesnastą. Dziewczyna wyszła z pokoju równo o wyznaczonej godzinie. Pożegnała się z panią doktor skinieniem głowy oraz uśmiechem. Gdy drzwi się za nią zamknęły, odetchnęła z ulgą. Wypuściła spięty oddech i podeszła do Jess z krzywym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
-I jak?- szatynka położyła dłoń na jej ramieniu i obie skierowały się do wyjścia- Było tak źle?- spytała, pociągając za klamkę.
Uderzyła w nie fala świeżego, wiosennego powietrza. Green zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech, czując na twarzy słabe promienie słońca wydostające się zza chmur.
-Nie- odezwała się w końcu, kręcąc przecząco głową- Była nawet miła, ale...wiesz, że nie lubię o tym rozmawiać- burknęła dziewczyna i spuściła wzrok na splecione palce swoich rąk- Nie jestem przekonana czy to faktycznie coś pomoże- dodała ciszej.
-Na pewno się nie przekonasz, jeśli podejdziesz do tego tak pesymistycznie- westchnęła młodsza siostra- Daj jej szansę żeby ci pomogła i przede wszystkim daj szansę sobie, by wreszcie mogło być lepiej- Smith uśmiechnęła się pokrzepiająco i wzięła ją pod rękę- Przyjedziemy na następną wizytę za tydzień, zgoda?
Jo zacisnęła usta, rozważając w głowie wszystkie za i przeciw. W najgorszym scenariuszu mogło to po prostu nic nie pomóc, w najlepszym- istniała szansa, że będzie normalnie, spokojnie. To co było najtrudniejsze i tak już powiedziała, więc teraz teoretycznie powinno być tylko lepiej. Uniosła głowę i zerknęła na siostrę.
-Okay- odpowiedziała cicho i uśmiechnęła się półgębkiem.
-No i fajnie- zachichotała Jess- A teraz koniec snucia smutów, idziemy na lody!- skręciła gwałtownie w prawo, ciągnąc za sobą niebieskooką.
* * *
Trafiły do pobliskiej kawiarni i zamówiły sobie dużą porcję lodów z bitą śmietaną oraz owocami. Odszukały wzrokiem wolne miejsce przy szybie w rogu pomieszczenia i usiadły, a potem zaczęły na zmianę jeść i rozmawiać. W ostatnim czasie bardzo rzadko spędzały razem wolny czas, bo obie prawie go nie miały- Jess była zajęta stażem w szpitalu, a Jo miała na głowie przygotowanie się do zorganizowania wystawy. Jej zadaniem było znaleźć odpowiedni budynek, wymyślić temat przewodni pokazu oraz zlecić danym pracownikom wykonanie obrazów, które później będą reprezentować firmę. Musiała również urządzić całe wydarzenie z pomocą Annie. To było bardzo odpowiedzialne zadanie, a miała przecież tylko osiemnaście lat.
-Znowu bujasz w obłokach- Jess trąciła siostrę w ramię, zauważywszy, że jest przy niej obecna jedynie ciałem, nie duchem.
Jo zamrugała kilkakrotnie rzęsami w przyspieszonym tempie, wracając do otaczającej ją rzeczywistości.
-O czym myślałaś tym razem?- szatynka uniosła podejrzliwie brew i uśmiechnęła się znacząco- Latałaś na chmurce o imieniu Zayn?
-Co?- brunetka skrzywiła się- Nie! Jess, przestań sugerować jakieś niestworzone rzeczy- westchnęła.
Malik miał ją za wariatkę po ostatnim wydarzeniu. Przynajmniej w jej przekonaniu.
-O ja..- Smith rozszerzyła oczy- Ty naprawdę go lubisz!- pisnęła z podekscytowaniem.
-Co masz teraz na myśli?
-Twoje oczy, idiotko! Świecą się zawsze, kiedy ktoś wspomina o czymś, co lubisz albo o jakiejś dobrej rzeczy czy wspomnieniu- wyjaśniła- I nie wciskaj, że nie. Za dobrze cię znam.
-Jest w porządku. Lubię go, ale co z tego?- wywróciła ze znużeniem oczami.
-To, że musisz wreszcie się przełamać i znaleźć sobie jakiegoś znajomego, który nie jest kobietą- oznajmiła Jess z pokerowym wyrazem twarzy- Jeśli faktycznie ci się nie podoba, w co i tak nie wierzę, ale niech ci będzie, to nie będę cię na siłę na niego pchała. Spróbuj chociaż lepiej go poznać.
-Nawet jeśli bym chciała...wątpię by po mojej ostatniej akcji miał ochotę mnie widzieć- Jo przygryzła wargę- Powinnam go przeprosić...
-Więc na co czekasz?- spytała szatynka, wstając- Jedziemy do niego- odeszła od stolika- Chodź- dodała, zerkając za siebie przez ramię.
Green opuściła kanapę i wróciła do samochodu. Całą drogę siedziała w ciszy, obracając palcami i zaciskając usta, pełna niepewności. Co jeśli nie będzie chciał z nią rozmawiać? Albo jeśli nie będzie go w mieszkaniu? Jo słynęła z tego, że nie potrafi zebrać się na odwagę poraz drugi. Gdy pierwszy raz coś szło nie po jej myśli, ciężko było zachęcić ją do tego ponownie.
Jess zaparkowała pod ich blokiem i razem przeszły na odpowiednie piętro. Brunetka zamarła, patrząc w drzwi jego mieszkania.
-Na pewno nie ma ci tamtego za złe- siostra położyła dłoń na jej ramieniu- Dasz radę, dawaj- popchnęła ją lekko w stronę drewnianej pokrywy, a sama weszła do ich wspólnego mieszkania.
Jo wzięła głęboki oddech nim podeszła do dzwonka i nacisnęła go. Czekała może kilkanaście sekund, przygryzając wargę i patrząc na swoje połączone dłonie, aż Malik otworzył drzwi i stanął w ich progu.
-Cześć.
* * *
Lubię urywać w takich momentach, przepraszam...XD
*rozdział szybciej niż po trzech tygodniach, woooow*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top