➼ 2
Miało być siódmego, ale nie mogę się powstrzymać xd
Jo westchnęła i poszła przed siebie. Stąpała powoli po popękanym chodniku, patrząc na swoje nogi odziane w bordowe tenisówki, które uważała za koślawe. Serce nadal biło jej na wspomnienie dzisiejszych wydarzeń. Musiała się uspokoić, żeby nie wzbudzać podejrzeń siostry. Mogę przecież pójść na policję, niech złapią tych gangsterów- pomyślała. Jednak coś jej nie pozwalało. Nie rozumiesz, to nie tak, jak myślisz. Zapomnieć. Powinna zapomnieć i nie wracać myślami do dzisiejszego wieczoru. Przyjechała do Londynu w nadziei, że ułoży sobie normalnie życie i jacyś początkujący przestępcy jej tego nie uniemożliwią.
Do domu miała kilka minut drogi, jednak szła bardzo wolno. Stawiała ciężkie kroki, czuła się jakby kilkakrotnie przybrała na wadze. Powinna bać się, że ktoś ją zobaczy, napadnie i ponownie zaciągnie na jakąś ciemną melinę, lecz ona lubiła długie, wieczorne spacery po mieście pogrążonym w ciszy. Cisza i wolność, to właśnie kochała najbardziej, a tutaj mogła poczuć to najepiej. Szła wzdłuż starych, jednak zachwycających budynków. Księżyc świecił w pełni, a pojedyńcze krople deszczu spływały po jej włosach i policzkach. Więszkość mieszkanców, widząc Jo, uznałaby ją za małą dziewczynkę z problemami, która szuka szczęścia w tak drobnych rzeczach jak srebrny blask księżyca. I wcale by się nie mylili. Czasem życie zmusza człowieka do cieszenia się ze zwykłego dzień dobry lub słonecznego poranka. Jo była osobą, która boleśnie się o tym przekonała.
Brunetka zostawiła za sobą ciemne uliczki skąpane w żółtym świetle latarni i poszła dalej przy brzegu Tamizy. Palcem sunęła po czarnej barierce po prawej stronie chodnika, jednocześnie patrzyła na oświetlony most londyński, który pod osłoną nocy wyglądał jeszcze piękniej niż za dnia. Woda była ciemna i spokojna, Green patrzyła w nią jak zachipnotyzowana. Przystanęła i oparła się o barierkę, by wpatrywać się w kobaltowe niebo. Jasne gwiazdy kontrastowały z niebiem i przysłaniającymi je chmurami. Jo wiedziała, że musi wracać już do domu, bo siostra na pewno odchodziła od zmysłów. Po lewej stronie chodnika rozciągał się szary park i właśnie w tym kierunku poszła dziewczyna. Padający deszcz przedostawał się przez korony drzew, jednak Jo szła dalej. Lubiła deszcz. Między innymi dlatego przeprowadziła się do Londynu. Park nie był duży, ale miał swój urok. Jo wyszła na ulicę i już miała przejść przez pasy, gdy usłyszała szczekanie. Jej głowa odruchowo obróciła w stronę, z której dobiegał ów dźwięk. Spojrzała w prawo, potem lewo i wtedy go zobaczyła. Golden retriever o miękkiej, puszystej sierści biegł w stronę Jo, nieprzerwanie szczekając na widok właścicielki.
-Luke- szczery uśmiech zawitał na twarzy Jo, kiedy pies stanął u jej stóp i zaczął machać wesoło ogonem. Dziewczyna ukucnęła przy zgubie i zmierzwiła dłonią jego głowę- Mądry piesek- podrapała pupila za uchem i złapała smycz, która zaplątała sie wokół łap Luka.
Tym razem trzymała ją uważniej. Przeszła przez pasy i skręciła w lewo. Blok, w którym mieszkała stał nieopodal. Pokonała jeszcze kilkadziesiąt metrów i weszła na klatkę schodową. Czwarte piętro wydawało się teraz tak odległe. Dziewczyna wspięła się po stopniach pod drzwi swojego mieszkania, na szczęście wzięła ze sobą klucze. Otworzyła drzwi i po cichu weszła do środka, zakładając, że jej siostra już spała. Zdjęła buty i kurtkę, puściła Luka wolno i i poszła przed siebie.
Wąski korytarz o białych ścianach prowadził do salonu, po obu jego stronach znajdowały się wejścia do łazienki i pokoju Jess. Jo skręciła w lewo- do swojego pokoju. Nie był duży, w centralnym punkcie stało łóżko, za nim kolorowa fototapeta. Po lewej stronie swoje miejsce miała biała szafa. Jo ominęła łóżko i usiadła przy dużym biurku. Ściany były w odcieniu łagodnej zieleni i bieli. Dziewczyna postukała palcami o powierzchnię biurka kilka razy i wyszła z pokoju. Salon był małym, wąskim pomieszczeniem o fioletowych ścianach. W rogu stała biała narożna kanapa, na przeciwko niej stolik i grający telewizor. Ani śladu Jess. Brunetka otworzyła drzwi kuchni, jej siostra siedziała na blacie, w dłoni trzymała telefon. Na widok Jo odłożyła gwałtownie komórkę, zestoczyła z blatu i zamknęła siostrę w uścisku.
-Gdzie byłaś?- spytała głosem pełnym ulgi- Chciałam dzwonić na policję, idiotko!- uderzyła Jo w głowę, a ona dotknęła podrażnione miejsce.
-Bolało- skrzywiła się Jo, masując skroń.
-Zasłużyłaś- burknęła Smith*, jednak w środku zaczynała odczuwać poczucie winy, widząc zaczerwieniony ślad na głowie starszej siostry.
-Zgubiłam się trochę- powiedziała Jo, siadając przy stole i nalała sobie szklankę wody- Luke...- urwała. Nie, zdecydowanie nie powinna wspominać o incydencie z Lukiem- Luke ma nosa- mruknęła.
Czuła się źle, okłamując siostrę, ale nie chciała roztrząsać wydarzeń dzisiejszego wieczoru. Do tego nie opuszczało jej dziwne przeczucie, że wplątała się w coś nieodpowiedniego i to wcale nie był koniec. Tym bardziej nie powinna wciągać w to młodszej siostry. Po krótkiej rozmowie wychowawczej, której udzielała Jess, Jo poszła pod prysznic. Miętowy żel zmył z niej wspomnienie brudnego dotyku nieznajomego chłopaka i oczyścił umysł. Dziewczyna przebrała się w legginsy i niebieską koszulkę. W mieszkaniu było ciepło. Green wróciła do swojego pokoju, kiedy życzyła siostrze dobrej nocy. Położyła się pod zielonym kocem, w duchu prosząc by tej nocy nie nawiedzały ją koszmary.
➼ ➼ ➼
Jess zbudził głośny krzyk. Dziewczyna poderwała się z miejsca i rozejrzała po pokoju. Jeden krzyk więcej wystarczył jej, by wyszła z łóżka i pobiegła do pokoju siostry z zabójczą prędkością. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Jo siedziała na swoim łóżku, ściskając w rękach poduszkę i trząsła się spazmatycznie. Szatynka podbiegła do zapłakanej dziewczyny, wdrapała się na łóżko i objęła ją ramonami. Green odrazu odwzajemniła uścisk, desperacko zaciskając palce na koszulce siostry, jakby to pomagało wrócić jej do rzeczywistości. Ciało brunetki drżało, ręce się trzęsły, a policzki były mokre od łez. Dopiero kojący głos Jessy wyrwał ją ze świata swojego koszmaru.
-Cii, nie ma go tutaj- Smith* kołysała się z siostrą w prawo i lewo, pamiętając, że zawsze jej to pomagało.
-To się nigdy nie skończy- wydukała Jo, chowając twarz we włosach Jess.
-Jesteśmy daleko, nie znajdzie nas- zapewniła szatynka, a Green przytaknęła cicho.
Chciała, by jej siostra miała rację.
Kogo nie ma, kto ich nie znajdzie, hm?
*Smith- nazwisko Jess. Jo ma na nazwisko "Green", ponieważ jest dzieckiem byłego partnera swojej mamy. Czyli tak po polsku- mają innych ojców ;**
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top