➼ 15

-Mówię do ciebie, kobieto!

Jo poczuła dłoń ściskającą i potrząsającą jej ramieniem i podskoczyła w miejscu z zaskoczenia. Pokręciła głową, wyrywając się ostatecznie z głębokiego zamyślenia i objęła rozproszonym spojrzeniem salę, w której się znajdowała oraz patrzącą na nią z uniesioną brwią Annie.

-Przepraszam- wymamrotała niewyraźnie- Co mówiłaś?- wypuściła postrzępiony oddech i podparła brodę na zaciśniętej pięści.

-Pytałam czy wyjdziemy na kawę, żeby omówić kwestię tej wystawy...- powiedziała powoli rudowłosa, nieprzerwanie obserwując Jo badawczym wzrokiem.

Zachowywała się dzisiaj dziwnie, była nieswoja. Odpływała do innej rzeczywistości za każdym razem, gdy przestawała mówić. Wyglądała na zmęczoną, miała pod oczami fioletowe sińce, a przyjaciółka zauważyła ślad pod jej wargą. Annie nie poruszyła jednak drażniącego jej od wczoraj tematu ani nie wypytywała Jo o spotkanie z Malikiem. Wiedziała jedynie, że Green nie była sobą od dłuższego czasu, coś ją gnębiło i nie dawało spokoju. Dziewczyna była jakby wyssano z niej życie, a to niemal łamało Annie serce- nie chciała, by Jo po raz kolejny została przygnębiona sypiącymi się na nią problemami.

-W porządku- brunetka uśmiechnęła się bez przekonania i przetarła twarz dłońmi.

Nie wyspała się w nocy. W sumie większą jej część spędziła po prostu na leżeniu twarzą do poduszki i nieudolnym próbowaniu odganiania od siebie niechcianych myśli. Jednak one ani myślały opuścić wymęczony już umysł dziewczyny. Najpierw nawiedziły ją wspomnienia przeklętego spaceru, który zapoczątkował lawinę druzgocących jej psychikę wydarzeń, potem przypomniała sobie, że może być obserwowana w tej jak i w każdej innej chwili. Z trudem powstrzymała kolejny atak paniki, a teraz nienawidziła ich jeszcze bardziej niż niegdyś. Kiedy udało jej się zmrużyć oko, ze snu wyrwał ją dręczący ją od lat koszmar. Potem płakała niezliczoną ilość czasu aż w końcu zasnęła ze zmęczenia.

A od rana Jo czuła się jak robot albo zombie, któremu kazano udawać, że żyje i się tym życiem cieszy. Teraz- gdy siedziała na niewielkiej sali wypełnionej krzesłami, czekając na wykład o fotografii, otoczona znajomymi z pracy- dziesięć razy trudniej przychodziło jej udawanie, że wszystko było w porządku. 

-Coś się stało?- spytała Annie półszeptem, pochylając się w stronę brunetki. W pokoju zbierali się już ludzie i zajmowali wolne miejsca na krzesłach.

-Nie, dlaczego?- Green starała się zgrywać niewzruszoną i oparła się o siedzenie. 

-Wciskaj ten kit mojemu chomikowi- rudowłosa zmrużyła gniewnie oczy- Jesteś nieobecna. I przygnębiona. To przez tego chłopaka? Odwalił coś?

-Nic mi nie jest- mruknęła dziewczyna- A już na pewno nie przez niego- dodała beznamiętnie. 

Czuła się okropnie, musząc okłamywać kolejną bliską osobę. Ale co mogła poradzić? Byłoby niesprawiedliwe z jej strony gdyby wyjawiła komuś prawdę o swoim sąsiedzie, podczas gdy on wczoraj obronił ją przed...lepiej nie zgadywać czym. 

-Jesteś pewna, że wszystko z nim w porządku?- przyjaciółka uniosła powątpiewająco brew- Nie chcę cię męczyć, ale mam wrażenie, że nie wiesz jaki to typ kolesia- skrzywiła się, a Jo posłała jej zaciekawione spojrzenie- No...Narkotyki, ustawki, zastraszanie ludzi, wyścigi...I inna laska do łóżka w każdy weekend. Całe to gówno i jeszcze więcej pewnie- powiedziała, a brunetka wzdrygnęła się na myśl o wyścigach. 

-Nie, Annie. Błagam cię- westchnęła Jo- Nie rozumiem twojego pojęcia o nim...To normalny chłopak, jest miły, nawet bardzo na tle tych, których miałam nieszczęście poznać- burknęła beznamiętnie. 

-Wybacz, że to powiem, ale jeśli facet chce zaciągnąć dziewczynę do łóżka, to logiczne, że będzie miły!- obruszyła się Annie- Uważaj na niego trochę, bo jeszcze skończy się tak, że będę musiała spuścić mu porządny łomot- uśmiechnęła się ze złowieszczym błyskiem w oku- Okay? 

-Okay- Jo odwzajemniła uśmiech. 

*   *   *

-To był najgorszy wykład jaki widziałam- powiedziała Annie, śmiejąc się do Jo.

Przed chwilą wstały ze swoich miejsc i wyszły z budynku na świeże powietrze. Przeszły na drugą stronę ulicy i ruszyły w kierunku pobliskiej kawiarni. 

-Faktycznie- Green uśmiechnęła się lekko i bez przekonania- Ten facet o mało nie zniszczył wystawy- przypomniała sobie młodego wykładowcę, który w natłoku wypowiadanych słów zapomniał, że za nim stała dość duża ilość zdjęć oraz stojaków, na których były one wywieszone. 

-A wiesz, że to nie byłoby takie złe?- zachichotała ruda- Przynajmniej miałybyśmy się z czego pośmiać, a nie tylko zasypiać od jego bezsensownego gadania. Skąd oni go wytrzasnęli?- zmarszczyła czoło.

Kawiarnia ulokowana na rogu ulicy pojawiła się już w zasięgu ich wzroku. Szły jeszcze kilka minut i zatrzymały się przed małym, białym budynkiem. Weszły do środka i rozejrzały się za wolnym miejscem w małej, pastelowej przestrzeni. Było tu jak w domku z cukierków i lukru. Annie wypatrzyła niezajęty stolik przy ścianie i przy nim usiadła. Jo podeszła do baru i zamówiła dwie karmelowe kawy, a potem wróciła do przyjaciółki.

-Więc o co chodzi z tą wystawą?- spytała, podpierając się na stoliku, i spojrzała na Annie. 

-Tak! Właśnie!- dziewczyna ożywiła się i klasnęła w dłonie- Nie uwierzysz w życiu!- uśmiechnęła się szeroko i radośnie, po czym pochyliła się do brunetki- W następnym miesiącu przyjeżdża do Londynu jakaś szycha i chce coś tam podpisać z naszym studiem! I zażyczył sobie żeby ktoś przygotował wystawę, która nas zareklamuje i w ogóle, a teraz zgadnij komu Park chce powierzyć kierowanie przygotowaniami do tej wystawy!- rudowłosa wyszczerzyła się bardziej i spojrzała na Jo błyszczącymi tęczówkami. 

-Tobie?- zgadła Green po chwili zastanowienia. Radość Annie wydawała jej się odpowiedzią.

-A właśnie, że nie!- pokręciła głową- Tobie, idiotko!- złapała Jo za ramiona i potrząsnęła nią.

-Mnie?- brunetka wytrzeszczyła oczy- Przecież ja tam nawet tydzień nie pracuję!

-Ale Park miał przetrzepane wszystkie twoje zdjęcia i opinię ze szkoły zanim cię na oczy zobaczył, poza tym jesteś świetna- powiedziała dziewczyna- Musisz tylko pójść do niego i powiedzieć czy się zgadzasz i możesz wybrać sobie kilka osób do pomocy- poinformowała- Zgodzisz się, co nie?

-Nie wiem, Ann- mruknęła brunetka- Jak coś źle zrobię, to Park mnie znienawidzi. Chyba przecenia moje możliwości- uśmiechnęła się krzywo.

-Przeciwnie, idiotko! Nie powierzyłby ci takiego zadania, gdyby nie był pewny, że sobie poradzisz, bo za bardzo mu na tym zależy. Sam by się tym zajął. Musisz się zgodzić, oblejemy twój sukces ciastem czekoladowym- nalegała rudowłosa z zapałem na twarzy.

-No, może masz rację- Jo przygryzła wargę- To pomożesz mi?- spytała.

-Liczyłam na to- zaśmiała się Annie.

Niedługo potem kelnerka przyniosła zamówienie przyjaciółek, a one wypiły kawę, nieprzerwanie rozmawiając. Spędziły w kawiarni prawię godzinę i kilka minut przed czternastą zaczęły zbierać się do wyjścia. Jo zapomniała na ten czas o nękających ją scenariuszach i poczuła się lepiej, gdy wreszcie przestała myśleć o tym co niechciane. Po opuszczeniu budynku poszła z Annie na spacer po dużym parku. Usiadły razem na ławce i ponownie rozmawiały przez kilkanaście minut. Później rozeszły się do swoich domów.

Green była kilka minut drogi od swojego mieszkania. Rozpięła bluzę, ponieważ słońce wyszło zza chmur i nareszcie zaczęło robić się cieplej. Wyciągnęła telefon i napisała siostrze, że niedługo wróci. Gdy uniosła głowę znad wyświetlacza, jej wzrok natrafił na dwóch mężczyzn idących w przeciwnym kierunku wprost w jej stronę. Ich spojrzenia skrzyżowały się w tym samym czasie. Jeden z chłopaków trącił drugiego ramieniem i wskazał palcem na brunetkę. Ona przygryzła wargę, a bicie jej serca przyspieszyło. Stanęła w miejscu, ale szybko się otrząsnęła i przeszła po pasach na drugą stronę ulicy. Kątem oka zerknęła na dwóch nieznajomych i była przekonana, że za nią szli. I że już kiedyś ich widziała. 

Z trudem zachowała spokój i poszła przed siebie, myśląc gdzie powinna tak właściwie się udać. Pomyślała w pierwszej kolejności o jakimś tłocznym miejscu, ale potem doszła do wniosku, że tłum wcale nie zniechęciłby tej dwójki, gdyby chcieli ją dorwać. Miała w głowie pustkę dopóki nie przypomniała sobie, że miała w telefonie numer do Zayna. Drżącą ręką wybrała jego numer i zadzwoniła.

-Coś się dzieje czy dzwonisz, bo się stęskniłaś?- powiedział na przywitanie. 

-Ktoś za mną idzie- burknęła cienkim głosem Jo- Możesz teraz pokazać w jaki sposób chcesz mi pomóc.

-Spokojnie, już do ciebie idę. Gdzie jesteś?- spytał, a jego głos zakłócany był przez szum.

-Niedaleko bloku, po drugiej stronie ulicy. Chyba mnie zobaczysz jak wyjdziesz...

-Tak, za...

Dziewczyna nie usłyszała nic więcej, ponieważ ktoś oderwał jej telefon od ucha i się rozłączył. Brunetka została zatrzymana w miejscu przez męskie ramie, które owinęło się wokół jej talii.

-Cześć, Jo- powiedział jeden z otaczających ją mężczyzn nieprzyjemnym, wrogim głosem- Jak leci?


Mam nadzieję, że ktoś tu ze mną został mimo tych przerw pomiędzy rozdziałami :D 

Do następnego! xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top