#3
>>>Harry<<<
Siedziałem zrozpaczony na schodach czekajac na kolejną lekcję. Łzy po mamie cały czas spływały z moich oczu. Moi przyjaciele próbowali mnie pocieszyć, nawet mała Molly mnie przytuliła. Miałem poprostu dość. Dość stanu wojennego, dosc Igrzysk Śmierci. Dość wszystkiego. Dość życia. Zacząłem sie zastanawiać, jakby to było gdyby wtedy na dziedzińcu Snow zabiłyby mnie. Zostawił bym Gemme samą. I Liama, i Zayna, wszystkich których kocham. Na te myśli łzy jeszcze bardziej pociekły.
-Harry... no już wystarczy.. -Ed usiadł koło mnie i przytulił. Moje rece zacisnęły się w pięści na jego czarnej koszulce. Jego dłoń zaczęła głaskać moje plecy.
-Bedzie dobrze. Nie zostaniesz sam. Obiecuje ci- szepnal.
-Dziekuje -powiedziałem cicho, drżącym głosem.
-No już. Ćśś Harry nie płacz-zaczął sie lekko kołysać, byleby mnie uspokoic.
-E-Ed? Dyrektor kazał mi tu po w-was przyjść- jakiś szatyn stanął koło nas. Był dość niski. Spojrzałem na jego twarz, a jego śliczne, niebieskie oczy wpatrywały sie we mnie ze współczuciem i smutkiem.
-Jasne. Chodź Harry- Ed pomógł mi wstać i ruszyliśmy przed niebieskookim do gabinetu dyrektora.
>>>Louis<<<
Szedłem za wysokim loczkiem z zielonymi oczami w których mógłbym się zatopić. Przed chwilą wpatrywałem sie w te smutne, przestraszone, pozbawione chęci do życia tęczówki, w tamtym momencie chciałem go mocno przytulić i pozbyć się jego smutnego wyrazu twarzy. Ale co może taki zwyczajny Louis Tomlinson, co trzęsie gaciami przed Snow'em i boi się mu sprzeciwić?
Weszliśmy do gabinetu dyrektora, a loczek cały czas płakał po śmierci mamy. Też bym pewnie płakał. Nie. Ja bym chyba dostał depresji, wyrwał broń Snow'owi i strzelił sobie w łeb, w ogóle o tym nie myśląc.
-Panie Styles.-zaczął mężczyzna.
>>>Harry<<<
-Panie Styles.- zaczął dyrektor poważnie, a ja wziąłem rękę Ed'a w swoją i mocno ścisnąłem, żeby nie rozpłakać się ponowie tym razem przy dyrektorze.
-Przykro mi z powodu twojej matki.-powiedział, a ja nie chciałem tego słuchać. Zagryzłem warge tak, ze poczułem metaliczny smak krwi na języku, a łzy i tak płynęły. Rudy chłopak scisnal moja reke dodając otuchy.
-Kto sie teraz tobą zajmie?-zapytał, a ja chciałem mu przywalić w ten głupi ryj.
-Ja mogę... znaczy moja mama- powiedział odważnie Ed.
-Twoja matka nie wyraziła na to zgody. Już dzwoniłem- powiedział, zdejmując okulary.
-A Liam? Zayn?-zapytał z nadzieją.
-Przykro mi. Nie maja warunków, ani środków.- łzy zaczęły płynąć jeszcze bardziej po mojej twarzy.
-J-ja nie chce d-do in-insty-instytutu- zaszlochałem, a przyjaciel przytulił moje drżące ciało do swojego.
-Moja matka może.- szatyn odezwał sie niepewnie, a ja spojrzałem na niego zdziwiony i szczęśliwy.
-Z-zdajesz s-sob-sobie spr-sprawe że mam s-siostre?- zapytałem. On tylko kiwnął głową a dyrektor poszedł zadzwonić. Kiedy mężczyzna wyszedł zacząłem szlochać w koszulkę Shareen'a.
-Hej Hazz.... nie płacz. Nie oddamy cię do instytutu... Obiecuję...Loczku nie płacz...- widziałem, ze mój wygląd dobijał moich przyjaciół, a najbardziej Ed'a i Liam'a. Zayn pewnie jeszcze nic nie wie. W sumie dobrze. Niech lepiej najpierw wyzdrowieje. Dyrektor wrocil po 20 minutach z kobietą. Prawdopodobnie z matką szatyna.
-Ty jesteś Harry?-zapytała smutno. Ed potwierdził za mnie, a kobieta złapała moje ramie lekko.
-N-niech p-pani m-mnie zos-zostawi. S-sam pojdę.-z moich ust wydostał się zduszony, głośny szloch. Ed przytulił mnie jeszcze mocno.
-Zostawie ci z Louis'em loczku. Jest w porządku. Musze wrócić na lekcje. Trzymaj sie.-powiedzial jescze raz ściskając moją rękę.
-P-pamietaj.. i-idź-idzicie po tą m-maść dla Z-Zee.-powiedziałem, Ed potwierdził i wyszedł. Czułem się sam. Nie mam w tej chwili nikogo do kogo mógłbym sie przytulić.
-L-Lou?-zapytalem cicho i nieśmiało.
-Tak?-zapytal cicho i jakby ze smutkiem.
-M-moge si-sie do cie-ciebie przytulić?- on nie odpowiedział tylko oplutł swoimi drobnymi ramionami moją talie. Od razu wybuchnąłem głośnym szlochem w jego zagłębienie na szyi.
Zaprowadził mnie do auta swojej matki. Usiadł koło mnie, więc ja polozylem głowę na jego ramieniu i od razu odpłynąłem do krainy morfeusza.
XXX
I jak? Czyta to ktos jeszcze? :c
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top