Zazdrość

Bieluchna suknia snuje się pod niebem
Pieści we wietrze swe krygi
Pod sukni włóknem plenią się nad gruntem
Tulipańskie liście wzdrygają się aż spod łodygi

Czerwone ciągi szumią, głuszą przestwór zieleni
Dziewczę pochyla dłonie, nad kwiatkiem składa klęczki
Zapachem ich pełni nozdrza
W ciele rozkwita duma

W trawie chyli się ciemnota
Sukny obdarte kresy, otchłań przebytego szczęścia
Lico jej przekwitłe, od nieszczęści pobledła
Złocistowłosa tulipany miłuje, nic nie spodziewa

Złocistowłosa darmo sędzi czasy jestestwa
Chwil tulipanom nie szczędzi, na wody czubki ich skrapla
Ah! Przed trawy wybłądza ślepi zazdrości czerwieni
Bieluchną trąci, pochodnie schyla i nicestwi
Sąg czerwienistych główek niknie przez żywioły
Na dziewczu przysięgły się łzy na policzku jak łupiny

„Czemuż dobytek wpasła mój w ognie?"
„Ja tego nie dobyłam, rozgramiało mnie czucie!"

Runęła w ziemię, Boże, jak rozerwało to serce!
Ciemne szaty wyłoniły rękę, dziewczę popadło od smutku w martwicę.

Bieluchnę otruła zawiścią, co ona poczyniła?
Złorzeczy przez język siebie, nie tak przeglądała
Obłoki zarzeczyły ciemiężne pioruny
Wszak z goryczy, z pochodni żary
Przesądziła w siebie, zapłonęła
Dusza cherlawa, od złorzeczeń konęła


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top