Sekundy

Osiemdziesiąt tysięcy sześćset czterysta sekund
Codziennych czynów trwoga otacza ludzi jak debiut
W ciszy zatłoku czas im odbiera
I nim blask oćmienia w nich wstąpa
Tam w ruch skąmla kolejnej godziny pora
A człowiek w niedzieli będąc wietrze
Rozmyśla w powolnym, stresnym tonie
„Co przyniesie dzień pracy durny? Kolejny dzień niechlubny?!”
I tak niedzielny wiatr zdolał przyćmiewać
Jakby z daru czasu nie korzystał życia

Lico każde w tyle samo otoczne — darem sypie natura
I choć całuną sekund czar znika, w północy się odradza
To czy warty ten, kto parę z nich ci nie poświęca?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top