Rozdział 6
Następnego dnia wojowniczka obudziła się jeszcze przed wszystkimi. Nawet patrol poranny jeszcze nie wyruszył. Nie mogła już zasnąć, więc wyszła z legowiska. Chciała coś zjeść, może teraz miała jedną z niewielu okazji, kiedy nikt by nie zauważył. Wtedy spostrzegła Różaną Gwiazdę siedzącą przed Wysokim Głazem. Kocica podeszła do niej.
-Witaj, Różana Gwiazdo. - Powitała ją krótkim pochyleniem głowy, po czym usiadła obok niej.
Jej przywódczyni od zawsze była mniejsza, niż inne koty, właściwie szylkreta nie miała pojęcia dlaczego, teraz jednak była też wyjątkowo chuda, przez co wojowniczka zaczęła martwić się, czy nie straci życia.
-Witaj, Szyszkowe Futro. - Miauknęła kruczoczarna, łaciata kocica prawie szeptem, jej głos drżał i brzmiał niepewnie.
-Wszystko dobrze? - Zastępczyni wolała mieć pewność, że Różanej Gwieździe nic nie jest. Zwłaszcza teraz, kiedy tak bardzo była potrzebna.
-Tak, jest dobrze. - Nie brzmiało to, jakby faktycznie brzmiało dobrze. - Po prostu źle się czuję i się martwię, ale nie rozmawiajmy o tym. Brunatna Gwiazda chciała chyba o czymś ze mną porozmawiać. Wiesz, o co chodziło?
-Wiem tylko, że o jakąś ceremonie. - Wyjaśniła Szyszkowe Futro. Jednocześnie w głowie samą siebie próbowała przekonać, że przywódczyni nic nie jest. - Może chciała mianować na wojowników Żbiczą Łapę i Maślaną Łapę.
-Raczej nie. - Mruknęła. Pokryta łatami część jej futra wyróżniała się mocno na tle jej kruczoczarnej sierści. - Z tego co wiem szkolą się tylko o kilka dni dłużej, niż nasi uczniowie. Nie są gotowi, zwłaszcza, patrząc po zachowaniu Żbiczej Łapy. Może porozmawiasz z nią? Ja chyba nie czuję się na siłach.
Szyszkowe Futro nie odpowiadała przez chwilę, zastanawiając się co powiedzieć. Może głód naprawdę mocno zaszkodził Różanej Gwieździe, a może zachorowała na coś poważnego. Nie, na pewno po prostu jest zmęczona. - Powtarzała sobie uporczywie w głowie wojowniczka. - Ma sześć żyć, zostanie z nami jeszcze przez długie księżyce.
-No, dobrze. - Odpowiedziała w końcu, jednocześnie robiąc wszystko, żeby jej głos nie wyrażał cienia zmieszania. - Potem przekażę ci wszystko co mówiła, a jeśli nadal nie będziesz czuła się najlepiej przekażę jej twoją odpowiedź.
-Nie. - Zaprotestowała przywódczyni, a Szyszkowe Futro nie była pewna, co ma na myśli. - Sama zdecyduj, co zrobić. Tak będzie najlepiej.
-Ale to ty jesteś przywódczynią klanu. - Szylkreta chciała delikatnie odmówić. Wizja sytuacji, w której musiałaby podjąć decyzję dotyczącą jednego, a może nawet dwóch klanów ją przerażała. - Chyba ty powinnaś zadecydować, nie ważne o co może chodzić.
-Dob... - Przez chwilę kocica brzmiała, jakby miała zgodzić się na samodzielne podjęcie decyzji, potem jednak urwała nagle i zamilkła, a jej oczy błysnęły przerażeniem. - Ty musisz zdecydować. Ja jeszcze się pomylę, źle wybiorę.
-Różana Gwiazdo...
-O zobacz! Brunatna Gwiazda wstała, możesz z nią pogadać. - Tymi słowami przywódczyni ucięła rozmowę. - Idź.
Różana Gwiazda popchnęła lekko wojowniczkę, a ona ruszyła niepewnie w stronę przywódczyni. Kiedy Szyszkowe Futro szła w stronę przywódczyni klanu cienia Różana Gwiazda wróciła ukradkiem do swojego legowiska.
-Witaj, Szyszkowe Futro. Chyba nie idziemy dzisiaj na wspólny patrol, jeśli mnie pamięć nie myli. - Powitała ją, podczas gdy zastępczyni układała sobie w głowie co ma powiedzieć.
-Witaj, Brunatna Gwiazdo. - Mimo słów brązowej kocicy z poprzedniego dnia pstrokata wojowniczka nadal czuła się zobowiązana do ukłonienia się przed nią, co też zrobiła. - Różana Gwiazda chyba się rozchorowała i poprosiła mnie, żebym porozmawiała z tobą o tym, o czym chciałaś.
-No dobrze. Mam nadzieję, że Różanej Gwieździe nie dolega nic poważnego?
Nie mam pojęcia! - Chciała odpowiedzieć Szyszkowe Futro, nie wiedziała, co ma myśleć o tym, co dzieje się z jej przywódczynią, byłą przerażona jej stanem zdrowia. Może poza wychudzeniem nie wyglądało to poważnie, ale ona była jakaś inna niż zawsze, zachowywała się trochę jak kociak, któremu ktoś powiedział, że jest do niczego.
-Nie, nic jej nie jest. Po prostu musi odpocząć kilka dni. - Szylkreta uspokajała jednocześnie Brunatną Gwiazdę jak i siebie. - Więc o co chodziło?
-Chodzi o Berberyska, Migotka i Połóweczkę. Znasz ich z resztą, to kocięta Zapiaszczonej Skóry. - Zaczęła tłumaczyć o co jej chodziło brunatna kocica. Jednocześnie usiadła naprzeciw Szyszkowego Futra. - Mają już pięć księżyców. Wiem, że w klanie pioruna bardzo dbacie o kodeks wojowników, ale myślałam, żeby mianować ich o księżyc wcześniej. Są już dosyć duzi, a fakt, że zdołali przeżyć ucieczkę z obozu klanu cienia oraz dwa księżyce w siedlisku dwunożnych sporo o nich mówi. Potrzebujemy tyle kotów kotów gotowych do polowania i nieuniknionej walki ile tylko możemy mieć. Więc, czy możemy mianować ich wcześniej?
-To złamanie kodeksu wojowniczka... - Mruknęła szylkreta, nie potrafiła znaleźć słów, którymi mogła sformułować spójną odpowiedź. Dlaczego to ona miała decydować, skoro powinna to zrobić Różana Gwiazda? Przecież ona nawet nie wiedziała, co powinna zrobić, a jej przywódczyni zawsze podejmowała dobre decyzje! - Ale zgadzam się z tobą. Możemy ich mianować.
-Dobrze, że się zgadzamy. - Miauknęła Brunatna Gwiazda. - Przeprowadzę ich ceremonię jeszcze dzisiaj, skoro jest tak wcześnie. Z tego co widzę koty już się budzą, więc zrobię to teraz.
-Mam im powiedzieć? - Spytała Szyszkowe Futro i tak miała zamiar zanieść ostatnią jak na razie na stercie zwierzyny ofiarę, małego królika, do żłobka.
-Byłoby dobrze.
Kiedy przywódczyni klanu cienia ruszyła w stronę Wysokiego Głazu zastępczyni Różanej Gwiazdy wzięła ze sterty zwierzyny królika i poszła z nim do żłobka. Od razu po wejściu przez ścianę z różnych krzewów i gałązek podbiegły do niej kociaki. Zapiaszczona Skóra już nie spała i myła się na swoim posłaniu, za to Lodowa Róża leżała jeszcze na ziemi, jednak nie spała, gdyż jeden z jej kociaków ciągle ją szturchał.
-Przyniosłam wam śniadanie. - Pstrokata kocica położyła królika na ziemię, a zebrani w żłobku zaczęli jeść. Tylko Zapiaszczona Skóra nie wstała ze swojego miejsca. - Jak patrole myśliwskie wrócą uczniowie przyniosą więcej, a jak na razie mam dl was dobrą wiadomość. Zwłaszcza dla was, szkraby. - Zwróciła się do kociąt kocicy z klanu cienia.
-O co chodzi? - Zapytał Berberysek.
-A co z nami?! - Oburzył się Wieczorek, który przestał przeszkadzać swojej matce i podreptał do reszty kociąt.
-Wy musicie poczekać i być grzeczni. - Powiedziała mu Szyszkowe Futro z uśmiechem na pysku. Bardzo lubiła kocięta i zabawy z nimi, chociaż wiedziała, jakie zazdrosne i psotne potrafią być. - Kocięta Zapiaszczonej Skóry już dzisiaj zostaną uczniami. Brunatna Gwiazda tak zdecydowała.
-Naprawdę, będziemy uczniami? - Połówecznia widocznie nie do końca jej wierzyła. - Ale fajnie! Będę najlepszą uczennicą w klanie pioruna!
-Jesteśmy z klanu cienia. - Przypomniała swojej córce jej matka, chociaż w jej głosie brakowało przekonania. - Dlaczego zostają uczniami tak wcześnie?
-Potrzeba nam kotów do polowania. - Wyjaśniła szylkreta. - Przysłużą się klanom.
-Cieszysz się, mamo? - Spytał jasnorudą kocicę Migotek. - Już niedługo zostanę wielkim przywódcą klanu pioruna! Migoczącą Gwiazdą!
-Jasne, że się cieszę.
Szyszkowe Futro strzepnęła ogonem i odwróciła się do wyjścia ze żłobka. Usiadła pod Wysokim Głazem, czekając na wezwanie Brunatnej Gwiazdy, jednocześnie nie mogła przestać myśleć o Różanej Gwieździe.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top